Na krótkim wstępie...:)
Nazywam się Patrycja, mam 19 lat i jestem fanką MJ od 2005 roku. Już kiedyś pisałam fikcyjne opowiadania (akurat o innej tematyce niż nasz Mike), ale z powodów szkolnych i rodzinnym bloga musiałam zawiesić i potem usunąć. Powracam tutaj, w całkiem innym stylu ale mam nadzieje, że wam się spodoba :)Zacznę od tego, że wszystko tutaj jest moją inwencją twórczą. Wszystko jest wynikiem mojej wyobraźni więc wiele faktów realnych może się wam nie zgadzać więc nie bijcie mnie za to xD ^^
Czasem będę walić sentencjami i cytatami ale tak mi pozostało z lat wcześniejszych - kiedyś pisałam wiersze. Nie będę obiecywać kiedy i co ile będą się pojawiać nowe posty. Na początku pewnie częściej gdyż chcę was wkręcić w tę historię a wakacje mam aż do 1 października (studia) tak więc czasu na pisanie będę teraz miała sporo:P
Zapraszam was do komentowania bo to bardzo motywuje do dalszej pracy nad opowiadaniem, krytyka również mile widziana :)
Zachęcam najpierw do zapoznania się z zakładką "Bohaterowie", znajdziecie tam krótki opis i zdjęcia głównych postaci, które będą się przewijać w mojej historii.
Nie zatrzymuję was już, zapraszam na rozdział 1, który pozwoli wam poznać główną bohaterkę: Michelle :) Jest dość krótki, ale na początek musi wam wystarczyć ^,^
Miłego czytania !
~~~~~~
W końcu wybiła upragniona 15:00 i mogłam
wrócić do domu. Poszłam na zaplecze sklepu do małej łazienki by sprawdzić jak
wyglądam. Nie byłam zachwycona tym widokiem - upały panujące za oknem nie
sprzyjały mojemu samopoczuciu, zwłaszcza w pracy i jak widać mojemu wyglądowi
również. Opłukałam twarz chłodną wodą, spięłam włosy w nieogarniętego koka,
chwyciłam za torbę i udałam się do wyjścia. Za ladą stała moja mama i
obsługiwała jakiegoś klienta, poczekałam aż wyjdzie i rzuciłam:
- Za pół godziny ma wpaść Natalia, wieczorem jak się ochłodzi zrobię trening -
dalam jej buziaka na pożegnanie przed wyjściem.
- Tylko nie męcz Irysa w te upały za długo! - rzuciła przez zamykające się juz
za mną drzwi.
Pracowałam w sklepie zoologicznym rodziców, a w zasadzie im bardziej pomagałam
niż pracowałam. Tak zazwyczaj mijała pierwsza połowa mojego dnia, a druga w
stajni. Mieszkamy w niewielkim drewnianym domku na skraju miasta, za domem
stajnia z parkurem do treningów. Uwielbiałam to co robię i byłam w tym serio
dobra. Black Iris był moim głównym koniem. Posiadałam go od źrebaka, sama
wszystkiego uczyłam i odnosiłam z nim sukcesy na zawodach skokowych. Pomagał mi
w tym jedynie Max - mój trener, ale zarazem przyjaciel. Przyjeżdżał raz w
tygodniu i prowadził mi trening, mówił co mamy do poprawki, nad czym pracować.
Podziwiałam go za wiedzę jaką posiadał o tym sporcie.
Wsiadłam do auta i ruszyłam w drogę do domu. Podróż zleciała bardzo szybko -
pewnie dlatego, że nie jeżdżę przepisowo - Natalia już czekała na mnie pod
domem.
- No co tak długo Michelle! Dawaj dawaj bo się zaraz roztopię! - uśmiechnęłam
się na widok tej szalonej, znajomej buźki.
- A może tak witaj kochana przyjaciółko? - również się do mnie uśmiechnęła.
Weszłyśmy do domu i poszłyśmy od razu do kuchni, wyjęłam z lodówki zimny sok i
nalałam nam obu do szklanek. Wręczyłam ją Nat i od razu zapytałam:
- No więc powiesz mi o co chodziło z tą "pilną sprawą"? - wczoraj
dzwoniła do mnie, że chce się spotkać bo musimy o czymś pilnie porozmawiać.
Ciekawość mnie już zjadała.
- Tak więc kochana słuchaj uważnie - nie podobał mi się jej ton - ojciec
powiedział mi, że szefostwo od niego z pracy organizuje jakiś bankiet, bal...
nie wiem ,ale mniejsza o to. Impreza! Muszę iść, a mogę wziąć ze sobą osobę
towarzyszącą.
- No i....? - błagałam, aby nie proponowała mi tego.
- I idziesz ze mną! - a jednak. Nie chciałam, wiedziałam co to będzie za bal.
Natalia jak i jej rodzina są bogaci, bardzo. Jej ojciec pracuje z największymi
sławami w LA i nie tylko, zawsze czułam się przy Nat taka... inna. Jednak ona
nie odnosiła się z pieniędzmi nigdy, za to ją uwielbiałam.
- To nie jest najlepszy pomysł, serio - pociągnęłam łyk z szklanki.
- Nie pójdę tam sama, a wiesz że faceta nie mam, zresztą z kim się będę bawić
lepiej jak nie z najlepszą przyjaciółką?! - wiedziałam, że nie odpuści.
- Nie mam nawet się w co ubrać... Nat, tam będę ludzie ubrani w miliony... Nie
chcę się zbłaźnić, dla Ciebie to normalne bo Ty tak żyjesz na co dzień.
- Słuchaj, bal jest jutro - no to cudownie - Tak więc z rana wpadam do
Ciebie bo w soboty i tak nie pracujesz i jedziemy do galerii. Za miesiąc masz
urodziny i niech sukienka będzie prezentem ode mnie - podeszła do mnie i
potrząsnęła mną z miną szczeniaka - No nie daj się prosić.
- Dobra, dobra. Pójdę, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zwijamy się po pólnocy i uderzamy do klubu, jasne?
- Pewnie! - rzuciła mi się na szyję jak dziecko, które miało dostać wymarzoną
zabawkę.
Serio nie chciałam tam iść, ale robiłam to dla niej. Wiem, że ojciec nie odpuści
jej tego balu, a sama by się tam pewnie zanudziła na śmierć. Nie interesowało mnie
poznawanie gwiazdek z TV, oni wszyscy są siebie warci. Tylko kasa i kasa. Nic innego
im w głowie.
Z Nat siedziałyśmy tak do wieczora, rozmawiałyśmy o wszystkim i niczym. Kiedy
wybiła 19, wsiadła do swojego srebrnego Porche i odjechała, ja poszłam do
pokoju się przebrać i poszłam tam gdzie czułam się najlepiej - do stajni.
Irys stał juz na łące przy wyjściu, bo wiedział co się szykuje. Pogłaskałam go w
czarne chrapy i dałam buziaka witając się z nim. Słońce wciąż dokuczało, więc
zamiast treningu na nagrzanym placu postanowiłam pojechać w teren. Zawsze mnie
takie przejażdżki po okolicy odprężały, zwłaszcza, że tereny i widoki mamy
cudowne.
Szybko go wyczyściłam, założyłam siodło i resztę osprzętu. Po chwili już siedziałam na jego grzbiecie. Dobrze, że mamy jeszcze nie było, bo znów by mi truła. że jadę gdzieś bez kasku na głowie. Gdy wjechałam do lasu poczułam ulgę. Byłam sama, tylko ja i zwierzę. Uwielbiałam to uczucie, jazda była dla mnie lekiem na wszystko. Mogłam się odprężyć, zapomnieć o problemach i jechać w tylko mi znanym kierunku. Puściłam się w końcu galopem. Oddałam Irysowi całkowicie wodze, a on czując to automatycznie przyspieszył. W oczach aż miałam łzy od prędkości, droga była piaszczysta i idealna do takich szaleństw. Na grzbiecie całkiem straciłam poczucie czasu, gdy zauważyłam, że zaczyna się robić powoli ciemno. Wjechałam na jakąś polną drogę wzdłuż drzew i kierowałam się powoli do domu. W oddali zobaczyłam coś... auto ?
Szybko go wyczyściłam, założyłam siodło i resztę osprzętu. Po chwili już siedziałam na jego grzbiecie. Dobrze, że mamy jeszcze nie było, bo znów by mi truła. że jadę gdzieś bez kasku na głowie. Gdy wjechałam do lasu poczułam ulgę. Byłam sama, tylko ja i zwierzę. Uwielbiałam to uczucie, jazda była dla mnie lekiem na wszystko. Mogłam się odprężyć, zapomnieć o problemach i jechać w tylko mi znanym kierunku. Puściłam się w końcu galopem. Oddałam Irysowi całkowicie wodze, a on czując to automatycznie przyspieszył. W oczach aż miałam łzy od prędkości, droga była piaszczysta i idealna do takich szaleństw. Na grzbiecie całkiem straciłam poczucie czasu, gdy zauważyłam, że zaczyna się robić powoli ciemno. Wjechałam na jakąś polną drogę wzdłuż drzew i kierowałam się powoli do domu. W oddali zobaczyłam coś... auto ?
Tak, na środku drogi stał zaparkowany jakiś samochód. Nie widziałam dokładnie, ale było to czarne sportowe auto i na pewno nie wyglądało na tanie. Przez
chwilę myślałam, czy nie zawrócić i pojechać inną ścieżką, ale ta była najkrótsza.
W miarę gdy się zbliżyłam zobaczyłam, że przy samochodzie stoi mężczyzna. Rozmawiał
przez telefon, był tak wciągnięty, że nawet mnie nie zauważył. Dopiero gdy
byłam już bardzo blisko, na dźwięk stukotu kopyt odwrócił się. Znałam tę twarz,
znałam aż za dobrze. Ostatnio bardzo często pojawiała się w TV i gazetach na
głównych stronach w skandalu za skandalem. Był to sam Michael Jackson… Przez
chwilę myślałam, że zwariowałam, a to był naprawdę on. Schował telefon do
kieszeni i oparł się o samochód jakby chciał ustąpić mi miejsca, abym mogła
przejechać.
- A cóż taką gwiazdę sprowadza w nasze ubogie strony? – nie mogłam się
powstrzymać, aby się nie odezwać. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Ubogie? Przyroda nie jest uboga, a na widoki narzekać nie możecie – cóż, nie
takiej odpowiedzi się spodziewałam.
- Mam uwierzyć, że wpadłeś tutaj podziwiać nasz las ? – nie odpuściłam, aby mu
nie dociąć. Zmierzyłam go wzrokiem i posłałam kpiący uśmiech.
- Akurat w chwili obecnej stoję tutaj z innego powodu – dopiero zauważyłam, że
maska od samochodu jest otwarta, więc od razu się domyśliłam o co chodzi.
- Dlatego ja zamiast samochodów wolę konie, nawet jak nawali, to idzie do przodu
– zaśmiał się, miał piękny uśmiech, tego mu nie można było zarzucić – Oby
laweta przyjechała szybko, ciemno zaraz będzie, a w tym lesie kryje się wiele
niespodzianek.
- To może zaczekasz razem ze mną? Będzie mi o wiele raźniej – zrobił krok w
moją stronę nie przestając się uśmiechać.
- Duży chłopiec z Ciebie, dasz sobie radę puściłam mu oczko i ruszyłam do
przodu. Wyminęłam go i jechałam dalej. Usłyszałam jak krzyknął za mną:
- Jak Ci na imię?!
- Michelle! – odkrzyknęłam i ruszyłam galopem w stronę domu.
Nim zajechałam na stajnię było już praktycznie całkiem ciemno. Rozsiodłałam
Irysa i zamknęłam w boksie, dałam jeść, pić, po czym usiadłam obok na balocie
słomy i wyciągnęłam telefon wybierając numer Maxa. Odebrał po trzecim sygnale:
- Jak się miewa moja ulubiona uczennica?
- Już nie słodź tak, bo się od tych słodkości zęby popsują – uśmiechnęłam się
sama do siebie – Musimy przełożyć niedzielny trening z ranka na popołudnie.
- Pewnie, nie ma problemu. A mogę wiedzieć dlaczego?
- Nat wyciąga mnie jutro na jakiś bal, potem idziemy do klubu i zapewne rano
nie będę miała siły na jakikolwiek trening.
- Jasne, rozumiem. W takim razie do niedzieli i miłej zabawy wam życzę .
Rozłączyłam się. W głowie nie wiem dlaczego wciąż siedział mi obraz Michaela. Przez Natalie często widywałam różne sławy i jakoś nigdy nie robiło to na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie. Zdarzało mi się słuchać jego piosenek, ceniłam go za talent jaki posiadał, jednak na żywo wyglądał całkiem inaczej. Zresztą… O czym ja myślę? Pewnie kolejna rozpieszczona gwiazdka, nie ma sensu się rozdrabniać.
Rozłączyłam się. W głowie nie wiem dlaczego wciąż siedział mi obraz Michaela. Przez Natalie często widywałam różne sławy i jakoś nigdy nie robiło to na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie. Zdarzało mi się słuchać jego piosenek, ceniłam go za talent jaki posiadał, jednak na żywo wyglądał całkiem inaczej. Zresztą… O czym ja myślę? Pewnie kolejna rozpieszczona gwiazdka, nie ma sensu się rozdrabniać.
Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam w niebo. Było czyste i dokładnie
widziałam wszystkie gwiazdy. W środku miasta jest za jasno, nie ma takich
widoków. Kochałam za to to miejsce. Nagle czarną przestrzeń przecięła biała smuga.
Podobno przy spadającej gwieździe powinno się pomyśleć życzenie, ale czego tak
naprawdę chcę? Nat kiedyś powiedziała mi, że gwiazdy świecą po to aby każdy mógł odnaleźć
swoją. Tak więc moja gwiazdo, gdzie jesteś?
Zmęczona wróciłam do domu. Mama krzątała się po kuchni przyrządzając coś na
kolację, a tata siedział przed komputerem i drukował jakieś dokumenty.
- Zaraz będzie kolacja – rzuciła mama.
- Nie jestem głodna, dzięki.
Ruszyłam na górę do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko. Dziwnie się czułam,
w żołądku miałam pewien ścisk którego nie mogłam się pozbyć. Weszłam do
łazienki, spojrzałam w lustro. Przeczesałam palcami poplątane blond włosy i
zmyłam wodą resztki makijażu. Położyłam się w wannie i zamknęłam oczy. Miałam
dość tej codzienności, rutyny każdego dnia… Chciałabym w końcu zacząć żyć tak
na 100%, dawać od siebie więcej. Gdy wyszłam z łazienki udałam się prosto do
łóżka. Zaczęłam myśleć o jutrzejszym balu. Mimo, że tak bardzo na początku nie
chciałam to w głębi cieszyłam się, że w końcu gdzieś razem z Nat wyjdziemy.
Mało kiedy chodziłyśmy razem na imprezy, więc wiedziałam, że jutro będzie dobry
dzień. Po prostu to czułam.
***
Komentarz = to motywuje !
~~~~~
"Lepiej zaliczać się do niektórych,
niż do wszystkich."