poniedziałek, 27 lipca 2015

Prolog ~ Rozdział 1

Na krótkim wstępie...:)
Nazywam się Patrycja, mam 19 lat i jestem fanką MJ od 2005 roku. Już kiedyś pisałam fikcyjne opowiadania (akurat o innej tematyce niż nasz Mike), ale z powodów szkolnych i rodzinnym bloga musiałam zawiesić i potem usunąć. Powracam tutaj, w całkiem innym stylu ale mam nadzieje, że wam się spodoba :)
Zacznę od tego, że wszystko tutaj jest moją inwencją twórczą. Wszystko jest wynikiem mojej wyobraźni więc wiele faktów realnych może się wam nie zgadzać więc nie bijcie mnie za to xD ^^
Czasem będę walić sentencjami i cytatami ale tak mi pozostało z lat wcześniejszych - kiedyś pisałam wiersze. Nie będę obiecywać kiedy i co ile będą się pojawiać nowe posty. Na początku pewnie częściej gdyż chcę was wkręcić w tę historię a wakacje mam aż do 1 października (studia) tak więc czasu na pisanie będę teraz miała sporo:P
Zapraszam was do komentowania bo to bardzo motywuje do dalszej pracy nad opowiadaniem, krytyka również mile widziana :)
Zachęcam najpierw do zapoznania się z zakładką "Bohaterowie", znajdziecie tam krótki opis i zdjęcia głównych postaci, które będą się przewijać w mojej historii.
Nie zatrzymuję was już, zapraszam na rozdział 1, który pozwoli wam poznać główną bohaterkę: Michelle :) Jest dość krótki, ale na początek musi wam wystarczyć ^,^
Miłego czytania !

~~~~~~


   W końcu wybiła upragniona 15:00 i mogłam wrócić do domu. Poszłam na zaplecze sklepu do małej łazienki by sprawdzić jak wyglądam. Nie byłam zachwycona tym widokiem - upały panujące za oknem nie sprzyjały mojemu samopoczuciu, zwłaszcza w pracy i jak widać mojemu wyglądowi również. Opłukałam twarz chłodną wodą, spięłam włosy w nieogarniętego koka, chwyciłam za torbę i udałam się do wyjścia. Za ladą stała moja mama i obsługiwała jakiegoś klienta, poczekałam aż wyjdzie i rzuciłam:
- Za pół godziny ma wpaść Natalia, wieczorem jak się ochłodzi zrobię trening - dalam jej buziaka na pożegnanie przed wyjściem.
- Tylko nie męcz Irysa w te upały za długo! - rzuciła przez zamykające się juz za mną drzwi.
   Pracowałam w sklepie zoologicznym rodziców, a w zasadzie im bardziej pomagałam niż pracowałam. Tak zazwyczaj mijała pierwsza połowa mojego dnia, a druga w stajni. Mieszkamy w niewielkim drewnianym domku na skraju miasta, za domem stajnia z parkurem do treningów. Uwielbiałam to co robię i byłam w tym serio dobra. Black Iris był moim głównym koniem. Posiadałam go od źrebaka, sama wszystkiego uczyłam i odnosiłam z nim sukcesy na zawodach skokowych. Pomagał mi w tym jedynie Max - mój trener, ale zarazem przyjaciel. Przyjeżdżał raz w tygodniu i prowadził mi trening, mówił co mamy do poprawki, nad czym pracować. Podziwiałam go za wiedzę jaką posiadał o tym sporcie.
   Wsiadłam do auta i ruszyłam w drogę do domu. Podróż zleciała bardzo szybko - pewnie dlatego, że nie jeżdżę przepisowo - Natalia już czekała na mnie pod domem.
- No co tak długo Michelle! Dawaj dawaj bo się zaraz roztopię! - uśmiechnęłam się na widok tej szalonej, znajomej buźki.
- A może tak witaj kochana przyjaciółko? - również się do mnie uśmiechnęła.
   Weszłyśmy do domu i poszłyśmy od razu do kuchni, wyjęłam z lodówki zimny sok i nalałam nam obu do szklanek. Wręczyłam ją Nat i od razu zapytałam:
- No więc powiesz mi o co chodziło z tą "pilną sprawą"? - wczoraj dzwoniła do mnie, że chce się spotkać bo musimy o czymś pilnie porozmawiać. Ciekawość mnie już zjadała.
- Tak więc kochana słuchaj uważnie - nie podobał mi się jej ton - ojciec powiedział mi, że szefostwo od niego z pracy organizuje jakiś bankiet, bal... nie wiem ,ale mniejsza o to. Impreza! Muszę iść, a mogę wziąć ze sobą osobę towarzyszącą.
- No i....? - błagałam, aby nie proponowała mi tego.
- I idziesz ze mną! - a jednak. Nie chciałam, wiedziałam co to będzie za bal. Natalia jak i jej rodzina są bogaci, bardzo. Jej ojciec pracuje z największymi sławami w LA i nie tylko, zawsze czułam się przy Nat taka... inna. Jednak ona nie odnosiła się z pieniędzmi nigdy, za to ją uwielbiałam.
- To nie jest najlepszy pomysł, serio - pociągnęłam łyk z szklanki.
- Nie pójdę tam sama, a wiesz że faceta nie mam, zresztą z kim się będę bawić lepiej jak nie z najlepszą przyjaciółką?! - wiedziałam, że nie odpuści.
- Nie mam nawet się w co ubrać... Nat, tam będę ludzie ubrani w miliony... Nie chcę się zbłaźnić, dla Ciebie to normalne bo Ty tak żyjesz na co dzień.
- Słuchaj, bal jest jutro - no to cudownie - Tak więc z rana wpadam do Ciebie bo w soboty i tak nie pracujesz i jedziemy do galerii. Za miesiąc masz urodziny i niech sukienka będzie prezentem ode mnie - podeszła do mnie i potrząsnęła mną z miną szczeniaka - No nie daj się prosić.
- Dobra, dobra. Pójdę, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? 
- Zwijamy się po pólnocy i uderzamy do klubu, jasne?
- Pewnie! - rzuciła mi się na szyję jak dziecko, które miało dostać wymarzoną zabawkę.
   Serio nie chciałam tam iść, ale robiłam to dla niej. Wiem, że ojciec nie odpuści jej tego balu, a sama by się tam pewnie zanudziła na śmierć. Nie interesowało mnie poznawanie gwiazdek z TV, oni wszyscy są siebie warci. Tylko kasa i kasa. Nic innego im w głowie.
   Z Nat siedziałyśmy tak do wieczora, rozmawiałyśmy o wszystkim i niczym. Kiedy wybiła 19, wsiadła do swojego srebrnego Porche i odjechała, ja poszłam do pokoju się przebrać i poszłam tam gdzie czułam się najlepiej - do stajni.
   Irys stał juz na łące przy wyjściu, bo wiedział co się szykuje. Pogłaskałam go w czarne chrapy i dałam buziaka witając się z nim. Słońce wciąż dokuczało, więc zamiast treningu na nagrzanym placu postanowiłam pojechać w teren. Zawsze mnie takie przejażdżki po okolicy odprężały, zwłaszcza, że tereny i widoki mamy cudowne.
   Szybko go wyczyściłam, założyłam siodło i resztę osprzętu. Po chwili już siedziałam na jego grzbiecie. Dobrze, że mamy jeszcze nie było, bo znów by mi truła. że jadę gdzieś bez kasku na głowie. Gdy wjechałam do lasu poczułam ulgę. Byłam sama, tylko ja i zwierzę. Uwielbiałam to uczucie, jazda była dla mnie lekiem na wszystko. Mogłam się odprężyć, zapomnieć o problemach i jechać w tylko mi znanym kierunku. Puściłam się w końcu galopem. Oddałam Irysowi całkowicie wodze, a on czując to automatycznie przyspieszył. W oczach aż miałam łzy od prędkości, droga była piaszczysta i idealna do takich szaleństw. Na grzbiecie całkiem straciłam poczucie czasu, gdy zauważyłam, że zaczyna się robić powoli ciemno. Wjechałam na jakąś polną drogę wzdłuż drzew i kierowałam się powoli do domu. W oddali zobaczyłam coś... auto ?
   Tak, na środku drogi stał zaparkowany jakiś samochód. Nie widziałam dokładnie, ale było to czarne sportowe auto i na pewno nie wyglądało na tanie. Przez chwilę myślałam, czy nie zawrócić i pojechać inną ścieżką, ale ta była najkrótsza. W miarę gdy się zbliżyłam zobaczyłam, że przy samochodzie stoi mężczyzna. Rozmawiał przez telefon, był tak wciągnięty, że nawet mnie nie zauważył. Dopiero gdy byłam już bardzo blisko, na dźwięk stukotu kopyt odwrócił się. Znałam tę twarz, znałam aż za dobrze. Ostatnio bardzo często pojawiała się w TV i gazetach na głównych stronach w skandalu za skandalem. Był to sam Michael Jackson… Przez chwilę myślałam, że zwariowałam, a to był naprawdę on. Schował telefon do kieszeni i oparł się o samochód jakby chciał ustąpić mi miejsca, abym mogła przejechać.
- A cóż taką gwiazdę sprowadza w nasze ubogie strony? – nie mogłam się powstrzymać, aby się nie odezwać. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Ubogie? Przyroda nie jest uboga, a na widoki narzekać nie możecie – cóż, nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
- Mam uwierzyć, że wpadłeś tutaj podziwiać nasz las ? – nie odpuściłam, aby mu nie dociąć. Zmierzyłam go wzrokiem i posłałam kpiący uśmiech.
- Akurat w chwili obecnej stoję tutaj z innego powodu – dopiero zauważyłam, że maska od samochodu jest otwarta, więc od razu się domyśliłam o co chodzi.
- Dlatego ja zamiast samochodów wolę konie, nawet jak nawali, to idzie do przodu – zaśmiał się, miał piękny uśmiech, tego mu nie można było zarzucić – Oby laweta przyjechała szybko, ciemno zaraz będzie, a w tym lesie kryje się wiele niespodzianek.
- To może zaczekasz razem ze mną? Będzie mi o wiele raźniej – zrobił krok w moją stronę nie przestając się uśmiechać.
- Duży chłopiec z Ciebie, dasz sobie radę puściłam mu oczko i ruszyłam do przodu. Wyminęłam go i jechałam dalej. Usłyszałam jak krzyknął za mną:
- Jak Ci na imię?!
- Michelle! – odkrzyknęłam i ruszyłam galopem w stronę domu.
   Nim zajechałam na stajnię było już praktycznie całkiem ciemno. Rozsiodłałam Irysa i zamknęłam w boksie, dałam jeść, pić, po czym usiadłam obok na balocie słomy i wyciągnęłam telefon wybierając numer Maxa. Odebrał po trzecim sygnale:
- Jak się miewa moja ulubiona uczennica?
- Już nie słodź tak, bo się od tych słodkości zęby popsują – uśmiechnęłam się sama do siebie – Musimy przełożyć niedzielny trening z ranka na popołudnie.
- Pewnie, nie ma problemu. A mogę wiedzieć dlaczego?
- Nat wyciąga mnie jutro na jakiś bal, potem idziemy do klubu i zapewne rano nie będę miała siły na jakikolwiek trening.
- Jasne, rozumiem. W takim razie do niedzieli i miłej zabawy wam życzę .
   Rozłączyłam się. W głowie nie wiem dlaczego wciąż siedział mi obraz Michaela. Przez Natalie często widywałam różne sławy i jakoś nigdy nie robiło to na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie. Zdarzało mi się słuchać jego piosenek, ceniłam go za talent jaki posiadał, jednak na żywo wyglądał całkiem inaczej. Zresztą… O czym ja myślę? Pewnie kolejna rozpieszczona gwiazdka, nie ma sensu się rozdrabniać.
   Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam w niebo. Było czyste i dokładnie widziałam wszystkie gwiazdy. W środku miasta jest za jasno, nie ma takich widoków. Kochałam za to to miejsce. Nagle czarną przestrzeń przecięła biała smuga. Podobno przy spadającej gwieździe powinno się pomyśleć życzenie, ale czego tak naprawdę chcę? Nat kiedyś powiedziała mi, że gwiazdy świecą po to aby każdy mógł odnaleźć swoją. Tak więc moja gwiazdo, gdzie jesteś?
   Zmęczona wróciłam do domu. Mama krzątała się po kuchni przyrządzając coś na kolację, a tata siedział przed komputerem i drukował jakieś dokumenty.
- Zaraz będzie kolacja – rzuciła mama.
- Nie jestem głodna, dzięki.
   Ruszyłam na górę do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko. Dziwnie się czułam, w żołądku miałam pewien ścisk którego nie mogłam się pozbyć. Weszłam do łazienki, spojrzałam w lustro. Przeczesałam palcami poplątane blond włosy i zmyłam wodą resztki makijażu. Położyłam się w wannie i zamknęłam oczy. Miałam dość tej codzienności, rutyny każdego dnia… Chciałabym w końcu zacząć żyć tak na 100%, dawać od siebie więcej. Gdy wyszłam z łazienki udałam się prosto do łóżka. Zaczęłam myśleć o jutrzejszym balu. Mimo, że tak bardzo na początku nie chciałam to w głębi cieszyłam się, że w końcu gdzieś razem z Nat wyjdziemy. Mało kiedy chodziłyśmy razem na imprezy, więc wiedziałam, że jutro będzie dobry dzień. Po prostu to czułam.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~

"Lepiej zaliczać się do niektórych, 
niż do wszystkich."


Mia land-of-grafic