poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 10

Ok kochani zacznę na wstępie od marudzenia, czyli małe ogłoszenia parafialne :P
Nr 1 - ZAWODY.
Ogólnie zawody w sumie jak każde inne zaliczone do udanych :3 Obyło się bez podium, ale jestem zadowolona i z siebie i z konia. Dobry czas, koń skakał aż miło i super zabawa :D
Jak na to, że ostatnio przez kontuzje mojej kobyłki bardzo mało trenowałyśmy to poszło nadzwyczaj dobrze. Ogólnie siedzi mi w głowie obraz jednej dziewczyny, która zaliczyła podczas swojego przejazdu taką wywrotkę, że przefikołkowała przez konia lądując mu pod nogami O.o
Ogólnie nie raz widziałam takie sytuacje, ale ta z bliska wyglądała masakrycznie... Uprzedzając pytania: dziewczyna jest cała, nic poważnego się nie stało. Ja w swojej 'karierze' rękę już miałam przez konia połamaną i inne mega niebezpieczne akcje, no ale pasja to pasja. Taki sport niestety... Jest ryzyko - jest zabawa. Albo szpital, albo sława !

Jakby ktoś z was chciał zobaczyć nasz przejazd to niżej link do YT (na moim kanale znajdziecie też inne przejazdy z zawodów/treningi itd więc zapraszam do subskrybcji ).

https://www.youtube.com/watch?v=aCkIb3dPXxQ&feature=youtu.be

Nr 2 - notka.
Mam wrażenie, że za dużo się skupiam na uczuciach O,o
Znaczy wiem że to ważne, jednak czasem chyba za bardzo się rozkręcam jeśli o to chodzi xD
No dobra, koniec marudzenia, przechodzimy do rozdziału misiaczki :3


~~~~~



  Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w bajki? Marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie? Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście. Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki - byli na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie dorastacie... Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają. Większość ludzi zamienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trudno całkowicie zrezygnować z bajek, bo prawie każdy nadal chowa w sobie iskierkę nadziei, że któregoś dnia otworzy oczy i to wszystko stanie się prawdą.
   Dzień w pracy leciał długo i monotonnie. Czekałam wpatrzona w wskazówki zegara kiedy wybiją trzynastą i będę wolna. Nie chodziło o zakupy z Natalia i Janet, ale każda minuta przybliżała mnie do dnia jutrzejszego i rejsu z Michaelem. Cieszyłam się jak małe dziecko, tak dawno nie miałam żadnych wakacji. A może nie chodziło tutaj wcale o wakacje, a o to z kim je spędzę?
  Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu, no tak... O wilku mowa.
- Michael? - odebrałam lekko zdziwiona.
- Witaj, wciąż w pracy jesteś? - zapytał tym swoim melodyjnym głosem.
- Tak, niedługo kończę i jadę do galerii. A Ty nie powinieneś być w studiu?
- Jestem właśnie, mam chwilę przerwy, więc pomyślałem, że zadzwonię - uśmiechnęłam się sama do siebie - A może przyjechać po Ciebie i pojedziemy wszyscy razem?
- Nie trzeba, jestem samochodem. Zresztą chodzenie po galerii i damskich sklepach raczej nie byłoby dla Ciebie frajdą, nawet dla mnie nie jest.
- To może wieczorem wpadnę?
- Mike... Od  kilkunastu dni widzimy się codziennie, więc ten jeden możesz beze mnie wytrzymać. Tym bardziej, że od jutra będziesz miał mnie na głowie całe bite trzy dni, bez przerwy. Jeszcze będziesz miał mnie dość, zobaczysz.
- W razie czego zawsze mogę Cię wrzucić do wody i będzie po problemie - zaśmialiśmy się.
- Jesteś wstrętny - odchyliłam głowę do tyłu - Uważaj, bo jeszcze zrezygnuję i nigdzie nie pojadę.
- Nie zrobisz mi tego, a nawet jeśli... To po prostu przyjadę do Ciebie, zwiążę Cię i siłą zapakuję na pokład - był strasznie pewny siebie, podobało mi się to.
- Aż taki groźny jesteś?
- A wyglądam?
- Wyglądasz mi na wariata, tylko takiego jeszcze niezdiagnozowanego - nie wytrzymaliśmy i oboje ryknęliśmy śmiechem - Śmiej się śmiej, dopóki masz wszystkie zęby.
- Grozisz mi? - zapytał nie mogąc przestać się śmiać - A pytałaś, czy to ja jestem groźny.
- Groźny wariat. Powinnam się chyba trzymać od Ciebie z daleka.
- Nie pozwoliłbym Ci na to - znów jak głupia uśmiechnęłam się sama do siebie na te słowa. 'I dobrze, nie pozwalaj' pomyślałam, i w tym momencie do sklepu weszła moja mama - Muszę kończyć, mama już przyszła.
- W takim razie do jutra, będę po Ciebie o szóstej.
- Tak wcześnie? - zdziwiłam się.
- Szkoda dnia, a ma być piękna, słoneczna pogoda.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do jutra - rozłączyłam się.
    Mama dziwnie mi się przyglądała. Wstałam z krzesełka, podeszłam do niej i dałam buziaka na przywitanie. Wciąż na mnie patrzyła, aż w końcu się odezwała:
- Chyba domyślam się z kim rozmawiałaś, tylko przy rozmowach z nim cieszysz się do telefonu jak głupia - przewróciłam oczami na te słowa.
- Nie zaczynaj. Lepiej mi powiedz co ty już tutaj robisz? Miałaś być za godzinę...
- Tak, ale pomyślałam, że dzisiaj mogę posiedzieć troszkę dłużej. Ty jedź, ogarnij sprawy związane z wyjazdem abyś niczego nie zapomniała. Zobaczymy się wieczorem - uniosła lekko kąciki ust - Mike dzisiaj wpada?
- Nie, a musi być codziennie? - posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie. Miałam wrażenie, że jej bardziej zależy na tej relacji niż mnie samej.
- Nie gniewaj się. Po prostu ostatnio wpadał albo do nas, albo jechaliście do Neverlandu. 
- A dzisiaj od siebie trochę odpoczniemy - dodałam - Dobrze nam to zrobi.



   Zaparkowałam przed galerią i weszłam do środka. Do przyjazdu dziewczyn miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam część sklepów obejść sama. Z ciekawości poszłam do sklepu muzycznego. Chciałam obejrzeć kilka rzeczy. Przechodząc między alejkami zauważyłam przy dziale z gitarami znajomą mi postać.
- Max? - podeszłam do niego. Odwrócił się i uśmiechnął.
- Cześć, a ty co tutaj robisz?
- Przecież mówiłam Ci, że jestem ugadana z laskami na zakupy. A Ty?
- Aa... Myślę nad kupnem nowej gitary - zawiesił wzrok na jednej - Mam odłożone trochę kasy, a moja stara już do niczego się nie nadaje. A propos muzyki... Mam coś dla Ciebie - wyciągnął z torby jakąś płytę i mi ją podał - Obiecałem, że jak już ją napiszę to usłyszysz pierwsza. Jakość nagrania nie powala, ale muszę zadowolić się póki co tym, co mam.
- A tak właściwie, co to za piosenka? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Mówiłem, że znajomość Twoja z Michaelem dała mi do myślenia, więc przelałem to na papier. A po wczorajszym spotkaniu z nim, poznaniu go osobiście mogłem ją dopracować i skończyć. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
- Dzięki, ale nikt poza mną jej nie słyszał? 
- Nie i jeśli zechcesz nikt nie zobaczy - puścił mi oczko - Ja muszę spadać, prowadzę trening o trzeciej. Trzymaj się i miłego wypadu - pocałował mnie w policzek.
- Dzięki, cześć..
   Patrzyłam się jeszcze chwilę w płytę, którą mi podarował. W końcu schowałam ją na same dno torebki, po czym spojrzałam na zegarek. Powinny zaraz być... Wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę głównego wejścia. Natalia już tam czekała.
- Jesteś! A Ty już tutaj? - rzuciła, gdy do niej podeszłam.
- Tak, mama przyszła wcześniej i mnie zmieniła. Kupiłam już kilka drobiazgów aby było szybciej. Wiesz, muszę się jeszcze dzisiaj spakować i ogarąć wszystko, a nie chcę iść spać znów o północy.
- Będę tęsknić - zrobiła smutną minkę i zabawnie poruszyła wargą - Mam nadzieje, że jak już będziecie razem to nie zapomnisz o mnie.
- Przestań, dobrze wiesz że...
- A ty jak zawsze swoje - przerwała mi - Nie ma wstydu w byciu głodnym innej osoby. Nie ma wstydu w pragnieniu dzielenia swojego życia z kimś. To normalne, ludzkie.
- A skąd pomysł, że chcę dzielić swoje życie właśnie z nim?
- Już ci mówiłam, znamy się tyle lat i znam Cię na wylot. Zobacz, to nie Janet? - odwróciłam się. Faktycznie, szła w naszą stronę z wielkim uśmiechem na twarzy.
     Na początku zamieniłyśmy parę słów i poszłyśmy w końcu na sklepy. Janet i Nat miały odmienne gusty, aczkolwiek musze przyznać, że w kwestii ciuchów lepiej się dogadywałam z siostrą Michaela, niż własną przyjaciółką. Udało mi się wybrać jakieś krótkie spodenki, kilka T-shirtów i koszulę nocną. Oczywiście z tym było najwięcej zabawy:
- Weź tą! - podleciała do mnie Janet trzymając w ręku czarną koszulę z koronki.
- Ej, to ma być do spania - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem - Znajdź coś mniej...
- Seksownego? Ale takie ma być! Michaelowi się spodoba - uśmiechnęła się.
- Janet! - skarciłam ją.
- No co? Nie wiadomo, co się wydarzy.
- Ja doskonale wiem co się wydarzy i nic o czym myślisz.
- To po co Ci nowa koszula na wyjazd? - nie odpuszczała. Miałam ochotę ja udusić.
- Bo moja teraźniejsza wygląda jak idź stąd i nie wracaj. Chcę coś zwykłego, normalnego - odwróciłam się i zaczęłam przeglądać inne koszule
- A ta? - znów znalazła się u mojego boku.
- Nie ten kolor. No i wolałabym nieco dłuższą.
- Pudrowy róż jest śliczny. A krótka? Sama powiedziałaś, że nie planujesz nic na noce - poruszyła brewkami.
- Ale mimo wszystko do łazienki dojść muszę. Nie chcę świecić tyłkiem.
- Mike by się nie obraził - walnęłam ją w ramię i poszłam do Natali.
- A Ty masz coś ciekawego? - zapytałam niepewnie - Bo w kwestii bielizny z Janet się chyba nie dogadam.
- Mi się to podoba - rzuciła zdejmując z wieszaka piękną, białą, lśniącą sukienkę - Jest luźna więc i wygodna, super materiał i wygląda ładnie. No idź przymierz - wcisnęła mi ją w ręce i pchnęła w stronę przymierzalni.

   Obeszłyśmy ostatnich kilka sklepów. Kupiłam jeszcze jakiś strój kąpielowy oraz wygodne buty. Nie lubiłam zakupów, ale mało kiedy zdarzały mi się takie wyjazdy i chciałam wyglądać jak człowiek. Na koniec udałyśmy się do pizzeri na małą kolację. Starałam się unikać tematu Michaela, ale one same zaczynały. Strasznie się peszyłam gdy mówiły o "nas" w taki sposób.

- No powiedz... Jest w końcu coś między wami? - Janet uważnie mi się przyglądała.
- Zejdźcie ze mnie w końcu - warknęłam zmęczona już tymi pytaniami.
- Oj daj spokój. Dzisiaj to chyba Cię już nawet powietrze wkurza.
- Po prostu wchodzicie na niewygodny dla mnie temat - wzięłam łyka coli - Nie wiem co między nami jest.
- Jak to nie wiesz? - tym razem wtrąciła się Nat - Normalnie dzieci. 

- To uczucia są dziećmi. Małe, wredne, wkurzające i nie dają człowiekowi spokoju - odparłam.
- A więc jednak coś czujesz do niego?
- Jeśli uczucie jest jednostronne, nie ma to większego znaczenia. Dobra, koniec tematu. Najedzone? To wracamy do domu.





   Zamieniłam na wejściu parę słów z mamą i poszłam do siebie do pokoju. Tata siedział w salonie, ale nawet się z nim nie przywitałam. On powinien zrobić pierwszy krok i mnie przeprosić, ja nie czułam się winna. 
   Otworzyłam szafę i zaczęłam z niej wyjmować najpotrzebniejsze rzeczy i układać w torbie, a raczej torbach. Zapakowałam wszystko łącznie z dzisiejszymi zakupami z galerii. Obejrzałam ostatni raz dokładnie nowy strój i koszulę nocną. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam do łazienki zabierając z półek wszelkie niezbędne szczotki, kosmetyki i kremy. Kiedy w końcu skończyłam, przyznam, że trochę się przeraziłam. Były to 3 wielkie torby i mały plecaczek. Michael mnie chyba zabije. Jak mnie odwoził na noc do Nat to marudził, że na ile ja wyjeżdżam skoro tyle spakowałam. A tutaj było tego trzy razy więcej... No cóż, najwyraźniej wszystko było mi niezbędne do tego wyjazdu.
  Wykonałam wszystkie wieczorne, rutynowe czynności i położyłam się już do łóżka, gdy coś mi się przypomniało... Płyta! Zerwałam się i wyjęłam z torebki prezent od Maxa. Włożyłam ją do napędu od komputera i z powrotem położyłam się do łóżka. W końcu w głośnikach rozbrzmiał dźwięk gitary i tak dobrze mi znany głos mojego przyjaciela:

"Mały dom, na niewiele starcza,

Skromny wystrój - takie realia.

Normalna dziewczyna, nie myślała że nadejdzie czas,

Kiedy coś się zmieni, ktoś odmieni jej świat.
Tego dnia ugięły jej się nogi ze zdziwienia,
Taki fajny facet do niej się uśmiecha.
Wyglądał normalnie, ale widać, że ma kasę,
Patrzył na nią parkując swą S* klasę.
Odchodząc odwróciła się w jego stronę,
Odprowadzał ją wzrokiem aż zniknęła za rogiem.
Całą noc myślała: Czy to było złudzenie ?
Czy może mu się spodobała - tego nie wie.

Kiedy przechodziła otworzyły się drzwi w eSce,
Co jej powiedział ? Tego nie dosłyszałem, 
Ale wsiadła do auta, więc wzbudził zaufanie. 
Siedzieli nad zalewem i rozmawiali zwyczajnie, 
Miła atmosfera, więc czuła się fajnie.
Niby nic do domu ją odstawił,
Ale kolejnego dnia znowu się spotkali. 
Był od niej starszy i to wyraźnie,
Jej to pasowało - czuła się poważniej. 
Ona jak księżniczka a On jej królewicz,
Tylko biały rumak na czarne ferrari się zmienił.
Jednak jej ojcu zabrakło tolerancji,
"Jesteś gówniarą wybij sobie z głowy randki 
Szemrany typ szuka sobie łatwej dupy, 
A Ty praca, dom i z matką na zakupy".

Mówiła: "Wiem, że martwicie się o mnie,

Ale proszę, musicie oprzytomnieć.
Nie jestem dzieckiem, dobrze wiem co robię,
On jest w porządku, każdy wam to powie".
Od tego dnia pracowała dwa razy więcej,
Szybciej też kończyła obowiązki wszelkie. 
Z nim spotykała się po pracy potajemnie,
Chociaż na chwilę - byle codziennie. 
Przyszedł dzień, kiedy ojciec zrozumiał,

Jak dobry wypływ mają na córkę te uczucia.

Byli z różnych światów, a jednak tacy sami,
W grze zwanej życiem jesteśmy tylko pionkami.
Nie mamy wpływu na to kto trafi w nasze serca,
Ale mamy wpływ, komu pozwolimy tam zamieszkać."


   Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Schowałam twarz w poduszkę, aby się nie rozpłakać. Słowa Maxa trafiły do mnie tak głęboko, dlaczego on to napisał?
  Nie mogłam spać... Miałam głowę zajętą myślami. Zaczęły powracać do mnie wszystkie spólne chwile spędzone z Michaelem. Czy relacje między ludźmi mogą powstawać tak szybko? Mike od początku robił dla mnie rzeczy, których nie mogłam oczekiwać od innych. Robił to z własnych chęci, bezinteresownie, dla mnie. Wcześniej każda minuta życia, każde zdarzenie nauczyło mnie jednego: nie warto się ani przyzwyczajać, ani ufać. A ja głupia podkochiwałam się w nim każdego dnia... powoli, ale za to systematycznie. Jest zarówno spokojem i zamieszaniem w moim sercu. Takie uczucia są niebezpieczne. Jeśli się zaczyna coś czuć, traci się odporność, a ja bałam sobie na to pozwolić. Wszystko działo się tak szybko... Za szybko, ale nie mogłam nad tym panować. To powstawało samo, gdzieś tam w środku rosło - nie pytając mnie o zgodę.




- Więc wszystko gotowe? - chodziłem niespokojnie po sypialni z telefonem w ręku - Na wieczór ma być wszystko przygotowane jasn ? I nie obchodzi mnie reszta nic a nic.
   Rozłączyłem się. Od powrotu ze studia ciągle coś załatwiałem w związku z rejsem. Chciałem, aby wszystko było tak jak planowałem. Nie mogłem pozwolić sobie na jakiekolwiek pomyłki. Planowałem na wieczór dla Michelle niespodziankę, bałem się tylko czy jej się spodoba. Była inna, całkiem inna niż większość kobiet jakie znam. Jak na swój wiek poważna i dojrzała, w ogóle nie odczuwałem różnicy dziesięciu lat między nami.
   Było już późno, ale nie miałem ochoty na spanie. Próbowałem się czymś zająć, jednak bezskutecznie. W końcu dałem za wygraną i położyłem się do łóżka. Dzisiaj dotarło do mnie coś bardzo ważnego... Zaczynałem rozumieć ile ona dla mnie znaczy, ile wniosła do mojego życia jedna, zwykła dziewczyna. Dzięki Michelle uświadomiłem sobie, że nim ją spotkałem, doświadczałem czegoś, co jest najstraszniejsze w życiu człowieka. Doświadczałem samotności wśród ludzi. Zrozumiałem, że nie mogę funkcjonować jak każdy zwykły człowiek. Każdy kochał i był kochany, a ilekroć ja pokochałem, wkrótce ten ktoś znikał z mojego życia. Tak bardzo się bałem się, że i ona zniknie. Przepadnie jak kamień rzucony w wodę.


***

Komentarz = to motywuje !


czwartek, 27 sierpnia 2015

Happy Birthday & Rozdział 9

W kalendarzu wybił już 29 sierpień, więc zacznę dzisiaj od NAJWAŻNIEJSZEGO, czyli...
Happy Birthday Michael ! <333
Sto razy bardziej wolę obchodzić jego urodziny, niż rocznicę śmierci. Dlaczego ? Bo Mike dla nas jest wieczny, tego dnia narodziła się legenda.
Tak więc Michael... Jesteś  nie tylko twarzą w teledyskach, jesteś człowiekiem który zmienił oblicze muzyki i świata. Jesteś kimś, na kogo zdjęcie się patrzy przed pójściem spać,  kogo piosenki potrafią być lekarstwem na najgorsze wewnętrzne rany. Jesteś człowiekiem który swoją miłością, talentem, pasją, głosem, tańcem i całym sobą potrafił rozkochać w sobie miliony. Mimo tego jak byłeś atakowany ze strony prasy, zawsze byłeś wierny swoim ideałom i wartością. Można i powinniśmy się uczyć od Ciebie tych cech, bo są to rzeczy znikome, które zanikają w dzisiejszych czasach. Zostawiłeś nam po sobie najpiękniejsze rzeczy: czyli muzykę i słowa. Dlaczego są tak ważne ? Bo one w przeciwieństwie do ludzkiego ciała - są wieczne.
Tak więc ja jedyne czego mogę Ci życzyć Mike, to spokoju na jaki zasługujesz. Dość się nacierpiałeś w swoim życiu, zasługujesz na to. Mimo iż wiem, że nie możesz tego przeczytać, że nigdy nie miałam okazji z Tobą porozmawiać by móc Ci powiedzieć jak bardzo Cię cenię, jak wiele wniosłeś do mojego życia, mimo że nigdy nie będziemy mieli okazji się razem śmiać, płakać... to wiedz że słowa zapisane tutaj pochodzą prosto od serca.  I mimo, iż jestem osobą niewierzącą to liczę, że kiedyś gdzieś tam się wszyscy razem spotkamy. Nie wiem gdzie to będzie i co nas czeka, ale nadzieja umiera ostatnia. Więc bez względu czy obserwujesz nas tam gdzieś z góry, lub świecisz w nocy jako jedna z tysięcy gwiazd, liczę że słowa 'do zobaczenia' mają tutaj jakiś sens i moc. 29 sierpnia jest dla nas cudowną, niezastąpioną datą !
Dobra, ja już czuję łzy w oczach jak się zbierają, więc ostatni raz HAPPY BIRTHDAY MY ANGEL ! <3


A tymczasem zapraszam was kochani na kolejny rozdział opowiadania :)


~~~~~


   Otworzyłam oczy. Leżałam obok Michaela wtulona w niego jak w pluszowego misia. Biło od niego tyle ciepła, że koc który nas otulał wydawał się niemal parzyć moją skórę. A Mike? Wyglądał niczym małe, bezbronne dziecko, gdy spał. Delikatnie, niewinnie, niepowtarzalnie. Gdy zorientowałam się, że za oknem jest już ciemno szturchnęłam go delikatnie.
- Mike... Mike? Obudź się... - mówiłam łagodnym głosem.
   Nie chciałam go budzić, jednak chyba trochę za długo nam się przysnęło, a on był moją jedyną możliwością na powrót do domu. Poruszył się minimalnie i zaczął powoli otwierać oczy. Uśmiechnął się na mój widok i przywitał słowami:
- Witaj księżniczko. Jak się spało? - przysunął się bliżej mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi.
- Musimy wstawać. Która w ogóle godzina? - wyszłam spod koca i podeszłam do szklanej ławy na której leżała moja komórka - No pięknie... Już po dziesiątej. Odwieziesz mnie? - spojrzałam na niego błagalnie. Niechętnie usiadł na łóżku. Widać było, że wolałby pozostać jeszcze pod kocem.
- Oczywiście, aczkolwiek mam o wiele lepszy pomysł - już bałam się, co tym razem wymyśli - Jest już późno, bez sensu abyś budziła rodziców. Możesz zostać przecież tutaj.
- Rano muszę iść do sklepu, praca czeka. Nie mogę teraz zawalić tym bardziej, jeśli chcesz abym popłynęła z Tobą w ten rejs. A właśnie... Muszę się Ciebie o coś zapytać... - wstał z łóżka i podszedł do mnie.
- Chyba nie chcesz zrezygnować? - zapytał smutnym głosem, na co się uśmiechnęłam.
- Nie, chciałam zapytać czy jest możliwość aby wyruszyć za tydzień w piątek. W weekendy mamy sklep nieczynny i mama nie musiałaby siedzieć przez ten czas sama.
- Oczywiście, łódź miała remont, ale dzwonili, że już wszystko gotowe, więc możemy płynąć kiedy tylko zechcesz - uśmiechnął się - W takim razie nie będę nalegał abyś została, weź rzeczy, a ja szybko się odświeżę w łazience i możemy jechać.
  Puścił mi oczko i wyszedł z salonu. Oczywiście stało się to, czego się bałam: moje ciuchy były wciąż mokre. Te kilka godzin nie wystarczyło aby wyschły. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę przecież jechać w jego koszuli.
  Opadłam zrezygnowana na kanapę na której jeszcze przed chwilą oboje leżeliśmy. Dotknęłam palcem kącika ust, w który Mike mnie pocałował. Mimowolnie się uśmiechnęłam sama do siebie. Wspomnienie tej sytuacji w kuchni wywoływało na moim ciele ciarki. Już dawno nie byłam tak szczęśliwa jak teraz, przy nim.
   W końcu wrócił. Był ubrany w czarny t-shirt, który delikatnie opinał się na nim podkreślając zarys torsu i ramion.
- Michelle ? - zapytał szczerząc się. Chyba zauważył, że mu się przyglądam.
- Jest... Mały problem - wskazałam na moje mokre ciuchy - Są ciągle wilgotne.
- W takim razie pojedziesz w tym co jesteś, a płaszcz dam ci jakiś z moich, więc po problemie.
- Tak nie wypada, co ja powiem rodzicom? - wstałam z kanapy.
- Jeśli nie chcesz, to możesz jechać w samej bieliźnie, bo tych mokrych nie założysz, abyś się przeziębiła - podszedł do mnie - Spokojnie, jutro przyjadę do Ciebie to mi je oddasz.
- Jutro? - zrobiłam zdziwioną minkę.
- Teraz już tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz - uśmiechnął się i ucałował mnie w czoło.
   Wyjął z szafy jeden ze swoich płaszczy i dał mi go. Był zdecydowanie przyduży, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie - czułam się w jego ciuchach bardzo komfortowo.
   Nim zajechaliśmy pod mój dom wybiła prawie północ. Przez całą drogę co chwila na mnie spoglądał. Miałam wrażenie, że coś go trapi, chce o czymś powiedzieć, ale milczał. Postanowiłam, że nie będę brnąć w ten temat i jeśli zechce, sam to poruszy.
   Gdy zaparkował na podjeździe pod moją bramą, wiedziałam, że zaraz się rozstaniemy i jakoś nie było mi to na rękę. Zaczynałam powoli żałować, że odmówiłam noclegu w Neverlandzie. Boże co ja gadam?  Muszę się ogarnąć bo chyba mi odbija.
   Wysiedliśmy oboje z auta. O dziwo przestało już padać, ale powietrze było ciągle bardzo wilgotne. Michael odprowadził mnie pod sam dom. Gdy już byliśmy już obok drzwi wejściowych odwróciłam się do niego. Patrzył na mnie, jednak mimo lekkiego uśmiechu który gościł na jego twarzy, to w oczach widziałam smutek. Bez słowa i chwili zawahania przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam. Poczułam jak obejmuje mnie i całuje we włosy. Uwielbiałam kiedy to robił.
- Więc jutro przyjedziesz? - zapytałam odsuwając się delikatnie.
- Oczywiście - uniósł mój podbródek zmuszając mnie, abym patrzyła prosto na niego - Jeśli tylko zechcesz.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Dobranoc Mike - szepnęłam.
- Dobranoc.
   Odwróciłam się i otworzyłam drzwi, jednak nie weszłam od razu do środka. Spojrzałam jeszcze ostatni raz w jego stronę. Gdy wsiadał już do samochodu również spojrzał się na mnie i pożegnał mnie swoim niepowtarzalnym uśmiechem.


  Mijały kolejne dni, które przybliżały coraz bardziej do tak wyczekiwanego przeze mnie rejsu. W końcu będę mogła zostawić to wszystko za sobą i chociaż na chwilę niczym się nie martwić. Michael przez ten czas bywał u mnie codziennie, ja do południa siedziałam w sklepie, a on za moją namową w studiu - chciałam, aby zaczął powoli wracać do pracy. Bałam się trochę, że znów się rozmyśli i będzie chciał zrobić coś głupiego, jak zawieszenie kariery.
   Odbierał mnie z pracy i popołudnia spędzaliśmy razem, lub razem z Natalia. Polubili się, co mnie bardzo ucieszyło, bo w końcu była moją najlepszą przyjaciółką i jej zdanie na temat Michaela było dla mnie bardzo ważne. Oczywiście nie przegapiała okazji, aby między mną i Mike'iem coś narozrabia. Ostatnio na przykład, gdy siedział na fotelu, a ja przechodziłam obok niego, Nat "przypadkiem" wpadła na mnie, że poleciałam prosto na niego lądując mu na kolanach. Miałam momentami ochotę ją udusić za takie akcje.
   W końcu wybiła środa i do wyjazdu pozostały tylko 2 dni. Byłam strasznie podekscytowana i nie mogłam już wysiedzieć za ladą w sklepie. Nagle zadzwonił mój telefon, to był Max.
- Halo?
- No witaj młoda. Jak tam? - słychać było, że miał bardzo dobry humor.
- No nic, pracuję. Niedługo kończę, a co u Ciebie?
- Właśnie mam wolny dzień i pomyślałem, że skoro cały weekend Cię nie ma, to może jutro byśmy zrobili ten trening?
- Jutro jadę z Nat na zakupy, muszę kupić parę rzeczy na ten wyjazd. Ale może dzisiaj? - zapytałam niepewnie.
  Wiedziałam, że Michael miał wpaść, ale trening był dla mnie rzeczą świętą i nie mogłam odpuścić okazji.
- Jasne, akurat jedna dziewczyna dzisiaj odmówiła jazdę z powodu choroby, więc popołudnie mam wolne. To o której?
- Kończę pracę o trzynastej, więcprzyjedź przed piętnastą, pasuje?
- Super, to do zobaczenia.
- Cześć - rozłączyłam się.
  No tak, teraz pozostała mała, mini kwestia jak tutaj powiedzieć o tym Mike'owi. Sam trening nie przeszkadzałby mu, bo prawie codziennie jak u mnie teraz bywał, to przynajmniej dwie godziny dziennie spędzaliśmy na stajni. Cieszyłam się, że nie przeszkadzało mu to i rozumiał, że nie mogę odpuszczać. Jednak kwestia treningu z Maxem to już coś innego. Mam wrażenie, że po tym jak widział nas u Nat na schodach to nie darzy go zbytnią sympatią
   Wybiła w końcu pierwsza w południe, a Mike był jak zawsze punktualny. Wszedł do sklepu w przebraniu i podszedł do lady.
- Poproszę karmę dla kota - myślałam, że pęknę ze śmiechu.
- Od kiedy to ty masz kota? - zapytałam cały czas się śmiejąc. Wyglądał komicznie jeszcze z tym udawanym akcentem.
- A skąd Pani wie, że nie mam? - poruszył zabawnie wąsami - Chyba mnie Pani z kimś pomyliła. A mój kot jest bardzo głodny.
- Kota to ja mam z Tobą - wstałam i dałam mu buziaka w policzek - Myślisz, że serio bym Cię nie poznała?
- Muszę wymyślić inne przebranie - uśmiechnął się i zdjął kapelusz - A gdzie Twoja mama?
- Zaraz powinna być. Słuchaj jest taka sprawa - nie ma co odkładać tego - Dzisiaj muszę zrobić trening, wiesz jutro czwartek i wybieram się z Nat na te zakupy, a w piątek rano wyjeżdżamy i...
- Wiesz, że to dla mnie nie problem. Pojeździsz, a ja poczekam, popatrzę.
- Max też będzie - wypaliłam prosto z mostu zdecydowanym tonem. Mina Michaela gwałtownie zrzedła.
- To... Ja może nie będę wam przeszkadzał - zrobił krok w tył, wyczułam w jego głosie nutę żalu, a nawet złości.
- Przestań... Chcę, abyś był i chcę abyście się z Maxem lepiej poznali. Już rozmawialiśmy na ten temat - złapałam go za koszulę i przyciągnęłam bliżej siebie. Dzieliła nas niebezpiecznie bliska odległość - Zresztą, muszę z nim też pogadać, czy zajmie się końmi przez te trzy dni. Z ojcem wciąż się nie odzywam i nie mam zamiaru - spuściłam wzrok.
   Zrobiło mi się przykro na tą myśl, strasznie nie lubiłam się z nim kłócić, ale od czasu tej akcji w kuchni i po tym co powiedział, nie mogłam się przełamać tak szybko.
- Przepraszam, to moja wina - spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- To nie jest Twoja wina - przytuliłam się do niego - On musi po prostu zrozumieć kilka rzeczy.
  Gdy usłyszałam jak drzwi do sklepu się otwierają, odskoczyłam od Michaela jak poparzona. No tak, to była mama. Ona zawsze wie kiedy wejść.
- Oj, przepraszam. Nie chciałam wam przeszkadzać... - rzuciła uśmiechając się. Widać było, ze pasował jej widok jaki zastała.
- My już wychodzimy - złapałam Michaela za rękę i pociągnęłam w stronę drzwi wymijając mamę.
- Do widzenia - odparł tylko lekko zdezorientowany, że zarządziłam taką szybką ewakuację.
- Kocham Cię! - rzuciłam jeszcze do niej w ostatniej chwili i już byliśmy na zewnątrz.
   Gdy już siedzieliśmy w aucie spojrzałam na niego. Przygryzłam wargę i powiedziałam:
- Zazdrośnik.
- Ja? - odpalił samochód i spojrzał na mnie - Wydaje Ci się.
- To dlaczego tak zareagowałeś na Maxa? - zapytałam nie spuszczając z niego wzroku. Wiedziałam, że zaczęłam dla niego niekomfortową rozmowę, ale o to mi chodziło - Więc?
- Po prostu... Nie przypadł mi do gustu - próbował się wykręcić.
- Przecież nawet go nie znasz. Obiecaj, że będziesz miły...
  Uśmiechnął się i pogłaskał mnie po włosach w odpowiedzi. Nie drążyłam dłużej tematu. Miałam tylko cichą nadzieję, że kiedy Mike zobaczy jaki Max jest naprawdę, to przekona się do niego tak samo jak do Natali.
   Gdy weszliśmy do domu zauważyłam w kuchni obok piekarnika blachę z zapiekanką makaronową.
- Moja mama znów o nas pomyślała - odparłam do Michaela, który stał za mną - Głodny? - zapytałam wkładając jedzenie do środka i nastawiając temperaturę.
- Jasne, w studiu nigdy nie mam czasu aby coś przekąsić - uśmiechnął się i nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
- Tak? Janet? - na jej imię zrobił niesmaczną minę, zaśmiałam się - Nie nie, Twój brat jest ze mną i z niego się śmieję... Jutro?... Jutro idę z Natalia na zakupy, więc może się dołączysz?... Jasne... To widzimy się w galerii o wpółdo drugiej, jak skończę pracę... Super... Pa... - rozłączyłam się.
- Skąd ma Twój numer? - zapytał zdziwiony.
- Była u mnie ostatnio w sklepie na chwilę. Znalazła adres na Twojej lodówce.
- A ja się zastanawiałem, gdzie się podziała ta karta.
- Dobra, przypilnuj zapiekanki, a ja idę na górę się przebrać w strój do jazdy - rzuciłam i pobiegłam schodami do swojego pokoju.




   Kiedy zjedliśmy pomogłem Michelle posprzątać po jedzeniu i udaliśmy się na stajnię. Jak zawsze zaczęła czyścić Irysa, a ja jej musiałem trochę poprzeszkadzać zabierając szczotki lub chlapiąc wodą z wiaderka dla koni. Zabawy było co nie miara, dopóki nie zobaczyłem podjeżdżającego w naszą stronę samochodu. Od razu się domyśliłem kto to jest i uśmiech spełzł mi z twarzy. Może miała rację i powinienem wyluzować, ale ciągle miałem przed oczami jak ją obejmuje wtedy u Państwa Rose. Tak, byłem zazdrosny, cholernie zazdrosny.
- Cześć - rzucił z uśmiechem podchodząc do mnie i podając mi rękę, którą niechętnie uścisnąłem - Jestem Max Parker, Ty musisz być Michael? - uśmiech nie schodził mu z twarzy. Może to po prostu wada genetyczna?
- Tak - zawahałem się i też niepewnie się uśmiechnąłem, starając się by nie wyglądał na tak bardzo wymuszony, jak był.
- Miło mi Cię w końcu poznać, Michelle dużo mi o Tobie opowiadała - oboje się na nią spojrzeliśmy, a ona spaliła buraka.
- Jesteś okropny - rzuciła mu podchodząc do nas - A tak w ogóle to cześć - dali sobie buziaka w policzek.
  Normalnie nie odpowiadałby mi ten widok, ale muszę przyznać, że wyglądało to u nich dosyć naturalnie. Bez zbędnych emocji jakie myślałem, że między nimi panują. Faktycznie wyglądali i zachowywali się jak rodzeństwo.
  Trening trwał ponad dobrą godzinę. Max ustawiał im coraz to wyższe przeszkody, a oni pokonywali je z taką łatwością jak przychodziło nam oddychanie. Czuć było energię i moc bijącą od nich. Nie myślałem, że człowiek i zwierzę mogą stworzyć taki zespół. Max co chwila coś komentował i krzyczał do Michelle. Wytykał błędy, mówił co powtórzyć oraz chwalił za dobrze wykonywane zadanie. Podczas treningów miał całkiem inne podejście do niej niż prywatnie. Podnosił często głos, był zdecydowany. Bardzo profesjonalnie podchodził do tego zadania.
  Gdy już skończyli Michelle rozebrała Irysa i rzuciła z lekkim niepokojem w głosie:
- Idę odprowadzić go na łąkę. Dacie sobie radę sami? - mówiła tonem jakby rozmawiała z dziećmi.
- Ty nie bądź taka do przodu bo Ci tyłu zabraknie - rzucił Max i potarmosił ją po włosach - Będziemy w siodlarni jak coś.
  Niepewnie jeszcze ostatni raz na nas zerknęła i poszła w stronę łąki prowadząc konia. Weszliśmy do siodlarni i usiadłem na krześle przy małym stoliku.
- Wody? - zapytał wyciągając z szafki dwie szklanki i butelkę z wodą.
- Chętnie.
- Więc... - zaczął nalewając do szklanek bezbarwnej cieczy - Słyszałem, że w piątek płyniecie razem w rejs. Miło z Twojej strony, że ją zabierasz - podał mi naczynie.
- Już się pochwaliła? - zaśmiałem się.
- Nie miej jej za złe, znamy się tyle lat, że przede mną nic nie ukryje. Od razu wiedziałem, że coś jest na rzeczy kiedy widziałem jaka jest.
- To znaczy?
- Radosna, pełna życia... - spojrzał na mnie - Od kiedy się spotykacie o wiele częściej się uśmiecha, nie chcę się wtrącać... Ale jeśli byś czegoś kiedyś potrzebował to wal śmiało - uśmiechnął się do mnie.
  Nie spodziewałem się takiego toku rozmowy. Bardziej przypuszczałem, że każe mi zostawić Michelle w spokoju czy coś.
- Dzięki, miło z twojej strony. Czyli znacie się z Michelle od dzieciństwa?
- Oj tak, już tyle lat minęło. Aczkolwiek i tak się trochę posypało, kiedyś widywaliśmy się codziennie, teraz każde ma swoje życie i na przykład moje relacje z Michelle to zazwyczaj tylko treningi. Ale zawsze jesteśmy dla siebie wsparciem. Dlatego też cieszę się, że ma teraz Ciebie. Jest wrażliwa i delikatna chociaż nie wygląda. Powinna mieć obok siebie kogoś takiego jak Ty - poklepał mnie w ramię - Mam tylko nadzieję, że twoje intencje są czyste.
- Nie skrzywdziłbym jej - odparłem bez zastanowienia.
- I o to chodzi - uśmiechnął się - Jeśli już na siebie trafiliście, to znaczy, że tak miało być. A czasem zwykła, przypadkowa znajomość zmienia się w miłość na całe życie.
- Kiedy jest się gwiazdą, ciężko wierzyć w takie rzeczy.
- Właśnie o dziwo jej opinia o ludziach ShowBiznesu jest bardzo kiepska, dla niej jesteś Michaelem Jacksonem, po prostu zwykłym człowiekiem, a nie buzią na okładce magazynu. Uwierz mi, gdyby patrzyła na ciebie jako 'gwiazdę', już dawno sprzedałby Ci kopa w dupę.
Zaśmialiśmy się oboje i w tej chwili do siodlarni wkroczyła Michelle.
- Przegapiłam coś? - zapytała uśmiechając się niepewnie - Nie spodziewałam się, że zastanę was razem takich wesołych - zajęła miejsce na przeciwko nas na stołku.
- Obrabialiśmy Ci tyłek, dlatego tutaj tak wesoło - rzucił Max, na co znów się zaśmialiśmy. Sam sobie się dziwiłem, ale polubiłem go.
- Otaczają mnie idioci.
- Ale nas za to kochasz - odpowiedział i wstał ze swojego miejsca - To ja wam nie przeszkadzam dzieciaczki, bawcie się dobrze. Na mnie czeka w domu trochę roboty. Tylko bądźcie mi tutaj grzeczni, żeby mi z tego dzieci nie było! O tym możecie myśleć dopiero jak będziecie na tej swojej łodzi  - Michelle walnęła go w ramię i kopnęła z kolanka w tyłek - Ała, jak mogłaś? - zaśmiał się.
- Bo jesteś świr - przytuliła go na pożegnanie - Słuchaj mam taką prośbę... Bo nie ma kto się zająć Irysem i Salivanem jak wyjedziemy. Z tatą wciąż jestem pokłócona i..
- Nie ma problemu. Wpadnę rano i wieczorem. Dam im jeść, pić, zamknę na noc.... Więc o nic się nie martw. No chyba, że zejdzie wam dłużej to daj znać - puścił jej oczko, a Michelle oblała się rumieńcem
- Spokojnie, wrócimy w niedzielę. Zdzwonimy się co do kolejnego treningu.
- Jasne. Bawcie się dobrze na tej łodzi - wyszczerzył się - Miło Cię było poznać Michael, mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo.
- Też mam taką nadzieję - uścisnęliśmy sobie dłonie i odszedł.
Michelle stała obok mnie i dziwnie mi się przyglądała.
- Coś nie tak? - zapytałem lekko zdezorientowany.
- Nie - uśmiechnęła się - Cieszę się, że się dogadaliście. I co? Nie jest taki zły?
   Odpowiedziałem jej uśmiechem. Ale miała rację, Max był w porządku. Miałem wręcz wrażenie, że kibicuje nam i chciałby aby ta znajomość potoczyła się dalej. Niepotrzebnie tak zareagowałem, gdy widziałem ich na schodach u Nat. Powinienem się cieszyć, że ma takiego przyjaciela.
   Posiedzieliśmy jeszcze trochę na stajni rozmawiając, a kiedy zaczynało robić się ciemno postanowiliśmy pójść jeszcze na trochę do Michelle do domu. Weszliśmy do kuchni gdzie baraszkowała coś przy zlewie Pani Evans. Jak zawsze uśmiechnięta się z nami przywitała:
- Są i moje dzieciaczki kochane. Coś długo zeszedł ten trening. Głodni jesteście?
- Nie mamo, dziękujemy. Pójdziemy do mnie, nie przeszkadzaj sobie - odpowiedziała Michelle i pociągnęła mnie za sobą w stronę schodów.
- Znów mi tak szybko uciekacie? W sklepie też zwialiście jakbyście ducha zobaczyli - zaśmiała się uroczo - Dobra dobra, idźcie i nacieszcie się sobą.
  Na schodach na moje nieszczęście minęliśmy się z jej tatą. Ona oczywiście wciąż pokłócona nie powiedziała mu nic, ja rzuciłem zwykłe "Dobry wieczór". Skinął tylko głową z grzeczności, nawet na nas nie patrząc i poszedł do salonu.
- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała do mnie Michelle, unosząc lekko kąciki ust.
  Weszliśmy do pokoju i zmęczeni opadliśmy na kanapę. Nagle coś mi się przypomniało.
- Pamiętasz jak mnie nazwałaś?
- Yyy... Jak? - spojrzała na mnie tymi wielkimi, niebieskimi oczami.
- Powiedziałaś, że jestem idiota - przysunąłem się do niej.
- Nie. Powiedziałam, że oboje jesteście idioci, a to różnica.
- Powinienem Cię za to ukarać.
- Za cienki w majtkach na to jesteś - zaśmiałem się na te słowa.
- Nie czas i miejsce, aby udowadniać Ci, że jest inaczej - przyciągnąłem ją bliżej siebie - Ale kara Cię nie ominie.
   Zacząłem ją łaskotać. Jak zawsze piszczała i wyrywała się, była na to bardzo wrażliwa/. Znałem już każdy jej słaby punkt.
- No przestań! Mike... Hahaha... Przestań pawianie! - próbowała mnie odepchnąć, ale nie dawałem za wygraną. W końcu uniosłem ją delikatnie i rzuciłem na łóżko na plecy, po czym wszedłem na nią siadając okrakiem. Pocałowałem ją w policzek.
- Dalej mam przestać? - wyszeptałem jej do ucha.
- Nie lubię Cię - próbowała powiedzieć to z powagą, ale nie wyszło jej i oboje ryknęliśmy śmiechem - A jak sprawy w studiu? - zapytała melodyjnym głosem zmieniając temat.
- Póki co pracujemy nad nową piosenką, jak już coś więcej z tego wyjdzie to zabiorę Cię na plan, poznasz przy okazji ludzi, z którymi pracuje i zobaczysz to wszystko 'od środka' - poruszyła się delikatnie pode mną. Dopiero się zorientowałem, że wciąż na niej siedzę okrakiem - Przepraszam, pewnie ciężki jestem - uśmiechnęła się i rzuciła:
- Wcale nie. Powinieneś właśnie więcej jeść bo niedługo będę szersza od Ciebie.
- Ty? Nigdy - zająłęm miejsce obok niej na łóżku.
- Mike... Mam takie pytanie - podparła się na łokciach - Nie boisz się, że ktoś nas razem zobaczy? Ja wiem, że do sklepu wpadasz w przebraniu i tak dalej... Ale jak ktoś Cię pozna, zobaczą nas i zrobią kolejną aferę? Nie chcę być przyczyną Twoich problemów - spuściła wzrok. Złapałem ją w pasie i posadziłem sobie na kolanach, nie protestowała, a wręcz przeciwnie: wtuliła się we mnie jak to miała w zwyczaju - Nie możesz o tym tak myśleć. Jestem ostrożny i nic się nie stanie. A nawet jeśli, to co w tym złego? Jedynie ty byś na tym ucierpiała i Twoja prywatność... Tego najbardziej się boję.
- Ja? Mike, walić moją prywatność... Brukowce znów by Cię niszczyły. Już widzę ten nagłówek: "Jackson prowadza się z gówniarą".
- Przestań - skarciłem ją - Cokolwiek by nie napisali, dla mnie to bez znaczenia. Pamiętasz co mówiłaś wtedy na przyjęciu? - odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho - Więc stosuję się do tego. Podążam za sercem i intuicją.
- Dziękuję Ci, za wszystko co dla mnie robisz.
- Cała przyjemność po mojej stronie - spojrzałem na nią - Jutro się zobaczymy?
- Wątpię. Do południa siedzę w sklepie, a potem jadę z Janet i Natalia do galerii. Muszę zrobić małe zakupy przed wyjazdem.
- Potrzebujesz jakiś pieniędzy ? Jeśli chcesz...
- Mike - przerwała mi - Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Wystarczy, że jesteś obok. To najdroższe co możesz mi dać.
  Nic nie odpowiedziałem. Przycisnąłem ją tylko bardziej do siebie jakbym się bał, że zaraz zniknie. Potrzebowałem jej. Dawała mi coś, czego nie mógł mi zaoferować nikt inny. Strasznie się cieszyłem, że zgodziła się spędzić ze mną ten weekend. Ta myśl, że będę ją miał całe trzy dni przy sobie wpływała na mnie kojąco. Dlaczego to wszystko było takie trudne?  Ta wewnętrzna walka ze samym sobą. Czy ona jest w ogóle do wygrania?

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Pewnie znów nie zaspokoiłam waszych zmysłów brakiem typowo miłosnych scen ale bądźcie cierpliwi :P
Co więcej ?
Jutro mój wielki dzień - ZAWODY <3
Liczę kochani, że będziecie trzymać za mnie moooocno kciukaski bo każde wsparcie się przyda :D Dla mnie to sprawdzian umiejętności, ale również przyjemność. Będę mogła znów rywalizować z naprawdę dobrymi jeźdźcami ( wolę to niż wygrane z laikami), a przynajmniej zwycięstwa lepiej smakują. Przyznam się, że jestem na te zawody kiepsko przygotowana, więc nie spodziewam się rewelki, ale na pewno będzie dobra zabawa a o to przecież chodzi :D Zawsze jest tak, że więcej razy się przegrywa niż wygrywa...

Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za ten długi wstęp "Happy Birthday", ale musiałam z siebie wyrzucić te kilka słów, w ten wyjątkowy dla niego i dla nas dzień :P Miałam jakąś wewnętrzną potrzebę przelać na bloga wszystko co we mnie siedziało.

Dziękuję, że ze mną jesteście ! <3


środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 8

Przepraszam z góry was kochani jeśli u kogoś czegoś ostatnio nie skomentowałam postu czy coś, staram się jednak robić to na bieżąco. Zbliżająca się niedziela to zawody a ja przez to jestem strasznie zabiegana :P
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że rozdziały się pojawiają a ja między bohaterami naszymi jeszcze nie stwarzam mega 'gorącej atmosfery'. Bardziej się skupiam na ukazaniu uczuć między nimi, pokazaniu jak takie uczucie powstaje. Nie wiem na ile mi to wychodzi, ale skoro jeszcze tutaj jesteście i to czytacie to chyba tragedii nie ma :D Ale spokojnie, niedługo zacznie się dziać więcej między tymi dwoje :3
Dobra, koniec zanudzania. Zapraszam na rozdział ósmy ! <3

~~~~~

   Stałam jeszcze chwilę w drzwiach i patrzyłam jak Michael odjeżdża swoim samochodem i znika za zakrętem. Strasznie chciałam, aby został na kolacji, ale nie mogłam przecież go mieć na wyłączność, a jego powró do kariery wiąże się z obowiązkami.
   Po paru minutach weszłam do kuchni i usiadłam na blacie. Mama stała przy kuchence i coś gotowała. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
- Jak się udał konny spacer?
- Myślę, że dobrze - wzrok utkwiłam w garnku - Co gotujesz?
- Zupę, chcesz trochę? Zaraz będzie gotowa.
- Jasne - byłam strasznie zmęczona i głodna - Mamo jest taka sprawa...
- Tak? - odłożyła na chwilę łyżkę, którą mieszała zawartość naczynia i patrzyła się na mnie - O co chodzi?
- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym niedługo wybyła z domu na 3 dni? - przygryzłam wargę z nerwów.
- Coś się stało? - podeszła do mnie.
- Nie, nie. Chodzi o wyjazd wypoczynkowy. Takie mini wakacje. Wiem, że od jutra wracam do sklepu bo i tak długo był zamknięty, ale porozmawiam z Michaelem i pojechalibyśmy w weekend, bo i tak wtedy mamy przecież nieczynne - zauważyłam jak kąciki jej ust unoszą się do góry.
- Michael? Czyli z nim się gdzieś wybierasz? - poczułam jak się czerwienię - W takim razie bawcie się dobrze.
- Ale... Jesteś pewna? - strasznie zależało mi na zdaniu mamy. Zawsze starałam się z nią liczyć, bo jako jedna z niewielu była po mojej stronie.
- Oczywiście, że nie. Po pierwsze oderwanie od tego wszystkiego dobrze Ci zrobi, a po drugie bardzo się cieszę, że spędzicie razem trochę czasu sami - puściła mi oczko.
- Mamo... To nie wcale tak jak myślisz - już wiedziałam do czego zmierza - To tylko...
- Tak - przerwała mi - Wiem co powiesz: to tylko przyjacielski wypad. Ale ja i tak wiem swoje, widzę co się święci i wiedz, że ja jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Zwłaszcza, że widzę że Ty również jesteś przy nim szczęśliwa - nic jej nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam.
   Nie było sensu dłużej zaprzeczać, że jest mi obojętny, bo nie był. Ale i tak wiedziałam, że to nie ma przyszłości. On był gwiazdą, a ja zwykłą dziewczyną z wioski. Przecież nie psuł by sobie reputacji dla kogoś takiego jak ja.
- To zdradzisz gdzie się wybieracie? - zapytała podając mi do stołu talerz zupy.
- Z tego co mówił to zabiera mnie na wycieczkę swoją łodzią. Taki rejs 3 dniowy spędzony na wodzie.
- Całkiem romantycznie - wyszczerzyła się, a ja spiorunowałam ją wzrokiem - No dobrze dobrze. Już nic więcej nie mówię. Ale jedź, bawcie się dobrze i nie rozrabiajcie za dużo.
- O to już się bać nie musisz - zaczęłam jeść zawartość talerza, gdy nagle do domu wszedł tata.
- O co się nie musi bać? - zapytał wchodząc do kuchni i całując mamę w policzek.
- Michelle wybiera się na wakacje niedługo na 3 dni - mama odpowiedziała mu jak gdyby nigdy nic. Spiorunowałam ją wzrokiem. Byłam zła, nie chciałam aby się już o tym dowiedział.
- To świetnie, z kim jedziesz? - usiadł na przeciwko mnie przy stole, gdy mama podała mu jego talerz z jedzeniem. - Michelle? - nic nie odpowiadałam. Nie chciałam go okłamywać mimo, że wiedziałam jak zareaguje.
- Z Michaelem - w końcu wydukałam bez emocji w głosie. W końcu mam prawo do własnych decyzji.
- Żartujesz? - spojrzał na mnie jakbym dosłownie podjęła decyzję o samobójstwie.
- Przestań,  znów zaczynasz - skarciła go mama - Jest młoda, ale dojrzała i wie co robi - uśmiechnęła się do mnie, byłam jej wdzięczna, że stoi za mną murem nawet jeśli oznaczało to sprzeciw ojcu.
- Gdyby wiedziała co robi, to by nie pchała się do łóżka facetowi o dziesięc lat starszemu! - myślałam, że się przesłyszałam.
- Coś ty powiedział?! - wstałam od stołu i prawie krzyknęłam. Mało kiedy mi się to zdarzało, ale jego słowa trafiły we mnie w sam środek - Ty nie masz o niczym pojęcia! Spędzasz całe dnie w tej pieprzonej pracy, a kiedy wracasz i masz możliwość porozmawiania ze mną, to robisz to w ten sposób? Nigdy mnie nie znałeś, nie wiesz co czuję, do kogo czuję, a jeśli chodzi o Michaela, to jest cudowną osobą, tylko że Ty widzisz go nie jako człowieka, ale jako wielką gwiazdę z pierwszych stron magazynów. Wierzysz w te plotki i bzdury, które piszą o tych ludziach, a nie masz pojęcia jacy są naprawdę. Skoro nie chcesz dać mu szansy, rozumiem. Ale nie masz prawa go oceniać, a ja i tak zrobię to co będę chciała - odeszłam od stołu i ruszyłąm w stronę schodów prowadzących na górę.
- Nie skończyłem z tobą jeszcze smarkulo! - krzyknął za mną. Odwróciłam się w jego stronę i powiedziałam z pełnym spokojem w głosie.
- Ale ja za to skończyłam. I wiesz co Ci powiem? Michael jest tysiąc razy lepszy od Ciebie. Zna mnie niedługo, a rozumie mnie lepiej niż własny ojciec - gdy skończyłam poszłam schodami na górę do siebie.
   Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce. Słyszałam jak mama na niego krzyczy, kłócili się i to była moja wina. Rozpłakałam się. Znów nawaliłam, znów czułam się ciężarem dla nich. Nie chciałam użyć w stosunku do taty takich słów, ale nie dał mi wyboru. Zarzucił mi coś, co mnie strasznie zabolało. Za kogo on mnie ma? Tak bardzo chciałam, aby Mike był teraz przy mnie. Coraz bardziej pragnęłam jego obecności i nie ma czego tutaj ukrywać. Mama miała rację, przerażało mnie to.
   Ustawiłam budzik na rano w telefonie i poszłam do łazienki wziąć długą kąpiel. Rano musiałam wstać do sklepu, znów się zacznie siedzenie pół dnia za ladą, ale musiałam pomóc mamie. Sama nie dałaby rady. Leżąc w wannie zaczęłam myśleć o rejsie, byłam ciekawa jak wygląda taka łódź oraz jaki będzie Michael w stosunku do mnie. Zaprosił mnie, to fakt. Ale dlaczego to zrobił? Nie miałam pojęcia i chyba wolałam o tym nie myśleć. Lepiej nie mieć nadziei, niż ją stracić.
   Ubrana w piżamkę położyłam się padnięta do łóżka. Ostatni raz spojrzałam na telefon. Nic. Nie wiem na co liczyłam, ale strasznie było mi przykro, bo nie wiedziałam czy i kiedy znów się spotkamy. Zawsze sam pytał o spotkanie, proponował, że wpadnie, a dzisiaj nic. Po terenie porozmawialiśmy jeszcze chwilę i pojechał nic nie wspominając kiedy znów go zobaczę. W końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęłam.




   Siedziałam za ladą w sklepie i wpatrywałam się w krople deszczu spływające po oknie. Od rana lało nieustannie, na dworze było szaro i ponuro, co wpływało dość negatywnie na moje samopoczucie. Na szczęście ruchu w sklepie nie było zbyt wielkiego i większość czasu spędzałam na przeglądaniu magazynów. Rysowałam palcem po szybie jakieś znaczki, gdy nagle w radiu rozbrzmiała piosenka Billie Jean. Nawet radio chyba dzisiaj mnie obserwowało. Uśmiechnęłam się sama do siebie i dopiero zauważyłam, że na szybie narysowałam serce. Gdy zorientowałam się, że wchodzi ktoś do sklepu szybko zmazałam obrazek ręką i wstałam.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam i dopiero, gdy postać zdjęła kaptur rozpoznałam ją - Janet?
- Witaj, nie widziałyśmy się od czasu imprezy w Paradise - uśmiechnęła się, podeszła do mnie i uściskała - Co słychać u Ciebie ciekawego?
- Wszystko dobrze, tak myślę. Jak mnie tutaj znalazłaś?
- Prosiłam Michaela o Twój numer telefonu, ale uparciuch nie chciał mi dać. Ale znalazłam u niego na lodówce kartkę z tym adresem i było napisane "Michelle" - domyśliłam się już.
- Pewnie to kartka z adresem, którą dostał Mike od Pana Rose wtedy po przyjęciu - spojrzałam na nią - A co u Ciebie? Wtedy w klubie jakoś nie specjalnie się trzymałyśmy na nogach, zwłaszcza ja - zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Oj tak, szybko uciekłaś, jak zobaczyłaś auto mojego brata - zaczerwieniłam się - Ale z tego co słyszałam i tak po Ciebie wrócił. I... słyszałam coś jeszcze! - patrzyła na mnie z iskrą w oku.
- A co dokładniej? - zaniepokoiłam się trochę.
- Że płyniecie razem w rejs - zaklaskała w dłonie jak małe dziecko, które miało dostać wymarzoną zabawkę - Byłam u niego jakiś czas temu w sprawie łodzi i mówił właśnie, że chce Cię zabrać na wycieczkę na pokład. A wczoraj wieczorem jak dzwoniłam do niego to przyznał się, że już pytał i że się zgodziłaś. Nie masz pojęcia jak się cieszę! Michael od dawna nie okazywał nikomu tyle zainteresowania co Tobie - wyszczerzyła się, miała piękny uśmiech.
- Staram się podchodzić do tego z dystansem - odparłam siadając na krześle.
- Co ty mówisz? Michael nikomu nie proponował takiego rejsu. Nawet mnie. Chociaż może to i lepiej, my dwoje na pokładzie to kiepski pomysł. Pewnie po paru godzinach któreś by już wylądowało za burtą - zaśmiałyśmy się obie, polubiłam ją. Była bardzo pozytywną osobą.
- Ale ja mówię poważnie. Nie cenię się tak wysoko.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Zresztą, sama niedługo zobaczysz - puściła mi oczko, już miałam ją zapytać co miała na myśli mówiąc 'niedługo zobaczysz' ale uprzedziła mnie - Ja muszę już lecieć, podaj mi tylko swój numer jeśli możesz, bo od tego bufona pewnie go nie wyciągnę - uśmiechnęłam się i zapisałam na kartce swój numer - Dzięki, tutaj masz moją wizytówkę z moim numerem. Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń śmiało.
- Dziękuję - odpowiedziałam. Uściskałyśmy się na pożegnanie i wyszła.
  Spojrzałam na zegarek. Dobijała trzynasta, więc mama niedługo powinna się zjawić. Miałam rację - chwilę później zobaczyłam w oddali jak mama wysiada z jakiegoś samochodu. Nie było to jej auto, co mnie bardzo zdziwiło. Wbiegła cała przemoczona do sklepu i rzuciła:
- Jak tam córcia? - uśmiech nie schodził jej z twarzy, miała zadziwiająco dobry humor.
- Dobrze, wszystko gra?
- Jasne. Ty się już kochanie zbieraj. Tylko zostaw mi kluczyki od swojego samochodu, bo wracam nim dzisiaj do domu.
- Że co? - nic już nie rozumiałam - Ale jak ja wrócę? Przecież...
- Nie gadaj tyle tylko się ubieraj i idź - podprowadziła mnie do okna i pokazała palcem na samochód z którego przed chwilą wysiadła, wciąż stał w tym samym miejscu - Ktoś na Ciebie czeka, więc nie każ mu tyle kwitnąć bo korzenie zapuści - wyszczerzyła się, a ja dopiero załapałam.
- Ale jak wy...?
- Michael mnie poprosił, chciał Ci zrobić niespodziankę dlatego nic wcześniej nie mówiłam. No idź już! - wzięła kluczyki od mojego auta, włożyła mi płaszcz i parasol w ręce i dosłownie wypchnęła ze sklepu.
   Uśmiechnięta ruszyłam w stronę auta Michaela, był to inny samochód niż ten którym jeździliśmy ostatnio. Kiedy byłam już blisko, drzwi od kierowcy otworzyły się i wyszedł z nich Mike. Miał na sobie długi, czarny płaszcz do ziemi z pięknymi zdobieniami. Rozłożył wielki, czarny parasol i ruszył w moją stronę. Dopiero po chwili się zorientowałam, że trzyma w drugiej ręce różę.
- Miło Cię znów widzieć - ucałował mnie w policzek i wręczył kwiat.
- Dziękuję, ja też się cieszę - poczułam jak się czerwienię - A to z jakiej okazji? - zapytałam przykładając różę bliżej twarzy i zatapiając się w jej zapachu.
- Nie potrzebuję okazji do takich rzeczy - uśmiechnął się delikatnie i objął mnie ramieniem - Chodźmy do auta bo całkiem zmokniemy.
  Złożyłam swój parasol po czym wsiadłam do pojazu od strony pasażera. Mike jak zawsze otworzył mi drzwi.
- Nie spodziewałam się Ciebie dzisiaj, tutaj - rzuciłam gdy odpalił samochód.
- To źle? - spojrzał na mnie ukradkiem.
- Nie, bardzo się cieszę że tutaj jesteś - tym razem to on się zaczerwienił, wyglądał cudownie z tą swoją niewinnością wymalowaną na twarzy - A więc zdradzisz mi dokąd jedziemy?
- Do Neverlandu.
- Mówisz poważnie?
- Jasne, ja już wiem gdzie mieszkasz. Pora abyś i ty zobaczyła mój dom - puścił mi oczko - Mam wrażenie, że Ci się spodoba.




   Gdy przekroczyliśmy bramy Neverlandu byłam tak podekscytowana, że nie mogłam usiedzieć na miejscu. Nawet deszcz nie psuł tego pięknego widoku. Poczułam się jak w bajcie. Michael chyba zauważył moje zainteresowanie, bo gdy parkował już pod domem, zaśmiał się i rzucił:
- Jeszcze zdążysz wszystko zobaczyć. Chodźmy, ogrzejemy się i jak trochę przestanie padać to pójdziemy na spacer i pokażę Ci wszystko - kiwnęłam tylko głową na znak zgody i ruszyliśmy do drzwi wejściowych.
   W środku wszystko było idealnie do siebie dopasowane, mimo, że elementy nowoczesnego stylu przeplatały się z starą sztuką. Wszystko wyglądało cudownie, przypominało mi to pałacyk o jakim zawsze marzyłam jako mała dziewczynka.
- Wiesz... Widziałam w TV, gazetach i mediach zdjęcia Nibylandii, ale na żywo jest jeszcze piękniej - wciąż rozglądałam się wokół siebie.
- Cieszę się, że Ci się podoba - spojrzał na mnie i uniósł kąciki ust. Zaprowadził mnie do salonu - Rozgość się, ja zaraz przyjdę - zniknął gdzieś za ścianą, a ja krążyłam po pokoju wszystkiemu się przyglądając. Nie mogłam uwierzyć, że tutaj jestem. Nagle ten cały ten ponury, smutny dzień zmienił się w ciągu sekundy, kiedy tylko go zobaczyłam. A teraz jeszcze to.
- Jestem - nagle pojawił się za mną nie wiadomo kiedy i skąd - Proszę - podał mi ciepły kubek z czekoladą.
- Dziękuję. Chyba lepiej nie mogłeś trafić z wyborem - usiadłam na kanapie.
- Twoja mama mówiła, że lubisz - usiadł obok mnie ze swoim kubkiem.
- Widzę, że się dobrze z nią dogadujesz - nie spuszczałam z niego wzroku - Co Ci jeszcze mówiła?
- Nic - pociągnął łyka  ze swojego kubka i spojrzał na mnie śmiejącymi się oczkami - No poważnie mówię!
- Tak, tak. Knujecie ukryte spotkania za moimi plecami. Powinieneś dostać za to klapsa - zanurzyłam usta w swojej czekoladzie.
- Z wielką chęcią - wyszczerzył się zadziornie, a ja sprzedałam mu sójkę w bok - A to za co? - zaśmiał się.
- Bo jesteś wstręciuch - odłożyłam naczynie na stolik i złapałam Michaela za rękę - Chodź.
   Spojrzał na mnie niepewnie, ale również odłożył swoją szklankę i poszedł za mną. Gdy zobaczył, że kierujemy się w stronę wyjścia zapytał:
- Co ty kombinujesz?
- Obiecałeś mi spacer, prawda? - spojrzałam na niego.
- Ale nie kiedy leje, poczekaj, wezmę chociaż parasol...
- Nie! Popsujesz całą zabawę. Z cukru jesteś? Rozpuścisz się? Więc nie marudź i chodź - wyciągnęłam go już bez większego problemu.
    Na zewnątrz ciągle padało, ale nie przeszkadzało mi to. Mike chyba tez się przekonał do tego pomysłu, bo po chwili zaczął się wygłupiać i tańczyć między kroplami deszczu jak dziecko. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.  Ktoś z boku by pomyślał, że wariat jakiś, ale dla mnie był po prostu uroczy i potrafił cieszyć się z małych rzeczy, dostrzegał szczegóły które inni pomijali, a często były przecież tak istotne.
   Całą drogę po Neverlandzie opowiadał mi jak wpadł na pomysł stworzenia tego miejsca, opisywał każdy szczegół z wielką dokładnością. Widać było, że miał duszę artysty. Nawet fakt, że byliśmy już całkowicie przemoczeni nie grał roli, dodawało to uroku temu spacerowi.
- Chyba jednak miałeś rację z tym parasolem - powiedziałam, gdy już wracaliśmy do domu Michaela.
- Ja mogę być twym parasolem jeśli zechcesz.
- Będziesz mnie chronił od deszczu? - zaśmiałam się.
- Nie tylko, będę też twoją czapką, nausznikami, szalikiem, bluzą z kapturem, kurtką, rękawiczkami, spodniami ortalionowymi, grubymi bawełnianymi skarpetami i kaloszami. Tym też mogę być - objął mnie ramieniem i ucałował w mokre włosy - Jeśli mi tylko na to pozwolisz.
   Odpowiedziałam mu uśmiechem. Onieśmielał mnie gdy mówił takie rzeczy. Gdy weszliśmy do holu dopiero zobaczyłam jak wyglądam. Wszystko było tak mokre, jakbym wskoczyła do basenu. Mike zaśmiał się gdy zobaczył moją przerażoną minę.
- Pamiętaj, że to był Twój pomysł - przygryzł wargę i wyszczerzył się złowieszczo - Chodź na górę, dam Ci coś na przebranie nim Twoje ciuchy wyschną.
   Ruszyłam za nim schodami na górę. Po chwili byliśmy w wielkim pokoju - jego sypialni. Było tutaj tyle światła i przestrzeni, nie to co mój mały, cichy pokoik. Michael zniknął gdzieś w garderobie i wrócił po chwili z białą koszulą i jakimiś krótkimi spodenkami.
- Koszula jest moja. Wiem, że będzie za duża, ale lepsze to niż nic. A tutaj masz spodenki Janet, zostawiła je ostatnio u mnie gdy nocowała tutaj. Powinny na Ciebie pasować - dał mi ciuchy do rąk i wskazał na drzwi po drugiej stronie sypialni - Tam jest łazienka. Chyba, że wolisz przebrać się tutaj - poruszył zabawnie brewkami, a ja walnęłam go w ramię.
- Małpa jesteś - uśmiechnęłam się - Na przyjemności trzeba sobie zasłużyć - wystawiłam mu język.
- A ja nie zasłużyłem? - złapał mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie, przyłożył swoją twarz obok mojej i szepnął na ucho - Jakbyś miała jakiś problem z tymi ubraniami, krzyknij a z chęcią Ci pomogę - znów go walnęłam i oboje się zaśmialiśmy - No idź już idź. Ja też się przebiorę i będę czekał na dole w kuchni.
    Posłał mi ostatni cudowny uśmiech, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Gdy zamknęłam już za sobą drzwi, oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam w lustro. Włosy już trochę podeschły, ale miałam szopę na głowie. Blon kłaki terczały poplątane we wszystkie strony, więc związałam je w nieogarniętego koka. Zdjęłam mokre ubrania i wzięłam do rąk koszulę Michaela i niepewnie ją założyłam. Poczułam ten zapach, jego zapach. Dziwne. Nigdy nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, nigdy nie rzucały mi się w oczy. Chyba przestawałam już nad tym panować, coraz swobodniej czułam się przy nim. Kiedy był obok zostawiałam cały świat w tyle, zaś jego nieobecność stwarzała dziwną pustkę, która pochłaniała mnie od środka.




   Przebrany już w suche ciuchy krążyłem po kuchni podjadając  popcorn, który przed chwilą przygotowałem. Byłem strasznie wdzięczny mamie Michelle, że pozwoliła mi dzisiaj zorganizować tak ten dzień. Chyba mnie polubiła, bo zawsze gdy ze mną rozmawiała towarzyszył na jej twarzy uśmiech, piękny tak samo jak u jej córki. Wciąż pozostawała mi jednak kwestia jej taty, dlaczego tak bardzo mnie nie lubi? Musiałem jakoś go przekonać do siebie, pokazać że nie mam złych zamiarów, ale wiedziałem, że czeka mnie długa, ciężka droga.
- Jestem - Michelle wparowała tanecznym krokiem do kuchni.
   Na jej widok mimowolnie się uśmiechnąłem. Wyglądała cudownie w mojej za dużej koszuli, była w tym momencie bardziej seksowna niż kiedy widziałem ją na moim przyjęciu w krótkiej, czerwonej sukience i wysokich szpilkach. Teraz gdy deszcz zmył jej makijaż, włosy miała spięte u góry, a jedynym ubraniem były krótkie spodenki i moja koszula - była najcudowniejsza na świecie. Nie spuszczałem z niej wzroku nawet na chwilę, zapewne zauważyła że się jej przyglądam, ale nic nie mówiła.
- Pięknie wyglądasz - powiedziałem cichym, spokojnym głosem.
- Przecież to tylko twoja koszulka.
- No właśnie - uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na blacie obok miski z popcornem.
- Obejrzymy coś? - zapytała biorąc trochę popcornu- Tylko nie chcę znów komedii romantycznej.
- Ja bym stawiał dzisiaj na coś przygodowego - podszedłem do niej, gdy siedziała na blacie.
   Jej twarz była idealnie na wysokości mojej. Byłem już na tyle blisko, że czułem jej nierównomierny oddech na sobie. Stałem miedzy jej rozszerzonymi kolanami i patrzyłem głęboko w oczy. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej i mocniej, nie potrafiłem nad tym zapanować w jakikolwiek sposób. Objąłem ją delikatnie w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie, że siedziała teraz na krawędzi blatu. Nasze ciała przylegały do siebie, a twarze były niebezpiecznie blisko. Poczułem jak napięła mięśnie, jednak nie protestowała, nie mówiła ani nie robiła nic, całkowicie poddając się temu co chcę z nią zrobić.
   Nie przestawała mi się przyglądać, cały czas patrzeliśmy na siebie wzrokiem przepełnionym rządzą i bólem zarazem. W głowie miałem tysiące myśli, aż mnie przerażało co chciałbym teraz z nią zrobić, jak bardzo jej pragnąłem.
- Warto było Cię spotkać, aby się dowiedzieć, że istnieją takie oczy jak Twoje - szepnąłem jej na ucho.
   Tak bardzo chciałem teraz jednej rzeczy. W końcu przybliżyłem swoją twarz do jej. Jednak stchórzyłem i musnąłem ją wargami jedynie w kącik ust. Przez moje ciało przeszły dziwne wibracje, jakby wszystko we mnie sprzeciwiało się, że tylko na tyle mnie stać. Ale bałem się, że ją stracę. Jeśli się zrazi, źle dobierze moje intencje i czyny mogę ją stracić bezpowrotnie, a tego bym nie zniósł. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Byłem zły na siebie za to co zrobiłem, a jeszcze bardziej za to co chciałem zrobić.
- Przepraszam... - zdołałem jedynie wyjąkać i odsunąłem się delikatnie od niej.
  Jednak Michelle złapała mnie za kołnierz i przyciągnęła z powrotem do siebie. Po prostu się we mnie wtuliła jak małe dziecko. Czułem, że potrzebuje tego tak samo jak ona. Objąłem ją i schowałem twarz w jej włosach. Staliśmy tak w bezruchu jeszcze przez chwilę. W końcu oderwaliśmy się od siebie i zapytała:
- To jak będzie z tym filmem? - oboje się uśmiechnęliśmy i poszliśmy do salonu z miską popcornu.
- Wolisz tutaj czy idziemy do sali kinowej?- zapytałem biorąc z półki jaki film.
- Tutaj, zmęczona jestem i nie chce mi się już nigdzie ruszać - odparła rozkładając się na kanapie.
   Oczywiście nie mogłem siedzieć obok niej i spokojnie oglądać. Już po pierwszych minutach seansu zacząłem ją zaczepiać i rzucać w nią co chwila popcornem. Michelle oczywiście nie pozostawała mi dłużna i oboje wygłupialiśmy się jak małe dzieci. Kiedy się w końcu uspokoiłem i dałem za wygraną, Michelle oparła głowę na moim ramieniu i przymknęła oczy.
- Śpiąca jesteś? - zapytałem obejmując ją ramieniem.
- Nie... - odpowiedziała, ale i tak wiedziałem swoje.
   Po dziesięciu minutach zasnęła w moich objęciach. Delikatnie wysunąłem się i położyłem ją na kanapie w pozycji leżącej. Poszedłem do sypialni po jakiś koc i wróciłem z powrotem do salonu. Leżała w takiej pozycji jak ja zostawiłem wychodząc. Kucnąłem przy kanapie i przykryłem ją delikatnie. Wyłączyłem telewizor i gdy juz miałem wyjść z pokoju usłyszałem:
- Michael...? - zawołała mnie śpiącym głosem.
- Tak?
- Zostań ze mną, proszę - nie musiała nic więcej mówić.
   Położyłem się delikatnie obok niej. Odwróciła się w moją stronę i nakryła dzieląc się ze mną kocem. Przytuliła się do mnie najbardziej jak chyba tylko mogła. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło. Czułem bicie jej serca, było spokojne i równomierne, bił od niej całkowity spokój. W końcu i ja zamknąłem oczy. Już dawno zwykłe leżenie nie dawało mi tyle radości co teraz, czułem jakbym cały świat leżał teraz obok i był zdany tylko na mnie. W końcu zasnęliśmy oboje wtuleni w siebie.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~

"Tęsknota jest największym dowodem miłości."

~~~~~

Postaram się dać rozdział 9 jeszcze przed niedzielnymi zawodami, powinien pojawić się w sobotę (chyba każdy wie co to za dzień :3 ) ale nic nie chcę obiecać :P
Dziękuję wszystkim którzy czytają tego bloga i dają mi powera do dalszego pisania. Pomysłów w głowie mam wiele, więc tylko zostaje to przelać na klawiaturę komputera. A tak wgl nie za długie te moje rozdziały są ? XD Mam momentami takie wrażenie O.o
Z góry przepraszam za błędy i powtórzenia jeśli się jakieś wkradły ^^

Buziaki ! :*
Mia land-of-grafic