sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 31

  Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Otworzyłam wciąż zaspane oczy i sięgnęłam ręką na stolik po komórkę.
  'Michael'.
  Ostatnio na wyświetlaczu pojawiało się stale to imię. Odłożyłam urządzenie z powrotem na miejsce, jakbym chciała sobie udowodnić, że jest mi obojętny. Usiadłam rozglądając się po pokoju i powoli przypominając wczorajszy wieczór. Byłam na siebie cholernie zła. Nie powinnam była się godzić na tę kolację. Narobiłam mu nadziei, po czym bezczelnie ją odebrałam. Zostawiłam go tam, samego. Przyznam się, że miałam ochotę w pewnym momencie mu ulec, brakowało mi ciepła i bliskości, jaką miałam zawsze od Michaela. Pewnie każdy normalny by pomyślał, że nie powinnam mieć poczucia winy, w końcu w jakimś stopniu mój szef chciał mnie wykorzystać w celu 'osobistym'. Ale mogłam już dawno to ukrócić, powiedzieć i postawić sprawę jasno. Zamiast tego bawiłam się z nim w kotka i myszkę, a zabawa ta zaczęła zachodzić za daleko od mojego rozstania z Michaelem. 
  Zerknęłam na zegarek - już dziewiąta. Do pokazu zostało zaledwie kilka godzin. Niechętnie wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki w celu wykonania rutynowych czynności. Gdy już ogarnięta miałam opuścić łazienkę, poczułam jak kręci mi się w głowie. Złapałam się o ramę drzwi aby nie upaść. Nie minęła chwila, a poczułam jak po raz kolejny w tym tygodniu zbiera mi się na wymioty. Po sekundzie już byłam przy ubikacji, uwalniając z siebie wszystko co miałam chyba w środku. Przysiadłam na toalecie spuszczając jednocześnie wodę. Co się dzieje? Jeśli dolegliwości nie ustaną, chyba będę musiała się udać w końcu do tego lekarza.
  Ubrałam czarną sukienkę i szpilki. Pogoda za oknem była cudowna, jednak nie potrafiłam się jakoś cieszyć szczerze tym wszystkim. Sny o pięknym, cudownym Paryżu traciły blask, gdy brakowało nam obok tej ukochanej osoby. Zamknęłam pokój i gotowa ruszyłam do drzwi obok. Serce waliło mi jak szalone, bo co ja mam mu powiedzieć? Zapukałam niepewnie. Otworzył mi je z jak zawsze wielkim uśmiechem, ogarniając mnie wzrokiem.
- Ślicznie wyglądasz  - rzucił przygryzając wargę.
- Dziękuję, Ty również dobrze wyglądasz.
- Wejdź proszę - zaprosił mnie do środka - Daj mi jeszcze minutkę i się zbieramy.
- Emilio zaczekaj...
- Tak? - zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
- Chciałabym Cię przeprosić.
- Przeprosić? - spojrzał na mnie niepewnie - Nie rozumiem?
- Za wczoraj. Nie chciałam, abyś źle odebrał moje intencje. 
- Posłuchaj... - podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy - Domyślam się, co jest powodem Twoich wszelkich zahamowań i rozumiem to. O nic Cię nie winię. 
- Dziękuję - szepnęłam spuszczając wzrok i sama nie wiem czemu przytuliłam się do niego.
  Potrzebowałam czyjegoś ciepła, oparcia i zrozumienia. Mimo iż Emilio był jaki był, to darzyłam go swego rodzaju sympatią. Wzbudzał moje zaufanie, potrafił stwarzać dwuznaczne sytuacje, ale nigdy nie robił nic na co mu nie pozwoliłam, nie skrzywdziłby mnie - wiem o tym. Gdy w końcu się od niego odkleiłam, mężczyzna bez słowa ucałował mnie w czoło niczym ojciec i zniknął za drzwiami łazienki.
  Po niecałych 15 minutach był gotów do wyjścia. Opuściliśmy hotel rozmawiając jak starzy, dobrzy znajomi. Widział zapewne mój narastający stres, którego nie byłam w stanie opanować. Pod wejściem czekała już na nas czarna limuzyna, która miała nas zawieźć pod budynek Vissavie. 


  Siedziałem wpatrując się w widok za małą szybą samolotu. Obraz ponad chmurami był czymś niesamowitym, czujesz się, jakbyś był na samym dachu świata. Wszystko pod Tobą jest takie małe... Jednak problemy i uczucia pozostają niezmienne. Całą drogę miałem przed oczami jej obraz, wspomnienia z tej felernej nocy, której 'twórcą' była Vanessa, przyprawiały mnie o ścisk w żołądku i ból w sercu. Szczęście jest takie nieuchwytne, nieprawdaż? Gdy myślisz że już je złapałeś, że już jest Twoje - ono nagle opuszcza nasze dłonie bez pytania o zgodę.
  Spojrzałem ukradkiem na śpiącą Emmę, która główką była oparta o moje ramię. Uśmiechnąłem się mimowolnie i pogłaskałem ją po krótkich, blond włoskach całując w nie jednocześnie.
- Wstawaj księżniczko, zaraz lądujemy - szepnąłem jej do ucha.
- Hmmm...? Jesteśmy...? - zapytała śpiącym głosikiem - Zdążymy na pokaz?
- Oczywiście, że zdążymy.
- Cieszę się, że tata Miśki pozwolił mi z Tobą jechać.
- Ale pamiętasz co mówił? Masz być grzeczna i się słuchać.
- Ja zawsze jestem grzeczna! - zaśmiałem się i wzrok znów zatrzymałem w widoku za oknem.
- Podać coś jeszcze Panie Jackson? - spytała młoda, ciemnowłosa stewardessa uśmiechając się do mnie zalotnie.
- Nie, dziękuję. Emma chcesz coś?
- Wodę - odparła dziewczynka, na co kobieta kiwnęła głową i odeszła.
  Mimo iż był to mój prywatny samolot, to widziałem ją tutaj pierwszy raz. Obcisła spódniczka i czarne rajstopy podkreślały jej długie nogi. Włosy zaś upięte w artystycznego koka odsłaniały jej delikatną buźkę.
- Proszę - wróciła z wodą dla małej i znów spojrzała na mnie. Już miała odejść gdy zatrzymałem ją pytaniem:
- Jak Ci na imię?
- Mia.
- Piękne imię, - dziewczyna zaczerwieniła się i uśmiechnęła niepewnie.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co, stwierdzam tylko fakty. Skąd jesteś?
- Urodziłam się w Anglii, ale od ponad 10 lat mieszkam w Stanach - spuściła zawstydzona wzrok.
-  Dlaczego unikasz mojego spojrzenia? - popatrzyła mi w oczy jak na rozkaz, już chciała udzielić odpowiedzi gdy uprzedziłem ją - Masz śliczne oczy, powinnaś jak najczęściej je wykorzystywać.
- Raz jeszcze dziękuję - odparła speszona i odeszła wolnym krokiem, gdy ja odprowadzałem ją wzrokiem, śledząc dokładnie  każdy jej ruch.
- Kochasz Miśke? - wyrwała mnie z transu Emma.
- Oczywiście. Cóż to za pytanie?
- To nie rób tak - rzuciła, chyba lekko urażona moim zachowaniem wobec stewardessy.
  Resztę czasu, aż do lądowania spędziliśmy w ciszy. Mia również nie odwiedziła nas ani razu, dopiero przy wyjściu stała jak wymagał od niej zawód w drzwiach, żegnając się z pasażerami. Uśmiechnąłem się tylko delikatnie na pożegnanie i opuściłem pokład samolotu razem z moją małą towarzyszką. Emma oczywiście nie mogła się napatrzeć na wszystko, a ja musiałem mieć oczy dookoła głowy aby jej nie zgubić. Przypominała mi trochę Michelle - obie były roztrzepane i urocze zarazem. Nie można było długo się gniewać czy winić za drobne przewinienia. 
  Zgodnie z ustaleniami szofer czekał na nas na parkingu lotniska. Miałem na sobie maskę, ciemne okulary i czapkę, aby uniknąć niespodziewanych scen. Zależało mi na czasie. Jedyne o czym myślałem to pokaz i moja ukochana, którą tak uparcie pragnąłem już zobaczyć.
  Znałem Emilio już trochę czasu i wiedziałem dokładnie w jakich hotelach zazwyczaj przebywa. Kierowca zawiózł nas dokładnie we wskazane miejsce. Kazałem małej poczekać z szoferem, a sam udałem się do środka budynku. Stanąłem przy ladzie, gdy w końcu podszedł do mnie mężczyzna, kończąc rozmowę przez telefon.
- Witam, w czym mogę służyć?
- Chciałbym dowiedzieć się, czy macie tutaj rezerwację na nazwisko Honses.
- Przykro mi, nie mogę udzielić Panu takich informacji.
- Proszę - rozejrzałem się, czy aby nikt nie stoi za mną w kolejne i zdjąłem na chwilę okulary i maskę, aby móc się pokazać chłopakowi - To dla mnie ważne.
- Proszę poczekać Panie Jackson, chwilka.
- Dobrze, ale proszę nie mówić mi po imieniu, zależy mi aby...
- Rozumiem - uśmiechnął się i wpisał coś w komputer - Tak, mamy zarezerwowane dwa apartamenty na 20 piętrze na nazwisko Honses - 'dwa' pomyślałem, dziwnie poczułem jakby ulgę.
- Można wiedzieć w jakim terminie?
- Z tego co widzę są od wczoraj i rezerwacja jest do jutra.
- Macie może jeszcze wolny apartament na tym piętrze?
- Został nam jeden dwuosobowy.
- Świetnie, w takim razie poproszę. A i jeszcze jedno... Wie Pan może czy jest jeszcze u siebie?
- Przykro mi, Pan Honses wyszedł jakieś dwie godziny temu w towarzystwie kobiety.
- Rozumiem - zapłaciłem, podziękowałem i z uśmiechem na ustach wróciłem do limuzyny, która wciąż czekała w tym samym miejscu.
- Jesteś! Myślałam, że Cię porwali już - Emma przytuliła się do mnie gdy tylko wsiadłem do środka samochodu.
- Jestem, jestem. Musiałem załatwić nam nocleg na dzisiaj.
- Widziałeś Miśkę?
- Nie, jest już prawdopodobnie na pokazie, więc... - zwróciłem się tym razem do kierowcy - Wiesz gdzie jechać.


  'Uda się, nic się nie dzieje, spokojnie' powtarzałam w głowie nie mogąc zapanować nad stresem, który coraz bardziej wdawał mi się we znaki. Siedziałam w garderobie już uszykowana przez makijażystki i całą resztę. Szczerze mówiąc - nie wiem, co Ci ludzie widzą w tych strojach. Dla mnie nie było w nich nic szczególnego, a niektóre wręcz odrzucały mnie i poza pokazem na pewno nigdzie bym ich nie założyła. Śmieszył mnie fakt, że kosztują więcej niż mój dom.
- Michelle, zaraz wchodzisz - usłyszałam zza drzwi.
  No tak, moje ostatnie wyjście. Byłam już parę razy prezentując kreacje Vissavie. Zostało mi ostatnie wyjście, którego nie wiem czemu najbardziej się bałam. Emilio siedział gdzieś w tłumie na widowni, więc czułam się tutaj zupełnie obco i samotnie. 'No dalej, ostatnie Twoje wyście. Dasz radę.' - nie wiem czy gadanie w myślach do siebie faktycznie mi pomagało, ale poczułam się jakby nieco lepiej. 

  W końcu nadeszła kolej na mnie. Zrobiłam to, co robiłam za każdym wcześniejszym wyjściem. Znów poczułam oślepiający blask fleszy, muzykę, szepty i rozmowy ludzi mnie obserwujących. Dochodząc już do końca podestu moją uwagę przykuł jeden szczegół: Emma?! Jak ona tutaj przyleciała? Dopiero gdy baczniej się przyjrzałam, zauważyłam, że mężczyzna siedzący obok niej w kapeluszu i okularach wygląda znajomo. I znów masa pytań w mojej głowie: Skąd wiedział gdzie jestem? Jak się tutaj dostali? Po co przyleciał i to w dodatku z Emmą? Starałam się zachować powagę, bo w końcu oczy wszystkich były skierowane w moją stronę. Kiedy w końcu jakimś cudem dotarłam do końca i mogłam zniknąć z pola widzenia, udałam się szybkim krokiem do garderoby zamykając za sobą drzwi.
- A Ty co taka wystraszona? - dopiero zauważyłam Evey, jedną z moich makijażystek, które przygotowywały mnie do pokazu - Michelle wszystko gra? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha...
- Bo tak się czuję - odparłam opadając na fotel.
- Jest i moja gwiazda! - do garderoby wpadł Emilio jak zawsze w cudownym nastroju - Cudownie wyglądałaś, cała Francja jest nasza! A ty co, nie podobało Ci się? - spojrzał na mnie niepewnie, widząc moje zdenerwowanie wymalowane na twarzy.
- Nie... Po prostu... Widziałam na widowni...
- Michaela? Tak tak, mijałem się z nim i zamieniliśmy kilka słów.
- Że co?! - prawie krzyknęłam - Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć?! Co on tutaj w ogóle robi?
- Pytał o Ciebie, powiedziałem mu, że po pokazie może Cię zabrać do hotelu. Ja przynajmniej pozałatwiam sprawy na mieście.
- Jak mogłeś? Wiesz przecież, że nie jesteśmy razem i...
- Posłuchaj - przerwał mi - Nie mój interes co tam między wami się zepsuło. On chciał z Tobą porozmawiać, a ja tylko mu to umożliwiłem.
- Nigdzie się z nim nie wybieram - odparłam stanowczo.
- Nie masz chyba wyboru, bo ja już potwierdziłem spotkanie, które potrwa na pewno kilka godzin. Chyba nie chcesz wracać sama do hotelu?
- Jesteś wstrętny - rzuciłam oburzona - Robisz to specjalnie.
- To dla Twojego dobra. Nie mogę już patrzeć jaka przybita chodzisz - puścił mi oczko - Aaaa, i tak jesteś na niego skazana. Z tego co mówił to ma zarezerwowany pokój obok Twojego.
- No pięknie, po prostu świetnie.
  Emilio już nic więcej nie mówił, pożegnał mnie tylko buziakiem w policzek jak to miał w zwyczaju i poszedł w tylko jemu znanym kierunku. Przebrałam się z powrotem w swoje ciuchy, przekazując Evey kreację, którą przed chwilą prezentowałam. Pożegnałam się z dziewczynami, chwyciłam torebkę i opuściłam garderobę kierując się w stronę wyjścia z budynku.
- Michelle! - usłyszałam za sobą piskliwy głosik Emmy.

   Dziewczynka podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Uściskałam ją w głębi serca ciesząc się, że jest tutaj ktoś kogo znam i komu ufałam. Nie zwróciłam nawet uwagi na idącego w naszą stronę Michaela.
- Stęskniłam się. Wujek Jackson zabrał mnie żebym mogła Cię zobaczyć na pokazie, cieszysz się?
- Bardzo - uśmiechnęłam się do niej całując ją w czółko. 
- A za mną się też stęskniłaś? - rzucił Mike, który był już obok nas. Spojrzałam na niego tylko i bez słowa wyminęłam kierując się znów w stronę wyjścia - Gdzie idziesz?
- Do hotelu - rzuciłam oschle nie zatrzymując się.
- Obiecałem Emilio, że wrócisz ze mną.
- Nie interesuje mnie to.
- Michelle stój.
- Lepiej wracaj do domku, Vanessa zaraz odjeżdża i szkoda abyście stracili ostatnie chwile, które możecie dobrze wykorzystać.
- Przestań już - zatarasował mi drogę, chciał mnie objąć, jednak odepchnęłam jego dłonie - Proszę, wróć z nami do hotelu. Nie znasz miasta, obiecuję że pojedziemy prosto do hotelu.
   Kiwnęłam przytakująco głową na znak zgody, jednak nie odezwałam się już ani słowem. Miał rację, że sama bym zapewne nie trafiła tak szybko, a nie miałam przy sobie pieniędzy na jakąkolwiek taksówkę. Zresztą nie znałam języka, co dodatkowo utrudniałoby mi powrót. 
   Wsiedliśmy do limuzyny. Emma usadowiła się między nami co mnie idealnie pasowało. Objęłam dziewczynkę i całą drogę bawiłam się jej włoskami, co chwila zamieniając z nią słowo. Do Michaela zaś nie odezwałam się ani razu, bolała mnie wręcz jego obecność. Tak bardzo chciałam go przytulić, pocałować... Brakowało mi go strasznie, a on swoją obecnością utrudniał mi zapomnienie o wszystkim. 
- Dziękuję - rzuciłam do kierowcy, gdy pojazd zatrzymał się pod samymi wejściem do hotelu. 
  Dziewczynka wzięła mnie za rączkę i razem udałyśmy się do windy. Mike szedł za nami bijąc się zapewne z myślami. Było mi go trochę szkoda, za każdym razem odpychałam go, traktowałam jakby był mi zupełnie obcym i obojętnym człowiekiem. Oczywiście, że tak nie było - jednak duma była zbyt wielka. Nie potrafiłabym żyć u jego boku z myślą, że zdradził mnie i to w moim własnym łóżku. Swoją drogą, ciekawe ile trwał ich ten romans?
  Gdy dotarliśmy do drzwi mojego pokoju, ukucnęłam na chwile przy dziewczynce mocno ją przytulając na pożegnanie.
- Jesteś zmęczona kochanie, robi się ciemno. Śpij, a jutro wracamy do Kalifornii, a wieczorem macie z Vanessą samolot i wracacie do siebie, musisz być wypoczęta.
- Nie chcę wracać...
- Taka kolej rzeczy. Nie martw się, przyjedziesz niedługo znów do nas, obiecuję. Jak tylko mama wyjdzie ze szpitala.
- Dobrze... Michelle? - zatrzymała mnie, gdy już miałam wejść do pokoju - Możemy porozmawiać?
- Jasne, wchodź - wpuściłam ją, nawet nie zauważyłam, gdy przy drzwiach znalazł się Mike - Ty zostajesz.
- Chyba też mamy do porozmawiania? 
- Nie mamy - chciałam już zamknąć mu drzwi przed nosem, ale na siłę wpakował się do pokoju.
- Michael wyłaź ale już. 
- Najpierw mnie wysłuchasz. Potem, jeśli sobie tego zażyczysz zniknę z Twojego życia raz na zawsze - poczułam ciarki na ciele, gdy wypowiedział te słowa. Jednak starałam się nie dać po sobie poznać, że jakkolwiek mnie to ruszyło.
- W takim razie słucham - usiadłam na łóżku. 
- Miśka wujek jest niewinny - wtrąciła się Emma, której przyznam nie chciałam mieszać w tę sprawę.
- Kochanie to sprawa między mną a wujkiem.
- Nie! Pamiętasz, że Ci machałam z balkonu wtedy? - przytaknęłam - Byłam przecież tam i widziałam wszystko co się działo w środku. Wujek przyjechał do Ciebie i czekał w pokoju. Vanessa przyszła nagle i zaczęła się przystawiać. Wujek kazał jej wyjść ale kiedy usłyszała, że drzwi się otwierają to rzuciła się na niego - spojrzałam na Michaela, który stał w milczeniu. Jego wzrok był tak przepełniony bólem, że nie wiedziałam nawet co powiedzieć - Musisz mu uwierzyć - dziewczynka podeszła do mnie i złapała mnie za ręce - Nie okłamałabym Cię przecież. To wszystko wina mojej siostry, Mike Cię bardzo kocha, dlatego przyleciał aż tutaj za Tobą. 
  Poczułam łzy napływające mi do oczu. Nagle wszystko zaczęło się ze sobą mieszać, sama już nie wiedziałam w co i komu wierzyć. Wstałam tylko z łóżka i z nieobecnym wzrokiem rzuciłam:

- Proszę, wyjdźcie.
- Michelle proszę... - Michael podszedł do mnie. Chciałam się od niego odsunąć, ale złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie siłą - Nie dałaś mi wtedy wytłumaczyć, nie chciałaś słuchać... To wszystko co widziała Emma... Próbowałem Ci powiedzieć ale...
- Przestań - poczułam jak pojedyncze łzy spływają mi po policzku.
- Kocham Cię i nigdy bym Ci tego nie zrobił. Co mam zrobić abyś mi uwierzyła? - uwolnił mnie z swoich objęć - Mam błagać Cię na kolanach? Proszę bardzo - spojrzałam na niego jak na wariata, a on uklęknął przede mną nie spuszczając ze mnie wzroku - Czy teraz mi uwierzysz, że nic nie zrobiłem?
- Mike wstawaj, nie wygłupiaj się...
- Będę tutaj tak klęczał, aż powiesz mi, że mnie kochasz i że mi wierzysz.
  Patrzyłam na niego chwilę w milczeniu. Serce waliło mi jak oszalałe, zaczęłam analizować wszystkie jego słowa, słowa Emmy oraz to co widziałam wtedy, gdy weszłam do domu. Wyciągnęłam do niego rękę, aby pomóc mu wstać, jednak on zamiast tego pociągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam prawie na nim, prosto w jego ramionach. Nim zdążyłam  cokolwiek powiedzieć zatopił się w moje usta bez uprzedzenia. Starałam się nie odwzajemniać, jednak po chwili zaczęłam pogłębiać pocałunki nie zważając nawet na Emmę, która stała tuż obok nas.
- A możecie potem? Chciałabym już iść spać - rzuciła dziewczynka, próbując zachować powagę co jej jednak nie koniecznie wychodziło. Zaśmialiśmy się z Michaelem i wstaliśmy z podłogi. Wzięłam dziewczynkę za rękę:
- Chodź, opowiem Ci bajkę na dobranoc.  



- A Mike śpi dzisiaj z Tobą? - rzuciła nagle Emma, a ja spojrzałam niepewnie na ukochanego przygryzając wargę.
- Nie, Michael zostanie z Tobą abyś sama tutaj nie spała.
- Ale mnie to nie przeszkadza. Za drzwiami przecież jest ochroniarz, a wujek na pewno woli spać z Tobą - zaśmiałam się czując jak się czerwienię jednocześnie - A jak z tą bajką?
- No dobrze, jeśli chcesz to Ci opowiem - naciągnęłam na dziewczynkę mocniej kołdrę, zaś Michael usiadł na łóżku obok mnie przy Emmie, delikatnie obejmując mnie w talii i podpierając podbródek na moim ramieniu - A więc to było tak...

- Był sobie kiedyś chłopiec ... Kiedy chłopiec miał sześć lat, ojciec dał mu sokoła do polowań.
„Sokoły to drapieżniki, zabijają inne ptaki”, powiedział. „Nocni Łowcy nieba”. 
Sokół nie lubił chłopca, chłopiec nie lubił sokoła. Jego ostry dziób przyprawiał go o niepokój, a jasne oczy wciąż go obserwowały. Gdy tylko chłopiec się doń zbliżał, ptak atakował go dziobem i pazurami. Przez wiele tygodni jego nadgarstki i ręce wciąż krwawiły. Nie wiedział, że ojciec wybrał sokoła, który przez ponad rok żył na wolności, i dlatego oswojenie go było prawie niemożliwe.  Ale chłopiec próbował, bo ojciec kazał mu wytrenować sokoła, a on chciał zadowolić ojca. Przebywał z sokołem cały czas, nie dawał mu spać, wciąż do niego mówiąc, albo nawet grając muzykę, bo zmęczonego ptaka łatwiej oswoić. Nauczył się używać sprzętu: rękawicy, pęt, kaptura, rzemienia, którym przywiązywał sobie sokoła do nadgarstka. Powinien trzymać go w ciemności, ale nie potrafił się do tego zmusić. Zamiast tego siadał tam, gdzie ptak mógł go widzieć, dotykał go i głaskał po skrzydłach, żeby zdobyć jego zaufanie. Karmił go z reki, ale z początku ptak nie chciał jeść. Później jadł tak łapczywie, że kaleczył mu dziobem dłonie. Ale chłopiec był zadowolony, bo zrobili postępy. 
Chodziło mu o to, żeby ptak dobrze go poznał, nawet jeśli ranił go do krwi. Chłopiec zaczął dostrzegać, że sokół jest piękny, że jego smukłe skrzydła są stworzone do szybkiego lotu, że jest silny i szybki, dziki i łagodny. Kiedy nurkował ku ziemi, poruszał się jak światło. Gdy nauczył się krążyć i wracać na jego nadgarstek, chłopiec omal nie krzyczał z radości. Czasami ptak wskakiwał mu na ramię i wsadzał dziób w jego włosy. Chłopiec wiedział, ze nie jest tylko oswojony, ale i doskonale wytrenowany, poszedł do ojca i pokazał mu, czego dokonał. 


Spodziewał się pochwały, ale ojciec wziął ptaka, teraz oswojonego i ufnego, i zabił go na oczach chłopca.
„Mówiłem ci, że masz uczynić go posłusznym”, powiedział i rzucił bezwładne ciało na ziemię. „A ty nauczyłeś go kochać." "Sokoły nie mają być kochanymi, domowymi pupilami. Są dzikie, gwałtowne i okrutne. Ten ptak nie został wytresowany, tylko złamany”. 
Później, kiedy chłopiec został sam, płakał nad przyjacielem, aż w końcu ojciec przysłał sługę po martwego ptaka i kazał go pogrzebać. Chłopiec już nigdy więcej nie płakał i nigdy nie zapomniał tego, czego się nauczył: 
że kochać to niszczyć i że być kochanym to znaczy zostać zniszczonym...


  Uśmiechnęłam się i pogładziłam śpiącą już dziewczynkę po włoskach. Ucałowałam ją w czółko i wstałam, co też uczynił Michael. Opuściliśmy najciszej jak potrafiliśmy pokój, nie chcą jej obudzić. 
- A może powinieneś z nią zostać, jest ciemno... Nie chcę aby bała się w nocy... - spojrzałam na niego pytająco.
- Za drzwiami całą noc będzie ochroniarz, więc nie masz się o co bać. W razie czego jesteśmy przecież dwa pokoje obok. Wie gdzie nas szukać - uśmiechnął się delikatnie i otworzył mi drzwi do mojego pokoju - Mam pytanie...
- Tak? - weszliśmy do środka.
- Ta bajka, którą jej opowiadałaś...
- Mama kiedyś mi ją opowiedziała, gdy byłam w wieku Emmy - rzuciłam - Utkwiła mi w pamięci. Chyba nie powinnam była jednak opowiadać jej tego.
- Naprawdę myślisz o miłości jako tak niszczycielskiej sile?
- Chyba tak. Gdy ktoś jest dla nas ważny, jesteśmy całkowicie pod jego kontrolą. Nikt nie potrafi zadać tyle cierpienia i radości zarazem jak ktoś, kogo kochamy - podszedł do mnie, przyciskając mnie ciałem do komody.
- Nie wiesz nawet jak ja za Tobą tęskniłem... - cmoknął mnie w kącik ust - Bałem się, że mi nie uwierzysz, że Vanessie się udało zniszczyć to wszystko, na co tak długo pracowaliśmy. 
- Nie wierzę, że była zdolna do czegoś takiego. A jeszcze przed odlotem specjalnie mówiła mi, jak z Tobą spała...
- Nigdy w życiu bym jej nie dotknął - przytulił mnie do siebie - Nigdy, rozumiesz? Wszystko zaplanowała, wiedziała że masz zaraz wrócić do domu. Gdy usłyszała kroki i otwierające się drzwi, popchnęła mnie i pocałowała. Nie miałem nawet czasu zareagować...
- Przepraszam... - szepnęłam wtulając się w jego szyję - Powinnam od razu Cię wysłuchać.
- To nie Twoja wina, powinienem wcześniej ją wyrzucić za drzwi.
- Masz za dobre serce - odgarnęłam kosmyk jego loków za ucho i wtopiłam się w jego wargi. Nie minęła sekunda, a rozległ się dźwięk jego telefonu. Oderwałam się niechętnie - Odbierz lepiej.
- Nie, nie teraz.
- Odbierz, to może być coś ważnego - nie dawałam za wygraną.
- Jak to? Przecież jesteś tutaj, ze mną, więc nie możesz do mnie dzwonić... A co może być ważniejszego od Ciebie? - nie dał mi ponownie zaprotestować i znów złączył nasze wargi ignorując całkowicie upominający się wciąż telefon.
  Tak bardzo mi tego brakowało, rozłąka ta mam wrażenie jakby trwała wiecznie. Pragnęłam go coraz więcej i więcej, jakbym chciała nadrobić stracony czas. Najpierw delikatnie odwzajemniałam, potem
rozchyliłam mocniej wargi, więc odpowiedział mi głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwaliśmy tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z naszych ciał pary. Kiedy chciał się cofnąć, przytrzymałam go ustami. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on wędrował rękoma po moim rozgrzanym już ciele. Nie wiem nawet kiedy nasze delikatne ruchy, przekształciły się w coś większego, mocniejszego, agresywniejszego. Tak, jeszcze nigdy nie widziałam w nim takiego niedosytu jak teraz. Oboje pragnęliśmy siebie na wyłączność. Jeszcze nigdy nie było w nas tyle agresji i uczucia zarazem. Znaliśmy swoje ciała już na tyle dobrze, że nawet szybkie, mocne i agresywne ruchy nie sprawiały nam nam nic poza przyjemnością.
  Konałam, zamierałam w jego ramionach, by zaraz na nowo zmartwychwstać. Rodziłam się po to, by mógł ponownie mnie posiąść. Posadził mnie na komodzie, zdejmując po kolei wszystkie części garderoby. Usłyszałam trzask - zapewne jakaś waza lub figurka zdobiąca mebel aż spadła na podłogę, jednak nie zwróciliśmy na to najmniejszej uwagi. Liczyliśmy się dla siebie tylko my, tylko nasza bliskość. W końcu zdjął mnie i położył na łóżku, cały czas pieszcząc moje ciało. Całował moje usta, szyję, piersi, brzuch, uda... Każde miejsce, wiedział, że nie musi już pytać o zgodę. Każdy jego ruch był pewny, a mnie to doprowadzało do jeszcze większego szaleństwa. Położył się obok i gwałtownym ruchem rozchylił moje uda, równocześnie całując w usta. To połączenie brutalności z czułością sprawiło, że dalsze czekanie stało się niemożliwe. Był całym sobą we mnie, przenikał mnie na wskroś, kochał każdym fragmentem swojego ciała i swojej duszy. Całował każdy milimetr mego ciała. Namiętność była od nas silniejsza. Pod powiekami pozostał zupełnie inny obraz, jednak czas powoli zamazywał szczegóły. Błądził wewnątrz i na zewnątrz. Czując, jak wzrastam ponad miarę. Wypełniał mnie sobą przy każdym możliwym ruchu. Stapiał się z moim istnieniem. Czułam jego oddech na moim karku, jego język błądzący po pustyni mojego ciała, chcący wejść do każdego zakamarka. A pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu byłam przekonana, że nic dla niego nie znaczę, że wybrał inną zostawiając mnie i naszą miłość. Znów go miałam przy sobie, znów stał się nieodłącznym elementem mojego świata. 
  Zdałam sobie chyba sprawę, że miłość nie zna żadnych granic. Może przyjść do Ciebie w najmniej spodziewanym momencie. Może się skończyć, a potem wybuchnąć z podwójną siłą. Jeśli ktoś jest Ci przeznaczony, to prędzej czy później pojawi się na Twojej drodze. Czasami warto się rozstać na jakiś czas. Wtedy poznajemy wartość tych, których kochamy. A nawet jeśli związek nie od razu się uda, nie oznacza to wcale, że nie jesteście dla siebie stworzeni. Prawdziwa miłość zawsze wraca, bez względu na to, co się dzieje. Może po prostu trzeba odczekać trochę czasu, aby do niej dojrzeć.

***

Komentarz = to motywuje !
~~~~~


I co w końcu się zlitowałam ? xD Znajcie moją dobroć <3 !
O dziwo jakiś długi mi ten rozdział wyszedł... Pewnie przez bajkę opowiadaną przez Miskę ;x
Kolejne będą krótsze, więc się nie cieszcie xD
Przepraszam za tak kiepski w tym rozdziale 'opis miłosny', nie jestem z niego szczególnie zadowolona, może dlatego że pisałam go oczami Miśki, a zawsze było Michasia ?
Nie wiem, może ;x
Aczkolwiek rozdział mi się w miarę podoba.
Co jeszcze ?
Jeszcze trochę i wiecie, że zbliżamy się do końca części pierwszej, nie ? Nie wiem w ilu rozdziałach się zamknę, bo akcje mam zaplanowaną już. Aczkolwiek spodziewam się, że będzie to do ok 40 rozdziału. Zacznie się już powoli 'akcja' kończąca tę część, więc nie cieszcie się tym cudownym rozdziałem xD
Kolejny rozdzialik w czwartek wieczorem - bo potem na week mnie nie ma, wybywam do Wrocławia zabawić się po studencku :3
No nic, uciekam, czekam na opinie! <333333

PS: historia o chłopcu i sokole jest jedną z moich ukochanych, motyw mojego pierwszego tatuażu, gdzie mam wydziarane imię mojej kobyłki w języku arabskim, jest właśnie między sokolimi skrzydłami: po to, aby morał tej bajki na zawsze został w mojej pamięci:)

'kochać to niszczyć, a być kochanym to znaczy zostać zniszczonym.'


~~~~~

"Kiedyś zapytano mnie, 
czym jest dla mnie seks bez uczucia, bez miłości - Otóż dla mnie seks bez miłości, to jak wyższy poziom masturbacji."


wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział 30


   Co chwila budziłem się cały mokry i roztrzęsiony. Złe sny były tak realne, że siadałem na łóżku, aby się upewnić, że to wszystko nie jest prawdą. W końcu kiedyś trzeba się wypłakać, od tego mamy noce, by być słabym i otworzyć się i bez oporu płakać. Dostaliśmy w posiadanie noc, by być ludźmi, którymi nie jesteśmy za dnia.
  Jej obraz powracał za każdym razem, gdy znów zamykałem oczy. Kocham ją na przekór sobie, na przekór niemu, na przekór całemu światu. Kocham ją w sposób, na który nikt nie ma wpływu. Kocham jej pragnienia, a nawet awersje, kocham ból jaki mi zadawała, ból którego nie odczuwam jako bólu, ból, o którym natychmiast zapominam, który nie pozostawia śladów. Kochać to znaczy mieć tę wytrzymałość, która pozwala przechodzić przez wszystkie stany, od cierpienia do radości, z tą samą intensywnością. Moim największym strachem i bólem był fakt utraty jej. Nieodwracalnie.
- Michael? - drzwi do sypialni uchyliły się, po czym zobaczyłem w nich zatroskaną twarz siostry.
- Wejdź, i tak nie śpię - Janet weszła do środka i usiadła obok mnie na łóżku - Dzwoniła? Odzywała się? Cokolwiek?
- Nie.
- Myślę że powinieneś do niej pojechać. Przy okazji zagadasz z Emmą.
- Najpierw pojadę do szpitala.
- Szpitala?
- Tak, chcę w końcu odwiedzić Panią Evans, dawno mnie tam nie było - wzrok miałem utkwiony w pościeli - Nie raz pomagała mi w krytycznych sytuacjach. Myślę, że i tym razem mnie nie zawiedzie.
- Gorzej, jeśli Michelle jej powiedziała o wszystkim i będzie na Ciebie tak samo wściekła.
- Nie... Jej mama wie jak bardzo ją kocham i że nie zrobiłbym jej tego.
- To na co czekasz? Wstawaj, ubieraj się i jedź. Czym prędzej tym lepiej dla was oboje - ucałowała mnie w czoło i wyszła z sypialni zostawiając mnie samego z myślami.
  Udałem się chwiejnym krokiem do łazienki, oparłem dłonie na umywalce i spojrzałem w swoje marne odbicie w lustrze. Wyglądałem fatalnie. Ta noc wykończyła mnie jeszcze bardziej. Jak ja się jej pokażę w takim stanie? Jednak, chyba nie to mnie najbardziej martwiło. Owszem, chciałem ją zobaczyć, powiedzieć, wyjaśnić... Jednak czy aby na pewno chciałem usłyszeć odpowiedź?




  Po godzinie byłem gotów do wyjścia. Janet już pojechała do siebie, a ja ostatni raz pożegnałem się z gosposią i wyszedłem z domu jak zazwyczaj ostatnio - w przebraniu. Zgodnie z planem, pierwszym miejscem jakie odwiedziłem był szpital w LA. Miałem nadzieję, że nie natknę się tam na ukochaną, gdyż nie byłoby to dobre miejsce na kłótnie i rozmowy. Na szczęście Pani Evans była sama. Chwilę przyglądałem się jej przez szklane drzwi, aż w końcu zauważyła mnie i z uśmiechem zaprosiła gestem do środka.
- Nie przeszkadzam? - zapytałem niepewnie przygryzając wargę.
- Jasne, że nie. Chodź no tutaj stęskniłam się za Tobą - uśmiech nie schodził jej z twarzy, a więc chyba córka nic jej nie powiedziała o całej sprawie - Jak tam się trzymasz? Wszystko gra?
- Nie do końca... - znów unikałem spojrzenia w oczy.
- Michelle była u mnie, zauważyłam że coś jest nie tak, ale nie chciała mi powiedzieć co się stało. Może od Ciebie się czegoś dowiem?
- Długa historia...
- Mamy czas - złapała mnie za rękę i ścisnęła delikatnie, jakby chciała dodać mi otuchy - No dalej, widzę że chcesz to z siebie wyrzucić.

  Posłuchałem jej i wszystko opowiedziałem. Nie obchodziło mnie już nawet, czy mi uwierzy, czy nakrzyczy i oskarży. Cały czas byłem nieobecny wzrokiem, jakoś nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy po tym wszystkim. Sam sobie nie potrafiłem spojrzeć, wszystko to była moja wina. Mogłem zareagować wcześniej, mogłem zatrzymać ją wtedy i nie pozwolić, aby odjechała. Czułem się jak tchórz, na scenie byłem wulkanem energii, byłem niezniszczalny z muzyką i tańcem, pewny siebie i zdecydowany. A teraz? W sferze uczuć czułem się całkowicie bezsilny, gubiłem się nawet na dobrze znanych mi drogach, za każdym razem zatrzymując się i zastanawiając, którą ścieżkę wybrać. Popełniałem błędy, których naprawienie było niemalże niemożliwe. Co się ze mną działo? Dlaczego to było tak cholernie trudne? Zawsze gdy ją już miałem przy sobie - traciłem. Życie od początku ustawiało nam przeszkody, których pokonanie było możliwe tylko dzięki temu, że mieliśmy siebie. Razem mogliśmy wszystko, przenosić góry, przepłynąć ocean.
- Wierzę Ci... - spojrzała na mnie ze smutkiem i współczuciem. Pierwszy raz od dłuższej chwili również na nią spojrzałem.
- Naprawdę?
- Oczywiście, widać jak bardzo cierpisz. Niepotrzebnie zapraszałam tą dziewuche Vanesse do siebie... Ale czasu cofnąć nie mogę. Michelle od razu mi mówiła, że będą z nią kłopoty i jak widać miała racje. Moja córka jest wrażliwa, ona również Cię bardzo kocha i dlatego tak bardzo ją to zabolało.
- Wiem, muszę jej jakoś to wyjaśnić. Pojadę do was, porozmawiam z Emmą, może ona potwierdzi moje słowa. Potem zostaje mi tylko mieć nadzieję, że Michelle ufa mi faktycznie tak bardzo jak ja jej i uwierzy.
- No to chyba rozmowę z Miśką musisz odłożyć aż wróci.
- Wróci? - spytałem zdziwiony.
- No... tak. Nie mówiła Ci? Michelle jest teraz w Paryżu.
- Jakim Paryżu? - nie kryłem zdziwienia. Owszem, coś jej tata mówił o wyjeździe ale Paryż? Z kim? Jak? Po co?
- Mówiła, że jedzie na 3 dni w sprawach biznesowych. Ma brać udział w pokazie dla jakieś firmy Vis... Vissa...
- Vissavie?
- O właśnie! Tak, mówiła że jedzie tam z szefem.
 - Emilio... - teraz wszystko zaczynało mi się układać - Muszę uciekać. Dziękuję Pani za wszystko - ucałowałem kobietę w czoło.
- Nie ma za co Michael, powodzenia i mam nadzieję, że będziecie jeszcze szczęśliwi.
- Również mam taką nadzieję.


  Zaparkowałem na podjeździe kończąc powoli rozmowę przez telefon. Robiło się coraz później, czas uciekał mi nieubłaganie, a świadomość, że wyleciała tam z Emilio do Paryża i spędzi tam dzisiejszą noc z nim, sama, przyprawiała mnie o ścisk w sercu. W trakcje drogi do domu Państwa Evans dokładnie wszystko sprawdziłem i załatwiłem - dziś był tylko jeden lot do Paryża, jeśli nim lecieli to są już od kilku godzin na miejscu. Pokaz Vissavie miał się odbyć jutro w godzinach popołudniowych, załatwiłem samolot tak, że powinienem być już rano we Francji. Nie zostawię jej, nie odpuszczę. Dopóki nie wysłucha mnie do końca, wtedy gdy poprosi - odejdę.
  Zapukałem do drzwi. Cisza, nikt nie otwierał. Ponowiłem czynność jednak z takim samym skutkiem. Gdy już miałem zawrócić usłyszałem szelest zza domu. 'Stajnia' pomyślałem. Obszedłem budynek udając się w stronę siodlarni, z której dobiegały coraz to wyraźniejsze dźwięki.
- Halo? - zapytałem niepewnie podchodząc w stronę otwartych drzwi w stajni.
- Michael?! - wybiegła nagle z nich Emma, która bez wahania wręcz rzuciła mi się na szyję mocno ściskając - Mike ona wyjechała...
- Wiem... Ciii - pogłaskałem dziewczynkę po głowie, próbując ukryć łzy cisnące mi się do oczu.
- Ja wiem, że nic nie zrobiłeś.
- Czyli widziałaś?
- Tak, to wszystko Vanessy wina - spojrzała na mnie z żalem w oczach - Ale pogodzicie się, nie?
- Mam nadzieję - uśmiechnąłem się słabo - Jeśli mi pomożesz, to będzie musiała nam uwierzyć. 
- Jasne - znów mocno się do mnie przytuliła - Przepraszam, gdybyśmy tutaj nie przyjeżdżały...
- Ej, to nie Twoja wina - odgarnąłem kosmyk jej włosów - A powiedz mi gdzie wujek?
- Tata Miśki? Pojechał do sklepu po coś, powinien zaraz być. A czemu pytasz?
- Mam pewien plan, jednak muszę najpierw zapytać go o zgodę nim cię 'porwę'.
- Czyli jedziemy gdzieś?
- Jasne. Co powiesz na całe 2 dni w Paryżu?



  Hotel był przepiękny. Paryż robił na mnie z każdym krokiem coraz większe wrażenie, zachwycając wszystkim co się dało. Musze przyznać, że Emilio nie przesadzał wychwalając apartamenty w tym hotelu. Były duże, urządzone w nowoczesnym stylu, z dużą, przestronną łazienką i tarasem - z którego można było podziwiać cudowną panoramę stolicy. Rozpakowałam walizki i usiadłam na wielkim łóżku, które na fakt, że muszę spędzić w nim noc samotnie - wydawało się aż przesadnie wielkie. Nie chcąc znów zagłębiać się w wspomnieniach i żalu udałam się do pokoju obok, gdzie był mój szef. I tak dobiegała godzina dwudziesta, a więc kolacja miała przyjechać lada moment, a obiecałam mu, że zjemy ją wspólnie. Zapukałam delikatnie czekając na reakcję, która była automatyczna. Po sekundzie w progu przywitał mnie szeroki uśmiech mężczyzny.
- Dobrze, że już jesteś, wejdź - zaprosił mnie do środka.
  Miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i ciemne spodnie, co do jego 'firmowego' wizerunku bardzo pasowało. Usiadłam na łóżku rozglądając się po pomieszczeniu.
- Te pokoje musiały kosztować fortunę - skwitowałam zawieszając wzrok na swoim szefie.
- Skarbie, nie myśl o tym... Jutro masz pokaz, za który otrzymasz kilkakrotnie więcej. Musisz być zrelaksowana przed jutrzejszym dniem. Więc wszelkie smutki, złość i problemy odstaw na chwilę w niepamięć.
- Aż tak to po mnie widać?
- Od razu zauważyłem, że mniej się uśmiechasz niż zwykle - usiadł obok mnie na łóżku, na dość niebezpiecznie bliską odległość - Całą drogę w LA oraz lot byłaś nieobecna. Dopiero gdy wylądowaliśmy zaczęłaś odżywać.
- To miejsce tak na mnie działa - uśmiechnęłam się przygryzając wargę - Cieszę się, że mogę tutaj być.
- Ja również się cieszę. Powiesz, co się stało w takim razie
- Z Michaelem mamy kryzys, w sumie nie jesteśmy nawet już razem.
- Rozumiem - spojrzał na mnie - Czasem zmiany są dobre.
- Tylko, że ja nie potrafię normalnie funkcjonować.
- Czasem najtrudniej jest postawić kropkę. Nadużywamy wtedy przecinków, chcąc przedłużyć to, co w rzeczywistości już dawno powinno mieć swój koniec.
- Może masz rację - posmutniałam.
- Nie martw się, zdecydowanie wolę Cię z uśmiechniętą buźką - rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
  Emilio wstał i wpuścił elegancko ubranego, młodego chłopaka, który wjechał do środka z naszą kolacją. W całym pokoju rozszedł się przyjemy zapach, a mnie mimowolnie uśmiech wpełzł na usta. Młodzieniec pożyczył nam 'smacznego' i opuścił pokój, zostawiając nas samych. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy posiłek, który muszę przyznać różnił się od naszych w LA. Podczas jedzenia omawialiśmy jutrzejszy pokaz. Emilio tłumaczył mi co mam robić, jak będzie wszystko wyglądać oraz co mam ewentualnie odpowiadać na ich poszczególne pytania. Nie stresowałam się wiedząc, że będzie ciągle obok mnie. W końcu w tej branży siedzi już dobrych parę lat, nie jestem jedyną młodą dziewczyną, którą wypuszcza na dywan. 
- Nie, już nie mogę - pokręciłam przecząco głową, gdy nalewał mi kolejną lampkę wina.
- Co coś Ty? Noc jest jeszcze młoda, szkoda tracić ją na sen.
- Dziękuję, ale chyba powinnam się już położyć - chciałam wstać, ale zatrzymał mnie ruchem ręki.
- Ostatnia lampka i jesteś wolna.
- Naprawdę już wystarczająco...
- Nalegam - wystawił do mnie rękę z szkłem, w którym kołysała się czerwona zawartość.
  Uśmiechnęłam się tylko i wzięłam od niego wino, które już czułam jak uderza mi do głowy. Ostatnimi czasy nie piłam dużo alkoholu, tym bardziej że miałam często napady mdłości i bóle brzucha. Oczywiście wizytę u lekarza odkładałam jak się dało, więc nie wiem co za choróbsko mnie napadało. Jednak czułam, że alkohol nie jest dobrym połączeniem w tej sytuacji. 
- Dziękuje za kolacje, było przepyszne - wstaliśmy od stołu po skończonym posiłku. 
  Poczułam nagle jak zakręciło mi się w głowie i gdyby nie szybka reakcja Emilia, pewnie wylądowałabym na podłodze. Złapał mnie w ostatniej chwili. Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem, sama nie wiedząc co się ze mną dzieje.
- Strasznie boli mnie brzuch - jęknęłam łapiąc się w pasie.
  Pomógł mi dojść do łóżka, na którym usiadłam. Po chwili dziwne kłucie w podbrzuszu minęło, jednak wciąż czułam, że świat nie stoi twardo w miejscu. Dziwne, bo nie wypiłam dużo. Nigdy jeszcze nie czułam się tak źle po tak małej ilości alkoholu, a zwłaszcza wina. 
Może to wina tej dziwnej choroby? Coś jest ze mną nie tak, nie mogę pić... Nie powinnam...
- Pójdę do siebie - chciałam wstać, jednak znów pojawił się ból.
- Spokojnie - usiadł obok mnie obejmując mnie delikatnie - Jeśli źle się czujesz, możesz zostać.
- Nie... naprawdę nie mogę...
- Ależ nie masz się czego wstydzić - dotknął dłonią mojego policzka - Nawet najbardziej subtelne i delikatne kobiety, mogą mieć fantazje zaprzeczające ich ułożonym zasadom.

***

Komentarz = to motywuje !

***

Tak wiem znów na mnie nakrzyczycie xD
Ale od następnego rozdziału będzie lepiej - obiecuję ! <3
Mam w tym tyg sporo zajęć, ogólnie też prywatnie jest ciężko, więc mam mniej głowy do pisania, ale postaram się was tutaj nie zaniedbać;)
Dobra, nie marudzę już.
Pozdrawiam <3 !
~~~~~


"Nie wystarczy kogoś kochać. Trzeba kochać odważnie. 
Trzeba tak kochać, aby nic nie mogło zabić tej miłości, ani złoczyńca, ani niecny zamysł, 
ani prawo - boskie czy ziemskie, nic."

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 29


  W mojej głowie dudniło jedno, zasadnicze pytanie: 'Co czułam?' - Nie wiem. Na pewno byłam na niego wściekła. W głębi czułam, że wręcz nienawidzę go w pewien sposób, za to jak mnie skrzywdził, jak się mną zabawił, jak mnie potraktował. Wszystko to jednak nie zmieniało faktu, że cholernie go kochałam. Ostatnie miesiące przy jego boku dały mi tyle, że nie byłabym w stanie nawet stwierdzić, że żałuję tego co było między nami. Nigdy nie będę tego żałować.
- Nie, nie mogę - szepnęłam mężczyźnie w odpowiedzi kręcąc przecząco głową.
- Nie zgrywaj się maleńka - musnął wargami kącik moich ust, dociskając mnie mocniej do ściany.
- Nie - rzuciłam bardziej stanowczo.
  Gdy poczułam jak jego ręce wędrują po moim udzie coraz wyżej, modliłam się w duchu, aby ktoś mi pomógł. Nagle nie wiedzieć czemu, poczułam w podbrzuszu straszne ukłucie. Syknęłam i zgięłam się w pół, nie mogąc zapanować nad własnym ciałem. Nieznajomy przytrzymał mnie, abym nie upadła. Poczułam po chwili jak bierze mnie na ręce i wynosi z pomieszczenia. Znaleźliśmy się znów w korytarzu, posadził mnie na ławce i ukucnął obok.
- Nic Ci nie jest? Wezwać karetkę?
- Nie, dziękuję - posłałam mu smutny uśmiech - To pewnie alkohol - skłamałam nie chcąc, aby zadawał kolejne pytania.
- Ooo! Tutaj jesteś!  - zobaczyłam nagle idącego w naszą stronę Maxa. 'Mój wybawca', pomyślałam. 
- Ja, ja już lepiej pójdę - nieznajomy spojrzał na mnie ostatni raz i puścił oczko, po czym oddalił się zostawiając mnie samą z przyjacielem.
- Co Ty do diabła wyprawiasz dziewczyno? - Max skarcił mnie i pomógł wstać - Wszystko gra? Coś Ci zrobił ten koleś?
- Nie, nic - spuściłam wzrok - Źle się poczułam i tyle.
- Znam Cię, wiem że często masz głupie pomysły więc proszę...
- Odwieziesz mnie i Nat do niej do domu? - przerwałam mu.
- Oczywiście. Swoją drogą ona też nie jest święta, nieźle zabalowała i ledwo na nogach się trzyma. A Ty nic dzisiaj nie piłaś? Co Ci się stało? - zaśmiał się.
- Nie wiem, nie miałam ochoty i tyle.
- No dobra, to chodź już lepiej, bo znów jak Cię stracę z oczu to gdzieś mi znikniesz.




  Świadomość, że to wszystko ma się tak skończyć nie pozwalała mi normalnie funkcjonować. Wróciłem do Neverlandu, jednak nie potrafiłem znaleźć dla siebie żadnego miejsca. Nie chciałem jeść, nie chciałem spać, nawet oddychanie przychodziło mi z trudem. Wielokrotnie wykręcałem jej numer, jednak telefon za każdym razem nie odpowiadał. Chciałem chociaż wiedzieć gdzie jest, czy jest bezpieczna, czy nic jej nie grozi. Wyjechała sama, nocą w taką pogodę, w dodatku cała roztrzęsiona. Nie zapomnę wyrazu jej oczu, tego bólu, który wypełniał każdy jej najmniejszy odruch.
   Czy uwierzyłaby mi, gdyby pozwoliła wytłumaczyć? Wiem, że to co widziała wyglądało jednoznacznie, jednak nie mogłem, nie miałem czasu zareagować... Wiem teraz, o czym mówiła mi wtedy z Maxem i Nat na biwaku. Vanessa potrafiła czekać, czekać na okazję, która przydarzała się raz - i wykorzystała ją. Nim zdążyłem się zorientować co robi, zareagować jakkowiek - było za późno. 
  Mimo, iż ulewa wciąż trwała, ja nie zważając na to chodziłem ścieżkami Neverlandu, zwiedzając każdy kąt od nowa. Mimo deszczu noc była wyjątkowo cicha i ciepła. Gdy wracałem już w kierunku domu, przy schodach prowadzących do wejścia zobaczyłem stojącą postać. 
- Michael! Co Ty wyprawiasz?! - Janet podleciała do mnie wyraźnie niezadowolona takim widokiem - Przecież...! Ej, coś się...?
  Nie zdążyła dokończyć pytania, bo po prostu się do niej przytuliłem. Potrzebowałem teraz czyjejś bliskości, świadomości, że nie zostałem sam, że ktoś jest tutaj, ktoś komu na mnie zależy. Nie zadawała pytań, gdy oderwałem się od niej w końcu, po prostu objęła mnie i razem weszliśmy do budynku cali mokrzy.
- Dobrze, że zostawiłam tutaj ostatnio jakieś swoje ciuchy, bo bym musiała chyba na golasa siedzieć - rzuciła wchodząc do salonu, przebrana już w suche ubranie.
- Byłby to raczej mało przyjemny widok.
- Dobra dobra, teraz Ty mi lepiej opowiedz, co się stało bo wyglądasz jak cień człowieka, normalnie zaraz przezroczysty się zrobisz - próbowała mnie rozbawić, jednak widząc, że mnie wcale nie jest do śmiechu, automatycznie spoważniała.
- Michelle myśli, że ją zdradziłem - utkwiłem wzrok w podłodze.
- A zdradziłeś? 
- Nigdy.
- No to w czym problem? 
  Usiadłem obok niej na kanapie i opowiedziałem wszystko po kolei. O dziwo choć to do niej niepodobne - słuchała mnie jak nigdy, nie przerywając, ani nie negując żadnych moich słów. Z każdym wypowiadanym zdaniem, czułem jak moje oczy stają się coraz bardziej wilgotne. Pod koniec nie wytrzymałem, pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. 

- Przepraszam... - rzuciłem do siostry nie mogąc opanować emocji, które we mnie siedziały.
- Za co Ty mnie przepraszasz głupku? Chodź tutaj - przytuliła mnie, a ja nie protestowałem. 
  Cieszyłem się, że mam ją przy sobie. Że jest ze mną, że mnie rozumie i kocha bezwarunkowo. Rodzeństwo to jedno z najpiękniejszych cudów, jakie mogą nam dać rodzice. Mimo iż bywa różnie, jak to między ludźmi, to jednak więzy krwi przeważają nad wszystkim.
- Michael... - zaczęła niepewnie, gładząc mnie po włosach - Mówiłeś coś, że Emma była na balkonie?
- Tak, co w związku z tym?
- No skoro była, nie wychodziła potem... Przecież to szyby, okno, szkło... Musiała coś widzieć...
- Myślisz, że...?
- Myślę, że jeśli widziała co zrobiła Van, to z pewnością potwierdzi przy Miśce Twoje słowa.
  Aż dziwnie mi było to przyznać, ale Janet miała rację. Emma przecież była wciąż na balkonie, gdy cała akcja miała miejsce. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Ujrzałem nagle małe, maleńkie światełko w tunelu, że mam wciąż szanse, aby ją odzyskać, że zgodzi się wysłuchać i mi uwierzy, będzie jak dawniej.
  Tak, jutro w południe pojadę i porozmawiam z Emmą. Dowiem się wszystkiego i przy okazji raz na zawsze załatwię sprawę z Vanessą.  Uczucia mną miotające oraz płacz wykończyły mój umysł na dobre. Sam nie wiem kiedy przymknąłem oczy, wciąż wtulony w objęciach siostry, niczym małe dziecko. Udało się, zasnąłem.






  Gdy się przebudziłam Natalia jeszcze smacznie spała. Leżałam obok niej, przewracając się z boku na bok, nie mogąc dłużej wyleżeć w jednej pozycji. To dziś. Dzisiaj, a dokładnie za kilka godzin czeka mnie podróż do Francji. W zasadzie nie mogę się już doczekać, nowe miejsce, nowi ludzie, sam stres pokazu pozwoli mi nie myśleć o Michaelu. Coraz bardziej zaczynam żałować, że postawiłam się wczoraj temu chłopakowi w Paradise. Przecież Mike gdy leżał z Van u mnie w pokoju, nie miał najmniejszych skrupułów? Dlaczego więc ja się zawahałam? Ta miłość, to uczucie ogłupia mnie coraz bardziej. 
- Moja głowa... - usłyszałam nagle cichy jęk przyjaciółki, która zaczęła się powoli przebudzać.
- Mogłaś pić więcej, na pewno by Cię mniej bolała.
- No dzięki, wiesz... Mam strasznego kapcia w buzi...
- Czekaj, przyniosę Ci coś do picia - wstałam i tak jak powiedziałam, przyniosłam Nat szklankę z wodą.
   Podniosła się siadając na łóżku i duszkiem wypiła całą zawartość. Musze przyznać, że jej widok wymęczonej po imprezie był dość zabawny. Chwilę jeszcze jej podogryzałam docinkami na temat wczorajszej nocy i zaczęłam powoli zbierać swoje rzeczy.
- Jedziesz już? - spytała spoglądając na mnie niepewnie.
- Tak, muszę jechać do domu, aby się spakować. Chcę też jeszcze odwiedzić mamę przed odlotem, Emilio ma mnie odebrać ze szpitala i jedziemy prosto na lotnisko.
- Uważaj tam na siebie, ok?
- Jasne - ucałowałam ją w policzek na pożegnanie.





  Gdy weszłam do domu wiedziałam, że poza Emmą i jej siostrą nie będzie nikogo. Tata od rana siedział w pracy. Zostawiłam mu w salonie list, w którym napisałam, że wyjeżdżam na 3 dni w sprawach biznesowych. Nie zdążyłam mu wczoraj nawet powiedzieć o wylocie do Paryża.
  Weszłam szybkim krokiem po schodach na piętro i skręciłam w stronę swojego pokoju, pech chciał że natknęłam się akurat, na spacerującą po przedpokoju Pannę Vanessę.
- Szkoda, że dowiedziałaś się w taki sposób. Ale skoro już wiesz, to powiem Ci, że wcale nie jest taki dobry w łóżku jak myślałam - rzuciła szczerząc się triumfalnie.
- Wiesz co... - zatrzymałam się i spojrzałam na nią mówiąc całkowicie spokojnym i poważnym tonem - Mów sobie co chcesz, ale w zasadzie to nie mam Ci za złe. Wręcz przeciwnie, powinnam Ci podziękować. Tak, podziękować gdyż uświadomiłaś mi tym, że to nie był odpowiedni facet. Bo gdyby nim był, nigdy by nie zdradził mnie z taką ździrą - odwróciłam się i zamknęłam w swoim pokoju. 
   O dziwo - nie płakałam. Wyjęłam spod łóżka walizkę i zaczęłam pakować do niej swoje najlepsze ciuchy i buty. Reszta drobiazgów, kosmetyki i inne pierdoły poszła gładko. Zmęczona opadłam na łóżko i zatrzymałam wzrok na zdjęciu stojącym na komodzie. Obróciłam je obrazkiem do dołu, gdy nagle do pokoju wparowała moja mała pociecha.
- Michelle! Jesteś! - dziewczynka rzuciła mi się na szyję całując w policzek - Strasznie się bałam...
- Nic mi nie jest - pogłaskałam ją po głowie - Powiedz mi malutka kiedy wyjeżdżacie do domu?
- W poniedziałek wieczorem, czemu pytasz?
- No to zdążę wrócić i się pożegnać.
- Wyjeżdżasz?
- Tak, zaraz wyjeżdżam i wrócę dopiero w poniedziałek rano. Ale obiecuję, że zdążę przed waszym odlotem.
- Obiecujesz?
- Oczywiście - uśmiechnęłam się - A teraz muszę się zbierać kochanie bo nie zdążę.
- Miśka zaczekaj - złapała mnie za rękę - To przez Vanesse wyjeżdżasz?
- Posłuchaj... - ukucnęłam przy niej i mocno ją przytuliłam - Wyjeżdżam pracować, a to co się wczoraj stało...
- Wujek jest niewinny.
- Kochanie nie wiem co Ci wujek nagadał, ale...
- Ale wujek nic mi nie nagadał!
- Emma dość - rzuciłam stanowczo wstając znów na nogi - Musze jechać, bo naprawdę się nie wyrobię. Jak wrócę, to pogadamy.
- Ale on naprawdę...
- Obiecuję, że jak wrócę to mi powiesz co będziesz chciała. Żegnaj - pomachałam w progu i wyszłam zostawiając ją w pokoju.
  Nie chciałam wracać do tego tematu, nie teraz, gdy dopiero co moje oczy wyschły od łez. To boli, każda wzmianka, wspomnienie o tym co Michael mi zrobił. Zapakowałam walizki do bagażnika i ruszyłam ostatnio dobrze mi znaną drogą, która prowadziła do szpitala.
  Zajechałam bardzo szybko, gdyż tej porze ruch na ulicy nie był duży i mogłam nadrobić stracony czas. Szpitalne oddziały były równie puste, jedynie jakieś pielęgniarki krzątały się od sali do sali, zapewne doglądając poszczególnych pacjentów. Uchyliłam delikatnie drzwi do pomieszczenia, gdzie leżała moja mama. Była tak zaczytana w książce, że nawet nie zauważyła gdy weszłam do środka. Dopiero po chwili wyczuła moją obecność i spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczyskami.
- Córeczko - wyciągnęła do mnie ręce, a ja bez zastanowienia usiadłam przy niej na łóżku i mocno wyściskałam - Nie spodziewałam się, że przyjdziesz o tej godzinie.
- Przyszłam się pożegnać, za dwie godziny mam samolot.
- A gdzież to się wybierasz?
- Do Paryża - spojrzała na mnie i uniosła lekko kąciki ust.
- Miasto miłości! Ah, piękna sprawa.... Na pewno będziecie się tam z Michaelem świetnie bawić - na te słowa poczułam ścisk w sercu. Mama znała mnie dobrze, za dobrze. Od razu zauważyła że coś jest nie tak i spytała - Czyli nie jedziesz z nim?
- Nie, jadę z szefem w sprawach biznesowych - próbowałam ukryć żal w głosie - Dostałam świetną propozycję od bardzo dobrej firmy. Dostanę za to wystarczająco środków, by móc kontynuować Twoje leczenie.
- Kochanie, mnie i tak wiele nie zostało.
- Przestań - skarciłam ją - Wyjdziesz z tego. Dla mnie, dla taty. Potrzebujemy Cię.
- Kocham Cię córeczko.
- Ja Ciebie też mamuś - ucałowałam jej dłoń. 
- Powiesz, co się stało między Tobą i Michaelem? Tylko nie mów, że jest wszystko dobrze, bo widzę, że nie jest.
- Nie jest, masz rację. Jednak naprawdę muszę już iść. Emilio pewnie już na mnie czeka.
- Kiedy wracasz?
- Za 3 dni. Obiecuję, że przyjadę najszybciej jak będę mogła.
- I powiesz mi co się stało między wami?
- Powiem - obiecałam - A teraz lecę. Kocham Cię, bierz leki i słuchaj się doktora Stewarta.
- Tak jest - zasalutowała posyłając mi swój piękny, niezastąpiony uśmiech.


  Droga na lotnisko ciągnęła mi się niemiłosiernie. Emilio wisiał cały czas na telefonie, a kierowca był chyba głuchoniemy, gdyż ani razu nie słyszałam, aby wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk. Siedziałam zapatrzona w szybie, obserwując mijające nas samochody. Nie trudno się domyśleć co, a raczej kto cały czas zajmował moje myśli. Koniec... Nie mogę tak dłużej. Trzeba się opamiętać. Zaraz będę we Francji, będę prezentować się na wybiegu, muszę jakoś wyglądać, a żeby wyglądać muszę się też tak czuć. 
  Odprawa poszła już o wiele sprawniej i szybciej niż droga autem. Mój szef przynajmniej skończył załatwiać swoje sprawy i miałam w końcu do kogo się odezwać.
- Wszystko załatwione? - spytałam siadając na krześle.
- Tak, pokoje w hotelu już na nas czekają. Na lotnisku będzie też na nas czekać samochód. Kluczyki mam odebrać w biurze na lotnisku i potem jedziemy do hotelu - ukazał szereg białych zębów - Zdenerwowana pokazem?
- Trochę, sesje to jedno, a tutaj to...
- Jesteś piękna i świetna w tym co robisz, dasz sobie radę - puścił mi oczko i spojrzał w stronę zbierających się ludzi - Wstawaj mała, zaraz odlatujemy.


  Musze przyznać, że te kilka godzin lotu potrafi człowieka wykończyć. Na dworze było już całkowicie ciemno. Czuć było ten całkiem inny klimat i atmosferę. Nie mogę uwierzyć, że jestem w Europie! Po lądowaniu byłam tak podekscytowana, że temat Michaela odszedł na dalszy plan. Wszystko wyglądało tutaj tak inaczej, obco, ale za to jak cudownie. Emilio zauważył mój dobry humor, bo i jemu się on udzielił. Żartowaliśmy i wygłupialiśmy się na lotnisku, obgadując przy okazji mój jutrzejszy występ. 
  Po odebraniu kluczyków, zapakowaliśmy walizki do bagażnika i ruszyliśmy. Emilio bywał tutaj już nie raz, więc znał Paryż prawie tak samo dobrze jak LA. Na moją prośbę, przejechaliśmy się okrężną drogą, abym mogła zobaczyć większą część stolicy. Mimo, iż niebo było czarną powłoką, to w blasku lamp widok był równie piękny. Z zachwytem podziwiałam wszystko, a mój szef opowiadał mi o poszczególnych miejscach. 
- Dobra, jedziemy do hotelu. Na dwudziestą mam zamówioną kolację dla nas do pokoju.
- Kolację?
- Jasne! Kochanie to Paryż, grzech nie spróbować francuskich potraw w jednym z najlepszych hoteli w stolicy. Poza tym lampka wina do kolacji dobrze Ci zrobi przed jutrem.
- Nie musiałeś...
- Ale chcę - rzucił uśmiechając się do mnie - Podoba Ci się tutaj?
- Jest cudownie.
- A to dopiero początek! Pomyśl, co będzie jak inne firmy Cię odkryją, a teraz to tylko kwestia czasu, po pokazie dla Vissavi będziesz rozchwytywana.
- Dziękuję Ci, dziękuję za to co dla mnie robisz. Otworzyłeś mi drzwi na całkiem inne życie. 
  Spojrzał na mnie i przejechał dłonią po mojej nodze, co mnie przyprawiło o delikatny dreszcz. Uśmiechnął się, jakby moje spięcie wpływało na niego triumfalnie. Nie wiem sama dlaczego, ale odwzajemniłam uśmiech, w końcu wszystko mi wolno, nie? Pytanie tylko: czy wszystko warto?


 



***
Komentarz = to motywuje !

***

Pewnie większość miała nadzieję, że pogodzę ich przed Paryżem - wybaczcie ! <3
Na Paryż planuję więcej akcji, która wam się i spodoba i nie spodoba xD

Ale jestem wredna, nie ? :3
Dobra, nie marudzę. Czekam na komentarze z opinią <3
PS: Kto jeszcze nie wypowiedział się w ostatnim poście: ogłoszeniach parafialnych, na temat o pomyśle na nowe opo to serdecznie zapraszam :)

~~~~~

"Najlepszym sposobem, aby być szczęśliwym z kimś,
jest nauczyć się być szczęśliwym samemu. 
Wtedy bycie z kimś stanie się kwestią wyboru, 
nie koniecznością."

poniedziałek, 16 listopada 2015

Ogłoszenia parafialne - PrayForParis + o nowym opowiadaniu słów kilka :)


#PrayForParis



Na samym wstępie chciałabym zacząć od 'akcji', która w ten weekend miała miejsce.
Odbiegając od codzienności, może kolory na fb nie zmienią sytuacji we Francji, jednak warto okazać chociażby minimalne wsparcie i pokazać: 'Jesteśmy z wami'.
Nikt nigdy nie zarzuci mi rasizmu, gdyż jestem osobą wręcz tępiącą ludzi, którzy podzielają innych pod względem: koloru skóry, religii itd.Od małego interesowałam się krajami arabskimi - Egipt, Tunezja, z czasem nawet Izrael udało mi się zwiedzić, poznając ich kulturę, zwyczaje oraz ludzi tam mieszkających. Wciąż ciągnie mnie do Afryki, z racji tego że wiem co widziałam (a nie usłyszałam/przeczytałam) jestem w stanie stwierdzić, że to co się teraz dzieje jest na naszą własną prośbę. Islam ma swoje odłamy, wpuszczając ich do kraju nie ma takiej możliwości, aby ich zidentyfikować. Po prostu nie ma, jest to niemożliwe. Tak to jest, kiedy niesiesz dobro z nadzieją, że w zamian dobro otrzymasz, to tak jakby nie zabijać lwa z nadzieją, że za to i on Cię nie zje.  Każdy oczekuje pomocy, jednak za jaką cenę ?
Sercem jesteśmy w Paryżu, łącząc się w bólu ze wszystkimi, których dotknęła ta katastrofa.






No dobra, muszę w końcu poruszyć ten temat tutaj bo mi spokoju to nie daje no xD
O serii 'Remember' wiecie w miarę wszystko, że podzielone bd na 3 części itd. Oraz że równocześnie z 3 częścią (taki jest plan wstępny, kto wie może zacznę wcześniej/później ?) będzie pisane drugie opowiadanie. No i o nim teraz mowa...
Ogólnie pomysł powstał w mojej głowie dzięki mojemu najukochańszemu filmowi: V jak Vendetta.
Kto nie widział - polecam. Na CDA można za darmo cały obejrzeć z lektorem. Wielokrotnie do niego wracałam, mimo że fabuła na początku mnie nudziła, tak się wkręciłam potem w film, jego cudowny przekaz o tle nawet politycznym (gdzie ja i polityka to masakra piłą mechaniczną xD). Opowiadanie będzie miało myślę całkiem inny charakter, niż wcześniejsze, które znacie i czytaliście. Nie spotkałam się przynajmniej ja z takim lub mocno podobnym motywem.
A dokładniej ? Teraz zdradzę wam zarys, krótką recenzję części pierwszej Man in the Mask:



Wrzesień 2010. Minął rok od rzekomej śmierci Króla Popu. 34 letnia Amanda Black, nauczycielka w szkole muzycznej, od kilku miesięcy zamieszkuje dzielnice Paryża. Pewnej, chłodnej nocy, w opuszczonej przez życie uliczce staje się ofiarą napadu. Z sytuacji wychodzi cało dzięki zamaskowanemu mężczyźnie, który przedstawia się jej jako 'X' - nie zdradza jednak swojej prawdziwej tożsamości. Po niedługim czasie ich drogi znów się krzyżują - tym razem to Amanda pomaga nieznajomemu, ratując go przed swoimi napastnikami sprzed kilku dni, pragnącymi zemsty na X. Ranna po akcji dziewczyna, budzi się w schowanej głęboko pod ulicami Paryża: 'Galerii Cieni', która jest domem zamaskowanego mężczyzny. Relacje między nimi się zacieśniają. Kobieta jest tak bardzo zafascynowana nieznajomym, że nie chcąc go stracić, godzi się na jego warunki ich spotkań - nigdy nie zdejmował przy niej swojej 'drugiej twarzy'. Nie ma pojęcia, że pod maską Guya Fawkesa, kryje się jej największy idol, uznany przez świat jako martwy. Amanda nie chcąc przesiadywać w domu, ze znęcającym się nad nią narzeczonym, coraz więcej czasu spędza z tajemniczym mężczyzną. Odnajdują wspólny język dzięki muzyce, razem komponując i pisząc nowe piosenki. Czy połączy ich jednak coś więcej niż miłość do muzyki ? Czy zaufa mężczyźnie wiecznie ukrywającemu się pod maską ? Oraz czy prawda o jego tożsamości wyjdzie na jaw ?
Zasada jest jedna - pamiętaj kim jesteś.


Tak moi drodzy - pomysł myślę niecodzienny. Dlaczego piszę o tym już dzisiaj ? Mam wiele wątpliwości co do samej akcji, fabuły i całości pomysłu na to opo. Nie dość, że jest to wyzwanie dla mnie pod pewnym kątem, któremu boje się, że nie podołam - opis uczuć w przypadku, gdzie tak naprawdę Amanda nie będzie wiedzieć kim on jest, będzie dużą 'przepaścią' w sferze uczuć, intymnej itd a nie chcę aby tego również zabrakło. Jak mam w planach to zrobić ? To już się dowiecie z rozdziałów. Całym sednem jest ukazanie, jak może powstawać uczucie do kogoś, kto jest nam bliski i obcy zarazem. Jestem ciekawa waszych odczuć wewnętrznych, czy wgl jest sens pisać coś takiego ? Czy zda rezultat ? Postać grającą Amandę zostawiłam niezmienną z filmu - czyli będzie grać ją Natalie Portman - uwielbiam tę aktorkę. Ogólnie w planach mam (jeśli się uda wszystko) zrobić to opo w dwóch częściach, jedno właśnie jako:  Man in the Mask a drugie: Man in black Attire. Druga część byłaby kontynuacją, gdzie Amanda już wie kim był 'X'. 
Eh, ja i moje pomysły xD Co ja mam w tej głowie ? xD
Nagłówki robiłam sama więc wybaczcie, że nie są super piękne, ale moje możliwości i umiejętności ograniczają się do Painta więc no, nie ma co wymagać xD Aczkolwiek ja jestem z nich zadowolona :3



***
Na koniec zapraszam do obejrzenia poniższego filmiku, który specjalnie dla was zrobiłam, piosenka Mikusia w tle oczywiście + polecam danie pełny ekran :P
Jest to sklejka z filmu z scen różnych. Pościągałam z YT niektóre fragmenty, poucinałam, posklejałam w odpowiedniej kolejności i macie coś na wzór "Trailera" naszego 'Man in the Mask'. Wizerunek Michaela jako człowieka w masce i Natalie Portman jako Amandy robię z tego filmu, to może jeszcze przed dodaniem koma poczujecie dzięki filmikowi ten 'klimat' jaki chciałabym stworzyć w tym opo :)
Nie patrzcie że Portmanowa jest momentami bez włosów - w filmie był motyw że ją na łyso owalili xD
Dobra, ode mnie chyba tyle, czekam z niecierpliwością na wasze opinie i odczucia :) 
PS: nowy rozdział z Remember będzie w czwartek wieczorem (i nie, nie zrobię wcześniej dnia dobroci dla zwierząt xd) - wiem, że pewnie ciekawi was co tam się będzie działo dalej, co wymyśliłam w Paryżu za akcje - a będzie tego trochę xD No ale poznęcam się ! xD
Do czwartku ! <3
Pozdrawiam !






~

"Czasami tak długo chodzimy w masce,
że zapominamy kogo pod nią ukryliśmy." 

Mia land-of-grafic