wtorek, 29 września 2015

Rozdział 18

  Gdy zasnęła wyszedłem z łóżka najciszej jak potrafiłem, uważając aby przypadkiem jej nie obudzić. Moja ciekawość, a nawet niepewność nie pozwalała mi racjonalnie myśleć. Musiałem się dowiedzieć, bo Michelle nie spieszyło się z odkryciem tych tajemnic przede mną. Podszedłem do regału i zacząłem po kolei przeglądać książki. Co chwila odwracałem się, aby mieć pewność, że moja ukochana wciąż śpi. Powoli kończyły mi się pomysły. Usiadłem przy biurku i spojrzałem w widok za oknem. Księżyc był w pełni, rzucał piękną poświatę wpadającą do pokoju. Mój wzrok nagle spoczął na szufladzie, której wcześniej nie zauważyłem. Otworzyłem ją delikatnie. W środku na samym końcu leżał gruby zeszyt. Był zakurzony, więc pewnie od dawna nikt go nie ruszał. Gdy wyjąłem go przeczytałem na okładce napis: "PAMIĘTNIK MICHELLE EVANS".
   Nie... Nie mogę. Już miałem odłożyć, lecz coś mnie powstrzymywało. Dlaczego ona ma przede mną tajemnice? Przecież zapewniała mnie, że mi ufa, mieliśmy mówić sobie o wszystkim. Mimo wewnętrznego sprzeciwu otworzyłem zeszyt. Spojrzałem ostatni raz w stronę śpiącej Michelle, która leżała nieruchomo pod białą pościelą.
  Przeglądałem strony z zapisanymi datami. Pierwsze z nich nie były o niczym ważnym, wspomnienia z imprez z Natalia i Maxem. Nawet się uśmiechnąłem na niektóre z nich. W końcu przerzuciłem na ostatnie strony pamiętnika i zacząłem czytać...



1 listopad, LA. Pokój hotelowy.

  Spędzony wspólnie weekend w nagrodę, że byłam grzeczna i prezent na moje urodziny. 
  Sobota, po romantycznej kolacji, siedzimy w pokoju. Odpoczywam po karze leżąc na łóżku. Nie miałam na sobie nic oprócz pończoch, ale złapałam za podkoszulek i zarzuciłam na nagie ciało. Leżę na łóżku z zamkniętymi oczami, odpoczywam, naprawdę czuję się zmęczona. Nagle z mojego odpoczynku wyrywa mnie dźwięk karty i otwieranych drzwi pokoju. Słyszę jak woła mnie do łazienki i karze po drodze zostawić mi koszulkę. Wiem co na mnie czeka, w końcu sama się o to prosiłam. W łazience przed umywalką stoi krzesło bez oparcia, a on sam stoi ubrany w koszulę i jeansy. W ręce trzyma kajdanki skórzane. Serce bije mi coraz szybciej, boję się tego. Jak bardzo miłość może zaślepić?
  Każe usiąść mi na krześle i zakłada kajdanki spinając je razem, ja zaczynam coraz to szybciej oddychać. Każe odchylić głowę do umywalki i mówi głośno, że na początku mam uderzyć się 2 razy w nogę po to aby przerwał. Kładzie mi na twarz ręcznik, nalewa do kubka wody i przyciskając mocno moje ciało, żebym się nie rzucała, zaczyna polewać ręcznik, który jest na mojej twarzy. Próbuję wziąć oddech, czuję jak woda mnie topi, czuje jak brakuje mi tchu, jak moje płuca wypełnia panika, próbuję nadal złapać oddech. Uderzam szybko o nogę 2 razy, ściąga ręcznik, czuję jak oślepia mnie blask lampy, czuję jak znów mogę oddychać. Jednak ta chwile nie trwa wiecznie. Powiedział, że tym razem on sam zdecyduje kiedy koniec. Znów kładzie moją głowę na umywalce, kładzie ręcznik, próbuję oddychać miarowo i korzystam z okazji, że jeszcze nie nalał wody do szklanki. I znów czuję jak polewa, znów czuję jak moje płuca wypełnia panika i woda, zaczynam wierzgać nogami, on bierze i nalewa kolejny kubek, to okazja by się uspokoić. Polewa po oczach, nosie, ustach, zaczynam się krztusić, rzucam całym ciałem, w końcu ściąga ręcznik i szybko schyla mnie w pół. Gdy przestaję kaszleć odpina kajdanki, klęka przede mną i mnie przytula. Mówił, że wcale się nie topiłam, to tylko takie cholerne uczucie. A ja mu wierzyłam, ufałam mu bez granic.

*

5 listopad, LA. Mój pokój.

  Wydarzenia z ostatnich dni upewniły mnie w tym, że to wszystko jest cholerną grą. Nie można jej wygrać, z każdym ruchem, każdym rzutem kostki przegrywałam. Kochałam go, oślepiona uczuciem pozwalałam mu robić wszystko na co miał ochotę.A podobno miałam silny charakter... Jak można być tak młodym i głupim, aby dać się tak krzywdzić ?
Podjęłam decyzję, czas to skończyć.

*

7 listopad, LA. Jego dom, Pokój gościnny.

  Siedzę od godziny bez słowa. Widzi, że coś mnie trapi ale nie pyta o nic. Podał mi koc, ciepłą kawę i zostawił samą w pomieszczeniu. Bałam się, bałam się bo nie znałam innego życia niż obecne. Jednak jak żyć w czymś takim? W końcu przyszedł, usiadł na przeciwko i dokładnie przyglądał się każdemu calowi mojego ciała. Nie wiedziałam jak zacząć, on cierpliwie czekał aż wydobędę z siebie głos. Po chwili namysłu zrobiłam to. Powiedziałam, że trzeba zakończyć to jak najszybciej. Jego mina doprowadziła mnie do gęsiej skórki. Podszedł i złapał mnie za kołnierz jedwabnej koszuli. Mówił, że z tego nie da się uciec. Że nie zaznam już normalnego życia.
  Kochałam go, tak bardzo kochałam jednak nie mogłam dłużej tak żyć, nie chciałam, nie potrafiłam. Wstałam. Ruszyłam bez słowa w kierunku drzwi. Złapał mnie nim zdążyłam przekroczyć próg domu. Rzucił mną o ścianę. Pamiętam ten ból przechodzący przez moje ciało. Zaczął bić, był bardzo dokładny i bił wszędzie poza twarzą, aby nikt nie mógł zobaczyć siniaków. Płakałam. Prosiłam aby przestał. W końcu straciłam przytomność. 
Gdzie się podziała ta miłość i zaufanie?

*

10 listopad, LA. Mój pokój.

  Minęły 3 dni od kiedy zakończyłam z Davidem raz na zawsze. Ciągle płakałam. Brakowało mi jego dotyku i głosu. Gubiłam się we własnych uczuciach. Każdy z nas jest mordercą, każdy z nas albo zabił jakieś uczucie w innym, albo zabił coś w samym sobie. To nie jest kwestia naiwności. Po prostu miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Lepiej. Cokolwiek to znaczy.
  Pustka wypełniała mnie od środka i wciągała jak czarna dziura. Nie wychodziłam z pokoju. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie pójdę na taki układ. Nigdy więcej nie dam sobie tego zrobić. Zaczynam od nowa. Wszystko. Lub lepiej - nie zakocham się nigdy więcej. Bo dla osoby którą kochasz... Ona może zrobić z Tobą wszystko. Jesteś pod jej kontrolą. Może Cię ranić, ale i tak jej wybaczysz, bo strach przed utratą tej osoby jest większy niż ból, który Ci sprawia.


  Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłem w to uwierzyć... Dlaczego? 
  Usłyszałem szelest, podniosłem głowę znad zeszytu i zobaczyłem, że siedzi na łóżku przyglądając się mi. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Co mnie przepełniało? Złość? Smutek? Dotarło do mnie chyba, że wcale jej nie znam, nie znam osoby którą tak bardzo pokochałem.



Podbiegłam do niego i wyrwałam pamiętnik z rąk.
- Jakim prawem to czytasz?! - wydarłam się i odłożyłam książkę na swoje miejsce - Jak mogłeś ?!
- A ty jak mogłaś mnie tak okłamać? - spojrzał na mnie pustym wzrokiem, a mnie ogarnęło dziwne uczucie paniki.
- Nic nie rozumiesz... - poczułam jak łzy napływają mi do oczu - To wszystko...
- Jak mogłaś? Naprawdę to zrobiłaś? Żyłaś w związku...
- Tak. Byłam w związku opartym na BDSM*. - opadłam bezradnie na łóżko chowając twarz w dłoniach - I strasznie się tego wstydzę.

- To co robiliście jest chore! - wstał i zaczął chodzić nerwowo po pokoju.
- Ty nic nie rozumiesz. To było 4 lata temu. Skończyłam z tym... Michael proszę... - chciałam do niego podejść, ale odsunął się ode mnie.
- To nie jest normalne... To nie była normalna relacja. Tak dostrzegasz miłość? Ja też dla Ciebie taki jestem? Tak samo mnie traktujesz?
- Jak możesz? - łzy spływały mi po policzkach, jak on po tym wszystkim mógł tak myśleć?
- To co przeczytałem jest jednoznaczne, może po prostu nie nadajesz się do normalnego związku? Jeśli dla Ciebie miłość tak wygląda, to ja nie chcę się w to pakować.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz? Pogratulować, że zawsze miałeś idealne życie, jednak nie każdy miał tak szansę jaką Ty dostałeś.
- Nie odwracaj kota ogonem, ja też nie miałem idealnego życia i sama dobrze o tym wiesz. Mowa tutaj o czymś całkiem innym, ukrywałaś to przede mną.
- Właśnie dlatego Ci nie chciałam powiedzieć. Bo wiedziałam, że mnie znienawidzisz.
- Dobrze wiesz, że tak nie jest.
- A jak jest? Co czujesz? Wstręt? Odrazę? No dalej! - emocje zawładnęły mną na dobre - Mów, proszę bardzo nabijaj się ze mnie. Tak, zakochałam się! Zakochałam się wtedy jak gówniara w nieodpowiednim facecie. Jego życie działało na takich zasadach, a ja zrobiłam wszystko aby być u jego boku. Z czasem zrozumiałam, że nie jestem szczęśliwa. Skończyłam z tym. Obiecałam że się nigdy w życiu już nie zakocham, nie pozwolę aby ktoś był dla mnie tak ważny... Aż pojawiłeś się Ty... - spojrzałam na niego przez łzy. Gniew zniknął z jego twarzy, pojawiła się troska i ból, jednak nie ruszyło mnie to ani trochę - Chciałam żyć normalnie, dlatego zostawiłam przeszłość za sobą. Nigdy do niej nie wracam nawet myślami, nie masz pojęcia jak to jest nie doświadczyć nigdy ciepła i miłości od ukochanej osoby. Nigdy nie mówił że mnie kocha, że potrzebuje. Każdy nasz stosunek opierał się bólu, nigdy na przyjemności. Nigdy nawet nie dotykał mnie w taki sposób, jaki Ty to robisz... - Mike spojrzał na mnie przepraszająco, podszedł, chciał mnie przytulić ale odepchnęłam go z całej siły - A co dostałam w zamian za uległość? Stłukł mnie w końcu do nieprzytomności i zostawił jak psa. Dlatego się wystraszyłam gdy podniosłeś rękę... Pobił mnie do takiego stanu, że ucierpiało nie tylko ciało ale i psychika. Wszyscy popełniamy błędy. Dorastanie polega na tym, że trzeba ponosić ich konsekwencje. Ja w młodości jak widać poniosłam ich aż nazbyt dużo.
- Michelle... Ja...
- Nie Jackson. Powiedziałeś swoje. Powiedziałeś to co myślisz i to co chciałeś powiedzieć. Jeśli nie rozumiesz mojej przeszłości, jak cierpiałam, jak bardzo się bałam... Po prostu wyjdź stąd - powiedziałam stanowczo. Znów chciał mnie przytulić, ale ja znów go odepchnęłam teraz jeszcze mocniej - Powiedziałam wyjdź! - wypchnęłam go z rozbiegu za drzwi i zamknęłam je z hukiem zasuwając suwak.
  Pukał, prosił, przepraszał. Jednak ja byłam nieugięta. Rzuciłam się na łóżko i wybuchnęłam płaczem. Dusiłam się łzami, nagle wszystko wróciło, to przed czym uciekałam od tak dawna. Miał rację... Byłam beznadziejna, nijaka, bez wartości. 
  Zakryłam głowę poduszką, aby nie słyszeć jego głosu. W końcu dźwięki ustały. Odszedł.

***

Komentarz = to motywuje !


~~~~~

Krócej niż zwykle, wiem, ale chciałam ten rozdział w jakiś sposób "wyróżnić", 
a pisanie na chama nie miałoby sensu. 
I tak...
Kochani, chciałam na koniec dodać coś od siebie, co do tego rozdziału :)
Skrótu BDSM tłumaczyć nie będę tym co nie wiedzą - wujek google pomoże.
Zaczynając, po 1 - nie chcę abyście mylili prawdziwe BDSM z bajkami typu: 50 twarzy Greya.
Osobiście i film i książkę ubóstwiam, ale wierzcie z prawdziwym BDSM ma to niewiele wspólnego. Pisząc o przeszłości Michelle inspirowałam się prawdziwą historią 17 letniej dziewczyny, która w takowych związkach funkcjonuje od dawna. 
Wpis z pamiętnika Michelle z dnia 1 listopada - nie jest moją inwencją twórczą, ale wspomnieniem owej dziewczyny, o której mowa (cała reszta to moja osobista fikcja). 
Nie znam jej osobiście, bo daleko mieszkamy, ale śledzę jej "stronkę" i przyznam, że jest to coś innego, wartego uwagi. W pełni ją rozumiem, wczułam się w jej opowieści i dlatego postanowiłam umieścić takowy wątek w tym opowiadaniu. Od początku chciałam stworzyć Michelle kiepską przeszłość  - zdecydowałam się na ten pomysł. 
Jest to coś innego, ciekawego i zarazem bardzo realnego, bo funkcjonuje to od wielu lat. Tylko po prostu bardzo mało się o tym mówi i słyszy - a szkoda,
warto mieć pojęcie o takich rzeczach.

Mam nadzieję, że nie macie mi za złe pomysłu :)
Mam bogatą wyobraźnię, a nie lubię nudy. Nowości, rzeczy "inne" w opowiadaniach osobiście odbierałam zawsze pozytywnie, mam nadzieję, że wy odbierzecie to u mnie tak samo.
Czekam na wasze komentarze i szczere opinie ! <3 



~~~~~

"Nie możesz zmienić przeszłości, 
ale przeszłość zaw­sze pow­ra­ca, 
żeby zmienić Ciebie. 
Zarówno twoją te­raźniej­szość jak i przyszłość"
Jonathan Carroll

piątek, 25 września 2015

Rozdział 17

Dzisiaj zacznę od ogłoszeń parafialnych :P
Czy ktoś z was ma problemy (zwłaszcza na komputerach), że jak wchodzi na mojego bloga to ma ucięte coś? Tekst w sensie od postów lub prawą kolumnę?
Zmieniłam też troszkę zakładki jak: Bohaterowie, itd. Chcę aby jeśli chodzi o wygląd bloga było wszystko już na cacy, bo jak wiecie od poniedziałku zaczynam studia i nie będzie dużo czasu, a lepiej wykorzystać go na pisanie niż zmiane wyglądu. Myślę, że tak jak jest jest już dobrze, mnie się podoba mam nadzieję, że wam również:)
Ja uciekam, jutro zawody - więc będzie się działo :P
Kolejny wpis jakoś koło wtorku/środy w zależności, jak na wykładach będą nas męczyć. Mam nadzieję, że wybaczycie mi jakoś jeśli notki będą się trochę rzadziej pojawiać, postaram się w razie czego pisać na okienkach między wykładami, ale nawet wtedy czasem ciężko wolną chwilę znaleźć - studenci na okienkach mają ciekawsze zajęcia xD
STUDIA - NADCHODZĘ ! <3

~~~~~

   Zmęczona weszłam do kuchni i pierwsze co zrobiłam, to wypiłam całą butelkę zimnej wody. Do przyjazdu Nat miałam jeszcze niecałą godzinę, więc na szczęście z czasem się wyrobiłam - od rana siedziałam na stajni robiąc porządki w siodlarni, poczyściłam sprzęt i pojeździłam oba konie. Jednak mimo, że sprawiało mi to przyjemność to kilka godzin w tak intensywnym ruchu potrafi człowieka szybko wykończyć. 
  Do kuchni weszła mama, miała trochę nieswoją minę więc spodziewałam się złych wieści.
- Nie pij tak szybko tego zimnego, bo się rozchorujesz - posłała mi sztuczny uśmiech.
- Złego diabli nie biorą - zaśmiałam się - Niedługo wpada Natalia, są jakieś ciastka na dole?
- Tak, powinno coś być w spiżarni na półce. Wracasz dzisiaj do domu?
- A czemu miałabym nie wrócić? - spojrzałam na nią nie do końca rozumiejąc pytanie.
- No.... Bo wiesz. Idziecie razem na ten bal i tak pytam.
- Spokojnie, dzisiaj mam w planach wrócić spokojnie do domu - puściłam jej oczko.
- Aha. My z tatą dzisiaj wychodzimy i dom jest wolny.
- Wychodzicie? - spojrzałam na nią podejrzliwie - Nic nie mówiłaś.
- Bo dzisiaj zadzwoniła do mnie Pani Fray i dostaliśmy zaproszenie na urodziny jej męża. A wiesz, że to nasza dobra znajoma i głupio odmówić. Wrócimy jutro w południe.
- Jasne - rzuciłam, a ona  uśmiechnęła się.
- Także tego, nie roznieście z Michaelem domu jak coś.
- Mamo! - zaśmiałam się - Jesteś okropna. A mówicie, że to młodym jedno w głowie. Poza tym, tata jakby się dowiedział, że wyszłam gdzieś z Michaelem i zastałby go jutro u nas w domu, to by chyba nerwicy dostał. Wczoraj i tak maltretował go w moim pokoju, myślałam że go uduszę za taką akcje. A właśnie, on gdzie?
- Dostał telefon z pracy i musiał jechać. Wróci zapewne jak już was nie będzie. Nie było mi to też na rękę, że musiał dziś znów jechać mimo wolnego - spojrzała na mnie - A jego gadką się nie przejmuj, nie wiesz jaki jest? Musi swoje powiedzieć. W końcu zrozumie, że dorosłaś i nie jesteś małą dziewczynką i masz prawo do własnego życia.
- Dziękuję mamo, jesteś kochana - podeszłam do niej i uściskałam najmocniej jak potrafiłam.
- Też Cię kocham córeczko - objęła mnie - Kiedy jesteś szczęśliwa, to ja też jestem. A przy nim widzę, że odżywasz na nowo z każdym dniem. Myślisz że my z tatą byliśmy aniołkami jak byliśmy w Twoim wieku? - odsunęła się ode mnie i spojrzała z iskierkami w oczach - Twój tata był jeszcze gorszy. Kiedy było późno i wiedział, że moi rodzice będą źli to włamywał się do mnie przez okno.
- Nasz tata? - spojrzałam na nią szeroko się uśmiechając - No proszę, a taki grzeczny się wydawał.
- Coś Ty, Był jednym z największych łobuzów w szkole. Tylko chyba po prostu zapomniał już, jak to jest być młodym. Jesteś naszym jedynym dzieckiem, martwi się. Daj mu czas, niech zobaczy, że zależy wam na sobie, a i on się przekona. Gwarantuję Ci to.
- Mam nadzieję - ucałowałam ją w policzek - Idę do siebie. Musze się wykąpać nim Nat przyjedzie.
- Michelle... Zaczekaj - odwróciłam się, a jednak dobrze myślałam, że coś się kroi - Jest taka sprawa...
- Słucham?
- Remont u cioci Alisson zmienił bieg... Wymagana jest przebudowa większej części mieszkania. I dziewczyny przyjadą wcześniej. Za 2, może 3 dni w zależności jak uda im się ogarnąć transport.
- Że co słucham? Powiedz, że żartujesz...
- Kochanie to rodzina, musimy sobie pomagać. Dostaną pokój gościnny więc nie masz się o co...
- Jasne, a ta ździra jak zobaczy Michaela to zaraz szału macicy dostanie i...
- Proszę wyrażaj się  - skarciła mnie - Zostaną tutaj tydzień, max dwa. Dacie radę, jeśli sytuacja będzie dramatyczna to będziecie najwyżej jeździć z Mike do Neverlandu.
- Nie dam jej tej satysfakcji by przed nią uciekać - skwitowałam - Jedyny plus to to, że przyjeżdża z Emmą, stęskniłam się za tym szkrabem - na myśl o dziewczynce mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dobra idź już się szykuj, bo znów Michael będzie czekał na Ciebie. A co do Vanessy to się nie martw. Szybko zleci i zobaczysz, że nie będzie tak źle.




- No nie ruszaj się! Owsiki masz?! - skarciła mnie Nat gry odwróciłam lekko głowę na dźwięk mojego telefonu - Odpiszesz mu później, a teraz masz siedzieć jak posąg. Tylko oddychać masz prawo.
- Dzięki, naprawdę jesteś łaskawa - burknęłam, ale po chwili obie się zaśmiałyśmy.
  Od ponad 2 godzin czesała mnie i malowała. Zasłoniła nawet lustro abym nie widziała, bo liczyła że ujrzę dopiero końcowy efekt. Opowiedziałam jej oczywiście o całej akcji po wyjściu od niej z domu, jak Mike uratował mi tyłek w Paradise, o kłótni i pocałunku pod blokiem i resztę co się działo w Neverlandzie.
- Powiem Ci, że myślałam, że się prześpicie - spojrzała na mnie, a ja posłałam jej sójkę w bok - Ał! No co? Już wylądowaliście w łóżku i...
- I z niczym nam się nie spieszy - skwitowałam - Dopiero co się pogodziliśmy, dopiero co mnie pocałował, a Ty już byś chciała nie wiadomo co.
- Ej, z tym pocałunkiem to opóźnione było. Nie wiem na co wy tyle czekaliście. Ciągnęło was do siebie jak nie wiem, ale oczywiście lepiej sobie było utrudniać życie i udawać, że nic nie ma.
- To nie jest takie proste. Wiesz jaką mam "alergię" na te wszystkie gwiazdki z telewizji. Musiałam go poznać...
- Dobra, dobra. Między wami jest tyle chemii, że aptekę można otworzyć. Tak czy siak niedługo wylądujecie w łóżku i pewnie szybko z niego nie wyjdziecie.
- Bardzo śmieszne.
  Uwielbiałam ją za jej bezpośredniość. Nigdy nie owijała w bawełnę, mówiła co myśli bez względu czy chciałam to usłyszeć czy nie. Znała mnie na wylot, jedno spojrzenie i potrafiła w nim wyczytać każdy, nawet najmniejszy szczegół.
- Ile można robić jednego koka? - zapytałam, gdy wkładała mi w włosy najróżniejsze rzeczy.
- Ostatnio na praktykach robiliśmy takie cuda, cicho siedź. Chcesz ładnie wyglądać? No właśnie. To bal, a nie dyskoteka, aby wyglądać jak roztrzepaniec. Masz być elegancka i seksowna zarazem.
- Już się boję - uśmiechnęłam się i zaczęłam grzebać w komórce przeglądając galerie zdjęć. Gdy natrafiłam na jedna fotkę Emmy przypomniało mi się - Wiesz, że ta zołza Vanessa przyjeżdża już za 3 dni?
- No co ty gadasz? Miała wpaść za tydzień...
- Tak, ale coś tam w remoncie nie tak i przyjeżdżają wcześniej.
- Uważaj na nią, wiesz jaka jest łasa na kasę. A na bank już z gazet wie, że znasz Michaela i nie odpuści takiej okazji.
- Tego się właśnie boję - posmutniałam.
- Przestań... On w życiu by nie spojrzał na takie ścierwo jak ona. Tynku na mordzie tyle, że na budowę z tym iść tylko, a te sztuczne, czarne, doczepiane włochy to w tyłek niech sobie wsadzi.
- Kocham Cię, wiesz? - uśmiechnęłam się do niej - Zawsze jesteś po mojej stronie.
- No pewnie. Ale w trąbę też Ci dam jak będziesz głupoty robić - wcisnęła  ostatnią spinkę w moje włosy i całość dopieściła lakierem - No! W końcu. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę tak długich włosów. I jeszcze ten kolor, aż nie chce się wierzyć, że naturalne.
- Ostatnio strasznie mi przeszkadzają. Myślałam, żeby ściąć je troszkę.
- Ani mi się waż. Bo rączki uwalę aż po łokcie. A teraz wstawaj i marsz do lustra  - stanęła przede mną ostatni raz się przyglądając swojemu dziełu.
  Gdy podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie nie mogłam uwierzyć. Wyglądałam jak nie ja. Mimo, iż nie lubię błyszczącego makijażu Nat odwaliła kawał dobrej roboty. Podkreśliła moje oczy, że wyglądały na dwa razy większe. Cień połyskiwał delikatnie w smugach światła rozświetlając całość. Włosy spięte były w artystycznego koka, świecąca biżuteria, sukienka... Całość idealnie ze sobą grała.
- Jesteś wielka - wydukałam cały czas przyglądając się swojemu odbiciu.
- Ja wiem - uścisnęła mnie od tyłu - Wyglądasz jak księżniczka. Michael oszaleje jak Cię zobaczy - wyszczerzyła się na co ja przewróciłam oczami - Najpierw bal, a potem upojna noc w Neverlandzie...
- Zdziwię Cię, ale mam w planach wrócić dzisiaj do domu - wyminęłam ja posyłając szyderczy uśmiech.
- No wiesz co! A ja się tak starałam ....
  Rozmowę przerwał dochodzący z dołu dźwięk dzwonka do drzwi. 'Już jest', pomyślałam. Wzięłam głęboki oddech i ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze. Założyłam w biegu szpilki i razem z przyjaciółką zeszłyśmy na dół. W kuchni minęłam jeszcze mamę, która mimo, że wiedziała że się spieszę, to musiała mnie dokładnie całą obejrzeń i puścić litanię jak pięknie i cudownie wyglądam. Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i w końcu znalazłam się przy drzwiach.
   Otworzyłam je niepewnie. W progu stał Michael, ubrany w białą koszulę i ciemny garnitur, a na głowie standardowo kapelusz w białym kolorze.
- Cudownie wyglądasz - wydukał w końcu gdy skończył mnie pożerać wzrokiem. Śledził dokładnie każdy cal mojego ciała i przyznam, że podobało mi się to.
- Dziękuję, Ty również - podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy. Złapał w talii i przyciągnął do siebiedy / Gjuż miał złożyć pocałunek na moich ustach poczułam jak ktoś odciąga mnie do tyłu.
- Ani mi się waż Jackson! - krzyknęła Natalia, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu - Tyle godzin siedziałam nad tym. Nie ma miziania, jak cokolwiek zepsujesz w tym makijażu to przysięgam wykastruję Cię.  Poczekajcie z tymi rzeczami aż będzie po balu - Mike też zaczął się śmiać.
  Natalia była niesamowita. Zawsze potrafiła wkraść się w najlepszym momencie i rozbroić sytuację. Pożegnała się ze mną i Michaelem i poszła do swojego samochodu. My również wsiedliśmy już do limuzyny siadając obok siebie - aż dziwne było mi jechać z nim samochodem - kiedy to nie on kierował. Ale bardzo odpowiadała mi ta sytuacja.
- Mike... - zaczęłam niepewnie opierając głowę na jego ramieniu. Objął mnie delikatnie.
- Tak?
- Jesteś pewien, że chcesz abym tam szła z tobą? - spojrzałam na niego.
- A czy gdybym się rozmyślił, siedziałbym tutaj z tobą? - uniósł lekko kąciki ust - Albo pójdę tam z Tobą, albo wcale.
- Mogłeś przecież zaprosić Elizabeth, jest Twoją przyjaciółką na pewno by się zgodziła.
- Ale ja nie chcę iść z nią tylko z Tobą, rozumiesz czy mam przeliterować? - ujął moją twarz w dłonie i spojrzał na mnie tak, że czułam jak jego wzrok przebija mnie na wylot.
  Nie odpowiedziałam nic, tylko wtuliłam się w niego bez słowa. Nawet milczenie w jego obecności było przyjemnością. Czułam zapach jego perfum, które uderzyły mi momentalnie do głowy. Biło od niego tyle ciepła, że gdy już byłam w jego objęciach to nie sposób się było odsunąć. Gdy mnie trzymał w ramionach, to tak jakby chciał osłonić mnie przed całym światem.


  Gdy drzwi od limuzyny się otworzyły, uderzył mnie oślepiający blask fleszy. No tak, czego się można spodziewać na imprezie urodzinowej Madonny? Mike widząc moje zawahanie złapał mnie za rękę i razem ruszyliśmy do drzwi wejściowych.
  Sala była ogromna, wszędzie było dużo światła oraz w głośnikach rozbrzmiewała nastrojowa muzyka. Poznawałam niektóre twarze - widywałam je często w telewizji i gazetach. Dziwnie było widzieć teraz tych ludzi na żywo, obracając się wśród nich. Ta sytuacja mnie zaczynała po części przerażać, czułam się tutaj całkowicie obca, nie pasowałam do tego świata. Jednak robiłam to w końcu dla Michaela.
  Przeszliśmy przez całą długość sali, Mike trzymał mnie cały czas za rękę co podnosiło mnie częściowo na duchu - jednak powodowało to, że wzrok gości często na nas spoczywał. Boże, co ja tutaj robię?
   Michael przedstawił mnie swoim znajomym i przyjaciołom, poznałam takie osoby jak: Diana Ross, Sophia Loren, Whitney Houston czy Elizabeth Taylor.
   To właśnie dzięki nim muszę przyznać - ten bal zaczął dla mnie nabierać tempa. Najbardziej zakumplowałam się z Dianą - była naprawdę uroczą i niesamowitą kobietą. Widać było, że traktuje Michaela jak rodzonego brata. Biła od niej tak przyjemna aura, że uśmiech sam pojawiał się na twarzy w jej towarzystwie.
  Dochodziła północ. Staliśmy z Michaelem i Elizabeth przy jednym z stolików i rozmawialiśmy na różne tematy. Mój wzrok spoczął jednak gdzieś dalej. Stała tam, ubrana w białą, błyszczącą suknię, jasne blond włosy rozpuszczone lecz idealnie wystylizowane, krwisto czerwona szminka na ustach oraz coś na wzór szala oplatającego jej szyję. Cała Madonna. Jednak nie była sama - towarzyszył jej chłopak. Wyglądał na niecałe trzydzieści lat, wysoki, delikatnej lecz męskiej postury, brązowe włosy postawione na żel. Nie wyglądał na gwiazdę z TV. Oboje co chwila spoglądali w naszą stronę/ Miałam wrażenie że rozmawiają o nas. Znów mam urojenia?
  Kiedy tylko zobaczyli, że Elizabeth się z nami pożegnała i odeszła - ruszyli pewnym krokiem w naszą stronę.
- Mogę Cię prosić Michael na stronę? - zapytała, gdy znaleźli się już obok nas. Trzepotała do niego rzęsami tak, że mało brakowało, a by odfrunęła. Wiedziałam teraz o czym mówiła Janet. Mike spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i ruszył niechętnie za Madonną.
- Jestem Emilio Honses - wyciągnął do mnie dłoń towarzysz naszej solenizantki.
- Michelle Evans - uśmiechnęłam się delikatnie i uścisnęłam jego rękę.
- Nie wiedziałem, że nasz Jackson ma taką śliczną koleżankę - poczułam jak się czerwienię - Piękna z Ciebie kobieta. Myślałaś kiedyś o fotomodelingu?
- Em, nie. Ja raczej nie nadaję się do takiej roboty - spojrzałam na niego niepewnie, a on cały czas mi się przyglądał z wielką zawziętością.
- Masz idealną figurę, cudowne włosy i buźkę jak laleczka. Myślę, że szybko byś się wybiła w tej branży. Przyjemne z pożytecznym - ukazał szereg białych zębów, miał bardzo ładny uśmiech.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł.
- Posłuchaj kochana. Jestem osobistym i najlepszym fotografem Madonny. Pracuję z największymi gwiazdami, a moje zdanie jest cenione jak żadne inne. Jeśli Ci mówię, że jesteś do tego idealna to znaczy, że tak jest. Proponuję Ci jedynie próbną sesję. Zawsze się możesz wycofać - zawahałam się. W końcu czemu nie spróbować? Całe życie za ladą w sklepie mam spędzić? A pieniądze dla rodziców by się przydały, sklepik przynosił małe zyski, ojciec pracował na różne zmiany i prawie ciągle nie było go w domu, a przecież w tej sytuacji z mamą był jej potrzeby, był potrzebny nam obu.
- A jeśli powiem Panu, że chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej? - spojrzałam na niego już trochę raźniej, a on uśmiechnął się szeroko.
- Mów mi po prostu Emilio - przejechał palcami po swojej koziej bródce - Zróbmy tak, zostawię Ci swoją wizytówkę i umówimy się na spotkanie w sprawie ogarnięcia formalności, nie chcę o tym rozmawiać tutaj, na takiej uroczystości. Stawiam na profesjonalizm i tak też do tego podejdźmy - obrócił się w stronę gdzie stała Madonna z Michaelem. Czemu co chwila sprawdzał czy wciąż rozmawiają? Znów chyba za dużo myślę - Proszę, tutaj jest mój numer oraz adres mojego zakładu. Mam nadzieję, że nie rozmyślisz się, bo szkoda zmarnować taką szansę.




- Powiedziałem Ci, że nic z tego - próbowałem byś stanowczy, ale Madonna nie dawała za wygraną. Wciąż drążyła ten niewygodny temat, a ja miałem jej już momentami serdecznie dość.
- To przez nią? - spojrzała w kierunku Michelle - Ma młoda siksa Ci tak w głowie zawróciła?
- Myślę, że to moja sprawa i nie muszę się nikomu z niczego spowiadać.
- Dlaczego taki jesteś? - zrobiła krok w moją stronę. Gdy zauważyłem, że jej ręce idą w kierunku mojej szyi odsunąłem się automatycznie.
- Wyjaśniliśmy sobie to już dawno temu. Nie wracaj do tematu bo ja zdania nie zmienię, a szkoda niszczyć w ten sposób znajomość - spojrzałem na nią, widać było że jest wściekła.
- Ale to co było...
- Otóż to. Nic nie było, nic nigdy nie było, więc nie ma tematu. Nie kłóćmy się, są Twoje urodziny i myślę że szkoda psuć nastrój.
- Zostaniesz chociaż do końca uroczystości?
- Nie bardzo rozumiem? - już zauważyłem, że chodzi jej coś po głowie i wcale mi się to nie podobało.
- Do końca balu, spędźmy trochę czasu chociaż razem, jak przyjaciele. Pojedziemy do mnie...
- Przykro mi ale mam na dziś inne plany - rzuciłem krótko - A teraz przepraszam, ale moja partnerka na mnie czeka.
  Ukłoniłem się teatralnie i ruszyłem w kierunku Michelle i Emilio. Znałem go trochę, był znanym fotografem. Mimo wszystko nie pałałem do niego sympatią, nie podobało mi się jak traktował niektóre swoje klientki, oraz jakie różne dziwne pomysły na sesje mu przychodziły do głowy. Chyba przerwałem jakąś ważną rozmowę, bo gdy tylko zjawiłem się obok, przywitał się i zmył pod tanim pretekstem. Gdy oddalił się nieco spojrzałem na ukochaną. Od razu wiedziałem, że coś jest na rzeczy.
- Stało się coś?
- N...Nie. Po prostu muszę przemyśleć kilka kwestii.
- To znaczy? - zaniepokoił mnie jej ton.
- Możemy porozmawiać w domu? Chodź, zatańczmy lepiej.
  Chciałem zaprotestować i dokończyć rozmowę, jednak nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć już wyciągnęła mnie na parkiet. Postanowiłem zapomnieć na chwilę o Emilio i dałem ponieść się muzyce. Jej ruchy były dokładne i pewne, co dawało mi w tańcu dużo możliwości. Prowadziłem ją delikatnie w rytm muzyki, cały czas patrząc jej prosto w oczy. Wyglądała dzisiaj tak inaczej, zjawiskowo. Czułem na sobie wiele spojrzeń, przyglądali nam się ale nie przeszkadzało mi to. Liczyła się teraz tylko ona.




  Kolejne dwie godziny zleciały już szybko. Co chwila tańczyliśmy z Michelle i nie odstępywałem jej już na krok. W końcu oboje wykończeni stwierdziliśmy, że pora wracać do domu.
  Limuzyna czekała na nas przy wejściu. Otworzyłem drzwi wpuszczając towarzyszkę przodem. Gdy zasiedliśmy na kanapie oparła od razu głowę na moim ramieniu.
- Zmęczona?
- Troszkę - zdobyła się na delikatny uśmiech - Mogę mieć do Ciebie pytanie?
- Oczywiście, pytaj o co zechcesz.
- Łączyło Cię coś kiedyś z Madonną? Mam na myśli coś więcej niż przyjaźń - zdziwiło mnie to pytanie.
- Skąd ten pomysł?
- Widziałam jak na Ciebie patrzyła i po prostu pytam z czystej ciekawości.
- Więc aby zaspokoić Twoją ciekawość: Nie, nic nas nie łączyło. Kijem przez szmatę bym jej nie dotknął.
  Zaśmiała się i wtuliła we mnie z całych sił przymykając oczy.




- Zostań, proszę.
- Nie mogę - próbowałem być stanowczy. Od 10 minut staliśmy pod jej domem i prosiła abym został na noc.
- Przecież rodziców nie ma... Wrócą dopiero jutro w południe, proszę... - podeszła i oplotła ręce wokół mojej szyi. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko, czułem na sobie jej oddech, a jej błagający wzrok przeszywał mnie na wylot - Nie chcę spać sama w pustym domu.
- Ale z samego rana wracam do domu. Nie chcę się narazić Twojemu ojcu.
  Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała mnie krótko. Dałem znak kierowcy, aby jechał i weszliśmy do domu. Siedziałem na kanapie w jej pokoju i przyglądałem się jak szuka czegoś w szufladzie.
- Jest, proszę - podała mi moją koszulę, w której kiedyś musiała wrócić z Neverlandu.
- Dziękuję - posłałem jej delikatny uśmiech - Teraz moja kolej.
- Z czym?
- Z pytaniem. Teraz ja chciałbym Ci zadać pytanie.
- Słucham - usiadła na krzesełku przy biurku i spojrzała na mnie niepewnie.
- O co chodziło wtedy na balu? Po rozmowie z Emilio?
- A to... Nic, naprawdę. Nie chcę nic mówić jeszcze bo zapeszę - wstała i ucałowała mnie w policzek, chciała już nawiać do łazienki, ale złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem z powrotem do siebie - Aż tak ważne to dla Ciebie?
- Tak, powiedz.
- Dobrze. Zaproponował mi spotkanie, chce abym spróbowała swoich sił za obiektywem aparatu - myślałem, że się przesłyszałem.
- I odmówiłaś, prawda?
- Nie, znaczy nie podałam odpowiedzi. Mam się z nim skontaktować i wtedy...
- Nie chcę nawet o tym słyszeć, nie zgodzisz się, nie ma mowy - powiedziałem stanowczo. Spojrzała na mnie z wyrzutem i już wiedziałem, że ta rozmowa źle się skończy.
- Jakim prawem dyktujesz mi warunki?
- Posłuchaj - objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie - Znam tych ludzi, znam jego. Wiem na czym polega ten zawód i wiele widziałem. Fotografia gwiazd na dywanie to jedno, ale prywatne sesje to inna sprawa.
- Michael ja potrzebuję tej roboty. W końcu bym robiła coś pożytecznego.
- Świecenie tyłkiem do obiektywu?
- Jak możesz? Myślisz, że zgodziłabym się zrobić sobie nagie zdjęcia? - odepchnęła mnie, już zaczynałem żałować swoich słów. Ale nie mogłem pozwolić aby w to weszła, żeby popełniła tak duży błąd.
- Zrozum, martwię się o Ciebie. Ufam Ci w pełni i chcę dla Ciebie jak najlepiej, ale to się rządzi własnymi warunkami. Na tym polega ta robota.
- Chcę się wyrwać, w końcu mam okazję. Poza tym potrzebuję kasy, ojciec haruje codziennie, musi być na każdy telefon aby wyrobić na lekarstwa dla matki.
- Jeśli potrzebujesz pieniędzy to powiedz. Dam Ci dwa razy więcej niż zaproponuje Ci Emilio, ale nie idź tam.
- Że co słucham? Ty mi sponsoring oferujesz czy co?
- Nie, przepraszam... Nie tak to miało zabrzmieć...
- Jesteś taki sam jak cała reszta, tylko sława i forsa wam w głowie.
- Nie... Wiesz że tak nie jest. Przepraszam, nie to miałem na myśli - chciałem ją objąć, ale odepchnęła moje ręce - Po prostu martwię się o Ciebie. Emilio nie jest taki jaki Ci się wydaje, może w fachu jest dobry, ale jego podejście i pomysły...
- Sama to ocenię - chciała mnie wyminąć, ale zatarasowałem jej drogę i przygwoździłem ją do ściany.
- Obiecaj, że nie zadzwonisz do niego.
- Michael odejdź - powiedziała stanowczo.
- Obiecaj.
- Odejdź.
- Obiecaj.
- Odejdź.
- Jak obiecasz...
- Mike spadaj! - próbowała się wyrwać, a ja w złości uderzyłem pięścią o ścianę. Widząc jak uniosłem rękę automatycznie się schyliła odwracając i chowając twarz w dłonie. Zatkało mnie, jej reakcja, czy ona myślała...?
- Michelle... Co...? Myślałaś, że chcę Cię uderzyć? - złość automatycznie ze mnie zeszła, gdy na mnie spojrzała zauważyłem łzy w jej oczach i przerażenie -  Przecież nigdy bym Cię nie uderzył... - ująłem jej twarz w dłonie.
- Przepraszam... - wydukała i wtuliła się we mnie.
- Mów co się dzieje - złapałem ją za podbródek zmuszając aby na mnie spojrzała - Dlaczego tak zareagowałaś? Nie ufasz mi?
- Ufam. Przepraszam.
- Ktoś Cię skrzywdził? - zacisnęła oczy i znów schowała twarz w mojej koszuli. Wiedziałem, że coś jest nie tak. To nie było normalne. Przed chwilą była wściekła i nabuzowana, a nagle w jednej sekundzie przeszło to w strach i przerażenie.
- Nie chciałam. Gdy uniosłeś dłoń... Ja odruchowo... Przepraszam... - wtuliła się we mnie jeszcze mocniej - Wiem, że byś mnie nie skrzywdził.
- Powiedź co się dzieje... Michelle. To ma związek z przeszłością, tak? Powiesz mi w końcu o co chodziło wtedy na rejsie? Kim był ten mężczyzna przed studiem? - te pytania nie dawały mi spokoju - Powtórzę: ufasz mi ?
- Wiesz, że tak.
- To dlaczego się przede mną nie otworzysz ?
- Nie zrozumiesz. Posłuchaj - chwyciła mnie za ręce i uśmiechnęła się przez łzy - Nie warto wracać do tego co było kiedyś. Każdy z nas popełnił pewne błędy, których potem żałuje. Jednak nie można ciągle patrzeć wstecz, bo inaczej przegapimy to co jest przed nami. Jak mamy iść na przód ciągle patrząc w tył? Uwierz, to co było nie ma znaczenia. Zaczęłam wszystko od nowa a tamte rozdziały... Są zamknięte - dała mi buziaka w usta i jak gdyby nigdy nic zniknęła za drzwiami łazienki.
   Nie drążyłem, wiedziałem że ona i tak nic mi nie powie. W końcu gdy oboje się odświeżyliśmy, padnięci położyliśmy się do łóżka. Dobiegała czwarta, a ja musiałem z rana się ulotnić aby nie spotkać Państwa Evans. Leżałem i nie mogłem uspokoić myśli. Nie dość że ta cała sytuacja z Emilio... To jeszcze co takiego się stało się te parę lat temu, że tak bardzo nie chce o tym powiedzieć? Wiedziałem, że ta sprawa nie da mi spokoju. Nie mogłem znieść myśli, że ukrywa przede mną coś ważnego z swojego życia. Postanowiłem poczekać aż zaśnie i przeprowadzić małe, własne, prywatne śledztwo. Nie miałem pojęcia czego się spodziewać - i racja. Bo to co odkryłem wywróciło moje serce do góry nogami.

***

Komentarz = to motywuje !



"Tańczyłem z paroma dziewczynami przypadkowymi, 
a potem - z Tobą i przypadkowość skończyła się, bo przecież my byliśmy umówieni tamtej nocy od lat"




poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 16

Jak kochani po weekendzie ?
Mi póki co wena dopisuje, staram się pisać na zapas, bo potem studia i pewnie czasu o wiele mniej będzie. Moja bogata wyobraźnia daje się we znaki, kolejne rozdziały was pewnie trochę zdziwią - no ale mam nadzieje, że pozytywnie:)
Nie chcę aby wszystko było takie proste i idealne, trochę "odmienności" nie zaszkodzi. No nic, spoilerować nie będę.
Cieszę się, że nowy wygląd bloga przypadł wam do gustu, mnie również się bardzo podoba:)
Nie marudzę, miłego czytania ! <333

~~~~~

   Otworzyłam delikatnie oczy. Pierwsze co mnie uderzyło to zapach. Zapach jego pościeli oraz męskich perfum. Leżał obok mnie otulony po samą szyję białą kołdrą. Trzymał rękę na moim brzuszku, co mnie dosyć rozbawiło. Widok ukochanej osoby śpiącej u Twojego boku to najlepszy poranek jaki można sobie wymarzyć. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że obudzę się w łóżku Michaela Jacksona to bym go wyśmiała. A dzisiaj nie dość że jest to prawdą, to jeszcze jest on jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Próbowałam przed tym uciec, ale jak widać każdego kiedyś to dopadnie tak samo jak dopadło nas. Gdy Mike mnie wczoraj pocałował, od razu wiedziałam, że już nigdy nie chcę całować innych ust. Z rozmyśleń wyrwał mnie jego dotyk. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w jego ciemne, wciąż zaspane oczy.
- Już się obudziłeś? - zapytałam przysuwając się jeszcze bliżej niego.
- Taka pobudka to czysta przyjemność - uśmiechnął się delikatnie - A Ty jeszcze nie próbowałaś nawiać? - zaśmiał się na co walnęłam go w ramię.
- Głupek jesteś - również się uśmiechnęłam - Może ucieczka to faktycznie dobry pomysł, nie musiałabym oglądać Twojej wrednej mordki.
- Jesteś już na tą mordkę skazana.
- To wyrok? Brzmi groźnie.
- Bo jestem groźny - przygryzł wargę i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Ty groźny? - zaśmiałam się. Podparł się na łokciu i szepnął mi prosto do ucha:
- Jeszcze mnie nie poznałaś od tej groźnej strony. Pogadamy o tym, jak będziesz krzyczeć żebym przestał...
- Świnia! - walnęłam go poduszką śmiejąc się - Zwierzak normalnie.
- To Ty wczoraj zachowywałaś się jak zwierzak.
- Bo mnie prowokowałeś.
- Nie zwalaj teraz winy na mnie. Przyznaj się, że miałaś już kisiel w gaciach - wyszczerzył się zadziornie. Po prostu uwielbiał mnie denerwować.
- Myślisz, że nie czułam wczoraj, gdy na mnie leżałeś jak Twój mały odwalał moonwalka?
- Mały? - zaśmiał się - Jeszcze wrócimy do tej rozmowy i będziesz inaczej śpiewać - wyszczerzył się zadziornie.
- Małpiszon.
  Objął mnie delikatnie, a ja schowałam twarz w jego klatkę piersiową. Fakt, że nie wykorzystał wczoraj okazji aby się ze mną przespać utwierdził mnie w przekonaniu, że jego uczucie jest tak samo szczere i mocne jak moje. Aczkolwiek nie będę zaprzeczać, że nie miałam wczoraj na niego cholernej ochoty.
- Pamiętasz, że jutro urodziny Madonny?
- Tak, Natalia miała wpaść pomóc mi się uszykować. Ale po wczoraj nie wiem jak to wyjdzie... - posmutniałam na myśl o tym jak ją wczoraj potraktowałam. W końcu to dzięki niej jestem teraz tutaj, z Michaelem, taka szczęśliwa.
- Nat na pewno nie ma Ci za złe. Gdyby miała Cię gdzieś, to by nie dzwoniła do mnie taka spanikowana abym Cię szukał - pocałował mnie w czoło - Całe szczęście, że to zrobiła. Twoje głupie pomysły mogły się fatalnie skończyć.
- Wiem - wydukałam - Przepraszam... Nie wiedziałam już co mam ze sobą zrobić.
- Mogłaś do mnie zadzwonić i olać głupią gazetę. Chociaż...
- Co? - spojrzałam na niego.
- Gdyby nie ta gazeta, nie ta cała akcja w Paradise, nie wiadomo czy byśmy teraz leżeli tutaj, razem. Nie wiadomo czy mógłbym zrobić to - pochylił się nade mną i pocałował krótko, jak dla mnie zdecydowanie za krótko - Pojedziesz dzisiaj ze mną do studia? - spojrzałam na niego zdeka przerażona.
- Do pracy? Z Tobą? Mike...
- Przecież rozmawialiśmy o tym.
- Naprawdę nie chcę mieszać się w Twoje życie zawodowe bo tylko narobię problemów.
- Popatrz na to tak: Jeśli nie pójdziesz ze mną to będę o Tobie myślał i przez to zawalę robotę - uśmiechnął się chytrze, a ja sprzedałam mu sójkę w bok.
- Jesteś wstręciuch.
- Wiem, to jak pojedziesz? - zrobił maślane oczka na co się zaśmiałam.
- Nie mam chyba wyjścia... Tylko zajedziemy do mnie do domu najpierw. Musze się przebrać aby wyglądać jakoś przy Tobie.
- Wyglądasz cudownie, zwłaszcza w tej koszuli - spojrzał na swoją koszulę, którą miałam na sobie i uśmiechnął się.
Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki, spojrzałam na Michaela pytającym wzrokiem a on zmarszczył brwi:
- Spodziewasz się kogoś? - zapytałam zdezorientowana podciągając wyżej kołdrę.
Kroki były coraz głośniejsze, nagle gdy ucichły, drzwi od sypialni zaczęły się otwierać i stanęła w nich...
- Janet?! - krzyknął, był wyraźnie niezadowolony z jej odwiedzin.
- Michael? Michelle?! - spojrzała na nas wielkimi oczyskami i szeroko się uśmiechnęła - No czemu ja nic jeszcze nie wiem?! - rzuciła swoją torebkę w progu i w podskokach wskoczyła do nas do łóżka ucieszona jak małe dziecko.
- Co ty robisz wariatko, wyłaź ale już! - krzyknął znów Mike, a ja z Janet zaczęłyśmy się śmiać - Co Ty tutaj w ogóle robisz?
- No wpadłam z wizytą, nie było Cię nigdzie więc pomyślałam, że śpisz jeszcze. Jeśli przerwałam wam coś ważnego to wybaczcie - puściła mi oczko, a ja znów wybuchłam śmiechem - No chociaż ona się cieszy, że mnie widzi.
- Muszę porozmawiać bardzo poważnie z ochroną, aby nie wpuszczali Cię tutaj bez mojej wyraźnej zgody.
- Tylko spróbuj, a jak wparuję tutaj to przysięgam, że źle się to dla Ciebie skończy.
- W ogóle wypad z mojego łóżka! - zepchnął Janet na podłogę, a ta w odpowiedzi rzuciła w niego kapciem leżącym obok - Zaraz Ci wsadzę tego buta nie powiem gdzie.
- Dobra dobra, nie spinaj dupeczki braciszku. Wy się ogarnijcie, a ja poczekam na dole w salonie, tylko tak postarajcie się szybko - uśmiechnęła się ostatni raz i wyszła.
- Twoja siostra jest niesamowita.
- Czasem mnie przeraża myśl, że jesteśmy rodziną.
- Jesteś jeszcze gorszy od niej - szturchnęłam go w ramię i odkryłam kołdrę.
- A Ty gdzie? - złapał mnie gdy chciałam wyjść z łóżka i przyciągnął z powrotem do siebie - Już ode mnie uciekasz?
- Jesteś marudny jak dziecko - cmoknęłam go w policzek - A teraz marsz do łazienki, Twoja siostra na nas czeka.


    Poranna rutyna nie trwała długo. No przynajmniej z mojej strony. Mike jak się okazało potrafił o poranku spędzać więcej czasu w łazience niż niejedna kobieta.
- To od jak dawna to trwa? - zapytała Janet gdy usiadłam obok niej na kanapie.
- Długa historia - uśmiechnęłam się do niej i akurat do salonu wszedł Michael.
- Już Ci ta jędza żyć nie daje?
- Ej, ja tylko próbuję się dowiedzieć od niej czegoś, czego Ty mi nie raczyłeś powiedzieć - burknęła do niego, wyglądali bardzo zabawnie gdy się sprzeczali - Ja w sumie od początku wiedziałam, że to się tak skończy. Ten rejs i to, że tak codziennie się widywaliście, Mike nigdy do nikogo się tak nie zalecał.
- Skończysz już? - skarcił ją i usiadł w fotelu naprzeciwko.
- Oj nie bądź brat taki tajemniczy, muszę przecież wiedzieć wszystko. Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę - objęła mnie i ucałowała w policzek na co się zaśmiałam.
- Zaraz musimy się zbierać, musimy być w studiu na dwunastą, a jeszcze mówiłaś, że do domu chcesz jechać - przeniósł wzrok na mnie.
- Tak, muszę się przebrać - spojrzałam ukradkiem na Janet - Będziesz jutro na urodzinach Madonny?
- Tej małpy? A w życiu! Chociażby mi zapłacili to bym nie poszła - skrzywiła się, a Mike spojrzał na nią spod byka.
- Nie przesadzaj już - rzucił - Jest jaka jest, ale zaproszenie na urodziny odmówić to niegrzecznie.
- Nie broń jej - odwróciła się w moją stronę - Uważaj na tę framugę, nie daj się nabrać na te jej sztuczne rzęsy.
- Zapamiętam - zaśmiałyśmy się i dopiłyśmy ostatnie krople porannej kawy.




  Janet wyszła kilka minut temu. Ubrałam już buty i czekałam na Michaela na zewnątrz rozkoszując się promieniami słonecznymi.
- Jestem, przepraszam że tak długo - odwróciłam się w jego stronę. Wyglądał ślicznie, miał na sobie idealnie dopasowaną marynarkę oraz kapelusz, który dodawał mu niesamowitego uroku. Nie dziwiłam się, że jest to jego atut rozpoznawczy - Coś nie tak? - wyrwał mnie z przemyśleń, chyba zauważył że mu się przyglądam - Aż tak źle?
- N... Nie. Wyglądasz świetnie - poczułam jak się czerwienię. Michael uśmiechnął się, podszedł i pocałował mnie w policzek.
  Ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Gdy wsiedliśmy i auto ruszyło, spojrzałam na niego ukradkiem i sama do siebie się uśmiechnęłam. Już od tak dawna nie byłam tak szczęśliwa jak jestem teraz, fakt - przerażało mnie to wszystko. Decydując się na to wkroczyłam w całkiem nowy, obcy dla mnie świat. Jednak świadomość, że Mike jest obok mnie dodawała mi otuchy. W końcu dopóki jesteśmy razem to co może się stać?
  Przyznam, że od początku tej znajomości - mimo, że byłam bardzo niechętnie nastawiona do ludzi ShowBiznesu - to Michael wywarł na mnie duże wrażenie. Jednak nigdy bym się nie spodziewała, że będę darzyć go takim uczuciem i to jeszcze odwzajemnionym. Dziwił mnie sam fakt, że zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja, bo w końcu kim ja byłam? Zwykła dziewczyna niczym nie wyróżniająca się z tłumu, nie miałam ani pieniędzy, ani nie byłam szczególnie piękna. Jednak swoje w przeszłości przeszłam i myślę, że ten spokój i szczęście jakie teraz mam należy mi się. Jak długo to potrwa? Nie wiem. Ale skoro podobno prawdziwa miłość przetrwa wszystko, to chyba nie mam się o co martwić.
- Wszystko dobrze? - odezwał się, zauważył że byłam zapatrzona w widok za szybą.
- Tak, jasne - uniosłam lekko kąciki ust.




   Gdy zaparkowałem na podjeździe przed domem Michelle zaczęło do mnie docierać, jak poważna rozmowa mnie niedługo będzie czekać z jej tatą. W końcu nie będę ukrywał przy nim uczucia jakim darzę jego córkę... Przynajmniej jej mama mnie akceptowała w 100% co mnie bardzo podnosiło na duchu. Była cudowną kobietą, nic dziwnego, że Michelle tak dobrze się z nią dogadywała. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Pani Evans oczywiście jak prawie zawsze siedziała w kuchni i coś gotowała - mimo choroby była bardzo aktywną kobietą i widać, że nie lubiła siedzieć bezczynnie.
- Cześć mamuś.
- Dzień dobry - również się przywitałem, gdy weszliśmy do środka pomieszczenia. Kobieta odwróciła się w naszą stronę i wyraźnie zdziwiona odpowiedziała.
- Hej dzieciaczki - spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, w końcu wczoraj jeszcze była pewna, że jesteśmy pokłóceni - Chcecie coś do picia? - uśmiechnęła się szeroko i puściła mi porozumiewawczo oczko, również odpowiedziałem jej uśmiechem.
- Ja dziękuję. A wy nie szczerzcie się już tak do siebie - spojrzała na swoją mamę - Tak, wiem że Ty mnie wczoraj sprzedałaś z tą gazetą .
- Michael się martwił, ja także. Zresztą nie mam Cię za co przepraszać, bo z tego co widzę to bardzo dobrze zrobiłam - znów się do mnie uśmiechnęła - A Ty Michael się napijesz czegoś?
- Poproszę herbatę - usiadłem przy stole.
- Ja idę na górę poszukać czegoś na przebranie, jak wypijesz przyjdź do mnie - pocałowała mnie w policzek i poszła na górę taneczny krokiem.
  Pani Evans podała mi kubek z herbatą i przysiadła się na krzesełku obok.
- Strasznie się cieszę, że się pogodziliście.
- To w dużej mierze Pani zasługa - uniosłem lekko kąciki ust.
- Myślałam, że dopiero dzisiaj wpadniesz z nią pogadać. Stało się coś, że zmieniłeś plany?
- Ja... Nie... - nie chciałem opowiadać o całej akcji u Nat i zajściu w Paradise.
- Michael. Wiesz że Ci ufam i dlatego liczę, że nie podważysz mojego zaufania - spojrzała na mnie, a ja przełknąłem ślinę, i co teraz? Eh, tak źle, tak niedobrze.
- Nie, naprawdę. Po prostu Michelle wczoraj wyszła wieczorem od Natali, a Nat się martwiła i zadzwoniła, poprosiła mnie abym jej poszukał.
- Znów coś odwinęła, prawda? Znam swoją córkę i wiem do czego jest zdolna.
- Nic poważnego się nie stało - ująłem jej dłoń - Pojechałem po nią, porozmawialiśmy i zabrałem ją do siebie. To wszystko.
- I tak wiem, że nie mówisz mi całej prawdy, ale niech Ci będzie. Dopóki jesteś przy niej, wiem że jest bezpieczna - posłała mi cudowny uśmiech, a ja odpowiedziałem jej tym samym. Spojrzała na mnie penetrując mnie wzrokiem - A co Ty taki elegancki dzisiaj? Wybieracie się gdzieś?
- Zabieram Michelle do studia, chcę jej pokazać z bliska na czym polega moja praca.
- Miło z Twojej strony - odwróciła się i zaczęła czegoś szukać w szafce - A ten bal urodzinowy, o którym mi wspominała to jutro?
- Tak, ale spokojnie. Po wszystkim odwiozę ją osobiście do domu.
- Opiekuj się nią - spojrzała na mnie matczynym wzrokiem - Jest młoda, głupiutka i popełnia błędy. Ja wiem, że każdy je popełnia, ale kiedyś mnie zabraknie i chciałabym wiedzieć, że poradzi sobie jakoś, że będzie miała przy sobie ludzi, którzy będą ją kochać.
- Hej... Proszę tak nie mówić - podszedłem do kobiety i położyłem jej rękę na ramieniu - Jeszcze przez długi czas będzie Pani przy swojej córce.
- Akurat w moim przypadku Bóg nie rozdawał szczęścia. Oni starają się to ukryć, chcą abym żyła normalnie i dziękuję im za to bo użalania i litości bym nie zniosła. Ale wiem co mówią lekarze i wiem, że dużo mi nie zostało.
- Nikt nie może przesądzać o naszym życiu. Nikt nie zna daty ani godziny, a oni mogą tylko gdybać - zobaczyłem w jej oczach łzy. Poczułem ścisk w gardle, chciałem sam wierzyć w to co mówię, jednak świadomość o jej chorobie przyprawiała mnie o ciarki. Była taka ciepła, dobra, kochana... Była po prostu cudownym człowiekiem.
- Chciałabym się doczekać wnuków...
- I doczeka się Pani - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Obiecujesz mi to? - poruszyła zabawnie brewkami, a ja poczułem jak się czerwienię. Nie powiem, potrafiła człowieka zawstydzić, była niesamowicie otwarta i nie przebierała w słowach. Michelle była bardzo do niej podoba.
- Obiecuję - odpowiedziałem niepewnie a Pani Evans uśmiechnęła się przez łzy i poklepała mnie w ramię.



- Długo jeszcze? - zapytałem leżąc od  godziny na kanapie i wpatrując się w sufit.
- Jeszcze chwila!
- Tyle czasu siedziałem z Twoją mamą, tutaj siedzę kolejną godzinę, a Ty dalej nie jesteś gotowa...
- Oj nie marudź już. Muszę jakoś wyglądać, zaraz wychodzę.
  Wstałem i zacząłem przeglądać książki na półkach. Kartkowałem każdą z kolei zapoznając się wyrywczo z treścią. Usłyszałem nagle jak drzwi od łazienki się otwierają, odłożyłem trzymaną książkę, którą miałem w rekach i odwróciłem się.
- Może być? - zapytała gdy mój wzrok spoczął na jej osobie.
  Wyglądała cudownie. Elegancka, czarna sukienka podkreślająca jej idealną figurę, wysokie buty wydłużające jej i tak długie do nieba nogi. Delikatny makijaż, włosy zaplecione w warkocza, co jeszcze bardziej dodawało jej powagi. Mimo, iż jej ubiór nie odsłaniał żadnej intymnej części ciała, to wyglądała strasznie seksownie.
- Mike? Wszystko gra? - zapytała, a ja dopiero ocknąłem się i przestałem pożerać ją wzrokiem.
- Tak, wszystko dobrze. Po prostu pięknie wyglądasz - podszedłem do niej i objąłem ją w pasie przyciągając do siebie - Muszę Cię pilnować, każdy facet będzie się na Ciebie gapił i...
- Głupek jesteś - przerwała mi śmiejąc się - To raczej na Ciebie lecą setki kobiet.
  Uniosłem kąciki ust i gdy zbliżyłem swoją twarz do jej, aby złożyć na jej ustach pocałunek, usłyszeliśmy głośne:
- Ekhem...
  Odskoczyliśmy od siebie z Michelle w jednej sekundzie. W drzwiach stał jej tata wyraźnie niezadowolony całą sytuacją. Dziwne, że nie słyszeliśmy nawet jak drzwi się otwierają. Pan Evans zmierzył mnie wzrokiem po całości.
- Dzień dobry - powiedziałem lekko speszony.
- Nie wiem czy taki dobry - rzucił oschle i wszedł do środka - Raczej myślałem, że sobie odpuścicie po tej akcji w gazecie, ale widzę że młodym zawsze będzie siano w głowie.
- Przestań - skarciła go Michelle podnosząc głos, domyślałem się do czego doprowadzi ta rozmowa z jej udziałem, bo nie była spokojną kobietą, więc postanowiłem sam wytłumaczyć tę sytuację.
- To co było w gazecie to jeden wielki wymysł prasy, szukali chorej sensacji i padło po prostu na nas - mówiłem spokojnym tonem - Postaram się, aby...
- A skąd mam wiedzieć, że to co pisali nie jest prawdą? Może faktycznie wykorzystujesz moją córkę aby uciszyć sprawy sprzed kilku miesięcy?
- Jak możesz?! - znów krzyknęła ale powstrzymałem ją ruchem dłoni aby została na swoim miejscu. Nerwy tutaj by nic nie pomogły.
- Zapewniam Pana, że traktuję Pańską córkę jak najbardziej poważnie. Zależy mi na niej, inaczej by mnie tutaj nie było. Gdyby mi zależało jedynie na ukazaniu fałszywego związku, poszukałbym osoby publicznej, nie pchał bym się aż tak daleko. A skoro to robię to znaczy, że moje intencje są jak najbardziej szczerze - zawahałem się przez chwilę, ale objąłem ją ramieniem przytulając delikatnie do siebie - Nie skrzywdzę Pana córki. Nie liczę, że Pan mnie polubi. Ale proszę chociaż dać mi szansę.
- Zdajesz sobie mój drogi sprawę, jaka jest różnica wieku między wami? Wasze oczekiwania względem siebie zapewne różnią się znacznie - poczułem jak Michelle znów się spina ze złości i chce coś powiedzieć, więc szybko odpowiedziałem:
- Oboje jesteśmy dorośli. Nigdy bym nie zrobił ani nie namawiał Pana córki do czegoś, czego nie chce. Pragnę ją jedynie uszczęśliwić, to jest mój priorytet - poczułem na sobie spojrzenie Michelle, jednak mój wzrok cały czas spoczywał na jej ojcu. Ten jednak na moje słowa już nic nie odpowiedział, spojrzał na nas ostatni raz i bez słowa wyszedł z pokoju.
- Przepraszam Cię za niego... - przytuliła się do mnie, a ja delikatnie ją objąłem.
- Dajmy mu czas, martwi się o Ciebie.
- Jeszcze go bronisz? - spojrzała na mnie z wyrzutem, a ja tylko się uśmiechnąłem i ucałowałem ją w czubek głowy.




  Studio, tak samo jak ludzie w nim pracujący byli niesamowici. Na wejściu każdy ciepło mnie przywitał, a w sumie tego najbardziej się obawiałam - ich reakcji. Jak się okazało osobom najbliższym, takim jak Quincy, Michael dość sporo o mnie już naopowiadał.
  Mike najpierw oprowadził mnie po całym budynku, pokazując poszczególne pomieszczenia i mówiąc co w nich na co dzień się robi. Przyznam, że wszystko było niesamowicie ciekawe, bo wcześniej widziałam takie rzeczy tylko na filmach. W międzyczasie zdradził mi kilka sekretów co planują w najbliższym czasie, w związku z nową piosenką i planowaną płytą. Nie wiem ile tam spędziliśmy - co najmniej kilka godzin. Jednak czas płynął nieubłagalnie szybko. Nawet gdy Michael był mocno zajęty pracą, to ten czas bardzo miło spędzałam z jego siostrą La Toyą, którą miałam okazje dziś poznać. 
  Siedziałyśmy z La Toyą w holu i popijałyśmy gorącą czekoladę śmiejąc się i rozmawiając. Dużo pytała mnie jak poznałam jej brata oraz Janet. W końcu wstała i oznajmiła, że wpadła tylko na chwilę i musi już uciekać bo się spóźni na jakieś spotkanie. Gdy opuściła budynek wyjęłam z kieszeni swoją komórkę. Mike był wciąż zajęty, a ja nie chciałam mu przeszkadzać, więc wykorzystałam okazję i wybrałam numer Natali. Wyszłam na zewnątrz przed główne wejście i usiadłam na ławce czekając aż sygnał w słuchawce ustanie i usłyszę głos Nat.
- Halo?
- Hej... Słuchaj... Chciałam przeprosić za wczoraj. Naprawdę... Nie wiem co we mnie wstąpiło i...
- Nic się nie stało - mówiła spokojnym głosem - Słuchaj, byłaś zła i miałaś ku temu powód i ja to rozumiem. Sama pewnie też bym nie była sobą w takiej sytuacji. A to że zadzwoniłam po Michaela... Nie mogłam jechać za Tobą. Max nie odbierał, a ostatnią osobą, która była w stanie po Ciebie pojechać był on. Zresztą była to świetna okazja abyście sobie wszystko wyjaśnili, bo jak wiesz ja nie popierałam Twojej decyzji co do artykułu.
- Wiem, dziękuję Ci - uniosłam kąciki ust - Jesteś cudowna, wiesz?
- Ja wiem - zaśmiała się - Dostałam esa w nocy od Michaela, że jesteś z nim w Neverlandzie bezpieczna. To czyli... Pogodziliście się? Albo czekaj! Nie mów. Jutro wpadam przecież pomóc Ci z fryzurą i makijażem na bal, więc wszystko mi opowiesz. Bo bal dalej aktualny?
- Tak. Chociaż mam mieszane uczucia...
- A Ty jak zwykle marudzisz. Dobra koniec, jutro będę u Ciebie o 15 i się za Ciebie wezmę. Mam już w głowie całą wizę.
- Jeszcze raz dziękuję - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Nie ma za co mendo, ja muszę kończyć. To do jutra.
- Jasne, cześć.
  Rozłączyłam się. Było chłodno, ale nie poszłam od razu do środka. Odchyliłam lekko głowę i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Było już ciemno, godzina robiła się późna, a mnie w sumie cieszyło, że cały dzień mogłam spędzić u jego boku. Wczoraj tyle się wydarzyło... Wszystko spadło tak nagle. Mimo, iż uczucie rosło od dawna, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Te ostatnie tygodnie u jego boku to najlepsze co mi się w życiu przytrafiło. Zapomniałam dzięki niemu o chorobie mamy i wszystkich innych problemach, był moim lekarstwem. Już wtedy na statku, gdy spałam u jego boku pierwszej nocy po koszmarze związanym z mamą... Gdy czułam jak mnie obejmuje, jego oddech na moim karku. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, nigdy nie czułam tego przy innym mężczyźnie.
   Nagle nie wiadomo kiedy i skąd zjawił się obok obiekt moich myśli. Uśmiechnął się do mnie szeroko ukazując te swoje białe perełki.
- Tutaj jesteś. Szukałem Cię - podszedł bliżej i zajął miejsce na ławce obok mnie. Światło z lamp mimo, że nie było mocne to odbijało się cudownie w jego ciemnych oczach. Był piękny.
- Byłam z La Toyą, ale musiała już iść. Postanowiłam przewietrzyć się i zadzwonić do Nat.
- Dogadałyście się?
- Tak, myślałam że będzie zła, ale wszystko jest ok - posłałam mu delikatny uśmiech.
- Mówiłem, że tak będzie - objął mnie ramieniem i przytulił do siebie - Nie jest Ci zimno?
- Troszkę, wracajmy lepiej - gdy już miałam wstać spojrzałam przed siebie i zobaczyłam po drugiej stronie ulicy znajomą mi sylwetkę. Stał tam, w kapturze, ubrany cały na ciemno. Mimo iż stał daleko wiedziałam, że nam się przygląda. Czułam na sobie jego wzrok, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Coś się stało? - zapytał Michael i spojrzał w tym samym kierunku co ja - Znasz go? - milczałam. Patrzyłam się pustym wzorkiem na nieruchomą postać - Michelle? - Potrząsnął mną a ja dopiero się ocknęłam i spojrzałam na mojego króla.
- Ja... Coś mi się wydawało - znów spojrzałam w tamtym kierunku, lecz już go nie było. Rozpłynął się, jak koszmar powracający z przeszłości.




  Szliśmy korytarzem w milczeniu. Spoglądałem na nią co chwila, jednak była myślami gdzieś daleko, a ja chyba wiedziałem nawet gdzie.
- Powiesz mi kim on był? - zapytałem w końcu nie mogąc znieść dłużej tej ciszy.
- Kto? - udawała że nie wie o co mi chodzi.
- Mieliśmy mówić sobie wszystko...
- Mike - zatrzymała się, zrobiłem to samo. Spojrzałem w jej błękitne oczy oczekując satysfakcjonującej odpowiedzi - Staram się nie wracać do tego co było, liczy się to co jest teraz. A jesteśmy teraz tutaj, razem. To jest najważniejsze.
- To ma związek z tym, o czym rozmawialiśmy na łodzi? Co mówiłaś o ciężkiej przeszłości?
- Obiecałam Ci wtedy, że jak nadejdzie pora i będę gotowa to Ci wszystko powiem. I dotrzymam słowa - zrobiła krok bliżej i przytuliła się do mnie. Nie chciałem naciskać mimo, że cała ta sytuacja mi nie odpowiadała. Kim był ten mężczyzna? Dlaczego nam się przyglądał? Czego chciał od Michelle? Musiałem jednak ze wszystkim zaczekać. Pocałowałem ją we włosy i rzuciłem:
- Późno już, ja też jestem zmęczony. Chodź, weźniemy rzeczy z studia nagraniowego i odwiozę Cię do domu.



  Nie wracałem już do tamtego tematu. Jechaliśmy całą drogę śmiejąc się i wygłupiając jak małe dzieci. Przez chwilę myślałem, aby zawrócić do Neverlandu, ale nie chciałem naciskać ani na nią, ani narażać się bardziej jej ojcu, który po dzisiaj i tak pewnie ma mnie serdecznie dość. Zaparkowałem na podjeździe, otworzyłem Michelle drzwi. Wysiadła jednak nie miała na twarzy tego cudownego uśmiechu, który towarzyszył jej całą drogę. Spojrzała na mnie smutno, a ja pogłaskałem ją po policzku.
- Ej... Co się dzieje? To przez ...?
- Nie. Po prostu nie chcę abyś jechał - przytuliła się do mnie, a ja automatycznie ją objąłem. Uwielbiałem gdy to robiła, gdy w ten cudowny sposób miałem ją całą przy sobie, przyklejoną bo mojego ciała - Zostaniesz?
- Wiesz, że nie mogę - uniosłem lekko kąciki ust - Jutro się przecież zobaczymy. Spędzimy razem cały wieczór. A teraz uśmiechnij się - odsunąłem ją od siebie, a ona delikatnie się uśmiechnęła - Stać Cie na więcej - powiedziałem i zdjąłem gumkę z jej warkocza, rozplątując go palcami. Rozpuszczone włosy odgarnąłem jej do tyłu i znów spojrzałem w oczy - To jak z tym uśmiechem? Bo nie będzie nagrody... - pogroziłem jej palcem co widać ją rozbawiło, bo automatycznie się zaśmiała.
- A co z nagrodą? - zapytała unosząc brewki.
  Złapałem ją w pasie i uniosłem do góry sadzając na masce samochodu. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak mój wzrok przeniósł się po chwili na jej usta. Nie wahałem się długo gdy połączyłem je ze swoimi w delikatnym pocałunku. Nie interesowało mnie nawet, że jej rodzice mogą nas widzieć w oknie - dla tej jednej chwili byłem w stanie stawić czoła każdemu i wszystkiemu.
- Może być? - zapytałem gdy nasze wargi się rozłączyły, jednak cały czas pozostawałem jak najbliżej niej.
- "Stać Cię na więcej" - zacytowała moje słowa z chytrym uśmieszkiem.
  Wiedziałem, że zrobiła a raczej powiedziała to specjalnie i podziałało. Wtopiłem się ponownie w jej usta tym razem z większą namiętnością. Pod wpływem nacisku mojego ciała odchyliła się do tyłu kładąc na masce, a ja nie przerywałem pocałunku. Czułem ciepło bijące od jej rozgrzanego ciała, jej oddech, bicie serca. To wszystko stawało się dla mnie już czymś oczywistym, nie wyobrażałem sobie, że mogłoby być inaczej. W końcu oderwałem się od niej i zdjąłem ją z maski auta. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobranoc łobuzie.
- Dobranoc królewno - odeszła i zniknęła za zamykającymi się drzwiami.

***

Komentarz = to motywuje !

*
Z góry przepraszam za błędy, jeśli jakieś się wkradły :)



Mia land-of-grafic