sobota, 31 października 2015

Rozdział 25

'Remember me, for centuries '

Dzisiaj witam was od filmiku - ostatnio często do niego wracam, piosenka mega mi wpadła w ucho, a w połączeniu z tymi scenami z Michaelem to normalnie rewelka <3

Miałam dać ten rozdział jutro, ale przed niedawno się dowiedziałam, że jedziemy dzisiaj na Heaven do Zielonej Góry świętować Halloween (tak, nie miałam nic do gadania xD), więc daję notkę dzisiaj, bo jutro pewnie jak wrócę nad ranem, to nie będę miała ani siły, ani ochoty na wchodzenie na kompa co najmniej do wieczora xD
No nic, ja się idę szykować na imprezę, a was zostawiam z tym oto rozdziałem :)
Jestem nawet z niego zadowolona, robi się już ciemno, więc klimat do czytania macie ;333
Kiedy kolejna ? Nie wiem jeszcze, myślę że koło środy/czwartku ale nic nie obiecuję, gdyż studia mnie ostatnio wykańczają + treningi o późnych godzinach i tak w kółko.
Szkoła, stajnia, dom i niekończąca się historia :P
Dobra, koniec marudzenia.
Z góry przepraszam za błędy jeśli jakieś się wkradły, ale nie miałam czasu przejrzeć dokładnie całości po raz kolejny.
Czekam na komentarze z szczerą opinią ! <333

~~~~~

  Od samego rana ciężko pracowałem w studio. Michelle od razu po przebudzeniu wręcz 'wyrzuciła' mnie z łóżka i kazała jechać do pracy, uzasadniając że zaniedbuję przez nią swoje obowiązki. Bawiło mnie trochę, że tak strasznie jej zależy na tym co robię. Ale czyż nie o to chodzi w idealnym związku? Chodzi o dużo więcej niż tylko miłość. Chodzi o troskę o drugą osobę, bezinteresowność, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie, radość z każdej wspólnie spędzonej chwili. Nie każda z osobna, lecz wszystkie razem tworzą tą jedyną i niepodrabialną relację między dwojgiem ludzi.
  Dobiegało południe, miałem wolną chwilę, więc wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer Michelle.
- A któż to się już za mną stęsknił  - odebrała niemal od razu, byłem pewien że się uśmiecha.
- Chciałem się upewnić, że wszystko gra. - przygryzłem wargę i oparłem się ramieniem o ścianę w holu - Jak mama?
- Właśnie od niej wyszłam. Niby jest poprawa, jednak nie wypuszczą ją tak szybko, musi zostać na kontroli co najmniej kilka dni. A Ty nie obijasz się tam?
- Ja? - zaśmiałem się - No coś Ty, jak zawsze ciężko pracuję Tylko wiesz, ciągle łazi mi po głowie taka jedna... Ciężko się skupić.
- Fajna jest?
- Bardzo.
- Szczęściara - zaśmialiśmy się oboje - A tak poważnie, ja kończę już. Właśnie wychodzę ze szpitala i nie chcę się spóźnić na spotkanie.
- Spotkanie?
- No z Emilio, mówiłam Ci przecież.
- Oh, tak - nagle mój ton spoważniał a uśmiech spełzł mi z twarzy - Uważaj na siebie i proszę zadzwoń gdy już wyjdziesz.
- Michael...
- Albo nie, przyjadę po Ciebie.
- Chyba sobie żartujesz, ani mi się waż.
- Michelle proszę...
- Dobra - rzuciła z zrezygnowaniem a ja cieszyłem się, że znów stanęło na moim - Ale warunek, że przyjedziesz dopiero jak Ci zadzwonię, że skończyłam. A i masz czekać w aucie, nie chcę Cię widzieć w budynku.
- Postaram się.
- Michael!
- No dobra dobra, nie krzycz na mnie już - zaśmiałem się - Adres znam bo byłem kiedyś u niego już, daj znać jak skończycie.
- Oczywiście.
- Kocham Cię...
- Ja Ciebie też głupolu - znów przygryzłem wargę i dopiero zauważyłem, że Quincy zawzięcie mi się przygląda i uśmiecha pod nosem.
  Gdy w końcu wcisnąłem czerwoną słuchawkę, podszedłem do niego i sprzedałem mu sójkę w bok.
- A Ty z czego się tak cieszysz? - rzuciłem na co się zaśmiał.
- Do twarzy Ci z tą całą miłością.
  Uśmiechnąłem się i spuściłem wzrok lekko speszony. Ciekawe jak długo stał i mnie podsłuchiwał? Weszliśmy oboje do studia nagraniowego, gdzie siedziała reszta ekipy. Tak, to był mój świat.



  Siedziałam w aucie zbierając myśli do kupy. Zaraz muszę tam wejść i zrobić jak najlepsze wrażenie, a ja po odwiedzinach u mamy miałam totalny mętlik w głowie. 'Dość tego, weź się w garść', pomyślałam. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z samochodu.
   Musze przyznać, że budynek już na wstępie robił wrażenie. Całość była oszklona, dzięki czemu w środku było wszędzie dużo światła, a ogromne kryształowe żyrandole dodawały uroku nowoczesnemu wystrojowi. Podeszłam do Pani siedzącej za ladą.
- Witam, jestem Michelle Evans. Byłam umówiona dzisiaj z Panem Emilio Honses.
- Tak, tak. Informował mnie o tym, proszę poczekać - wzięła do ręki słuchawkę,  rzuciła dwa słowa do telefonu i znów zwróciła się do mnie - Pan Honses już czeka, proszę iść na piętro siódme do pokoju 320.
- Dziękuję - rzuciłam uśmiechając się delikatnie i podeszłam do windy.
  Gdy drzwi się zsunęły i  byłam już w środku, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czując jak winda rusza w górę przełknęłam głośno ślinę, czego ja się bałam? Przecież sama chciałam tutaj przyjechać. Muszę przyznać, że gdyby Michael był obok to czułabym się tysiąc razy pewniej. No ale przecież sama mu zabroniłam jechać ze sobą... Dobra, co ma być to będzie. Przecież nie może być aż tak źle, nie?
  Kiedy w końcu dojechałam na siódme piętro i znalazłam się pod pokojem 320, serce podeszło mi do gardła, a mój oddech zrobił się płytki. Zapukałam cichutko i nacisnęłam klamkę. Gdy weszłam niepewnie do środka, zobaczyłam Emilio siedzącego przy dużym biurku ze stertą papierów. Gdy podniósł głowę znad makulatury i spojrzał na mnie szeroko się uśmiechnął i wstał automatycznie.
- Dzień dobry - rzuciłam lekko się pesząc.
- Michelle kochanie! Wejdź , czekałem na Ciebie - podszedł do mnie i pocałował mnie w rękę, co muszę przyznać zaskoczyło mnie pozytywnie - Siadaj proszę - odsunął mi krzesełko przy swoim biurku, na którym usiadłam.
  W pomieszczeniu panowała przyjemna aura, mimo delikatnego "nieładu artystycznego" czułam się tam naprawdę dobrze. Na szafkach leżało sporo książek, jakieś aparaty fotograficzne oraz masa zdjęć. Musiał serio lubić swoją robotę, bo na pierwszy rzut oka podchodził do tego z pełnym profesjonalizmem i szaleńczym zapałem. Nie można mu zarzucić, że był całkiem atrakcyjnym mężczyzną. Elegancko ubrany w koszulę i jasne jeansy, włosy zaczesane do tyłu i starannie przystrzyżony zarost.
- Tak, więc nie rozgadując się za bardzo - zaczął - Postaram się abyś miała dość elastyczne godziny pracy. Będziesz pod telefon, jednak będę starał się zawsze wszystko organizować z odpowiednim wyprzedzeniem. Sesje będą w różnych miejscach, również w plenerze więc liczę, że nie będzie zbytniego problemu - nie spuszczał ze mnie wzroku - Jutro osobiście chciałbym zrobić Ci pierwszą, małą sesję, aby móc podesłać Twoje fotki kilku zaprzyjaźnionym firmom odzieżowym. Mają w planach wypuścić nowe kolekcje i potrzebne będą śliczne Panie do zaprezentowania ich nowości. Oczywiście wszelkie formalności z takimi sesjami sam będę załatwiał, Ty się o nic nie musisz martwić. Jeśli chodzi o wynagrodzenie, to wszystko zależy od firmy i postawionego zadania. Zapewniam Cię, że będą to bardzo przyzwoite kwoty.
- Czyli zaczynam od jutra? - uniosłam kąciki ust, nie mogąc opanować ekscytacji jaka we mnie rosła.
- Jutro pomyślimy coś, aby Cię jak najlepiej wypromować. Firma biorąc Cię na osobę, która będzie wizytówką ich kolekcji musi wiedzieć komu będą płacić - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu - Z Twoją urodą i figurą myślę, że nie będziemy mieli większego problemu - poczułam jak się czerwienię, spuściłam wzrok i uśmiechnęłam delikatnie - W zeszłym roku jedna z moich modelek miała zaszczyt stanąć przed obiektywem w sukniach Vissavi, to jedna z najlepszych marek zajmujących się damską odzieżą. Dostaliśmy od nich wczoraj informacje, że szukają właśnie kogoś na ich najnowszą kolekcję sukni. Jeśli uda Ci się zwrócić ich uwagę to będzie klucz do zwycięstwa.
- Jak to wtedy wygląda? Jadę do nich czy...?
- Nie nie, przysyłają swoich makijażystów i stylistów wraz z kolekcją, a cała sesja odbywa się u nas. Jestem jednym z najlepszych fotografów w Stanach, dlatego wszelkie firmy kierują swoje propozycje właśnie do mnie.
- Mam jeszcze jedno pytanie... - głupio mi było pytać o to, ale musiałam - Zapewne wie Pan, że ja i Michael... Czy byłaby po prostu możliwość, aby przychodził czasem na sesje razem ze mną? - przygryzłam delikatnie wargę spoglądając na niego. Wyszczerzył się i zaśmiał pod nosem.
- Nasz Jacksonek jest zazdrosny? Bo to raczej nie był Twój pomysł - uśmiech nie znikał mu z twarzy.
- Nie... To znaczy... Łatwiej mi się będzie odnaleźć w tym wszystkim.
- Dobra dobra, ja i tak  przeczuwam pismo nosem. Myślę, że jeśli nie będzie przeszkadzał i wtrącał się w moją robotę to nie będzie większego problemu.
- Dziękuję bardzo za wyrozumiałość - ulżyło mi w duchu.
- Wiesz, chciałbym zobaczyć jak się nastawić na jutrzejszą sesję. Chodź, wszystkie pomieszczenia do zdjęć są zajęte chwilowo, ale możemy tutaj spróbować zobaczyć jak twoja buźka będzie wyglądać w obiektywie.
- W sensie teraz? Nie jestem przygotowana, ubrana...
- Rozpuść tylko włosy, nigdzie te zdjęcia nie pójdą. To dla mojej własnej świadomości jak nastawić się na naszą wspólną pracę - wstał z miejsca i podszedł do szafki z której wyjął jeden z aparatów.
  Zrobiłam jak kazał, rozpuściłam kitkę i przeczesałam włosy palcami. Stanęłam na tle pustej ściany i wykonywałam polecenia mężczyzny. Musze przyznać, że całkiem dobrze się bawiłam. Co chwila Emilio z czymś sobie żartował i śmialiśmy się jak wariaci. Nie wiem dlaczego Mike był tak negatywnie do niego nastawiony. Wydawał się naprawdę w porządku, podchodził do swojej pracy z sercem, jednak potrafił stworzyć super atmosferę dzięki czemu robota stawała się przyjemnością a nie męczarnią.
- Uwielbiam Twoje włosy - skwitował przyglądając się zdjęci w szybce aparatu - Starczy na dzisiaj. Chodź, wrzucę na komputer i zobaczymy co tam ciekawego wyszło.
  Po chwili zdjęcia były już na ekranie jego laptopa. Przeglądaliśmy fotografie omawiając każdą z osobna. Był widać bardzo zadowolony, chwalił mnie dosłownie jakbym była w tym zawodzie od nie wiadomo jak dawna. Przyznam, że dało mi to pewności siebie. Oczywiście, że główną zasługą w jakości tych zdjęć był fakt, że robił je profesjonalista, ale mimo wszystko poczułam się naprawdę doceniona.
- Aparat Cię kocha, myślę że Vissavi dojrzą to i mamy tę robotę jak w banku. Jutro robimy tą planowaną sesje, prześlę im zdjęcia i na dniach powinniśmy znać odpowiedź.
- Super, strasznie się cieszę.
- I masz z czego - uśmiechnął się, wstał i wyjął z barku butelkę z trunkiem i dwie lampki  - Teso la Monja Alabaster 2008. Najwyższej klasy Toro od Marcosa Egurena. Ocenione na 95 pkt w przewodniku Parkera i na 93 pkt przez Stephena Tanzera, mam nadzieję, że nie odmówisz? - spojrzał na mnie ukazując szereg białych ząbków. Już chciałam powiedzieć, że jestem samochodem i nie mogę pić alkoholu, gdy przypomniało mi się, że przecież Michael ma po mnie przyjechać. Odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam tylko:
- Z przyjemnością.
  Widać było, że ucieszyła go moja odpowiedź. Otworzył wino i wlał do szkła, podał mi lampkę i rzucił:
- Więc wznieśmy toast za Twoją karierę.
- Za karierę.




  Dzisiejszy dzień w pracy tak mnie wykończył, że urwałem się trochę wcześniej niż planowałem. Wychodząc ze studia zerknąłem na telefon z nadzieją, że Michelle zadzwoni abym po nią już przyjechał. Czemu to tak długo trwało? Przecież mieli tylko załatwić wstępne formalności.
  Oczywiście nie mogłem nie pojechać tam i nie sprawdzić czy wszystko gra. Nie ufałem temu gościowi i to się nie zmieni. Parkując pod budynkiem jego agencji zauważyłem auto mojej ukochanej. 'Czyli wciąż tam jest' - pomyślałem.
  Wszedłem do dobrze mi znanego holu na parterze i skierowałem się w stronę widny. Wcisnąłem guzik i czekałem. Gdy w końcu drzwi rozchyliły się, jak na zawołanie zobaczyłem w nich Michelle zapatrzoną w szybkę swojego telefonu. Była tak zajęta że nawet mnie nie zauważyła i wychodząc dosłownie weszła we mnie.
- Ojej, przeprasz.... Michael? - spojrzała na mnie zdziwiona, lecz po chwili się uśmiechnęła - Właśnie wybierałam Twój numer i miałam dzwonić. Co tutaj robisz?
- Skończyłem wcześniej - również się uśmiechnąłem - I pomyślałem, że przyjadę już.
- A nie miałeś przypadkiem czekać w samochodzie? Mike, prosiłam Cię...
- Przepraszam, tyle to trwało i musiałem zobaczyć czy wszystko gra.
- A co miało nie grać? Kochanie, proszę Cię opanuj wodze fantazji bo nic się nie dzieje - przewróciła oczkami i wyminęła mnie ruszając w stronę wyjścia. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Nawet się ze mną nie przywitasz? - przygryzłem wargę, a Michelle zaśmiała się i pocałowała mnie delikatnie.
- Piłaś? - zapytałem czując na jej ustach smak alkoholu.
- Lampkę wina tylko.
- Przyjechałaś tutaj rozmawiać o pracę czy  popijać wino z szefem?
- Że co słucham? Czy Ty mi coś zarzucasz? - no tak, znów powiedziałem o kilka słów za dużo.
- Przepraszam, nie tak to miało zabrzmieć...
- Michael posłuchaj mnie - mówiła dość poważnym tonem, co mnie trochę zaniepokoiło - Mam już tego po dziurki w nosie. Ja rozumiem, że się martwisz, ale teraz to okazujesz kompletny brak zaufania. Wypiłam z nim jedną lampkę wina wznosząc toast za naszą współpracę, a Ty zamiast cieszyć się ze mną to snujesz jakieś dziwne domysły. Co się z Tobą dzieje? Ja jakoś muszę znosić to, że tysiące kobiet mdleje na Twój widok i każda z nich przeleciałaby Cię bez zawahania. Ale mimo to nigdy nie robię Ci o nic problemów, bo wiem że to część Twojego życia, które uwielbiasz. Wierzę Ci na każdym kroku, a Ty robisz mi problem o mojego szefa? Za taką mnie masz?
- Michelle...
- Nie, teraz to spadaj na drzewo - wyminęła mnie i ruszyła w stronę wyjścia.
  Szedłem wolnym krokiem za nią bijąc się z myślami. Fakt, mogłem to trochę inaczej rozegrać zamiast od razu mówić co ślina na język przyniesie. Ufałem jej, to nie był brak zaufania. Po prostu cholernie się balem, że ją stracę. Była piękną i atrakcyjną kobietą i niejeden mężczyzna na nią spoglądał z błyskiem w oku.
  Znałem Emilio już pare dobrych lat, znałem jego podejście i zagrywki co dodatkowo przyprawiało mnie o nerwy i niepokój o ukochaną. Podszedłem do niej widząc, że chce wsiąść do swojego samochodu.
- Nie ma opcji, piłaś i nie będziesz prowadzić.
- Daj mi spokój - warknęła.
- Powiedziałem nie - złapałem ją za nadgarstki i przycisnąłem do samochodu - Pójdziesz po dobroci czy mam Cię siłą zapakować do swojego samochodu?
- Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej.
- Długo będziesz się dąsać?
- Tak długo jak będę miała ochotę.
- Przeprosiłem, co mam jeszcze zrobić? - nie spuszczałem z niej wzroku.
- Tsa, to takie łatwe nie? Ale niestety nie na tym to polega, żeby się kłócić, powiedzieć jedno cholerne 'przepraszam' i po sprawie.
- Kocham Cię - wyszeptałem opierając się czołem o jej czoło.
  Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrze. Czułem, że negatywne emocje powoli z niej uchodzą, więc przytuliłem ją w końcu do siebie. Chwilę stała jak posąg, jednak widać też było jej ciężko, bo po chwili objęła rękoma moją szyję przyciągając mnie jeszcze bliżej.
- Ja Ciebie też - spojrzałem na nią i delikatnie cmoknąłem w usta.
- Robi się późno, jedźmy do domu.
- Nie chcę wracać do siebie...
- Miałem na myśli Neverland.




  Byłem cholernie zły na siebie za tą akcję pod windą. Na szczęście udało mi się jakoś wszystko wyjaśnić Michelle i po raz kolejny wybaczyła mi moją głupotę. Chyba już zauważyła, że często wypalam słowa bez ich wcześniejszej analizy, a potem wychodzi z tego co wychodzi.
  Tak jak obiecałem zabrałem ją do siebie. Cieszyłem się w sumie jak dziecko, że nie muszę się znów z nią rozstawać, a zapewne u niej nie spędziłbym kolejnej nocy, aby nie nadwyrężać zaufania jej ojca.
Wróciłem do salonu z kubkiem gorącej czekolady, o który mnie poprosiła. Siedziała na sofie przykryta kocykiem, zapatrzona w tańczące w kominku płomienie. Wyglądała cudownie, gdy jednym światłem obejmującym jej twarzy był blask płomieni.
- Proszę - podałem jej kubek z ciepłą zawartością i usiadłem obok obejmując ją ramieniem - Michelle... Jeszcze raz strasznie Cię przepraszam.
- Daj już spokój, po prostu następnym razem zastanów się kilka razy nim coś powiesz.
- Obiecuję - pocałowałem ją w skroń.
  Siedzieliśmy tak w milczeniu jeszcze chwilę. Michelle zdążyła wypić całą czekoladę i odstawiła kubek na szklany stolik.
- Wiesz... - objąłem ją dociskając do siebie - Chciałbym, abyś już codziennie tak tutaj ze mną była.
- Znów chcesz mi mówić, żebym się wprowadziła? - rzuciła jakby czytała mi w myślach, po czym spojrzała na mnie niepewnie - Mówiłam Ci....
- Wiem, poczekam ile będzie trzeba.
- Myślisz, że dożyjesz? - zaśmiałem się na te słowa.
- Nie mam wyjścia.
- Bo jak byś chciał nie dożyć, to służę pomocą i wsparciem psychicznym.
- Dziękuję Ci bardzo kochanie - tym razem to ona się zaśmiała.
- Kiedy się na mnie złościsz, zawsze odpowiadam Ci tym samym. Musze się nauczyć kontrolować złość. Wiem! Będę czyścić wtedy kibel.
- To ma Ci pomóc? - spojrzałem na nią zdziwiony.
- No jasne, o ile będę używać twojej szczoteczki do zębów - nie wytrzymałem już i położyłem dłonie na jej żebrach i zacząłem łaskotać.
- Odwołaj to - rozkazałem nie przerywając tortur.
- P... Przestań głupku - nie przestawała się śmiać.
  Nie wiem jakim cudem po chwili znaleźliśmy się na podłodze. Michelle rzucała się próbując mi wyrwać po całym dywanie. Nagle poczułem jak znieruchomiała, leżała pode mną, przykryta moim własnym ciałem. Patrzyliśmy się sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho i uniosłem delikatnie kąciki ust. Chciałem coś powiedzieć, ale koniuszkiem palców dotknęła moich warg. Jej oczy zdawały się mówić: „Nie ma potrzeby”.  Przesunęła dłonią po moim policzku, a ja w końcu ją pocałowałem, napawając się ciepłem i miękkością warg. Przejechała palcami na po moim karku i przyciągnęła mnie ku sobie; nasz pocałunek stał się gwałtowny. Wypełniła szczelnie wszystkie wolne miejsca w zakamarkach umysłu, a potem, niby muskając zalotnie, niby przepychając się łagodnie, niby całując pieszczotliwie - zaatakowała. 
  Stanowczo i pewnie, z sobie tylko charakterystycznym wdziękiem domagała się absolutnej uwagi. I zdobyła wszystko to, co chciała. Nie istniało już nic, tylko ona. Jej ręce powędrowały na moją koszulę sprawnie rozpinając guziki, a ja nie pozostawałem jej dłużny. Pozbyliśmy się ubrań w mgnieniu oka, cały czas rozkoszując się pocałunkiem. 
  Droczyłem się chwilkę z jej próżnością, a może z samym sobą, lecz szybko uległem. Z resztą, nie byłbym w stanie się oprzeć. Z rosnącym podnieceniem dotknąłem jej ud. Najpierw niepewnie gładziłem palcami, jakby zbytnia gwałtowność mogła rozlać i ostudzić jej żar. Potem, nie mogąc już powstrzymać żądzy objąłem ją całą i karmiąc się prowokacyjnym, bezgłośnym przyzwoleniem przyciągnąłem do siebie. Szukałem jej wrażliwych miejsc, których mapę miałem zakodowaną w pamięci. Dobrze wiedziałem, gdzie ją dotknąć czy pocałować, by w nagrodę usłyszeć rozkoszny jęk. Czułem drżenie jej rozgrzanego ciała, zawładnęło to naszymi umysłami na dobre. Napawaliśmy się tą bliskością najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Ta chwila była tak cenna, tak cudowna, że najdrobniejsze nawet ryzyko, że ją utracę, wydawało się zbyt duże. A jednak zrobiłem to i nie pożałowałem. Kusiliśmy się wzajemnie. Drażniliśmy własne zmysły.
  W końcu staliśmy się jednym ciałem, idealnym uzupełnieniem. Nasze ruchy były podobne, jak fale na morzu, tak nasze ciała kołysały się w idealnym rytmie. Wbiła paznokcie w dywan, mruczała cichutko do mojego ucha, co wprawiało mnie w jeszcze większą rozkosz. Chcąc przedłużyć tę chwilę walczyłem ze samym sobą, aby panować nad własnym ciałem i chęcią zaznania największej rozkoszy. Podarowałem ją Michelle kilkakrotnie, za każdym razem czując tę falę największego uniesienia wędrującą po całym jej ciele.
- No dalej, nie męcz się już - wyszeptała, a ja jak na zawołanie zerwałem ze smyczy wszelkie zahamowania.
  Tym razem oboje, jednocześnie jęknęliśmy czując ten przyjemny prąd przeszywający nasze ciało. Po wszystkim opadłem na nią zmęczony, całując jednocześnie w usta. Minęła dłuższa chwila, nim nasze rozpędzone serca zaczęły bić normalnym rytmem.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~


"Punkt G? Jaki Punk G? 
Cała Kobieta jest punktem G, 
kiedy trafi na właściwego mężczyznę."

wtorek, 27 października 2015

Rozdział 24

Wiem, że notki  są teraz rzadziej - mam niby zawsze coś do przodu napisane, ale nie chcę dawać od razu żeby potem mega długich przerw nie było.
Mam nadzieję że nie macie mi za złe - studia, kolokwia, treningi to 80% mojego życia teraz.
Co z pozostałą ?
10% to Blogger, 5% to czas wolny, a pozostałe 5% to sen xD
No ale bądź co bądź ze studiów zadowolona jestem - dają dużo możliwości. Jedna z nich to to, że w lipcu będę szybowcem latać ! <3
Tak, szkoła nam opłaca kurs (wart niecałe 4 tys), mamy normalnie wykłady z lotnictwa itd, egzamin pisemny i potem wsiadamy i podbijamy niebo :3
No i kolejne - mam dylemat bo dostaliśmy kilka propozycji wyjazdowych i rozmyślam nad wyjazdem na cały semestr (6 miesięcy) do szkoły na studia do Chorwacji, lub na praktyki 3miesięczne w dowolne miejsce w Europie :P
Niby szkoła w Chorwacji fajnie, ale pół roku trochę długo i mało kasy za to dają, a za praktyki dostanę dwa razy tyle + sam fakt pracy jakiejś, więc ...
No ale nic, jeszcze mam sporo czasu na zastanowienie bo to dopiero na 3cim semestrze wyjazd jest + muszę zadbać o średnią, bo jest ustalony próg jaki trzeba mieć, aby móc wyjechać.
Dobra koniec o moich głupotach xD

Z rozdziału zadowolona średnio jestem, ale nie miałam już siły zmieniać kolejny raz. Mam nadzieję, że mega tragedii nie ma. No nic, komentujcie i krzyczcie na mnie xD
Kolejny rozdział planuję wrzucić w sobotę już (mam napisany od dawna więc ...:P )
To Pozdrawiam i miłego czytania ! <3
PS: powstała nowa zakładka pt: Seria 'Remember' - można wejść i zobaczyć :P

~~~~~


  Nie wiem jakim cudem zajechałam pod szpital cała i zdrowa. Pędziłam jak głupia, łamiąc chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Wleciałam do budynku jak huragan, biegnąc od razu na piętro, gdzie zawsze zabierali mamę. Na korytarzu zobaczyłam tatę. Siedział z twarzą schowaną w dłoniach, a obok niego mała Emma. Gdy dziewczynka mnie dojrzała, od razu zerwała się i podleciała mocno się we mnie wtulając. Objęłam ją i pocałowałam we włosy, czując kolejne łzy spływające mi po policzkach. Już miałam iść do taty, gdy zobaczyłam doktora Stewarta wychodzącego ze swojego gabinetu.
- Doktorze, proszę zaczekać - rzuciłam podchodząc w jego stronę. Mężczyzna uśmiechnął się smutno na mój widok i wskazał ręką na swój gabinet. Zwróciłam się do małej - Emma, kochanie. Idź do wujka, zaraz przyjdę.
  Dziewczynka kiwnęła głową i poszła do mojego taty, a ja wkroczyłam za lekarzem do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Witaj Michelle, pewnie chcesz wiedzieć co z mamą?
- Proszę mi powiedzieć, czy ona...
- Jej stan jest stabilny. Teraz śpi i wolałbym, aby jej specjalnie nie budzić. Mogę załatwić, abyś zaczekała i wtedy, gdy już się obudzi wejdziesz do niej na spokojnie.
- Dziękuję, jest Pan cudownym człowiekiem.
- Po prostu znamy się już kupę czasu, pamiętaj, że jeśli masz do mnie jakąś sprawę, czy to lekarską, czy prywatną to możesz zawsze na mnie liczyć - uśmiechnął się delikatnie.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko co Pan dla nas zrobił i wciąż robi - wytarłam rękawem policzek, który był wciąż wilgotny od łez.
- Nie płacz już, oboje dobrze wiemy, że to nie pomoże ani jej, ani Tobie. Jesteś silna babka, dacie sobie radę.
- Słyszał Pan może, o tym jak ostatnio autobus w NYC wjechał w grupkę ludzi czekających na przystanku?
- Oczywiście, było o tym głośno w mediach. Czemu pytasz? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Od kiedy się o tym dowiedziałam, postanowiłam, że nigdy nie wyjdę z domu z kimś pokłócona - rozpłakałam się na dobre. Mężczyzna widząc to niepewnie podszedł do mnie i mnie przytulił z troską.
- Nie płacz. Powiedzieć Ci coś? Gdyby Kain miał możność odkupienia swej zbrodni, zabiłby z pewnością Adama i Ewę, choćby dla samej rozkoszy drugiego pojednania się z Bogiem.
- Co Pan chce przez to powiedzieć?
- Że śmierć gotuje koniec jedynie egoizmowi. A teraz weź się w garść, idź do taty. On też Cię teraz potrzebuje. W razie jakby jakaś pielęgniarka Cię wyganiała, bo dobiegł koniec wizyt, powiedz jej, że ja Ci pozwoliłem zostać. A jak będą miały jakieś 'ale' to niech przyjdą z tym do mnie.
- Dziękuję jeszcze raz, naprawdę. Jest Pan nie tylko lekarzem, ale i przyjacielem dla naszej rodziny.
     Uśmiechnęłam się smutno i wyszłam z gabinetu.




  Siedziałam obok taty w milczeniu. Chyba żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę. W końcu niespodziewanie chwycił mnie za rękę i spojrzał z troską posyłając fałszywy uśmiech. Ścisnęłam jego dłoń ciesząc się w głębi serca, że jest tutaj ze mną.
- Będzie dobrze, musi być - wydukał niepewnie. Dopiero zauważyłam, że jego oczy są również wilgotne.
- Kocham Cię tato.
- Ja Ciebie też córeczko - ucałował mnie w skroń i wstał z miejsca - Pojadę już z Emmą do domu, jest późno, nie powinna tutaj tyle siedzieć.
- Ale ja chcę zostać z Michelle! - rzuciła i podleciała do mnie obejmując mnie w pasie.
- Idź z wujkiem, ja tutaj zostanę pewnie jeszcze trochę.
  Chwilę to trwało, ale w końcu dała za wygraną i poszła razem z moim tatą. Siedziałam na korytarzu bezczynnie, co chwila zmieniając pozycję. Miałam dość tego czekania... Na co właściwie czekałam? Co jej powiem jak się wybudzi? Mam kłamać, że będzie dobrze?
  Najgorsza była ta wegetacja. Czasem lepsze jest, gdy śmierć przyjdzie nagle, wtedy obrywamy raz, a porządnie. A mając świadomość, że tracimy ukochaną osobę, to tak jakbyśmy umierali po kawałku każdego dnia.
  Wibracje w komórce nie ustawały. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na ekran: Michael. No tak, mówił, że będzie dzwonić wieczorem. Na pewno się denerwował czemu nie odbieram, jednak wiedziałam, że nie będę potrafiła ukryć rozpaczy w moim głosie. Nie chciałam go martwić, powinien się skupić na muzyce, a nie moich problemach, których i tak nie da się rozwiązać.
  Schowałam komórkę, wstałam, podeszłam do szklanych drzwi, które dzieliły mnie od mamy. Leżała, jedynie jej klatka piersiowa równomiernie się podnosiła i opadała. Wszędzie miała po podłączane jakieś rurki i kabelki. Nie wiem ile tak się w nią wpatrywałam, ale w końcu poruszyła się. Odwróciła nagle głowę w moją stronę, uniosła ciężkie jeszcze powieki i na mój widok się uśmiechnęła. Weszłam do środka szczęśliwa, że mogę być już obok niej.
  Usiadłam na krześle obok łóżka, złapałam jej dłoń i ucałowałam.
- Jak się czujesz mamo? - zapytałam, próbując powstrzymać łzy cisnące się mi do oczu.
- Jest dobrze, złego diabli nie biorą - znów próbowała obrócić wszystko w żart, ileż ta kobieta ma w sobie siły?
- Gdy się dowiedziałam, od razu przyjechałam. Strasznie się bałam...
- Niepotrzebnie. Jestem tutaj kochanie - pogłaskała mnie po policzku - A Michaela nie ma z Tobą?
- Nie... Nawet nie wie, że tutaj jestem. Odwiózł mnie w południe do domu i pojechał do pracy, nie chcę go martwić.
- Powinien być teraz przy Tobie, poza tym nie chcę, abyś sama jeździła autem w takim stanie.
- Nie martw się, jest dobrze.
- Nie jest, widzę przecież - nie spuszczała ze mnie wzroku - Zasłabłam, to normalne przy mojej chorobie, ale nic się nie dzieje, zapewniam Cię córeczko. Poleżę tutaj pewnie pare dni, zrobią mi badania. Doktor Stewart jest czasem wręcz nadopiekuńczy w moim przypadku...
- Jest świetnym specjalistą, to jego obowiązek i dobrze, że wykonuje go należycie - uniosłam lekko kąciki ust - Wiesz, nie miałam okazji Ci powiedzieć... Jutro idę na rozmowę o pracę.
- Dlaczego nic wcześniej nie pisnęłaś? - ożywiła się jakby nieco - Co? Jak? Gdzie? Mów mi tutaj szybk.
- Na przyjęciu u Madonny poznałam pewnego fotografa, chce abym pracowała w jego agencji. Jutro idę się dowiedzieć szczegółów.
- Kochanie, uważaj tylko na siebie, wiesz że...
- Oj mamuś... - przerwałam jej wywracając oczami - Gadasz zupełnie jak Michael.
- Proszę tylko, abyś uważała. Chociaż faktycznie, póki Mike jest przy Tobie, to chyba nie mam się o co bać - zaśmiała się - W końcu znalazł się ktoś, kto potrafi Cię trochę ujarzmić.
- Mnie się nie da ujarzmić - również się zaśmiałam.
- Tak czy siak widać, że liczysz się z jego zdaniem i to mnie cieszy. Szkoda, że nie będę miała okazji żeby poznać go tak dobrze jak Ty.
- Mamo, nie mówi tak... Masz jeszcze dużo czasu, zobaczysz
- Jaki on jest? - spojrzała na mnie - No wiesz, tak prywatnie.
- Jest trochę jak takie dziecko. Ma jak każdy czasem wybuchy złości i cudownie pokręcony charakter. Oraz jest bardzo uczuciowy... Boli go, że ktoś krzywdzi, że ktoś umiera, że są wypadki, że jest zło, że ludzie są zawistni, pewnie nawet to, że dziwki są tanie. Ale przede wszystkim, wierzy w miłość jak nikt inny i kocha, kocha najmocniej na świecie.
- Cieszę się Twoim szczęściem - uśmiechnęła się smutno.
  Pocałowałam ją w policzek na co przymknęła oczy. Widać, że była zmęczona. Nakryłam ją mocniej kołdrą, a ona jak na zawołanie wtuliła się w poduszkę i zasnęła.
  Matka, to najpiękniejsze słowo w językach świata. To słowo, które oznacza miłość, miłość prawdziwą, która nie zdradza, to słowo, które oznacza wierność, które oznacza wielką ofiarę, nawet do śmierci. 
Wyszłam na korytarz zamykając za sobą cicho drzwi. Nie wiem, która była godzina, ale wszędzie było pusto, całkowicie pusto. Nawet większość świateł była pogaszona, panował półmrok, czułam się jak w jakimś horrorze. Oparłam się o ścianę i w końcu nie wytrzymałam - wybuchłam płaczem. Osunęłam się po ścianie na ziemię i zwinęłam w kłębek, próbując zapanować nad własnym ciałem i emocjami. Dlaczego to tak bardzo boli?



  Siedziałem w salonie zapatrzony w migający obraz w telewizorze. Co chwila zerkałem nerwowo na telefon i wykręcałem w kółko jej numer. Nic, zero jakiejkolwiek odpowiedzi, żadnej wiadomości. Zaczynałem się już naprawdę denerwować, bałem się że, coś zrobiłem nie tak, że znów mnie unika z jakiegoś powodu. W końcu nie wytrzymałem, złapałem kluczyki od samochodu i pojechałem do niej.
   Droga ciągnęła mi się niemiłosiernie, deszcz lał, było ślisko, przez co musiałem jechać wolniej niż zwykle. Gdy zaparkowałem na podjeździe przed jej domem, zobaczyłem palące się światło: Czyli ktoś jest i nie śpi. Chociaż tyle dobrego, że nie pocałuję klamki.
  Wysiadłem z auta i stojąc pod drzwiami zastanowiłem się jeszcze kilka razy, jakbym się bał tego co zaraz usłyszę. Był środek nocy, co ja wyprawiam?
  Zapukałem i czekałem, aż ktoś otworzy. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Pana Evans. Myślałem, że z hukiem mnie wyprosi i nakrzyczy, że przyjeżdżam do nich o tak późnej porze. Jednak, nie... Uśmiechnął się wręcz na mój widok i zaprosił gestem ręki do środka. Niepewnie wszedłem i udałem się za nim do kuchni.
- Napijesz się czegoś? - zapytał zerkając na mnie.
- Nie, dziękuję. Chciałem zapytać czy jest może...
- Michelle? Nie mówiła Ci jeszcze pewnie.
- Czy coś się stało? - zaniepokoił mnie jego ton. Usiadł przy stole na przeciwko mnie opierając łokcie na krawędzi.
- Moja żona... Jest w szpitalu. Zabrała ją karetka w południe, jeszcze nim wróciliście z Neverlandu.
- Ja... Przepraszam, nie wiedziałem...
- Nic nie szkodzi - spojrzał na mnie z dziwnym spokojem i przyjaźnią w oczach. Cóż, miałem prawo być zdezorientowany. W końcu ostatnie nasze spotkania utwierdzały mnie w przekonaniu, że chciał abym trzymał się od Michelle jak najdalej - Mogę mieć Michael do Ciebie prośbę?
- Oczywiście.
- Jeśli coś by się stało, wiesz o co mi chodzi... Chciałbym, abyś się nią zaopiekował. Ona udaje często twardą, ale sama sobie nie poradzi w pewnych kwestiach.
- Będę się nią opiekował najlepiej jak potrafię - uśmiechnąłem się delikatnie - Zrobię wszystko co będzie trzeba.
- Dziękuję - smutek na jego twarzy, aż bił po oczach - Boję się, co będzie dalej. Chcę dla niej jak najlepiej, aby była szczęśliwa. Wiesz... Chyba źle Cię oceniłem.
- Nie szkodzi, martwił się Pan o córkę i to zrozumiałe.
- Mam ostatnio bardzo złe przeczucia, że stanie się coś strasznego...
- Proszę tak nie myśleć, wszystko się ułoży. Ja wiem, że szczęście nie trwa wiecznie, ale nic nie jest wieczne, smutek i ból również.
- Jeszcze raz dziękuję. Nie zatrzymuję Cię, idź już lepiej do niej bo martwię się, że jest tam sama w tym stanie.
- Czyli została w szpitalu?
- Tak, mówiła że chce poczekać, aż mama się wybudzi. Pewnie dlatego nie kontaktowała się z Tobą, to dla niej bardzo trudne, a dzielenie się problemami nie jest jej mocną stroną. Nie znosi litości, ale na pewno potrzebuje pomocy.
- Już jadę. Odstawię ją bezpiecznie do domu, ma Pan moje słowo.
  Mężczyzna uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i poklepał po ramieniu. Gdy już wychodziłem i stałem w progu drzwi rzucił:
- Ah...! Jeśli będziesz chciał zostać u nas dzisiaj, to nie mam nic przeciwko - puścił mi oczko i zniknął w głębi domu. Poczułem jak się czerwienię, jednak nie mogłem tracić czasu na dłuższe przemyślenia. Wyszedłem z domu, podbiegłem do auta i otworzyłem drzwi. Już miałem wsiąść, gdy zobaczyłem, ze ktoś biegnie w moją stronę.
- Zaczekaj! - to była Vanessa, co ona chciała o tej godzinie?
- Tak? - zapytałem opierając się nerwowo o drzwi auta.
- Chciałam zapytać, co u Ciebie.
- W porządku, wybacz ale trochę się spieszę...
- Na pewno to nic, co nie może poczekać. Nie masz ochoty na mały spacer?
- W środku nocy?
- Tym lepiej - zrobiła krok w moją stronę, była blisko, stanowczo za blisko. Gdy zobaczyłem, że chce położyć dłoń na mojej koszuli, zaśmiałem się i odsunąłem jej rękę mówiąc stanowczo:
- Przykro mi, ale nic z tego. A teraz Pani wybaczy, ale jadę do Michelle.
  Otworzyła lekko usta aby coś powiedzieć, jednak nie czekałem dłużej na jej reakcję i zniknąłem w wnętrzu auta. Odpaliłem i ruszyłem gwałtownie. W głowie chodziły mi cały czas słowa ojca mojej ukochanej. Co miał na myśli mówiąc o złych przeczuciach?




   Teraz nie zważałem nawet na ciągle lejący deszcz, chciałem tylko jak najszybciej być w szpitalu. Wiedziałem jak Michelle jest przywiązana do matki, jak przeżywa jej chorobę. Nie powinna teraz być tam sama, bałem się o nią, że wpadnie jej do głowy jakiś głupi pomysł. Ludzie nie myślą w takich chwilach racjonalnie, dlatego tym bardziej byłem zły, że nie odbierała moich telefonów. Powinna była od razu zadzwonić, gdy tylko się dowiedziała.
  Gdy przekroczyłem próg budynku szpitalnego poczułem ten nieprzyjemny, znajomy zapach. Była noc i korytarze świeciły pustkami - na moje szczęście. Nie miałem na sobie żadnego przebrania, w końcu skąd mogłem wiedzieć, że przywieje mnie za nią aż tutaj?
  Sprawdziłem parter i już szedłem na górę, gdy minąłem się z jednym z lekarzy.
- Przepraszam... Gdzieś tutaj powinna być moja dziewczyna, nie jest pacjentką, jej mama..
- Musi być pomyłka - przerwał mi - Odwiedziny skończyły się dawno temu.
- Jest Pan pewien? Jej matka tutaj leży.
- Chwilka... Pan do Michelle ?
- Tak. Czyli, jest?
- Proszę iść na drugie piętro - uśmiechnął się do mnie i wyciągnął dłoń - Doktor Stewart, jestem lekarzem jej matki.
- Michael Jackson - uścisnąłem z nim ręce.
  Po zamienieniu jeszcze paru słów z doktorem poszedłem na wskazane przez niego drugie piętro. Przerażała mnie ta bijąca po uszach cisza, która idąc w parze z panującą ciemnością, stwarzała okropny klimat. Usłyszałem cichy szloch, na co przyspieszyłem kroku i zobaczyłem ją. Zatrzymałem się. Siedziała w kącie skulona jak dziecko. Głowę miała schowaną w dłoniach, kolana podciągnięte pod samą brodę. Płakała... Poczułem w sercu ścisk, który ciężko opisać słowami.
  W końcu ruszyłem z miejsca w jej stronę. Musiała usłyszeć moje kroki, bo spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. Wstała z miejsca i podbiegła rzucając mi się na szyję. Objąłem ją i przycisnąłem do siebie najmocniej jak potrafiłem, chowając twarz w jej głosach. Nie przestawała płakać, pogładziłem ją po głowie i sam poczułem, że moje oczy robią się powoli wilgotne.
- Tak się cieszę, że jesteś - wydukała przez łzy, odklejając się ode mnie delikatnie.
- Nie łatwiej było po prostu odebrać? - odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho - Od zmysłów odchodziłem przez Ciebie.
- Wiem, przepraszam - znów przylgnęła do mnie całym ciałem - Nie chciałam Cię martwić.
- Myślisz, że mniej się martwiłem, gdy nie miałem żadnego odzewu z Twojej strony?
- A skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Byłem u Ciebie w domu, a co myślałaś, że siedziałbym bezczynnie, gdy nie miałem z Tobą żadnego kontaktu? - uśmiechnąłem się delikatnie - Twój tata mi powiedział, że tutaj jesteś.
- Znów Cię pewnie wymęczył?
- Powiedzmy, że chyba znaleźliśmy ze  sobą wspólny język - spojrzała na mnie zdziwiona, ale i szczęśliwa zarazem - Jak mama?
- Śpi, rozmawiałam z nią chwilę ale zmęczenie zawładnęło nią chyba na dobre.
- W takim razie chodźmy już lepiej, jutro rano przyjedziemy.
- Ja przyjadę, a Ty masz iść do pracy - rzuciła, na co przewróciłem oczami - Poza tym i tak później jestem umówiona na spotkanie z Emilio.
- Już jutro? - nie kryłem zdziwienia, że tak szybko się zdecydował - Pójdę z Tobą.
- Nie, była mowa że na tę rozmowę idę sama. Nie chcę, aby pomyślał o mnie nie wiadomo co.
- Michelle...
- Nie zaczynaj - pocałowała mnie krótko i złapała za rękę - Chodź już.
   Niechętnie ruszyłem za nią. Jakoś nie potrafiłem udawać, że cieszę się z powodu tej pracy.




  Gdy zajechaliśmy pod mój dom poczułam ogromną ulgę. Nie wiem co by było, gdyby nie fakt, że Michael po mnie tam przyjechał. Pewnie spędziłabym noc na ławce w szpitalnym korytarzu. Był dla mnie jak anioł stóż, zawsze pojawiał się, gdy go najbardziej potrzebowałam. Dawał mi swego rodzaju siłę do walki z tą szarą codziennością, w której rytmie gubiłam się z każdym dniem.
  Jak zawsze wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. Gdy znalazłam się już na zewnątrz, spojrzałam w te jego ciemne tęczówki przepełnione troską. Zdobyłam się na lekki uśmiech.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko co dla mnie robisz.
- Przestań, już Ci mówiłem, że za takie rzeczy się nie dziękuje - podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek, zostawiając na nim ciepły ślad. 
  Gdy chciał się odsunąć automatycznie złapałam go za koszulę, z powrotem do siebie przyciągając i zatopiłam się w jego usta, jakbym tym chciała wyrzucić z siebie cały ból i smutek siedzący gdzieś tam głęboko. Pod wpływem emocji przycisnął mnie do samochodu. Uwielbiałam czuć się całkowicie od niego zależna, gdy on nakręcał sytuacje i nie pozwalał mi na jakikolwiek sprzeciw.
- Wejdziesz do domu? - spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
- Nie powinienem, jest późno. Jesteś zmęczona i potrzebny Ci sen.
- Myślisz, że w tym stanie zasnę tak szybko? O wiele łatwiej mi będzie, gdy będę miała obok Ciebie - nie było to łatwe, ale w końcu uległ i wszedł ze mną do domu.
  Udaliśmy się do mojego pokoju najciszej jak potrafiliśmy. Gdy byłam już u siebie, opadłam bezradnie na łóżko zamykając oczy. Mike zaśmiał się i usiadł obok mnie mówiąc:
- Może najpierw się przebierzesz?
- Akurat Tobie lepiej idzie ściąganie ze mnie ubrania - wyszczerzyłam się zadziornie.
  Chyba zrozumiał moje słowa bo nie minęła sekunda, a już leżał na mnie przygryzając seksownie wargę. Jego wzrok zatrzymał się na moich ustach i już gdy miał je połączyć ze swoimi usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.
  Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, ale do pokoju weszła tylko zaspana Emma.
- Michelle? - spojrzała na mnie i potem na Michaela - Wujek?
- Coś się stało kochanie? - zapytałam, a dziewczynka podeszła do mnie i usiadła na łóżku.
- Nie spałam, czekałam na Ciebie bo się martwiłam. A tak w ogóle część Mike.
- Witaj księżniczko - odpowiedział siadając obok nas.
- Jesteś zmęczona, kładź się lepiej - pocałowałam ją w czółko.
- A wujek Jackson zostaje? - spojrzała na niego, a ja się zaśmiałam.
- Tak, zostaje - odpowiedziałam - Dlatego nie masz się o co bać, wujek się mną zaopiekuje. Idź i śpij.
- Dobranoc - ucałowała mnie w policzek, a potem udała się do Michaela i zrobiła do samo - Dobranoc wujku.
- Dobranoc skarbie - uśmiechnął się do niej ciepło.
  Gdy Emma wyszła z pokoju oboje się zaśmialiśmy. W końcu poszłam się ogarnąć w łazience i wróciłam do pokoju, gdzie mój ukochany siedział na parapecie zapatrzony w widok za oknem.
- Chodź, kładziemy się - objęłam go od tyłu i pocałowałam w szyję.
- Nie powinienem chyba zostawać na noc.
- Boisz się mojego taty?
- Akurat aż trudno w to uwierzyć, ale sam mi zaproponował, abym został dzisiaj tutaj z Tobą.
- Więc w czym problem ? - cmoknęłam go delikatnie - Nie marudź już marudo.
  Uniósł lekko kąciki ust, zeszedł z parapetu i położył się na łóżku obok mnie. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia i zamknęłam oczy. Tak, teraz mogę spać spokojnie. Gdy był obok wszystkie zmartwienia się osłabiały. Bicie jego serca było niczym kołysanka, która układała mnie do snu.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~


"Jeden z moich przyjaciół, psychologów, podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie "czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna". Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?". Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg. Gdy skończyli, odpowiedział: Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje. Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek. Pamiętaj by odłożyć szklankę."

~


PS: Wyczekujcie kolejnego rozdziału, spodoba wam się ;3
Tak Basiu, Tobie zwłaszcza xD <3


piątek, 23 października 2015

Rozdział 23


Misiaczki ! <3
Jestem, wróciłam - i też was kocham ;3
Łapajcie kolejne moje wypociny, mam nadzieję że się spodoba, aczkolwiek ja w 100% zadowolona nie jestem. Dziękuję wszystkim za opinie pod ostatnim ogłoszeniem parafialnym - czyli postanowione, że będą trzy części serii "Remember". Oczywiście o wszystkim będę informować na bieżąco was, więc nic nie przegapicie:)
Dobra koniec pierniczenia, przejdźmy do rozdziału i liczę na szczere opinie ! :)
PS: Chyba muszę zacząć pisać te notki trochę krótsze xD

~~~~~


   Obudziły mnie promienie porannego słońca, wdzierające się uparcie przez okno w sypialni. Delikatnie otworzyłam oczy, przyzwyczajając je powoli do panującej w pomieszczeniu jasności. Chciałam przytulić się do Michaela, ale dopiero po chwili zorientowałam się, że miejsce obok mnie jest całkowicie puste. Usiadłam po turecku podciągając wyżej kołdrę na wciąż nagie ciało. Zaczęłam sobie powoli przypominać wczorajszy wieczór i mimowolnie się uśmiechnęłam.
    Wciąż czułam na sobie jego dotyk, to cudowne uczucie jakie mnie przepełniało dzisiejszej nocy. On dotykał inaczej niż wszyscy. Nieważne czy obejmował mnie w pasie, całował w czoło czy uprawiał seks. We wszystkim była czułość, charakterystyczna tylko dla niego.
   Na krześle obok łóżka wisiał biały podkoszulek, który na siebie po chwili założyłam. Opadłam znów bezradnie na łóżko wciągając zapach pościeli. Był to zapach Michaela, nie dało się go pomylić z niczym innym. Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na tak małe, z pozoru nieistotne szczegóły. Mam wrażenie, jakbym odżyła na nowo, poznawała swoje ciało od samego początku. Seks jest formą uzależnienia, zniewolenia. Szczególnie jeśli jesteś w kimś zakochany, jeśli pożądaniu towarzyszy uczucie. Największy problem z uzależnieniem polega na tym, że nie możesz prowadzić normalnego, regularnego życia, bo cały czas myślisz o czymś innym – nie możesz pracować, jeść, spać, wszystko podporządkowane jest jednej osobie. Seks to nie najgorszy nałóg pod warunkiem, że jesteś spełniony, nagradzany, że jesteś szczęśliwy. A ja byłam szczęśliwa, byłam  cholernie szczęśliwa, kiedy Mike był przy mnie. Sama jego obecność działała na mnie kojąco.
   Kiedy już miałam wstać, usłyszałam kroki. Drzwi od sypialni się otworzyły i zobaczyłam w nich uśmiechniętego na mój widok Michaela.
- Śpiąca królewna już wstała?
- Za to Piotruś Pan widzę, że od samego rana na nogach.
- Owszem, mam coś dla Ciebie - wszedł do środka i dopiero zauważyłam, że niesie tacę z jedzeniem. Zaśmiałam się i usiadłam na łóżku w pozycji pionowej.
- A cóż to za okazja? Śniadanie do łóżka? - położył mi tacę na kolanach, po czym usiadł obok mnie i delikatnie cmoknął w usta.
- A muszę mieć do tego okazję?
- Uważaj, bo jeszcze zacznę się przyzwyczajać.
- I bardzo dobrze - przygryzł wargę i opadł na poduszki zaczynając się bawić końcówkami moich włosów.
   Zjadłam wszystko do końca. Przyznam, że Mike potrafił sobie poradzić w kuchni i całość zachwycała zarówno wyglądem jak i smakiem. Tackę z pustymi naczyniami odłożyłam na stolik obok łóżka. Podziękowałam Michaelowi nachylając się i całując go w policzek. On wykorzystując okazję, poderwał się i powalił mnie na plecy przygniatając całym swoim ciałem.
- No wiesz co... Ty to normalnie jesteś jak samochód... Chwila nieuwagi i już pod Tobą leżę.
- Chcesz powiedzieć, że nie podoba Ci się to? - wyszczerzył się zadziornie.
- Raczej chcę powiedzieć, że to co robimy jest troszkę niemoralne.
- Dziecinko, to co robimy w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości - pocałował mnie namiętnie, a ja nie czekając ani chwili objęłam go i odwzajemniłam pocałunek. Gdy w końcu nasze usta się rozłączyły, położył się obok mnie, a ja automatycznie wtuliłam się w jego tors zamykając oczy.
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie - Nigdy nie myślałam, że można być tak blisko.
- To znaczy? Przecież...
- Nie wspominaj mi o Davidzie. Mówiłam Ci jak to wyglądało, zero jakichkolwiek uczuć, reakcji umysłu czy ciała. A wczoraj myślałam, że mnie rozerwie wszystko od środka.
- Jeśli zrobiłem coś nie tak...
- Było cudownie, dlatego że byłeś to właśnie Ty - spojrzałam mu w oczy uśmiechając się delikatnie - To była najpiękniejsza noc w całym moim życiu.
   Mike spojrzał na mnie i pocałował w czoło przytulając do siebie jednocześnie.





   Michelle poszła się wykąpać, a ja leżałem ciągle bezwładnie na łóżku. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli na minutę, jak się można domyśleć - większość na temat wczorajszego wieczoru i nocy. W końcu nie wytrzymałem, wstałem i podszedłem do drzwi łazienki i delikatnie w nie zapukałem. Odpowiedziała mi cisza, żadnego szelestu ani nawet chlupięcia wodą. Domyślałem się, że nie powinienem, ale mimo wszystko nacisnąłem klamkę i ku mojemu zdziwieniu drzwi się uchyliły. Nie zamknęła się?
   Zerknąłem do środa i zobaczyłem ją. Leżała w wannie pełnej wody i białej piany. Głowę miała odchyloną do tyłu, opartą o krawędź, zamknięte oczy, a na uszach słuchawki. Do głowy przyszedł mi automatycznie pomysł. Chwilę się zastanawiałem czy jestem pewien, jednak nie minęła sekunda a wkroczyłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi zdejmując jednocześnie koszulę. Trzask klamki chyba przebił dźwięk muzyki płynącej ze słuchawek, bo automatycznie otworzyła oczy i odwróciła głowę w moją stronę.
- Odbiło Ci?! - wyjęła urządzenie z uszu i zagarnęła pianę rękoma, jakby chciała się nią okryć.
- Wstydzisz się mnie? - ukucnąłem przy wannie opierając się o rant łokciami - Wczoraj nie miałaś z tym problemów.
- Wariat. Wyjdź ale już.
- A jeśli tego nie zrobię? - wyszczerzyłem się, a Michelle w odpowiedzi ochlapała mnie wodą.
- Won Jackson!
- A jeszcze chwilę temu mówiłaś jak bardzo Ci się podobało.
- Owszem. Ale wojna płci powinna toczyć się jedynie w łóżku.
- To zamiast wojny może rozejm? - znów mnie ochlapała, na co uśmiechnąłem się, wstałem i zacząłem odpinać pasek od spodni.
- Ani mi się waż.
- To zrobisz mi trochę miejsca?
- Michael mówię poważnie.
- Ja również.
- Jesteś nieznośny.
- I kochany zarazem.
- Wypad.
- Posuniesz się czy... Ja mam Cię posunąć?
- Wiesz, zabrzmiało to trochę dwuznacznie... - zaśmialiśmy się oboje.
   W końcu dała za wygraną i zrobiła mi z tyłu miejsce, jednak cały czas unikała kontaktu wzrokowego z moim ciałem. Gdy wszedłem do wody, oparła się plecami o mój tors i przymknęła oczy jak wcześniej. Objąłem ją delikatnie i pocałowałem w szyję, na co cichutko westchnęła i zadrżała jak pod wpływem impulsu elektrycznego.
   Często w momencie kiedy byłem blisko, wyczuwałem u niej charakterystyczną niepewność. Jakby się czegoś bała. Domyślałem się, że to wszystko jest sprawą Davida. Są takie ślady w ludzkiej psychice, których wymazanie jest niełatwe, a często wręcz niemożliwe. Jednak z każdym dniem i wspólną chwilą widziałem, że zapomina o tym co było kiedyś.
   Wziąłem leżącą obok gąbkę, zamoczyłem w wodzie i przejechałem delikatnie po ramionach Michelle, zjeżdżając powoli w dół rąk aż po nadgarstki. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała w policzek, jakby wyrażała zgodę na to co robię. Znów przejechałem gąbką tym razem po jej obojczykach, dekolcie, piersiach i brzuchu. Ucałowałem ją w skroń napawając się zapachem płynu do kąpieli.
- Przytul mnie - powiedziała cichutko, a ja automatycznie objąłem ją dociskając do swojej klatki piersiowej.



   Stałem w kuchni oparty o blat i dopijałem ostatnie łyki gorącej herbaty. Czekałem na Michelle, która została jeszcze w łazience i miała zaraz zejść na dół. Po chwili weszła do pomieszczenia owinięta kremowym, satynowym szlafrokiem, z włosami spiętymi w niedbałego koka. Na jej widok uśmiechnąłem się, a ona również odwzajemniła tym samym podchodząc do mnie bliżej.
- Proszę - podałem jej kubek z kawą, o którą prosiła abym zrobił.
- Dziękuję. Za godzinkę musimy już jechać, więc wypiję i pójdę się ogarnąć.
- Tak szybko? - spojrzałem na nią lekko zawiedziony.
- Obiecałeś, że pojedziesz do studia.
- Racja, faktycznie muszę trochę się skupić teraz na pracy.
- No i w końcu mówisz od rzeczy - pocałowała mnie w policzek i usiadła na krześle przy stole, upijając łyk zawartości swojego kubka - Zadzwonię dzisiaj chyba do Emilio.
   Na to imię zacisnąłem automatycznie pięści, które miałam oparte na blacie. Nie chciałem żeby tam szła, żeby z nim rozmawiała... Jednak co miałem powiedzieć ? Nie mogłem jej zabronić, ona mnie wspierała w mojej pracy, a ja nie mogłem trzymać jej tylko dla siebie. Mimo wszystko bałem się, bałem, że moje złe przeczucia staną się prawdą i dlatego chciałem ją chronić. Świat ShowBiznesu jest jak dżungla, trzeba wiedzieć co i jak, aby nie dać się pożreć niczym zwierzyna. Michelle była taka delikatna, niewinna i niczego nieświadoma. Wiedziałem, że Emilio nie zaprzestanie na delikatnych portretowych zdjęciach. Skoro tak bardzo zależało mu na tym, aby zaczęła z nim współpracę, to musi mieć już w swojej główce jakiś plan, a mnie się to nie podobało ani trochę.
- Mike? - jej głos wyrwał mnie z rozmyśleń - Wszystko gra?
- Tak, po prostu nie jestem ciągle przekonany do tego pomysłu.
- Obiecałeś...
- Wiem - spojrzała na mnie niepewnie - Więc dzwoń i spotkaj się z nim. Ale pamiętaj, że Ty też mi coś obiecałaś.
- Dokładniej?
- Że na pierwsze sesje będą chodził z Tobą.
- O ile nie będą kolidować z Twoją pracą.
- Nie będą - powiedziałem stanowczo - Już ja o to zadbam.
- Nie możesz zaniedbywać pracy przeze mnie. Nie ufasz mi? - wstała z krzesełka i podeszła do mnie mocno się przytulając - Nie panikuj już od samego początku.
- To jemu nie ufam.
- Mike... Nie chcę się kłócić, nie o coś takiego. Proszę, poczekaj na rozwój wydarzeń. Obiecuję, że jeśli będzie coś nie tak, to od razu Ci powiem i w razie czego zrezygnuję z tej pracy.
- Chcę zobaczyć dokumenty, które będzie Ci kazał podpisać.
- Zgoda - uśmiechnęła się i pocałowała mnie krótko. Chwilę się zawahałem jeszcze owładnięty lekką złością, ale czując ciepło bijące od jej rozgrzanych ust smakujących kawą, w końcu odwzajemniłem i przygniotłem ją do lady z całej siły napierając na jej ciało - Ej, nie rozpędzaj się ogierze - zaśmiała się odsuwając mnie delikatnie - Zwijamy się, na przyjemności jeszcze będzie pora.
   Niechętnie wypuściłem ją z objęć, ucałowałem w czubek noska i w głębi prosiłem, abym nie żałował tej decyzji.




   Tak ponaglałam Michaela, a w końcu to on musiał na mnie czekać. Poprawiłam ostatni raz tuszem rzęsy i wyszłam z łazienki łapiąc leżącą na łóżku torbę. Mike czekał już na mnie na zewnątrz. Nie chciałam, aby się spóźnił przeze mnie do pracy, więc biegiem zleciałam ze schodów i chwyciłam płaszcz z wieszaka. Gdy byłam już na dworze, w pośpiechu nawet nie zwróciłam uwagi co ten czort znów wykombinował.
- Żartujesz? - zapytałam spoglądając na niego, a ten głupkowato się wyszczerzył odpalając motor na którym siedział.
- Wsiadaj i nie marudź.
- Nie ma mowy, idź po samochód - oparłam się o poręcz na schodach, dając mu do zrozumienia, że nigdzie się z nim tym nie wybiorę.
- Samochód ma wakacje, ja kieruję więc ja ustalam czym jedziemy, nie daj się prosić - wyciągnął rękę w moją stronę ukazując te swoje białe ząbki. Podeszłam niepewnie, jednak stojąc już obok pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nie ma opcji... Nie namówisz mnie - zrobiłam krok w tył i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Zaufaj mi, proszę - jego ręka była wciąż wyciągnięta w moją stronę, a jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
   Wiedziałam, że teraz bezczelnie wykorzystuje swój urok osobisty, aby mnie zmusić do pojechania tą diabelską maszyną, ale w końcu uległam i złapałam jego rękę. Schował moją torebkę pod siedzenie i pomógł mi zająć miejsce za nim. Założyłam kask, który mi podał i poczułam jak zaczyna mi już się kręcić w głowie.
- Daj ręce - powiedział i chwycił je oplatając sobie wokół pasa - Mocno się trzymaj, tylko tyle. Zdaj się na mnie całkowicie.
- A potrafisz tym jeździć? W młodości sama jeździłam motorami, jednak nigdy jako pasażer.
- Proszę Cię - zaśmiał się i przekręcił rączkę, na co maszyna ryknęła głośno, a ja automatycznie mocniej do niego przylgnęłam ściskając go z całej siły - Ale wiesz, muszę jakoś oddychać jeśli mamy dojechać cało.
- Przepraszam - rzuciłam niepewnie i poluźniłam uścisk, na co Mike znów się zaśmiał.
- Po prostu, żebyś mi żeber nie połamała - puścił mi oczko, również założył kask i delikatnie ruszył na co znów mocniej Uwielbiałam jeździć motorem, ale tylko jako kierowca.
   Zamknęłam oczy i wtulona w Michaela siedziałam nieruchomo milcząc, mimo iż on co chwila delikatnie zerkał w moją stronę i pytał czy wszystko dobrze. Ledwo go słyszałam, dźwięk silnika był okropny, dudnił w uszach przy każdym mocniejszym przygazowaniu. Po kilku minutach zaczęłam się powoli rozluźniać, otworzyłam oczy i obserwowałam samochody, które Mike po kolei wyprzedzał. Najgorsze były zakręty, mimo iż zwalniał to wpadałam w małą panikę czując jak motor kładzie się na jedną stronę, a ja nie mam nad tym władzy.
   Gdy w końcu zajechaliśmy pod mój dom poczułam wielką ulgę. Jak tylko maszyna się zatrzymała, od razu zeskoczyłam i zdjęłam kask łapiąc powietrze, którego myślałam że nigdy nie będzie mi już dane zaczerpnąć.
- Jeździsz jak wariat.
- Bo jestem wariatem - powiesił swój kask na kierownicy, podszedł do mnie i agresywnie pocałował.
- Nie przekupisz mnie teraz kilkoma pocałunkami - spojrzałam na niego, a on głupkowato się wyszczerzył.
- Znam ciekawsze przekupstwo niż pocałunki - wsunął dłonie do tylnych kieszeni moich spodni i złożył ciepły pocałunek na mojej szyi. Przymknęłam oczy i na chwilę zapomniałam o całym świecie, czując jak ogarnia mnie to cudowne uczucie, jednak w porę się opamiętałam i odsunęłam go delikatnie.
- Jesteś okropny, ale Cię kocham.
- Ja Ciebie też głupolu - uśmiechnął się i przejechał dłonią po moim dekolcie biorąc w palce naszyjnik, który mi wczoraj podarował - Mogę Cię o coś poprosi ?
- Oczywiście.
- Obiecaj mi... Obiecaj że nam się uda - mówiąc to patrzył na mnie wzrokiem, którego nie sposób opisać.
   Jednak zamiast odpowiedzi pocałowałam go, po prostu wtopiłam się w jego usta. Potrzebowałam tej bliskości, świadomości że jest i że będzie.
- Jedź bo się spóźnisz - oderwałam się od niego niechętnie i wypuściłam powietrze.
- Wieczorem zadzwonię - ucałował mnie w czoło, wsiadł na motor i posłał mi ostatnie cudowne spojrzenie.




   Weszłam do kuchni zrzucając z siebie płaszcz. Obeszłam pomieszczenia na dole... Nic. Nie ma rodziców? Przecież sklep wciąż nieczynny, o co tutaj chodzi?
   Wbiegłam na górę schodami i ulżyło mi, gdy usłyszałam dźwięk prysznica w łazience, z której po chwili wyszła Vanessa w szlafroku i z ręcznikiem na głowie.
- O proszę, wróciła nasza zguba? Jak tam noc z Twoim Romeo? - zmierzyła mnie wzrokiem i zaśmiała się kpiąco.
- Daruj sobie chodziaż dzisiaj, ok? Gdzie wszyscy?
- Coś ty taka delikatna? Swoją drogą, całkiem fajny ten Twój Michael, kiedy znów tutaj wpadnie ?
- Dobra, dość tego - wyminęłam ją i poszłam do swojego pokoju zamykając drzwi z hukiem.
   Opadłam bezradnie na łóżko. W takich chwilach najlepiej mi robił trening, ale Irys musiał jeszcze odstać parę dni po naszym upadku, więc zostawało mi tylko siedzieć w pokoju i czekać na powrót rodziców. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Emilio. Odebrał po trzecim sygnale.
- Halo?
- Witam, jestem Michelle Evans. Poznaliśmy się na urodzinach Mado...
- A tak! - przerwał mi, był widać bardzo zadowolony z mojego telefonu - Pamiętam Cię złociutka. Skoro dzwonisz to pewnie przemyślałaś już moją ofertę?
- Tak, chciałabym się spotkać aby dogadać wszelkie formalności i ustalić szczegóły.
- Ma się rozumieć. Posłuchaj, mam teraz nawał roboty z nowymi modelkami, ale mógłbym Cię przyjąć jutro późnym popołudniem. Pasuje Ci?
- Oczywiście. Gdzie mamy się spotkać?
- Wpadnij do mojego biura w agencji. Zobaczysz przy okazji swoje nowe miejsce pracy, pokażę Ci pomieszczenia i całą resztę.
- Super - uśmiechnęłam się sama do siebie - Bardzo Panu dziękuję.
- Nie ma za co. Zaraz prześlę Ci w wiadomości dokładny adres, abyś wiedziała gdzie jechać. W takim razie cieszę się, że zadzwoniłaś i do zobaczenia jutro.
- Do widzenia.
   Rozłączyłam się i poczułam napływającą falę szczęścia. W końcu coś się udało. W końcu wszystko zaczęło się układać tak jak powinno, może wreszcie szczęście chwyciło mnie za nogi? Jeśli tak, niech nie waży się puszczać.
   Ta praca to była moja nadzieja. Chciałam pomóc finansowo rodzicom, wiem jak było ciężko przez ostatnie lata przy chorobie mamy, a teraz bez sklepu nie było szans, aby pensja taty wystarczyła. Wyszłam z pokoju w podskokach, z wielkim bananem na twarzy. Już zaczynałam układać w głowie co jutro założę na to spotkanie, gdy wpadłam znów na Van. Czy ona nie może usiąść na dupsku i nie zatruwać mi powietrza?
- Zejdź mi z drogi - warknęłam i wyminęłam ją zdzielając przy okazji z bara. Nagle coś mnie jakby oświeciło. Zatrzymałam się i zwróciłam w jej stronę:
- A Emma gdzie?
- Z Twoim tatą pojechała do szpitala. Nie chciał jej zostawiać ze mną, bo mówiłam mu że i tak niedługo wychodzę.
- Czekaj czekaj... Chwila, moment, stop.... Jaki szpital? O czym ty do jasnej cholery gadasz?
- No jakieś dwie godziny temu karetka zabrała Twoją mamę. A Emma pojechała z wujkiem za nimi. Czaisz czy mam przeliterować?
- I ty mi to mówisz dopiero teraz?! - nie miałam siły już na rozmowę z nią, zbiegłam po schodach na dół prawie się na nich zabijając.
   Chwyciłam torebkę z kluczykami od auta i wyleciałam z domu. Poczułam łzy, które kapały mi po policzkach. Ręce tak mi się trzęsły, że nie mogłam trafić kluczykiem w stacyjkę. Nogi miałam jak z waty... W ogóle cała się trzęsłam, jakby ktoś mnie traktował paralizatorem. Gdy w końcu odpaliłam ruszyłam z piskiem opon.
  Nie wiem ile pokazywało na liczniku. Wcisnęłam po prostu gaz do samej podłogi i jechałam. Wszystko migało mi po obu stronach, obraz był zamazany od łez. Miałam w głowie setki, tysiące myśli...
   Ta najgorsza brzmiała: Czy zdążę ?
  Nie może to tak się skończyć, przecież nawet się z nią nie pożegnałam...


***

Komentarz = to motywuje !


~~~~~


"(...) Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, 
ani starszemu człowiekowi. 
Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, 
których kochasz. 
Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, 
że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło Ci czasu na ten jeden uśmiech, 
na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajętym, by przekazać im ostatnie życzenie (...)"

Mia land-of-grafic