niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 36


Ostatnio ta piosenka niszczy mi głowę xD
Ja wróciłam właśnie ze stajni, zaraz znów tam lecę bo trochę roboty mnie czeka, więc wykorzystując tę wolną chwilę łapcie nowy rozdział:)
Kolejna notka pojawi się w czwartek w Wigilię razem z życzeniami, więc teraz się nie rozpisuję już - zrobię to w czwartek :D
Proszę nie bijcie, nie krzyczcie na mnie! <333

~~~~~


  Usiadłam na łóżku spoglądając na torbę wypełnioną moimi rzeczami. Za chwilę będę mogła w końcu opuścić szpitalne mury. Ostatnio o niczym innym nie myślałam. Miałam dość tego miejsca, tych ludzi.
   Wzięłam do ręki ostatnią rzecz jaka mi została do zabrania: zdjęcie. Przyjrzałam się fotografii uśmiechając smutno - dobrze pamiętałam ten wyjazd. Pojechaliśmy wtedy z rodzicami w góry. Tata uwielbiał ten klimat i widoki. Był niesamowitym człowiekiem, żałuję, że nie będę mieć już nigdy okazji, aby odwdzięczyć się im za wszystko co dla mnie zrobili.
- Można? - doktor Stewart wszedł niepewnym krokiem do środka. Uśmiechnęłam  się do niego chowając jednocześnie zdjęcie do torby - Dzisiaj Twój wielki dzień, w końcu wolność.
- Dziękuję - odparłam, biorąc dokumenty które mi przyniósł - Za wszystko. Dziękuję za to, jak Pan walczył o zdrowie mamy. Że zawsze był Pan z nami, mogliśmy liczyć na pomoc i wsparcie. 
- Michelle - dotknął dłonią mojego policzka - Dlaczego mam wrażenie, że to pożegnanie? - nie odpowiedziałam nic. Spuściłam wzrok, próbując się nie rozpłakać - W takim razie powodzenia. Uważaj na siebie oraz na małą - spojrzeliśmy jednocześnie na mój brzuch.
- Małą? Skąd Pan wie...
- Przeczucie - puścił mi oczko - Zobaczysz, że będzie dziewczynka. A teraz uciekaj, ktoś czeka na Ciebie na dole.
- Na mnie? - nie ukrywałam zdziwienia.
  Postanowiłam nie przedłużać i nie zadawać więcej zbędnych pytań. Pożegnałam się z doktorem i udałam w stronę wyjścia. Przemierzałam korytarz bijąc się z myślami, z wzrokiem utkwionym w podłogę. Przełożyłam torbę do drugiej ręki i chwyciłam za telefon z zamiarem zamówienia taksówki. Zapatrzona w ekran urządzenia poczułam nagle jak zderzam się kimś w wyjściu.
- Ojej, przepra... Mike? - dopiero gdy spojrzałam na mężczyznę zobaczyłam, kto tak nagle wyrósł na mojej drodze.
- Ciszej, nie chcę aby ktoś mnie rozpoznał - uśmiechnął się delikatnie - Chodź - wziął moją torbę po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
   Postanowiłam się nie spierać. I tak ostatnio dużo raniłam go swoim zachowaniem. Jestem mu winna te ostatnie chwile spędzone razem. A może sama ich po prostu pragnęłam?
  Gdy wsiedliśmy do auta poczułam dziwne ukłucie w sercu.
- Zawieź mnie do domu - rzuciłam nerwowo.
- Jedziemy do Neverlandu. Nie chcesz chyba mieszkać tam sama i... 
- Mike, zawieź mnie do domu - przerwałam mu.
- Ale najpierw mogę Cię gdzieś zabrać? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach - Nie daj się prosić.
- Dobrze, ale potem odwozisz mnie do domu - uśmiechnął się wyraźnie zadowolony.
   Musiałam pomyśleć nad wymówką, aby nie chciał zostać dzisiaj u mnie, ze mną. Musze się rano spakować. Samolot do Londynu mam w południe, jeśli się dowie wcześniej to będzie próbował mnie zatrzymać.
   Gdy tak rozmyślałam nad ową kwestią, poczułam dziwne uczucie paniki. Gdy Michael zaczął powoli rozpędzać auto, wszystkie wspomnienia z tamtego dnia zaczynały wracać... Deszcz... Chłopiec... Poślizg... Rozpędzony tir... Poczułam łzy napływające do oczu.
- Mike zwolnij - poprosiłam niemal błagalnym głosem.
- Kochanie, jadę powoli... Spokojnie.
- Michel zwolnij do cholery. 
  Spojrzał na mnie i po chwili zatrzymał pojazd. Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić.
- Co się dzieje? - złapał mnie za rękę, a ja chcąc czy nie chcąc wtuliłam się w niego cała roztrzęsiona. Ucałował mnie we włosy i objął ramieniem. Dziwiło mnie, że mimo mojego podłego zachowania on wciąż uparcie okazuje mi swoją dobroć i miłość. Nie zasługiwałam na niego, w żadnym stopniu.
- Już dobrze? Możemy jechać? 
- Przepraszam - oderwałam się od niego i usiadłam w swoim fotelu - Ten wypadek.... To wszystko...
- Spokojnie, obiecuję że będę jechał powoli, dobrze? A jeśli poprosisz to się zatrzymam. 
  Kiwnęłam tylko twierdząco głową, czując w głębi jak zaciska mi się żołądek. Mimo wszystko jak mówił, tak zrobił. Jechał nadzwyczaj ostrożnie i przepisowo, nawet poza granicami LA. Dokąd on mnie znów zabiera? Po chwili wszystko stało się jasne. Znałam tę drogę, prowadziła tylko w jedno miejsce. 


   Byłem niezmiernie wdzięczny doktorowi Stewartowi, że powiedział mi o tym, że Michelle dzisiaj ma opuścić szpital. Ciekawiło mnie tylko: dlaczego ona sama mnie o tym nie poinformowała? Coraz bardziej przytłaczało mnie to wszystko. Nie byłem przygotowany na tak wiele, tak nagłych zmian. Żyłem jednak nadzieją, że wszystko jeszcze można naprawić. Nasze życie wróci do normy, będzie tak jak dawniej, a nawet jeszcze lepiej. Bo w końcu co może się stać?
- Jesteśmy - rzuciłem, gdy zatrzymałem pojazd - Ostatnie dni lata, chodź. Wykorzystajmy je.
  Odpowiedziała mi delikatnym uśmiechem, po czym oboje wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę plaży. Było to jedno z niewielu miejsc, gdzie szum morza nie był pomieszany z krzykiem ludzi. Na ten odcinek nigdy nikt nie przychodził. Pamiętam dobrze, jak pierwszy raz zabrałem tutaj Michelle. Miałem wrażenie, jakby to było zaledwie wczoraj, a przecież od tamtego wydarzenia minęły już miesiące. Wspólne, cudowne miesiące.

  Szliśmy w milczeniu brzegiem morza. Delikatny wiatr rozwiewał jej długie, blond włosy. Czekałem aż coś powie, wyjaśni mi swoje zachowanie jednak odpowiadał mi jedynie szum fal. W końcu pierwszy postanowiłem przerwać to milczenie.
- Wiesz, zgubiłem coś dla mnie bardzo ważnego.
- Hm?  - spojrzała na mnie, wyraźnie wyrwana z własnych rozmyśleń - Co takiego?
- Taki mały, ale bardzo istotny szczegół.
- Co to jest? Pomogę Ci - zaśmiałem się, gdy zaczęła się rozglądać.
- Nazywa się szczęściem. Ma metr siedemdziesiąt i błękitne oczy - objąłem ją w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie.
- To dlaczego twierdzisz, że je zgubiłeś?
- Ty mi odpowiedz - cały czas patrzyłem jej prosto w oczy. Serce zaczęło mi być szybciej, mocniej, intensywniej. Zatrzymałem wzrok na jej wargach, tocząc wewnętrzną walkę ze samym sobą. Poczułem się trochę, jak na samym początku naszej znajomości, gdy tak bardzo jej pragnąłem, a nie mogłem posiąść. Teraz by się mogło wydawać to głupie, niedorzeczne, ale tak się właśnie poczułem.
- Zmieńmy temat - objąłem ją w pasie i dalej szliśmy brzegiem morza - Jak się czujesz, dziś już lepiej?
-Jakby Ci to powiedzieć. Pomimo tych zapuchniętych oczu, mokrych poduszek, milionów chusteczek i wszędzie walających się zdjęć i wspomnień. Wszystko gra. A i mam tylko cholernie bolące serce. Ale dziękuję, czuję się wyśmienicie.
- Przepraszam - rzuciłem karcąc się w myślach za to pytanie.
- Nie, to ja przepraszam. Już zapomniałam jak to jest.
- Co takiego?
- Jak to jest być tak beztrosko i cholernie szczęśliwą - złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Więc dlaczego mi nie pozwolisz, abym Ci przypomniał? 
- A co jeśli przypomnisz mi i już nigdy nie będę tak szczęśliwa jak teraz? Co jeśli to szczęście potrwa tylko maleńką chwilę i opuści nas bezpowrotnie?
- Oddałbym wszystko, całe życie dla tej jednej chwili - dotknąłem dłonią jej policzka, na co przymknęła oczy.

  Miłość w tym momencie sama us­ta­lała gra­nice mojej wyt­rzy­małości, nie py­tając, czy ciało to zniesie. A ciało zaw­sze znosi. Gorzej było z umysłem i tym wewnętrznym bólem, którego serce udźwignąć nie mogło. Cza­sami zas­ta­nawiam się ile człowiek jest w sta­nie znieść, ile ciężaru unieść na swych bar­kach, za­nim upad­nie. Ile cier­pień pot­ra­fi wziąć na siebie je­go ser­ce, za­nim w sa­mot­ności pęknie, jak pęka szy­ba osłabiona nową rysą, zos­ta­wiając ból, bo prze­cież odgłos pękające­go ser­ca, to naj­smut­niej­sza me­lodia świata.
- Mike... - odwróciła głowę w drugą stronę, więc ująłem jej twarz w dłonie zmuszając by znów na mnie spojrzała - Nie patrz tak na mnie... - poprosiła.
  Uśmiechnąłem się smutno i przytuliłem ją do siebie najmocniej jak potrafiłem.
- Chodź, zawiozę Cię do domu - szepnąłem jej do ucha całując równocześnie w czubek głowy.



  Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Bałam się odezwać, nie chcąc znów powiedzieć czegoś, co mogłoby go zranić. Byłam straszną egoistką. Nie odróżniałam już co jest dobre, a co złe. Lepiej jest się odsunąć, aby ułatwić to rozstanie, czy być blisko, okazując ostatnie uczucia jakie jesteśmy w stanie podarować ukochanej osobie? 
- Mike... - zaczęłam, gdy zaparkował na podjeździe pod moim domem - Wejdziesz tam ze mną?

- Oczywiście - uśmiechnął się wyraźnie zadowolony moją prośbą.
   Może to było śmieszne, ale naprawdę nie chciałam tam wchodzić sama. Od zawsze kojarzyło mi się to miejsce z moją rodziną. Wiecznie uśmiechniętą mamą, krzątającą się po kuchni z tym swoim cudownym uśmiechem, oraz tatą. Jego przesiadywaniem w salonie przed telewizorem, popijaniem piwka i czytaniem porannej gazety. Bez względu na wszystko - byliśmy rodziną. Mimo kłótni, nieporozumień zawsze mogliśmy na siebie liczyć.
  Gdy weszliśmy do środka, pierwsze co obiło mi się o uszy to przerażająca cisza, odbijająca się echem po ścianach. To mój dom? To naprawdę ten sam dom? Nie był teraz dla mnie niczym więcej, niż zwykłymi murami. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nagle wszędzie widziałam ich: mamę stojącą przy kuchence, tatę przy stole zajadającego obiad po pracy. Gdzie się podziały te obietnice, że na zawsze będziemy razem? To zabawne, dopiero po stracie kogoś bliskiego, zaczynamy dostrzegać szczegóły, na które nigdy wcześniej nie zwracaliśmy większej uwagi.
- Michelle... - objął mnie od tyłu - To nie jest dobry pomysł. Chodź, pojedziemy do Neverlandu.
- Nie, chcę tutaj zostać - odpowiedziałam stanowczo. Miałam już w głowie ułożony dokładnie cały plan działania - Zróbmy tak - odwróciłam się w jego stronę - Dzisiaj pozwolisz mi zostać, pozwolisz się pożegnać z domem i tym wszystkim. Spakuję się i jutro wieczorem po pracy przyjedziesz i pojedziemy do Neverlandu.
- Mówisz poważnie? - w jego oczach pojawiły się iskry nadziei. 
- Tak - okłamałam go z zimną krwią, wiedząc tak naprawdę, że gdy przyjedzie, zastanie pusty dom - Napijesz się czegoś? - starałam się zmienić temat.
- Soku - usiadł na blacie i przyglądał mi się uparcie - Powiesz mi w końcu, dlaczego ostatnio się tak zachowywałaś?
- Nie zaczynaj, proszę - całą swoją uwagę skupiłam na wlewaniu cieczy do szklanki.
- Chcę znać odpowiedz - nie dawał za wygraną. Zaszedł mnie od tyłu i przytulił mocno - To jak?
- Jutro - szepnęłam odwracając się w jego stronę i podając sok, o który prosił - Jutro wszystkiego się dowiesz.
- Dlaczego jutro?
- Nie zadawaj tylu pytań tylko pij ten sok - wyminęłam go i chciałam odejść, jednak w ostatniej chwili poczułam jak łapie mnie za rękę i przyciąga z powrotem do siebie.
   Odstawił szklankę zwalniając drugą rękę. Patrzył mi prosto w oczy, a ja czułam jak po raz kolejny zatracam się w jego spojrzeniu. Nim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować pocałował mnie. Nie delikatnie jak to miał w zwyczaju. Był to głęboki, namiętny pocałunek jakby chciał nim posiąść całą moją duszę. Próbowałam nie odwzajemniać, starałam się myśleć o tym, że jutro wszystko się zakończy. Piękna bajka o cudownej i wiecznej miłości dobiegnie końca, jednak mimo to nie potrafiłam z tym walczyć. Zarzuciłam mu ręce na szyję odwzajemniając pocałunek. Położył ręce na moich pośladkach unosząc mnie, a ja bez wahania oplotłam nogami jego biodra. Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się na  kanapie w salonie. Ułożył mnie delikatnie pod sobą nie zaprzestając pieszczot. To było piękne i podniosłe być razem z nim, chociaż, - ze względu na okoliczności - wydawało się całkowitym absurdem. 

  Wykorzystywał moją słabość do swojej obecności, swojego dotyku, oddechu i spojrzenia. Wiedział, że jestem w stanie całkowicie mu się poddać, chociażby dla tych kilku chwil spędzonych u jego boku. Próbowałam powiedzieć 'stop', jednak moje ciało i umysł odmawiały posłuszeństwa. Miłość to ciągłe cier­pienie. Nie czu­jesz bólu tyl­ko wte­dy, gdy jes­teś z ukochaną osobą. Dla­tego miłość tak uzależnia. Byłam od niego uzależniona. Był moim narkotykiem, którego wręcz chciałam przedawkować. Za każdym razem czułam niedosyt. Nie potrafiłam sobie odmówić, gdy był tak blisko. Jednak praw­dzi­wym cu­dotwórcą jest ten, kto pot­ra­fi pow­strzy­mać swo­je nieokiełzna­ne myśli. Mam nadzieję, że nikt nie weźmie ze mnie przykładu, bo zbyt często po­pełniam ten sam błąd. Uwierzyłam swojemu sercu, że będę w stanie się od niego odciąć i nie ulegać w żadnym, najmniejszym stopniu. A ono, wbrew swo­jej obiet­ni­cy, ciągle ro­bi to od no­wa, co­raz mocniej.
    Każdy jego pocałunek starłam się zapamiętać - aby smak jego ust został ze mną już na zawsze. Teraz, w tej chwili. I na resztę życia. Gdy dotknął dłonią po moim brzuchu, nagle jakbym się przebudziła z tego cudownego snu, jakbym się bała, że tą czynnością jest w stanie dowiedzieć się o dziecku. Jego dotyk w tym miejscu przysporzył mnie o dziwne, nieporównywalne z niczym uczucie. Z prędkością światła zdjęłam jego dłoń prosząc, aby tego nie robił. Nie byłam pewna, ile czasu upłynęło, zanim się opamiętał. Starałam się odzyskać równy oddech, wydawało mi się, ze minęły cale wieki, zanim zdołam się poruszyć. 
- Przepraszam - wyszeptałam ze skruchą w głosie - Nie mogę...
- Nie przepraszaj. Niczego nie musisz, nic nie jest twoim obowiązkiem - złożył ostatni, drobny pocałunek na moich ustach i wstał z kanapy - Pójdę już. Jutro wieczorem przyjadę po Ciebie.
   Kiwnęłam tylko głową w odpowiedzi. Odprowadziłam go do drzwi wyjściowych. Spojrzał na mnie, a ja zaczęłam dopiero sobie uświadamiać, że być może to ostatni raz gdy dane jest mi na niego patrzeć, gdy jest obok.  Gdy już miał nacisnąć klamkę podeszłam do niego i przytuliłam się zatrzymując go tym samym. Bez wahania objął mnie i docisnął do siebie. Chciałam poczuć znów zapach jego skóry, znów zobaczyć w jego oczach jak patrzy na mnie z miłością idealną, cudowną i nieskazitelną.
- Kocham Cię - wyszeptał, a ja próbowałam się nie rozpłakać.
- Ja Ciebie też. Bez względu na wszystko zawsze będę Cię kochać - mocniej zacisnęłam pięści na jego płaszczu - Dobranoc.
- Dobranoc -ucałował mnie w czoło i wyszedł, rzucając mi swoje ostatnie, cudowne spojrzenie.
  Zostałam sama. Zupełnie sama w tym wielkim, pustym domu. Nie chcąc siedzieć tutaj i rozpaczając, udałam się na stajnię. Tam wylałam jednak kolejne łzy, żegnając się ze swoimi najcudowniejszymi wierzchowcami. Zostawiałam tutaj wszystko co kochałam. Wszystko.
   Gdy w końcu zmęczenie wzięło górę, wróciłam do domu. Wykonałam wszystkie rutynowe czynności, słaniając się po pomieszczeniach niczym robot. Bez uczuć, wyrazu twarzy, niczego. Tę noc spędziłam w sypialni rodziców. Czułam jeszcze na pościeli ich zapach, zapach najbliższych memu sercu osób. Ból roz­sta­nia jest po stok­roć gor­szy aniżeli każdy in­ny. Przy­pomi­na ope­rac­je bez znie­czu­lenia pow­tarzające się każde­go dnia. Wczo­raj czułam jak wy­cinają mi ser­ce, dziś ja­kiś in­ny or­gan, które­go nie pot­ra­fię zidentyfikować. Mamo? Tato? Gdzie jesteście? Dlaczego mnie zostawiliście? Czym wam zawiniłam? Objęłam brzuch rękoma, zanosząc się znów płaczem. Wiedziałam, że to dziecko jest owocem naszej miłości. Ostatnią, piękną, najpiękniejszą pamiątką jaką będę mieć po Michaelu. Od teraz nic, nigdy nie będzie takie samo. Prawdziwa miłość jest jedna. Wszystko przed nią to tylko zapowiedzi, a wszystko po niej to marne podróbki.


***

Komentarz = to motywuje !


~~~~~

"Kochać to także umieć się roz­stać. 
Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, 
na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. 
Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, 
jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, 
jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, 
cza­sem wbrew własnemu."

4 komentarze:

  1. Nie krzyczeć , nie krzyczeć ? Ja mam nie krzyczeć? JA?! Marzenie.Ciesz się ,że nie siedzisz teraz obok mnie .
    Szczerze to myślałam ,że Michelle od razu jak ze szpitala wyjdzie to poleci gdzieś tam,jak się teraz okazało do Londynu .Dobrze,że spędziła trochę czasu z Michaelem,ale ja i tak jestem wkurwiona i wcale mnie to nie pocieszyło. Jestem normalnie tak na nią zła ,że to przechodzi ludzkie pojęcie.Myślałam ,że jak się z nim spotka to zmieni zdanie , no nie wiem chociaż mu o dziecku powie ,bo ma do cholery prawo wiedzieć!!! Ja nie kumam jej tak samo jak Diany u Oli kompletnie .
    Rozumiem ,że przekłada dobro swoje ponad dobro jego czy jak to tam idzie ,ale Michael nie będzie szczęśliwy bez niej ,a ona bez niego.Czy ona tego nie wie? Skoro go tak kocha to niech go nie zostawia.Nie zgadzam się z tym przysłowiem , metaforą czy co to tam jest u góry , no może tak w połowie ,bo moim zdaniem jeśli kogoś kochasz , a ten ktoś kocha Ciebie to po co masz mu pozwolić odejść ,albo się z nim rozstać.To głupie!!! Nie zgadzam się z decyzją Michelle i będzie jeszcze ryczeć po nocach za Michaelem , a już nie wspomnę o tym jak będzie każdego dnia patrzeć na ich dziecko .
    Mimo to czekam z niecierpliwością na nexta , bo jestem cholernie ciekawa co wydarzy się dalej.
    Życzę weny i zdrowiej mi tam <33333
    Pozdrawiam cieplutko :**

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie będę krzyczeć. Tak jak mówiłam ostatnio - rozumiem Michelle, choć to troszkę smutne, że będzie znosić sama ten czas, nikt nie będzie jej podtrzymywał, ani całował tego brzuszyska.
    Ale kiedyś do siebie wrócą, przecież nie bez powodu pisałabyś jeszcze dwie części.
    Dziś nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale nie chcę się wypalić literacko, bo zamierzam pusać swoje opo, so...
    Pozdrawiam i do zobaczenia (bez kolejnej notki nie chcę nawet Cię widzieć) w Wigilię!
    Alex :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja znowu rycze.. No cholera jasna. Mam strasznie słabe nerwy i nie wytrzymuje napięcia. To jest taka cholerna siła, że nie jestem w stanie jej zatrzymać.
    Patrycjo..
    Ja nie mam siły do Ciebie jednakże uważam, że czasem smutne historie są o wiele piękniejsze niż te gdzie jest wieczna sielanka. Kolejne opowiadanie, które wpływa na mnie niepowtarzalnie mocno. Mimo, że mam ochote złoić Michelle to ją podziwiam bo ja bym nie była w stanie tyle poświęcić co ona. Ten moment ze zgubionym szczegółem, ślicznie to ujęłaś w słowa. Jestem zachwycona wręcz nie wiem co powiedzieć. Znam całą fabułe całej historii, a to i tak na mnie działa. Dobierasz to tak genialnie w słowa, że czyta się to z ogromną przyjemnością. Te przemyślenia są prawdziwe i strasznie głębokie. No Patryniu moja droga, niszczysz mnie, oj niszczysz dziewczyno.
    No masz ten niezwykły dar trafiania do czytelnika, no masz i korzystaj z niego do końca.
    Co do dalszych wydarzeń, ja nie mam kompletnie siły i nie wiem jak to skomentować, jak to się wszystko potoczy. Po prostu licze, że jeszcze w serii Remember będą miłe chwile..
    Chciaabym pisać tak dobrze jak ty, tak sobie myśle, że moje opowiadanie będzie mieć podobną formułe lecz inną historie i drugą część i zastanawiam się jak to napisać by choć w troche było tak dobre jak Remember.
    Czekam z niecierpliwością na nexta! Życze masy weny!
    Pozdrawiam Cieplutko! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Gupia Michelle! Gupia! >.< Powinna zostać z Michaelem! Muszą być razem! Muszą!
    Idealnie do siebie pasują. Takie dwa odmienne charakterki XD
    Jestem ciekawa, kiedy Michelle powie Jackson'owi o dziecku, o ile w ogóle powie.
    Oni nie mogą się rozstać noo... :(
    Czekam na nn i zapraszam do siebie :)
    Wesołych Świąt!
    Ważka.

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic