czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 32

Rozdział wyszedł mi fatalnie - wybaczcie :C
Dopiero wróciłam z uczelni,  padam na ryjak. Idę się pakować zaraz, a was zostawiam z tym rozdziałem:)
Od następnego trochę się w życiu naszej bohaterki wydarzy, co będzie miało wpływ na dalsze losy tej historii :)
Kolejna nocia w poniedziałek wieczorem myślę :P
Dziękuję wszystkim czytającym i komentującym !
Każdy wasz komentarz i opinia, są dla mnie powerem do dalszego bazgrania tych wypocin dla was <3
A i małe info: Remember to be Happy będzie mieć 38 rozdziałów (więc już niedługo). Wiem, bo już mam całość napisaną xD
Niedługo zabieram się powoli do: Remember, I love You - ale o tym więcej już powiem po skończeniu pierwszej części:)
Uciekam, muszę wstać w nocy przed 3cią i jechać na pociąg. Szykuje mi się dobry weekend we Wrocku:)
Pozdrawiam !:*

~~~~~


  Poczułam na sobie czyjś dotyk. Poruszyłam się delikatnie, powoli otwierając zaspane oczy. Uśmiechnęłam się czując jak te dobrze mi znane usta składają drobne pocałunki na mojej szyi.
- Od rana zaczynas ? - odwróciłam się w jego stronę nie kryjąc radości wymalowanej na twarzy.
- Brakowało mi takich poranków - przygryzł delikatnie wargę - Trzeba powoli się zbierać.
- Która godzina? - podniosłam się aby sprawdzić na telefonie. Mój wzrok zatrzymał się jednak na czymś innym - Mike?
- Tak?
- Co... Co się stało z łóżkiem? - spojrzał w tym samym kierunku co ja. Oparcie było pęknięte na pół, a jedno ze zdobień całkowicie odpadło i leżało na podłodze. Nie wspomnę o tym, że rączka była cała wyłamana. Michael zaczął się głupkowato śmiać, ja zaś byłam lekko przerażona.
- Chyba nas trochę poniosło wczoraj - wydukał wciąż się śmiejąc jak wariat.
- Michael to nie jest zabawne! My rozwaliliśmy łóżko.
- Spokojnie, zapłacę za nie, o nic się nie martw - przyciągnął mnie do siebie i pocałował krótko - Chyba nie mają tak dobrych tych łóżek jak się reklamują.
- Michael to nie jest śmieszne - teraz to ja nie mogłam zachować powagi i zaczęłam się chichrać - Mają bardzo dobre łóżka, tylko po prostu dla Ciebie powinni produkować jakieś ze stali czy coś.
- No coś Ty, ja grzeczny byłem.
- Jasne, byłeś rozgarnięty jak kupa liści.
- Znów mi będziesz dokuczać? - obrócił mnie na plecy i wisiał nade mną szczerząc się zadziornie - Odwołaj to.
- Złaź ale już - pstryknęłam go w nos.
- A jak nie to co mi zrobisz?
- Walne Cię w czajnik, tak że aż parą zaleci.
- No to się doigrałaś - bez wahania zaczął mnie łaskotać.
  Zaczęłam się rzucać po i tak zdemolowanym po nocy łóżku, błagając go aby przestał. Oczywiście nie dał za wygraną i pomęczył mnie jeszcze trochę. Gdy w końcu się zlitował i zakończył tortury, pocałował mnie delikatnie w usta i wypalił bez zastanowienia:
- Chciałbym mieć dziecko.

- Co byś chciał? - spojrzałam na niego sama nie wiem czy zdziwiona, czy przerażona, a może jedno i drugie?
- Dziecko, kocham dzieci. Kocham również Ciebie... A gdy z miłości rodzi się życie, to szczęście na imię dziecka.
- Michael nie czas na to, jeszcze nie teraz - odwróciłam głowę, by nie patrzeć mu w oczy. Zauważył chyba moje zmieszanie, gdyż ujął moją twarz w dłonie i zmusił bym znów patrzyła prosto na niego - Mike... Jest dobrze tak jak jest. Nie zmieniajmy nic.
- Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba - spojrzał na mnie smutno - Ale jeśli nie chcesz, zrozumiem.
- Nie chodzi o to, że nie chcę. Michael ja mam pracę, nie wspominając o Tobie. Wspinasz się na sam szczyt, odnosisz sukcesy, ciężko pracujesz by być tym kim jesteś.
- A co ma do tego dziecko?
- Ono Ci to uniemożliwi. Wiem, że pragniesz zostać ojcem i wiem dlatego też, że dla niego poświęciłbyś wszystko. A ja nie chcę, aby się to dobiło na Twoim życiu. Nie jesteś byle jaką gwiazdką, wiele trudu włożyłeś w to wszystko, masz talent, masz fanów którzy Cię kochają. Na pierwszym miejscu masz być teraz ty i twoje marzenia.
- Dziecko jest moim marzeniem - pocałował mnie w kącik ust - Z tobą.
- Michael proszę... - przytuliłam go do siebie - Wrócimy do tego tematu, ale jeszcze nie teraz - rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Nim zdążyliśmy zareagować jakkolwiek uchyliły się, a w nich wychyliła się roześmiana buźka Emmy:
- Mogę czy jesteście zajęci? - spytała ukazując swoje białe ząbki.
- Chodź do nas - Michael poklepał miejsce na łóżku, a dziewczynka niewiele myśląc wparowała do pokoju i wgramoliła się miedzy nas pod kołdrę - Wyspałaś się?
- Tak, tylko strasznie głośno u was tutaj było - Mike zaczął się śmiać, ja zaś spaliłam buraka nie wiedząc co mam odpowiedzieć małej.
- To pewnie tylko sen - pogłaskałam ją po głowie i ucałowałam we włoski. Michael nie wiem czemu bacznie mi się przyglądał - Co jest? - zapytałam nie spuszczając z niego wzroku.
- Nic, byłabyś cudowną mamą - uśmiechnął się, a ja poczułam ścisk w żołądku.
- Miśka jesteś w ciąży?! - rzuciła dziewczynka patrząc na mnie z iskierkami w oczkach.
- Nie, wujek tak sobie tylko powiedział - skarciłam go wzrokiem.
- Aa, szkoda - rzuciła smutno, a ja poczułam jak zaczynają mnie ogarniać dziwne podejrzenia.
- Wszystko gra? - Mike dotknął dłonią mojego policzka, widząc moje zdenerwowanie.
- Tak, jasne - posłałam mu fałszywy uśmiech - Musimy się zbierać.
- Odwiedzicie mnie kiedyś w moim domu? - Emma spojrzała na Michaela, a potem na mnie błagalnym wzrokiem.
- Oczywiście, wpadniemy z wizytą jak tylko będzie taka możliwość - mężczyzna ucałował ją w czółko - A Ty - zwrócił się do mnie - Wracasz dzisiaj z Emilio?
- Tak, nie mogę przecież go zostawić i wrócić z wami.
- Rozumiem - odparł smutno - Uważaj tylko na siebie.


  Lot trwał nieubłaganie długo. Próbowałam się skupić na książce, czymkolwiek - chciałam już jak najszybciej znaleźć się w domu. Mike i Emma na pewno już dawno wylądowali, a ja chciałam pomóc jej się spakować i pożegnać, bo przecież wyjeżdżają wieczorem do siebie. Bolało mnie rozstanie z tą małą, jednak świadomość, że Vanessa już nie będzie miała możliwości unicestwić naszego szczęścia, była pocieszająca. 
- Wszystko gra? - Emilio spojrzał na mnie ukradkiem, odrywając wzrok od swojego telefonu.
- Tak, po prostu chcę już być na miejscu.
- Niedługo lądujemy. Na lotnisku będzie czekać na nas kierowca, zawiezie Cię prosto pod dom.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie.
  Ostatnia godzina zleciała już trochę lepiej. Bóle w podbrzuszu znów mnie zaczęły dopadać, więc jedyne o czym myślałam to dom i chwila spokoju po tej wyczerpującej podróży. Idąc przez lotnisko byłam nieobecna wzrokiem, sama nie wiem... Powinnam być szczęśliwa, nie? Jednak wątpliwości mnie zjadały, wierzyłam mu, jednak coś ciągle nie dawało mi spokoju. Miałam wrażenie, że to jeszcze nie koniec naszych problemów, że wydarzy się coś o wiele gorszego. Przesadzałam? Możliwe, ciągłe myślenie i analiza nie wychodzą mi na dobre.
- To tutaj, dziękuję - odparłam do kierowcy, gdy zatrzymał się na podjeździe pod moim domem. 
   Pożegnałam się, wyjęłam z bagażnika walizki i wolnym krokiem szłam w kierunku drzwi. Samochód ojca stał pod garażem, więc zapewne był w domu. A Vanessa? Mam nadzieję, że ta małpa nie stanie mi dzisiaj na drodze. Niech wyjeżdża i nigdy nie wraca.
  Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Zostawiłam bagaże na przedpokoju i skierowałam się od razu do kuchni, skąd dobiegał piękny zapach.
- Wróciłam! - krzyknęłam na widok taty stojącego przy kuchence.
- No wreszcie - podszedł do mnie i wyściskał jak nigdy - Znikasz mi tak z dnia na dzień, zostawiasz list o wyjeździe i zero czegokolwiek. No mów teraz, opowiadaj - uśmiechnął się i usiadł przy stole bacznie mi się przyglądając.
- A więc... - zajęłam miejsce na przeciwko niego - Pytasz mnie o pokaz, czy Michaela?
- O jedno i drugie, opowiadaj wszystko - wyszczerzył się zadziornie.
- Wiesz tato, nie poznaję Cię.
- Aż tak stary jestem, że dziwne że interesuję się sprawami córki? - zaśmialiśmy się - No opowiadaj, ciekawi mnie jak to załatwił bo gdy pytał mnie o zabranie Emmy, był bardzo zdesperowany.
- Można tak powiedzieć - spojrzałam na niego - Pokłóciliśmy się dość poważnie, długa historia nie warta zachodu. 
- Ale jest już ok?
- Chyba tak, mam taką nadzieję.
- Cieszę się, polubiłem go - spojrzałam na tatę dość podejrzliwie - No co?
- Wiesz, myślałam, że nigdy się do niego nie przekonasz.
- Po prostu wiem, że mam piękną córkę, ale mam też nóż i alibi, więc niech ma się na baczności.
- Tato... - znów wybuchnęliśmy śmiechem, brakowało mi go, mojego starego, dobrego tatuśka - Strasznie Cię kocham.
- Ja Ciebie też córeczko - ścisnął delikatnie moją dłoń - Co robisz jutro rano?
- Nie wiem jeszcze, dopiero wróciłam. A dlaczego pytasz?
- Pojedziesz ze mną do szpitala ?
- Do mamy? Ale... Czy coś się ...? - głos lekko mi się podłamał.
- Nie, wręcz przeciwnie - uniósł lekko kąciki ust - Wypisują ją, jutro możemy ją zabrać.
- Nareszcie! - nie wytrzymałam i rzuciłam się wręcz na tatę, siadając mu na kolanach i mocno ściskając - Jak ja się cieszę, tato nie wiesz ile czekałam na to... Co mówił doktor Stewart?
- Jest lepiej, duża poprawa. Możliwe, że ich rokowania nie będą miały póki co większych podstaw i mama z nami zostanie jeszcze długo...
- Tak bardzo was kocham - wtuliłam się w niego - Mam tylko was, wiecie o tym, nie?
- Zawsze będziemy z Tobą córeczko, o tutaj - przyłożył dłoń na mojej piersi w miejscu bijącego serca - Pamiętaj o tym, dobrze?
- Oczywiście tatko - ucałowałam go w policzek - Rano po nią pojedziemy, przygotuję na wieczór pyszną kolację i zjemy razem we trójkę, jak za dawnych lat.
- Miśka! - do kuchni wparowała mała Emma - Już się bałam, że nie zdążysz się pożegnać! 
- Obiecałam przecież, że będę - oderwałam się od taty i wzięłam małą na ręce.
- Vanessa się kończy kąpać i chyba pora się zbierać.
- Zawiozę was - rzucił tata.
- Ale ja mogę je zawieźć, nie ma problemu.
- Nie nie, ty córcia zostań sobie, odpoczywaj po podróży - spojrzał na zegarek - To ja lecę się ogarnąć, za pół godziny Emmo bądźcie z Vanessą gotowe na dole.
- Dobrze wujku - rzuciła dziewczynka i spojrzała na mnie - Widziałaś się z Michaelem?
- Nie, mówił coś?
- Przywiózł mnie tutaj i mówił, że jedzie załatwić jakieś sprawy. Prosiłam aby został, ale odmówił... Chyba nie chciał znów się z moją siostrą spotkać.
- Możliwe.
- Michelle? - dziewczynka spojrzała na mnie - Dziękuję, dziękuję za wszystko - przytuliła się do mnie mocno.
  Przy­bierając niewin­ny wy­raz twarzy, spod czar­nych, długich rzęs, rzu­ciła mi błękit­ne spoj­rze­nie pełne dziecięcej ufności. Człowieka, który patrzy w oczy dziecka, uderza przede wszystkim ich niewinność: owa przejmująca niezdolność do kłamstwa, do zakładania maski, czy chęci bycia kimś innym, niż jest.


  Wróciłem do Neverlandu w nienajlepszym humorze. W zasadzie byłem wściekły... W studio czekała mnie niemiła pogawędka na temat mojego nagłego zniknięcia, gdzie przecież nie mogłem opuścić nawet jednego nagrania. Chciałem coś wkręcić Quincemu, jednak jak się okazało Paryskie gazety wyczaiły mnie na okazie Vissavie, więc mój plan legł w gruzach. Musiałem się tłumaczyć ekipie co tam robiłem, a ja nie miałem najmniejszej ochoty się nikomu spowiadać. Zebrało mi się i to równo, teraz musimy wszystko nadrobić i zmienić grafik co oczywiście też 'jest moją winą'.
  Opadłem w salonie bezradnie na kanapę. Powinienem być zmęczony podróżą i tym wszystkim, jednak brakowało mi obecności kogoś bliskiego. Tak, brakowało mi jej. Najmniejsza nawet rozłąka była dla mnie męcząca, po ostatniej kłótni szczególnie mnie to dotknęło. Wyjąłem komórkę i już miałem wykręcić jej numer, gdy po chwili namysłu po porostu wstałem, wziąłem z wieszaka płaszcz, w którym przed chwilą wróciłem i wyszedłem.
  Błękitne niebo przykryła już ciemna przestrzeń, noc była wyjątkowo piękna i gwieździsta. Jechałem dobrze mi znaną drogą, cały czas rozmyślając o ostatnich wydarzeniach, ostatniej nocy w Paryżu. Na podjeździe pod jej domem nie było żadnego auta, pojechali? No tak, przecież dziewczyny dzisiaj miały wrócić do siebie. Jednak kiedy już miałem zawrócić, światło w jednym z okien się zapaliło. Zgasiłem silnik samochodu i podszedłem do drzwi, delikatnie w nie pukając.
- Michael? - na widok ukochanej mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Dobry wieczór, można? - próbowałem mówić jak najbardziej formalnie, próbując zachować powagę.
- Oczywiście Panie Jackson, proszę wejść - nie była mi dłużna, wszedłem do środka i spojrzałem na nią, zachowanie przy niej powagi było wręcz niemożliwe - Czy coś nie tak Panie Jackson? - znów zażartowała, nie spuszczając ze mnie wzroku. W końcu nie wytrzymałem i ująłem jej twarz w dłonie składając na wargach pocałunek - A więc to tak Pan postępuje? - zaśmiała się - Chodź łobuzie, napiszesz się czegoś?
- Sok pomarańczowy jeśli masz - weszliśmy do kuchni - Nikogo nie ma?
- Nie, tata pojechał zawieźć Emmę i Vanessę - przerwała na chwilę - Pusto tu będzie bez małej.
- Zawsze można temu zaradzić - zaszedłem ją od tyłu przytulając. Położyłem dłonie na jej brzuchu i pocałowałem delikatnie kark. Poczułem jak po jej ciele przebiega delikatny dreszcz - Dlaczego nie chcesz się do mnie wprowadzić?
- Mike... - odwróciła się do mnie przodem - Proszę Cie... Temat przeprowadzki i dziecka zostawmy na dalszym planie. Jest dobrze tak jak jest.
- Ale może być jeszcze lepiej - odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho - Przemyśl to.
- Póki co muszę zająć się mamą, jutro wychodzi.
- Naprawdę? - uśmiechnąłem się szeroko - To cudownie, czyli już z nią lepiej?
- Chyba tak. Jutro jadę rano z tatą po nią, dowiem się od doktora szczegółów. Doktor Stewart mnie bardzo lubi, na pewno wszystko mi wyśpiewa jak na spowiedzi - spojrzała na mnie - Pojedziesz z nami?
- Nie mogę - powiedziałem już z poważniejszą miną - Jak odwiozłem Emmę do was, pojechałem prosto do studia. Dostałem niezłe kazanie za ten nagły wylot do Francji, teraz muszę nadrobić wszystko bo inaczej mi żyć nie dadzą. Przyjadę do Ciebie jutro wieczorem, dobrze?
- Jasne - rzuciła krótko, przytulając się do mnie delikatnie - Chodźmy do mnie, obejrzymy coś?
- Co proponujesz? - przygryzłem delikatnie wargę - Masz na stanie jakiś horror?
- Coś mam, a co Cię na straszydło wzięło?
- Nic, po prostu lubię jak się boisz i przytulasz do mnie z całej siły - wyszczerzyłem się.
- Głupek - sprzedała mi sójkę w bok śmiejąc się i ciągnąc za rękę po schodach na górę.
  Tak jak się spodziewałem, Michelle siedziała na łóżku wtulona we mnie jak w pluszowego misia. Spoglądałem na nią co chwila, widząc jak zmęczenie bierze nad nią górę i powoli przymyka oczy. Przeczesywałem palcami jej włosy, muskając delikatnie policzek. 
  W końcu zasnęła. Delikatnie wyswobodziłem się spod niej i ułożyłem ją na poduszce, przykrywając porządnie kocem. Poruszyła się delikatnie, jednak cały czas była pogrążona w krainie snów. Pocałowałem ją ostatni raz w czoło i wyszedłem z pokoju cichutko gasząc za sobą światło.
  Na dole spotkałem jeszcze jej tatę. Był trochę zdziwiony, że Michelle śpi, a ja zamiast zostać, wymykam się z domu. Nie chciałem jednak nadwyrężać jego zaufania, w dodatku w studio musiałem stawić się wcześnie rano, a jej należy się teraz solidny odpoczynek. Gdy wsiadłem już do samochodu, spojrzałem ostatni raz w okno od jej sypialni.
  Czy jestem w niej zakochany? Tak, ponieważ czekam. Inny nie czeka nigdy. Oczywiście, jak to mężczyzna, czasem chcę odgrywać tego, który nie czeka... Czymś próbuję się zająć, przyjść spóźniony... Ale w tej swojej grze i tak zawsze przegrywam. Po prostu, cokolwiek zrobię i tak zawsze jestem punktualny. a nawet przychodzę za wcześnie. Taka, fatalna tożsamość zakochanego, to nic innego jak - jestem tym, który czeka. Co w niej widzę? Po prostu, kiedy tylko spojrzę, widzę wszystko to czego szukam, oddycham nią, zawładnęła wszystkimi moimi zmysłami. Moje serce mówi mi, że znalazło swój dom. A w jej oczach... A w jej oczach widzę swoje nienarodzone dzieci.

***

Komentarz = to motywuje !


~~~~~



"Tonem podstawowym w harmonii rodzinnej 
musi być zawsze krzyk dziecka, 
inaczej będzie brakować najważniejszego głosu."


3 komentarze:

  1. Hejka ♥
    Na początku mały ochrzanik. No bo albo ja pochłaniam te notki, że nie ogarniam już długości, albo one są krótsze. Ej ;c chyba już o tym gadałyśmy? Będzie kopal w dupal :p
    A wracając do notkiii, która wyszła jak zwykle genialnie: Ja od zawsze mówiłam, że Michael to 'hard men' w łóżku, jestem dumna z niego. A tak serio? Ryczałam ze śmiechu, ojj nie winić ich XD musieli nadrobić stracony czas, no ni ma huja XD
    Jak sobie pomyśle co ty wykombinowałaś to radość z gęby mi schodzi i robi mi się przykro, że jednym pstryknięciem potasujesz wszystko jak talie kart.
    W ogóle przedstawiasz fajnie ich relacje (może to kiedyś mówiłam?), nie słodzisz im i to sie fajnie czyta. No co tu duużo mówić? Jak zwyklee cudnie napisana notka, którą się z ogromną przjemnością czytało.
    Dobrze, że Vanessa w końcu odjechała, zaś przykro bo nie będzie z nami tego aniołka. (btw nie wierz im XD To nie jest, to dzikie orgie w wykonaniu Michael&Michelle)
    Czeekaaammm na nexta! Życze masy weny!
    Trzymaj sie :*
    Pozdrawiam Marysia :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tak krótko ja się pytam?
    Zdaje mi się czy Tu piszesz krócej?
    Ja to wiem, że Michelle jest w ciąży xd Nie wiem, co ja się tak na upadłam, ale jakoś to wiem xd
    Ale dobra, nie zwracaj na mnie uwagi.
    Dziwnie teraz będzie bez Emmy. Tak pusto. Moim zdaniem dużo wprowadziła do życia tej dwójki.
    Weny!) ;
    Pozdrawiam :)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha rozwalili łóżko!
    Nie mogę no, jak to przeczytałam to głupawki dostałam. To ostro musiało być w takim razie. No, ale żeby rozpierdzielić wyro? I to Michaś? Aniołek nasz, taki grzeczny zawsze był. Bad boy normalnie :-D
    Nie uwierzę dopóki nie zobaczę, naprawdę!
    Dobrze, że ta suka wreszcie się wyprowadziła od Michelle, bo już miałam jej serdecznie dosyć. Małpa jedna. Niby wszystko już ok między Michaelem i Michelle, ale to tylko cisza przed burzą zresztą sama to powiedziałaś, że nie będzie kolorowo. Mi również smutno z tego powodu ja wiem, wiem nie może być nudno. W opowiadaniu musi się coś dziać, ale ja mam takie złe przeczucia, że no nie wiem się rozstaną czy coś. Jeszcze Michał dzieci sobie zamarzył, Miska nie chce teraz ja się nie dziwię przecież ona jest młoda za młoda moim zdaniem na dziecko. I jeszcze te jej dolegliwości na stówę ona jest w ciąży. I coś mi się wydaje, że kolejny problem się szykuje. Mogą się o to pokłócić. O jeny masakra normalnie.
    Ja już nie mogę się doczekać następnej części.
    Weny życzę, która ci jak widzę
    dopisuje ;-)
    Pozdrawiam cieplutko <3 :-* :-* :-*

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic