sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 31

  Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Otworzyłam wciąż zaspane oczy i sięgnęłam ręką na stolik po komórkę.
  'Michael'.
  Ostatnio na wyświetlaczu pojawiało się stale to imię. Odłożyłam urządzenie z powrotem na miejsce, jakbym chciała sobie udowodnić, że jest mi obojętny. Usiadłam rozglądając się po pokoju i powoli przypominając wczorajszy wieczór. Byłam na siebie cholernie zła. Nie powinnam była się godzić na tę kolację. Narobiłam mu nadziei, po czym bezczelnie ją odebrałam. Zostawiłam go tam, samego. Przyznam się, że miałam ochotę w pewnym momencie mu ulec, brakowało mi ciepła i bliskości, jaką miałam zawsze od Michaela. Pewnie każdy normalny by pomyślał, że nie powinnam mieć poczucia winy, w końcu w jakimś stopniu mój szef chciał mnie wykorzystać w celu 'osobistym'. Ale mogłam już dawno to ukrócić, powiedzieć i postawić sprawę jasno. Zamiast tego bawiłam się z nim w kotka i myszkę, a zabawa ta zaczęła zachodzić za daleko od mojego rozstania z Michaelem. 
  Zerknęłam na zegarek - już dziewiąta. Do pokazu zostało zaledwie kilka godzin. Niechętnie wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki w celu wykonania rutynowych czynności. Gdy już ogarnięta miałam opuścić łazienkę, poczułam jak kręci mi się w głowie. Złapałam się o ramę drzwi aby nie upaść. Nie minęła chwila, a poczułam jak po raz kolejny w tym tygodniu zbiera mi się na wymioty. Po sekundzie już byłam przy ubikacji, uwalniając z siebie wszystko co miałam chyba w środku. Przysiadłam na toalecie spuszczając jednocześnie wodę. Co się dzieje? Jeśli dolegliwości nie ustaną, chyba będę musiała się udać w końcu do tego lekarza.
  Ubrałam czarną sukienkę i szpilki. Pogoda za oknem była cudowna, jednak nie potrafiłam się jakoś cieszyć szczerze tym wszystkim. Sny o pięknym, cudownym Paryżu traciły blask, gdy brakowało nam obok tej ukochanej osoby. Zamknęłam pokój i gotowa ruszyłam do drzwi obok. Serce waliło mi jak szalone, bo co ja mam mu powiedzieć? Zapukałam niepewnie. Otworzył mi je z jak zawsze wielkim uśmiechem, ogarniając mnie wzrokiem.
- Ślicznie wyglądasz  - rzucił przygryzając wargę.
- Dziękuję, Ty również dobrze wyglądasz.
- Wejdź proszę - zaprosił mnie do środka - Daj mi jeszcze minutkę i się zbieramy.
- Emilio zaczekaj...
- Tak? - zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
- Chciałabym Cię przeprosić.
- Przeprosić? - spojrzał na mnie niepewnie - Nie rozumiem?
- Za wczoraj. Nie chciałam, abyś źle odebrał moje intencje. 
- Posłuchaj... - podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy - Domyślam się, co jest powodem Twoich wszelkich zahamowań i rozumiem to. O nic Cię nie winię. 
- Dziękuję - szepnęłam spuszczając wzrok i sama nie wiem czemu przytuliłam się do niego.
  Potrzebowałam czyjegoś ciepła, oparcia i zrozumienia. Mimo iż Emilio był jaki był, to darzyłam go swego rodzaju sympatią. Wzbudzał moje zaufanie, potrafił stwarzać dwuznaczne sytuacje, ale nigdy nie robił nic na co mu nie pozwoliłam, nie skrzywdziłby mnie - wiem o tym. Gdy w końcu się od niego odkleiłam, mężczyzna bez słowa ucałował mnie w czoło niczym ojciec i zniknął za drzwiami łazienki.
  Po niecałych 15 minutach był gotów do wyjścia. Opuściliśmy hotel rozmawiając jak starzy, dobrzy znajomi. Widział zapewne mój narastający stres, którego nie byłam w stanie opanować. Pod wejściem czekała już na nas czarna limuzyna, która miała nas zawieźć pod budynek Vissavie. 


  Siedziałem wpatrując się w widok za małą szybą samolotu. Obraz ponad chmurami był czymś niesamowitym, czujesz się, jakbyś był na samym dachu świata. Wszystko pod Tobą jest takie małe... Jednak problemy i uczucia pozostają niezmienne. Całą drogę miałem przed oczami jej obraz, wspomnienia z tej felernej nocy, której 'twórcą' była Vanessa, przyprawiały mnie o ścisk w żołądku i ból w sercu. Szczęście jest takie nieuchwytne, nieprawdaż? Gdy myślisz że już je złapałeś, że już jest Twoje - ono nagle opuszcza nasze dłonie bez pytania o zgodę.
  Spojrzałem ukradkiem na śpiącą Emmę, która główką była oparta o moje ramię. Uśmiechnąłem się mimowolnie i pogłaskałem ją po krótkich, blond włoskach całując w nie jednocześnie.
- Wstawaj księżniczko, zaraz lądujemy - szepnąłem jej do ucha.
- Hmmm...? Jesteśmy...? - zapytała śpiącym głosikiem - Zdążymy na pokaz?
- Oczywiście, że zdążymy.
- Cieszę się, że tata Miśki pozwolił mi z Tobą jechać.
- Ale pamiętasz co mówił? Masz być grzeczna i się słuchać.
- Ja zawsze jestem grzeczna! - zaśmiałem się i wzrok znów zatrzymałem w widoku za oknem.
- Podać coś jeszcze Panie Jackson? - spytała młoda, ciemnowłosa stewardessa uśmiechając się do mnie zalotnie.
- Nie, dziękuję. Emma chcesz coś?
- Wodę - odparła dziewczynka, na co kobieta kiwnęła głową i odeszła.
  Mimo iż był to mój prywatny samolot, to widziałem ją tutaj pierwszy raz. Obcisła spódniczka i czarne rajstopy podkreślały jej długie nogi. Włosy zaś upięte w artystycznego koka odsłaniały jej delikatną buźkę.
- Proszę - wróciła z wodą dla małej i znów spojrzała na mnie. Już miała odejść gdy zatrzymałem ją pytaniem:
- Jak Ci na imię?
- Mia.
- Piękne imię, - dziewczyna zaczerwieniła się i uśmiechnęła niepewnie.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co, stwierdzam tylko fakty. Skąd jesteś?
- Urodziłam się w Anglii, ale od ponad 10 lat mieszkam w Stanach - spuściła zawstydzona wzrok.
-  Dlaczego unikasz mojego spojrzenia? - popatrzyła mi w oczy jak na rozkaz, już chciała udzielić odpowiedzi gdy uprzedziłem ją - Masz śliczne oczy, powinnaś jak najczęściej je wykorzystywać.
- Raz jeszcze dziękuję - odparła speszona i odeszła wolnym krokiem, gdy ja odprowadzałem ją wzrokiem, śledząc dokładnie  każdy jej ruch.
- Kochasz Miśke? - wyrwała mnie z transu Emma.
- Oczywiście. Cóż to za pytanie?
- To nie rób tak - rzuciła, chyba lekko urażona moim zachowaniem wobec stewardessy.
  Resztę czasu, aż do lądowania spędziliśmy w ciszy. Mia również nie odwiedziła nas ani razu, dopiero przy wyjściu stała jak wymagał od niej zawód w drzwiach, żegnając się z pasażerami. Uśmiechnąłem się tylko delikatnie na pożegnanie i opuściłem pokład samolotu razem z moją małą towarzyszką. Emma oczywiście nie mogła się napatrzeć na wszystko, a ja musiałem mieć oczy dookoła głowy aby jej nie zgubić. Przypominała mi trochę Michelle - obie były roztrzepane i urocze zarazem. Nie można było długo się gniewać czy winić za drobne przewinienia. 
  Zgodnie z ustaleniami szofer czekał na nas na parkingu lotniska. Miałem na sobie maskę, ciemne okulary i czapkę, aby uniknąć niespodziewanych scen. Zależało mi na czasie. Jedyne o czym myślałem to pokaz i moja ukochana, którą tak uparcie pragnąłem już zobaczyć.
  Znałem Emilio już trochę czasu i wiedziałem dokładnie w jakich hotelach zazwyczaj przebywa. Kierowca zawiózł nas dokładnie we wskazane miejsce. Kazałem małej poczekać z szoferem, a sam udałem się do środka budynku. Stanąłem przy ladzie, gdy w końcu podszedł do mnie mężczyzna, kończąc rozmowę przez telefon.
- Witam, w czym mogę służyć?
- Chciałbym dowiedzieć się, czy macie tutaj rezerwację na nazwisko Honses.
- Przykro mi, nie mogę udzielić Panu takich informacji.
- Proszę - rozejrzałem się, czy aby nikt nie stoi za mną w kolejne i zdjąłem na chwilę okulary i maskę, aby móc się pokazać chłopakowi - To dla mnie ważne.
- Proszę poczekać Panie Jackson, chwilka.
- Dobrze, ale proszę nie mówić mi po imieniu, zależy mi aby...
- Rozumiem - uśmiechnął się i wpisał coś w komputer - Tak, mamy zarezerwowane dwa apartamenty na 20 piętrze na nazwisko Honses - 'dwa' pomyślałem, dziwnie poczułem jakby ulgę.
- Można wiedzieć w jakim terminie?
- Z tego co widzę są od wczoraj i rezerwacja jest do jutra.
- Macie może jeszcze wolny apartament na tym piętrze?
- Został nam jeden dwuosobowy.
- Świetnie, w takim razie poproszę. A i jeszcze jedno... Wie Pan może czy jest jeszcze u siebie?
- Przykro mi, Pan Honses wyszedł jakieś dwie godziny temu w towarzystwie kobiety.
- Rozumiem - zapłaciłem, podziękowałem i z uśmiechem na ustach wróciłem do limuzyny, która wciąż czekała w tym samym miejscu.
- Jesteś! Myślałam, że Cię porwali już - Emma przytuliła się do mnie gdy tylko wsiadłem do środka samochodu.
- Jestem, jestem. Musiałem załatwić nam nocleg na dzisiaj.
- Widziałeś Miśkę?
- Nie, jest już prawdopodobnie na pokazie, więc... - zwróciłem się tym razem do kierowcy - Wiesz gdzie jechać.


  'Uda się, nic się nie dzieje, spokojnie' powtarzałam w głowie nie mogąc zapanować nad stresem, który coraz bardziej wdawał mi się we znaki. Siedziałam w garderobie już uszykowana przez makijażystki i całą resztę. Szczerze mówiąc - nie wiem, co Ci ludzie widzą w tych strojach. Dla mnie nie było w nich nic szczególnego, a niektóre wręcz odrzucały mnie i poza pokazem na pewno nigdzie bym ich nie założyła. Śmieszył mnie fakt, że kosztują więcej niż mój dom.
- Michelle, zaraz wchodzisz - usłyszałam zza drzwi.
  No tak, moje ostatnie wyjście. Byłam już parę razy prezentując kreacje Vissavie. Zostało mi ostatnie wyjście, którego nie wiem czemu najbardziej się bałam. Emilio siedział gdzieś w tłumie na widowni, więc czułam się tutaj zupełnie obco i samotnie. 'No dalej, ostatnie Twoje wyście. Dasz radę.' - nie wiem czy gadanie w myślach do siebie faktycznie mi pomagało, ale poczułam się jakby nieco lepiej. 

  W końcu nadeszła kolej na mnie. Zrobiłam to, co robiłam za każdym wcześniejszym wyjściem. Znów poczułam oślepiający blask fleszy, muzykę, szepty i rozmowy ludzi mnie obserwujących. Dochodząc już do końca podestu moją uwagę przykuł jeden szczegół: Emma?! Jak ona tutaj przyleciała? Dopiero gdy baczniej się przyjrzałam, zauważyłam, że mężczyzna siedzący obok niej w kapeluszu i okularach wygląda znajomo. I znów masa pytań w mojej głowie: Skąd wiedział gdzie jestem? Jak się tutaj dostali? Po co przyleciał i to w dodatku z Emmą? Starałam się zachować powagę, bo w końcu oczy wszystkich były skierowane w moją stronę. Kiedy w końcu jakimś cudem dotarłam do końca i mogłam zniknąć z pola widzenia, udałam się szybkim krokiem do garderoby zamykając za sobą drzwi.
- A Ty co taka wystraszona? - dopiero zauważyłam Evey, jedną z moich makijażystek, które przygotowywały mnie do pokazu - Michelle wszystko gra? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha...
- Bo tak się czuję - odparłam opadając na fotel.
- Jest i moja gwiazda! - do garderoby wpadł Emilio jak zawsze w cudownym nastroju - Cudownie wyglądałaś, cała Francja jest nasza! A ty co, nie podobało Ci się? - spojrzał na mnie niepewnie, widząc moje zdenerwowanie wymalowane na twarzy.
- Nie... Po prostu... Widziałam na widowni...
- Michaela? Tak tak, mijałem się z nim i zamieniliśmy kilka słów.
- Że co?! - prawie krzyknęłam - Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć?! Co on tutaj w ogóle robi?
- Pytał o Ciebie, powiedziałem mu, że po pokazie może Cię zabrać do hotelu. Ja przynajmniej pozałatwiam sprawy na mieście.
- Jak mogłeś? Wiesz przecież, że nie jesteśmy razem i...
- Posłuchaj - przerwał mi - Nie mój interes co tam między wami się zepsuło. On chciał z Tobą porozmawiać, a ja tylko mu to umożliwiłem.
- Nigdzie się z nim nie wybieram - odparłam stanowczo.
- Nie masz chyba wyboru, bo ja już potwierdziłem spotkanie, które potrwa na pewno kilka godzin. Chyba nie chcesz wracać sama do hotelu?
- Jesteś wstrętny - rzuciłam oburzona - Robisz to specjalnie.
- To dla Twojego dobra. Nie mogę już patrzeć jaka przybita chodzisz - puścił mi oczko - Aaaa, i tak jesteś na niego skazana. Z tego co mówił to ma zarezerwowany pokój obok Twojego.
- No pięknie, po prostu świetnie.
  Emilio już nic więcej nie mówił, pożegnał mnie tylko buziakiem w policzek jak to miał w zwyczaju i poszedł w tylko jemu znanym kierunku. Przebrałam się z powrotem w swoje ciuchy, przekazując Evey kreację, którą przed chwilą prezentowałam. Pożegnałam się z dziewczynami, chwyciłam torebkę i opuściłam garderobę kierując się w stronę wyjścia z budynku.
- Michelle! - usłyszałam za sobą piskliwy głosik Emmy.

   Dziewczynka podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Uściskałam ją w głębi serca ciesząc się, że jest tutaj ktoś kogo znam i komu ufałam. Nie zwróciłam nawet uwagi na idącego w naszą stronę Michaela.
- Stęskniłam się. Wujek Jackson zabrał mnie żebym mogła Cię zobaczyć na pokazie, cieszysz się?
- Bardzo - uśmiechnęłam się do niej całując ją w czółko. 
- A za mną się też stęskniłaś? - rzucił Mike, który był już obok nas. Spojrzałam na niego tylko i bez słowa wyminęłam kierując się znów w stronę wyjścia - Gdzie idziesz?
- Do hotelu - rzuciłam oschle nie zatrzymując się.
- Obiecałem Emilio, że wrócisz ze mną.
- Nie interesuje mnie to.
- Michelle stój.
- Lepiej wracaj do domku, Vanessa zaraz odjeżdża i szkoda abyście stracili ostatnie chwile, które możecie dobrze wykorzystać.
- Przestań już - zatarasował mi drogę, chciał mnie objąć, jednak odepchnęłam jego dłonie - Proszę, wróć z nami do hotelu. Nie znasz miasta, obiecuję że pojedziemy prosto do hotelu.
   Kiwnęłam przytakująco głową na znak zgody, jednak nie odezwałam się już ani słowem. Miał rację, że sama bym zapewne nie trafiła tak szybko, a nie miałam przy sobie pieniędzy na jakąkolwiek taksówkę. Zresztą nie znałam języka, co dodatkowo utrudniałoby mi powrót. 
   Wsiedliśmy do limuzyny. Emma usadowiła się między nami co mnie idealnie pasowało. Objęłam dziewczynkę i całą drogę bawiłam się jej włoskami, co chwila zamieniając z nią słowo. Do Michaela zaś nie odezwałam się ani razu, bolała mnie wręcz jego obecność. Tak bardzo chciałam go przytulić, pocałować... Brakowało mi go strasznie, a on swoją obecnością utrudniał mi zapomnienie o wszystkim. 
- Dziękuję - rzuciłam do kierowcy, gdy pojazd zatrzymał się pod samymi wejściem do hotelu. 
  Dziewczynka wzięła mnie za rączkę i razem udałyśmy się do windy. Mike szedł za nami bijąc się zapewne z myślami. Było mi go trochę szkoda, za każdym razem odpychałam go, traktowałam jakby był mi zupełnie obcym i obojętnym człowiekiem. Oczywiście, że tak nie było - jednak duma była zbyt wielka. Nie potrafiłabym żyć u jego boku z myślą, że zdradził mnie i to w moim własnym łóżku. Swoją drogą, ciekawe ile trwał ich ten romans?
  Gdy dotarliśmy do drzwi mojego pokoju, ukucnęłam na chwile przy dziewczynce mocno ją przytulając na pożegnanie.
- Jesteś zmęczona kochanie, robi się ciemno. Śpij, a jutro wracamy do Kalifornii, a wieczorem macie z Vanessą samolot i wracacie do siebie, musisz być wypoczęta.
- Nie chcę wracać...
- Taka kolej rzeczy. Nie martw się, przyjedziesz niedługo znów do nas, obiecuję. Jak tylko mama wyjdzie ze szpitala.
- Dobrze... Michelle? - zatrzymała mnie, gdy już miałam wejść do pokoju - Możemy porozmawiać?
- Jasne, wchodź - wpuściłam ją, nawet nie zauważyłam, gdy przy drzwiach znalazł się Mike - Ty zostajesz.
- Chyba też mamy do porozmawiania? 
- Nie mamy - chciałam już zamknąć mu drzwi przed nosem, ale na siłę wpakował się do pokoju.
- Michael wyłaź ale już. 
- Najpierw mnie wysłuchasz. Potem, jeśli sobie tego zażyczysz zniknę z Twojego życia raz na zawsze - poczułam ciarki na ciele, gdy wypowiedział te słowa. Jednak starałam się nie dać po sobie poznać, że jakkolwiek mnie to ruszyło.
- W takim razie słucham - usiadłam na łóżku. 
- Miśka wujek jest niewinny - wtrąciła się Emma, której przyznam nie chciałam mieszać w tę sprawę.
- Kochanie to sprawa między mną a wujkiem.
- Nie! Pamiętasz, że Ci machałam z balkonu wtedy? - przytaknęłam - Byłam przecież tam i widziałam wszystko co się działo w środku. Wujek przyjechał do Ciebie i czekał w pokoju. Vanessa przyszła nagle i zaczęła się przystawiać. Wujek kazał jej wyjść ale kiedy usłyszała, że drzwi się otwierają to rzuciła się na niego - spojrzałam na Michaela, który stał w milczeniu. Jego wzrok był tak przepełniony bólem, że nie wiedziałam nawet co powiedzieć - Musisz mu uwierzyć - dziewczynka podeszła do mnie i złapała mnie za ręce - Nie okłamałabym Cię przecież. To wszystko wina mojej siostry, Mike Cię bardzo kocha, dlatego przyleciał aż tutaj za Tobą. 
  Poczułam łzy napływające mi do oczu. Nagle wszystko zaczęło się ze sobą mieszać, sama już nie wiedziałam w co i komu wierzyć. Wstałam tylko z łóżka i z nieobecnym wzrokiem rzuciłam:

- Proszę, wyjdźcie.
- Michelle proszę... - Michael podszedł do mnie. Chciałam się od niego odsunąć, ale złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie siłą - Nie dałaś mi wtedy wytłumaczyć, nie chciałaś słuchać... To wszystko co widziała Emma... Próbowałem Ci powiedzieć ale...
- Przestań - poczułam jak pojedyncze łzy spływają mi po policzku.
- Kocham Cię i nigdy bym Ci tego nie zrobił. Co mam zrobić abyś mi uwierzyła? - uwolnił mnie z swoich objęć - Mam błagać Cię na kolanach? Proszę bardzo - spojrzałam na niego jak na wariata, a on uklęknął przede mną nie spuszczając ze mnie wzroku - Czy teraz mi uwierzysz, że nic nie zrobiłem?
- Mike wstawaj, nie wygłupiaj się...
- Będę tutaj tak klęczał, aż powiesz mi, że mnie kochasz i że mi wierzysz.
  Patrzyłam na niego chwilę w milczeniu. Serce waliło mi jak oszalałe, zaczęłam analizować wszystkie jego słowa, słowa Emmy oraz to co widziałam wtedy, gdy weszłam do domu. Wyciągnęłam do niego rękę, aby pomóc mu wstać, jednak on zamiast tego pociągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam prawie na nim, prosto w jego ramionach. Nim zdążyłam  cokolwiek powiedzieć zatopił się w moje usta bez uprzedzenia. Starałam się nie odwzajemniać, jednak po chwili zaczęłam pogłębiać pocałunki nie zważając nawet na Emmę, która stała tuż obok nas.
- A możecie potem? Chciałabym już iść spać - rzuciła dziewczynka, próbując zachować powagę co jej jednak nie koniecznie wychodziło. Zaśmialiśmy się z Michaelem i wstaliśmy z podłogi. Wzięłam dziewczynkę za rękę:
- Chodź, opowiem Ci bajkę na dobranoc.  



- A Mike śpi dzisiaj z Tobą? - rzuciła nagle Emma, a ja spojrzałam niepewnie na ukochanego przygryzając wargę.
- Nie, Michael zostanie z Tobą abyś sama tutaj nie spała.
- Ale mnie to nie przeszkadza. Za drzwiami przecież jest ochroniarz, a wujek na pewno woli spać z Tobą - zaśmiałam się czując jak się czerwienię jednocześnie - A jak z tą bajką?
- No dobrze, jeśli chcesz to Ci opowiem - naciągnęłam na dziewczynkę mocniej kołdrę, zaś Michael usiadł na łóżku obok mnie przy Emmie, delikatnie obejmując mnie w talii i podpierając podbródek na moim ramieniu - A więc to było tak...

- Był sobie kiedyś chłopiec ... Kiedy chłopiec miał sześć lat, ojciec dał mu sokoła do polowań.
„Sokoły to drapieżniki, zabijają inne ptaki”, powiedział. „Nocni Łowcy nieba”. 
Sokół nie lubił chłopca, chłopiec nie lubił sokoła. Jego ostry dziób przyprawiał go o niepokój, a jasne oczy wciąż go obserwowały. Gdy tylko chłopiec się doń zbliżał, ptak atakował go dziobem i pazurami. Przez wiele tygodni jego nadgarstki i ręce wciąż krwawiły. Nie wiedział, że ojciec wybrał sokoła, który przez ponad rok żył na wolności, i dlatego oswojenie go było prawie niemożliwe.  Ale chłopiec próbował, bo ojciec kazał mu wytrenować sokoła, a on chciał zadowolić ojca. Przebywał z sokołem cały czas, nie dawał mu spać, wciąż do niego mówiąc, albo nawet grając muzykę, bo zmęczonego ptaka łatwiej oswoić. Nauczył się używać sprzętu: rękawicy, pęt, kaptura, rzemienia, którym przywiązywał sobie sokoła do nadgarstka. Powinien trzymać go w ciemności, ale nie potrafił się do tego zmusić. Zamiast tego siadał tam, gdzie ptak mógł go widzieć, dotykał go i głaskał po skrzydłach, żeby zdobyć jego zaufanie. Karmił go z reki, ale z początku ptak nie chciał jeść. Później jadł tak łapczywie, że kaleczył mu dziobem dłonie. Ale chłopiec był zadowolony, bo zrobili postępy. 
Chodziło mu o to, żeby ptak dobrze go poznał, nawet jeśli ranił go do krwi. Chłopiec zaczął dostrzegać, że sokół jest piękny, że jego smukłe skrzydła są stworzone do szybkiego lotu, że jest silny i szybki, dziki i łagodny. Kiedy nurkował ku ziemi, poruszał się jak światło. Gdy nauczył się krążyć i wracać na jego nadgarstek, chłopiec omal nie krzyczał z radości. Czasami ptak wskakiwał mu na ramię i wsadzał dziób w jego włosy. Chłopiec wiedział, ze nie jest tylko oswojony, ale i doskonale wytrenowany, poszedł do ojca i pokazał mu, czego dokonał. 


Spodziewał się pochwały, ale ojciec wziął ptaka, teraz oswojonego i ufnego, i zabił go na oczach chłopca.
„Mówiłem ci, że masz uczynić go posłusznym”, powiedział i rzucił bezwładne ciało na ziemię. „A ty nauczyłeś go kochać." "Sokoły nie mają być kochanymi, domowymi pupilami. Są dzikie, gwałtowne i okrutne. Ten ptak nie został wytresowany, tylko złamany”. 
Później, kiedy chłopiec został sam, płakał nad przyjacielem, aż w końcu ojciec przysłał sługę po martwego ptaka i kazał go pogrzebać. Chłopiec już nigdy więcej nie płakał i nigdy nie zapomniał tego, czego się nauczył: 
że kochać to niszczyć i że być kochanym to znaczy zostać zniszczonym...


  Uśmiechnęłam się i pogładziłam śpiącą już dziewczynkę po włoskach. Ucałowałam ją w czółko i wstałam, co też uczynił Michael. Opuściliśmy najciszej jak potrafiliśmy pokój, nie chcą jej obudzić. 
- A może powinieneś z nią zostać, jest ciemno... Nie chcę aby bała się w nocy... - spojrzałam na niego pytająco.
- Za drzwiami całą noc będzie ochroniarz, więc nie masz się o co bać. W razie czego jesteśmy przecież dwa pokoje obok. Wie gdzie nas szukać - uśmiechnął się delikatnie i otworzył mi drzwi do mojego pokoju - Mam pytanie...
- Tak? - weszliśmy do środka.
- Ta bajka, którą jej opowiadałaś...
- Mama kiedyś mi ją opowiedziała, gdy byłam w wieku Emmy - rzuciłam - Utkwiła mi w pamięci. Chyba nie powinnam była jednak opowiadać jej tego.
- Naprawdę myślisz o miłości jako tak niszczycielskiej sile?
- Chyba tak. Gdy ktoś jest dla nas ważny, jesteśmy całkowicie pod jego kontrolą. Nikt nie potrafi zadać tyle cierpienia i radości zarazem jak ktoś, kogo kochamy - podszedł do mnie, przyciskając mnie ciałem do komody.
- Nie wiesz nawet jak ja za Tobą tęskniłem... - cmoknął mnie w kącik ust - Bałem się, że mi nie uwierzysz, że Vanessie się udało zniszczyć to wszystko, na co tak długo pracowaliśmy. 
- Nie wierzę, że była zdolna do czegoś takiego. A jeszcze przed odlotem specjalnie mówiła mi, jak z Tobą spała...
- Nigdy w życiu bym jej nie dotknął - przytulił mnie do siebie - Nigdy, rozumiesz? Wszystko zaplanowała, wiedziała że masz zaraz wrócić do domu. Gdy usłyszała kroki i otwierające się drzwi, popchnęła mnie i pocałowała. Nie miałem nawet czasu zareagować...
- Przepraszam... - szepnęłam wtulając się w jego szyję - Powinnam od razu Cię wysłuchać.
- To nie Twoja wina, powinienem wcześniej ją wyrzucić za drzwi.
- Masz za dobre serce - odgarnęłam kosmyk jego loków za ucho i wtopiłam się w jego wargi. Nie minęła sekunda, a rozległ się dźwięk jego telefonu. Oderwałam się niechętnie - Odbierz lepiej.
- Nie, nie teraz.
- Odbierz, to może być coś ważnego - nie dawałam za wygraną.
- Jak to? Przecież jesteś tutaj, ze mną, więc nie możesz do mnie dzwonić... A co może być ważniejszego od Ciebie? - nie dał mi ponownie zaprotestować i znów złączył nasze wargi ignorując całkowicie upominający się wciąż telefon.
  Tak bardzo mi tego brakowało, rozłąka ta mam wrażenie jakby trwała wiecznie. Pragnęłam go coraz więcej i więcej, jakbym chciała nadrobić stracony czas. Najpierw delikatnie odwzajemniałam, potem
rozchyliłam mocniej wargi, więc odpowiedział mi głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwaliśmy tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z naszych ciał pary. Kiedy chciał się cofnąć, przytrzymałam go ustami. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on wędrował rękoma po moim rozgrzanym już ciele. Nie wiem nawet kiedy nasze delikatne ruchy, przekształciły się w coś większego, mocniejszego, agresywniejszego. Tak, jeszcze nigdy nie widziałam w nim takiego niedosytu jak teraz. Oboje pragnęliśmy siebie na wyłączność. Jeszcze nigdy nie było w nas tyle agresji i uczucia zarazem. Znaliśmy swoje ciała już na tyle dobrze, że nawet szybkie, mocne i agresywne ruchy nie sprawiały nam nam nic poza przyjemnością.
  Konałam, zamierałam w jego ramionach, by zaraz na nowo zmartwychwstać. Rodziłam się po to, by mógł ponownie mnie posiąść. Posadził mnie na komodzie, zdejmując po kolei wszystkie części garderoby. Usłyszałam trzask - zapewne jakaś waza lub figurka zdobiąca mebel aż spadła na podłogę, jednak nie zwróciliśmy na to najmniejszej uwagi. Liczyliśmy się dla siebie tylko my, tylko nasza bliskość. W końcu zdjął mnie i położył na łóżku, cały czas pieszcząc moje ciało. Całował moje usta, szyję, piersi, brzuch, uda... Każde miejsce, wiedział, że nie musi już pytać o zgodę. Każdy jego ruch był pewny, a mnie to doprowadzało do jeszcze większego szaleństwa. Położył się obok i gwałtownym ruchem rozchylił moje uda, równocześnie całując w usta. To połączenie brutalności z czułością sprawiło, że dalsze czekanie stało się niemożliwe. Był całym sobą we mnie, przenikał mnie na wskroś, kochał każdym fragmentem swojego ciała i swojej duszy. Całował każdy milimetr mego ciała. Namiętność była od nas silniejsza. Pod powiekami pozostał zupełnie inny obraz, jednak czas powoli zamazywał szczegóły. Błądził wewnątrz i na zewnątrz. Czując, jak wzrastam ponad miarę. Wypełniał mnie sobą przy każdym możliwym ruchu. Stapiał się z moim istnieniem. Czułam jego oddech na moim karku, jego język błądzący po pustyni mojego ciała, chcący wejść do każdego zakamarka. A pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu byłam przekonana, że nic dla niego nie znaczę, że wybrał inną zostawiając mnie i naszą miłość. Znów go miałam przy sobie, znów stał się nieodłącznym elementem mojego świata. 
  Zdałam sobie chyba sprawę, że miłość nie zna żadnych granic. Może przyjść do Ciebie w najmniej spodziewanym momencie. Może się skończyć, a potem wybuchnąć z podwójną siłą. Jeśli ktoś jest Ci przeznaczony, to prędzej czy później pojawi się na Twojej drodze. Czasami warto się rozstać na jakiś czas. Wtedy poznajemy wartość tych, których kochamy. A nawet jeśli związek nie od razu się uda, nie oznacza to wcale, że nie jesteście dla siebie stworzeni. Prawdziwa miłość zawsze wraca, bez względu na to, co się dzieje. Może po prostu trzeba odczekać trochę czasu, aby do niej dojrzeć.

***

Komentarz = to motywuje !
~~~~~


I co w końcu się zlitowałam ? xD Znajcie moją dobroć <3 !
O dziwo jakiś długi mi ten rozdział wyszedł... Pewnie przez bajkę opowiadaną przez Miskę ;x
Kolejne będą krótsze, więc się nie cieszcie xD
Przepraszam za tak kiepski w tym rozdziale 'opis miłosny', nie jestem z niego szczególnie zadowolona, może dlatego że pisałam go oczami Miśki, a zawsze było Michasia ?
Nie wiem, może ;x
Aczkolwiek rozdział mi się w miarę podoba.
Co jeszcze ?
Jeszcze trochę i wiecie, że zbliżamy się do końca części pierwszej, nie ? Nie wiem w ilu rozdziałach się zamknę, bo akcje mam zaplanowaną już. Aczkolwiek spodziewam się, że będzie to do ok 40 rozdziału. Zacznie się już powoli 'akcja' kończąca tę część, więc nie cieszcie się tym cudownym rozdziałem xD
Kolejny rozdzialik w czwartek wieczorem - bo potem na week mnie nie ma, wybywam do Wrocławia zabawić się po studencku :3
No nic, uciekam, czekam na opinie! <333333

PS: historia o chłopcu i sokole jest jedną z moich ukochanych, motyw mojego pierwszego tatuażu, gdzie mam wydziarane imię mojej kobyłki w języku arabskim, jest właśnie między sokolimi skrzydłami: po to, aby morał tej bajki na zawsze został w mojej pamięci:)

'kochać to niszczyć, a być kochanym to znaczy zostać zniszczonym.'


~~~~~

"Kiedyś zapytano mnie, 
czym jest dla mnie seks bez uczucia, bez miłości - Otóż dla mnie seks bez miłości, to jak wyższy poziom masturbacji."


6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza! Notka cudna. Dobrze , że się zlitowałaś, bo nie wiem ile bym jeszcze wytrzymała. Emma uwielbiam ją. Słodka jest, fajnie że ją wprowadziłaś do opowiadania, bo bez niej by było nudno, co do Vanessy...niech zniknie z nich życia i będzie ok.
      Co do późniejszej sceny, ty wiesz z jednej strony mam banana na ryjku, a z drugiej jestem czerwona jak burakXD
      Świetnie to opisałaś, za pewne wiesz, ze są blogi gdzie niektóre osoby przesadzają. U ciebie tak nie jest. Wszystko, po prostu każda scena jest cudownie opisana.
      No nic, nie zanudzam cię.
      Życzę masy weny, więcej wolnego czasu i powodzenia na studiach.
      Przepraszam za błędy, ale piszę z telefonu. A i za spamowanie. Magia telefonów XD
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Heejkaaa ♥
    Początek czytałam z zapartym tchem, serce waliło mi jak oszalałe. Rany to jest takie cudowne. Z każdym rozdziałem coraz bardziej kocham to opowiadanie mimo iż ta miłość jest i tak ogromna. Dziękuje, że dziś wstawiłaś tą notkę bo czekałam na nią z ogromną niecierpliwością.
    Ogarniała mnie niepewność, Michelle raczej szczęśliwa nie była, ale ta scena gdy Michael uklęknął była genialna. Ja już znam koniec opowiadania to co będzie wtedy jak teraz ogarniają mnie takie emocje?!
    Bajka o sokole również świetna, Twoje opowiadania są takie życiowe. Znając Ciebie, Twoją pewność siebie, poglądy i przekonania ja widze Cię tu. U mnie to już dawno by sie bzyknęli, a ty trzymałaś, budowałaś napicie.. Ranyy to jest niesamowite.
    W ogóle chciałam napomnieć o dialogach między bohaterami, które również są rewelacyjne, a gdy dojdą jeszcze te opisy, które ja zawsze doceniałam i doceniam i będę doceniać zawsze - powoduje, że czytanie jest o wiele bardziej przyjemne.
    Lubie oglądać filmy i czytać książki, opowiadania, które 'uczą żyć', coś z nutą dramatyzmu i ostrym, dobrym przesłaniem, który pozostanie w pamięci. Raz przeczytałam FF, które doprowadziło mnie do takiego przekonania, teraz czytam takie trzy (mi. Twoje) i życie staje się piękniejsze :* Dzisiejsza notka wyszła Ci jak zwykle cudownie, opis seksa też świetnie (nie marudź), jestem jak zwykle zachwyyyconaaa ♥ Czasem żal dupe ściska, że takie historie nie mają miejsca w naszym realnym świecie. Nie powiem, że licze na szybki Happy End z gromadą dzieci i domkiem nad jeziorem bo wiem, że tak nie będzie narazie, no ale czekam naa następną nootke! Życze masyyy weny! :*
    Trzymaj się :*
    Ps; Przepraszam za ten komentarz, który jest jednym wielkim niezrozumiałym bełkotem. XD
    Pozdrawiam, Marysiaaa :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa wspaniałe rozdziały u dwóch moich ulubionych autorek tego samego dnia, to chyba jakiś ogromny prezent.
    Czytałam, czytałam i czytałam i chyba nawet na sekundę nie oderwałam wzroku od tekstu. Magia, magia i jeszcze raz magia. Ale czyżby Antonio nie był takim dupkiem, jak myślałam? Patka, co Ty kombinujesz?
    Scena miłosna? Opis świetny, ale i tak lepsze są oczami Michaela. Opisy oczami kobiet? Niesmakujom XD Następnym razem proszę Mike'a. :D
    Poza tym... No kurczę, taka magia, że nie umiem tego opisać!
    Byle do czwartku!
    Weny i tak dalej :*
    Alex :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu!!!!!
    Teraz to ja na pewno nie będę krzyczeć :-)
    Ogólnie to mnie zamurowało, bo nie myślałam że Michał i Miśka w tym rozdziale się pogodzą. Ale bardzo dobrze, że to się wreszcie stało.
    Zacznę od tego że kamień z serca mi spadł kiedy przeczytałam, że Michelle obudziła się w swoim pokoju i nic nie było między nią a Emilio. Bo chyba ich bym zamordowała.
    Jego zachowanie jest trochę dziwnne no bo tak puścił Michelle żeby wracała Michaelem do hotelu, rozmawiał z nim, obiecał że z nim wróci, tak jakby chciał ich pogodzić. Kurde czyżby nie był takim gnojkiem za jakiego go uważałam? Powiem szczerze, że za to jak się zachował ma u mnie plusa i to dużego.
    Co oczywiście nie oznacza, że nie mam na niego oka. Jestem czujna.
    A później? O Jeju później to było normalnie idealnie. Michelle uwierzyła Michaelowi, a tak się bałam że słowa Emmy i potwierdzenia nic nie pomogą. Bajka oczywiście wspaniała. Tylko mi się warz pisać krótsze rozdziały to Cię chyba zamorduje. Uwielbiam jak są długie ;-)
    A co do sceny miłosnej. To co Ci się znowu nie podoba co? Ja Cię nie kumam. Zajebiście żeś to opisała. Wiadomo oczami Michaela mmmmhhmm Michael to jest Michael :-D
    Ja kocham jak opisujesz to jego oczami, bo to się rzadko zdarza, ale teraz też było super.
    Naprawdę więcej takich scen!!
    Już myślałam że się nie pogodzą, a o jakich kolwiek scenach to ja sobie pomarzyć mogę, ale nie zawiodłaś mnie :-)
    Aha mamy się nie cieszyć na zapas?
    No jasne mogłam się tego spodziewać, moje szczęście nie będzie trwać długo mam przez to rozumieć?
    No trudno się mówi i żyje się dalej. Chyba psychicznie teoretycznie powinnam wytrzymać wszystko, gorzej z praktyką.
    Ale co ja się będę na zapas martwić nie?
    Zobaczymy co Ty tam wykombinowałaś.
    Rozdział dopiero w czwartek?
    O Jezu tyle czekać....
    Znęcasz się kochana oj znęcasz. To karalne jest! Przypominam tylko :-D
    Dobra już Ci tu nie marudzę, nie moja wina że to mi najlepiej wychodzi :-P
    Życzę weny i miłej imprezy w weekend. A jak ja bym sobie tak poszła potańczyć, niestety u mnie tylko wiejskie potupaje są jak ja to mówię.
    Pozdrawiam cieplutko <3 :-* :-* :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka!
    Cytat na końcu mnie rozbroił!
    Jak czytałam, to ryczałam. Serio.
    Ich miłość jest piękna, nieskazitelna. Czysta i oparta na prawdziwych wartościach. Fajnie, że nareszcie się pogodził, bo nie mogłam dłużej już znosić ich rozłąki <3
    Pozdrawiam :)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic