piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 28

Marysia wczoraj na fb poprosiła, abym zrobiła dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt - nie zgodziłam się, aczkolwiek gdy rano zorientowałam się, że dzisiaj piątek 13stego to stwierdziłam, że w tak cudowny dzień warto dodać xDD
Ostatnio nie byliście zadowoleni za pomysł z Paryżem - to za dzisiejszy rozdział mnie chyba zabijecie, zakopiecie, odkopiecie i ponownie zabijecie xDDD
Tak, jestem zuuua do potęgi xD
Ale was kocham <333 Wiecie o tym nie ? :333

~~~~~

  Co byś zrobił, gdyby wszystkie Twoje najgorsze obawy stały się prawdą? Trzymasz je w najciemniejszych zakamarkach pamięci. Nie mówisz o nich, nie myślisz. Czasem nawet nie masz o nich pojęcia, o ich istnieniu - no bo po co przejmować się czymś, co może się nigdy nie wydarzyć? Gdy wszystko zaczyna Ci się układać, możesz z czystym sumieniem powiedzieć: "Tak, jestem cholernie szczęśliwy" - nie wyobrażasz sobie, że mogłoby być inaczej. Trzymasz się tego i nie puszczasz za nic w świecie.
  Gdy zaparkowałem pod domem Państwa Evans, uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Domyślałem się, że jeszcze jej nie ma i o to chodziło - chciałem zrobić jej niespodziankę. Ostatnio zaniedbywałem ten związek przez ciągłe przebywanie w studio lub na planie. Dziś udało mi się jednak porozmawiać z Quincym i po rozmowie telefonicznej z Michelle, zgodził się abym wziął sobie resztę dnia wolnego. Zapukałem niepewnie do drzwi, otworzył mi je jej tata.
- Oh, Michael. Witaj.
- Dobry wieczór - odpowiedziałem niepewnie, gdyżmimo iż miałem z nim już dobry kontakt, to wciąż czułem się przy nim dość nieswojo.
- Michelle jeszcze nie ma, ale wejdź, zapraszam - uśmiechnął się i gestem ręki zaprosił mnie do środka - Napijesz się czegoś? - zapytał, gdy weszliśmy do kuchni.
- Nie, dziękuję. Michelle nie wie, ze tutaj jestem. Chciałem zrobić jej niespodziankę.
- Ostatnio chyba mniej się widujecie, ona ma swoją prace, Ty też z tego co wiem dużo procujesz.
- I to mnie właśnie boli - zająłem miejsce przy stole - Chciałbym jej to jakoś wynagrodzić.
- Może wspólny wyja? - spojrzał na mnie unosząc delikatnie kąciki ust - Z moją żoną uwielbialiśmy razem podróżować, gdy byliśmy  w waszym wieku.
- Teraz już nie jeździcie ?
- Od kiedy zachorowała niestety nie - posmutniał, ja też poczułem dziwne ukłucie w sercu na wspomnienie o jej chorobie.
- Przepraszam, nie chciałem...
- Nic nie szkodzi - posłał mi fałszywy uśmiech - Ale wam dobrze to zrobi.
- Dopóki nie skończymy teledysku, nie mam szans wyrwać się na więcej niż jeden dzień. Producenci mnie uduszą, jeśli wyjadę na kilka dni.
- Taka cena sławy - spojrzał na mnie - Wiesz, trochę Ci współczuję nawet. Mimo, że daje Ci to radość to zapewne... - zadzwonił mu telefon - Przepraszam Cię na chwilę. Halo...? Tak... Już jedziesz...? Tak, jestem w domu... Wyjazd...? Jutro...? Przyjedź, to pogadamy... Cześć... - rozłączył się - To Michelle, już wraca do domu. Wspomniała coś o jakimś wyjeździe.
- Wyjeździe? - zdziwiłem się.
- Jak wróci, to się pewnie dowiemy. Cóż, idę na stajnię. Obiecałem jej że nakarmię dzisiaj konie i zamknę w boksach. Jeśli chcesz, idź do niej do pokoju i poczekaj. Tylko uważaj na Emmę bo jak Cię zobaczy to znów Ci żyć nie da.
- Dziękuję - zaśmiałem się, wstałem i ruszyłem schodami na górę.




  Leżałem na jej łóżku, wsłuchując się w dźwięk kropli deszczu obijających o okno. Piękna, słoneczna pogoda zmieniła się momentalnie, zupełnie jakby chciała mi powiedzieć: Uważaj Mike, szczęście nie trwa wiecznie. Tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.
  Usiadłem na krawędzi i rozejrzałem się po pomieszczeniu, które oświetlała jedynie mała lampka nocna stojąca na komodzie. Stało na niej również nasze wspólne zdjęcie. Wziąłem fotografię do ręki i mimowolnie się uśmiechnąłem. Dobrze pamiętałem ten dzień, ten rejs, gdzie jeszcze mimo iż żadne z nas nie mówiło głośno co czuło, to siła przyciągająca nas do siebie była niewyobrażalna. Ostatnie miesiące u jej boku, wydawały się... Jakby to wszystko trwało zaledwie kilka dni. Czas leciał nieubłaganie szybko, a ja z każdą chwilą czułem się, jakbym zakochiwał się w niej na nowo.
   Sięgnąłem dłonią do kieszeni marynarki i wyjąłem z niej małe, czerwone pudełeczko. Przetarłem je kciukiem i obróciłem w palcach kilkakrotnie, uparcie się mu przyglądając. Usłyszałem kroki, schowałem przedmiot z powrotem do kieszeni, gdy akurat w tym momencie do pokoju wparowała mała Emma.
- Ooo ! Wujek ! - widocznie była zdziwiona moim widokiem, ale jednocześnie bardzo szczęśliwa.
- Witaj księżniczko - przytuliłem dziewczynkę, która podbiegła do mnie i zarzuciła ręce na szyję mocno ściskając - A Ty co tutaj robisz?
- A zawsze nim Miśka wróci, to idę na balkon do niej i wypatruję kiedy przyjeżdża - wyszczerzyła się - A Ty też na nią czekasz?
- Tak, zaraz powinna być.
- No to ja lecę! - zarzuciła na głowę kaptur i biegiem rzuciła się do wielkich, szklanych drzwi balkonowych i wybiegła na zewnątrz, zostawiając je lekko uchylone.
  Przez szybę widziałem jak stoi oparta o barierkę i wpatruje się w drogę, prowadzącą na ich podjazd. Zadanie niełatwe - biorąc pod uwagę deszcz lecący z nieba i zamazujący obraz w oddali. Wpatrywałem się w nią jeszcze przez chwilę, gdy usłyszałem ponowne otwieranie się drzwi.
- Cześć - rzuciła czarnowłosa wchodząc pewnie do pokoju.
- Vanessa? Witaj - uśmiechnąłem się delikatnie. Nie ukrywam, że po ostatnich razach gdy była dość natarczywa, strasznie się do niej zniechęciłem.
- Czekasz na kogoś? - rzuciła trzepiąc rzęsami - Może pójdziemy do mnie na chwilę? Chciałabym Ci coś pokazać.
- Dziękuję, ale Michelle zaraz powinna być i zostanę tutaj.
- Nie daj się prosić - usiadła obok mnie na łóżku - Tyle czasu jesteście razem, nie nudzi Cię taka rutyna?

- Słucham? - zaśmiałem się kpiąco i spojrzałem w jej brązowe oczy - Myślę, że powinnaś już pójść. Michelle nie będzie zadowolona, gdy Cię tutaj zobaczy.
- Ale ja nie przyszłam do niej tylko do Ciebie - chciała dotknąć dłonią mojego policzka, jednak zdążyłem odsunąć jej rękę nim to zrobiła - Nie zgrywaj takiego niedostępnego.
- Vanesso proszę wyjdź - powiedziałem już bardziej stanowczo.
- Straszna maruda z Ciebie, wiesz?
- A Ty jesteś nieprzyzwoicie uparta.
- Eh, przestań się zgrywać Jackson - przewróciła oczami - Nie udawaj, że tego nie chcesz - znów się do mnie zbliżyła niebezpiecznie blisko.
- Vanesso dość! - podniosłem już całkowicie ton.
  Chciałem się podnieść i wstać, jednak słysząc kroki w korytarzu sam nie wiem czemu, znieruchomiałem i jedyne co zrobiłem, to spojrzałem w kierunku drzwi. Gdy klamka zaczęła opadać w dół, a drzwi się uchylać, nawet nie zauważyłem kiedy Van pchnęła mnie do tyłu. Opadłem na poduszkę plecami, a ona w mgnieniu oka znalazła się na mnie zatapiając swoje usta w moje.




  Przez całą drogę do domu zastanawiałam się, czy na pewno chcę jutro jechać do tego Paryża. Powiedziałam Emilio, że dam mu w przeciągu kilku godzin ostateczną decyzję, którą chciałam podjąć po rozmowie z Michaelem. Domyślałam się, że nie podpasuje mu ten wyjazd, jednak to była dla mnie niesamowita szansa, która mogła się już nigdy więcej nie powtórzyć. Wylot miał być jutro w godzinach popołudniowych, a pokaz pojutrze. Miałam w głowie tysiące myśli na sekundę, chciałam już znaleźć się w domu i wykręcić jego numer, aby mu o wszystkim opowiedzieć.
  Parkując pod domem zauważyłam.... Jego auto? Tak, to był z pewnością samochód Michaela. Zawsze nim do mnie przyjeżdżał. Spojrzałam w górę, gdzie na balkonie stała Emma machając mi rączką jak w sumie co wieczór. Zawsze wyczekiwała mnie w tym samym miejscu, była najcudowniejszym dzieckiem jakie miałam okazję poznać. Z wielkim uśmiechem wleciałam do domu. Zauważyłam, że tata śpi w salonie, więc nie chcąc go budzić skierowałam się od razu na schody prowadzące na piętro. Usłyszałam głosy ze swojego pokoju, Michael? Ale z kim rozmawiał? Nie był to cieniutki, piskliwy głos Emmy. Gdy weszłam do pomieszczenia poczułam, jak cały świat wali mi się pod nogami. Jakbym spadła w przepaść, wielką, czarną dziurę, pochłaniającą wszystko w co wierzyłam i co czułam. Łzy w ciągu jednej chwili zebrały mi się w oczach, a ja nie mogłam nad tym zapanować. Oni... Razem... Na moim łóżku... Nim zdążył ją od siebie odepchnąć, ja już wybiegłam z pomieszczenia. Zleciałam po schodach czując pierwsze łzy spływające mi po policzkach.
   Co ja sobie myślałam? Że naprawdę ktoś taki jak Michael Jackson mógłby brać mnie poważnie? Ojciec miał rację w tym, co kiedyś mówił: On chciał się tylko mną tylko zabawić.. Byłam rozrywką, a ja głupia pokochałam go do szaleństwa, z nadzieją, że odwzajemnia moje uczucie. 
  Chwyciłam w biegu mokry wciąż płaszcz i wyszłam z domu. Deszcz wciąż lał niemiłosiernie, jednak w sumie przestało to dla mnie grac jakąkolwiek rolę. Kolejne krople zaczęły spłukiwać  moje słone od łez policzki. Gdy byłam już przy swoim samochodzie usłyszałam go.
- Michelle! 
  Nawet na niego nie spojrzałam, przekręciłam kluczyk w drzwiach i już miałam je otworzyć, ale znalazł się obok mnie z prędkością światła.
- Poczekaj, proszę... To nie tak jak...
- A jak?! - nie wytrzymałam już - Od kiedy przyjeżdżasz tutaj i stukasz ją u mnie w pokoju, co? No dalej pochwal się!
- Proszę chodźmy do domu, porozmawiamy na spokojnie.
- Nie, nigdzie z Tobą nie idę - pokręciłam głową i znów chciałam wejść do auta, ale Mike pchnął drzwi zamykając je z hukiem.
- A Ty nigdzie nie pojedziesz, dopóki ze mną nie porozmawiasz. 
- Odejdź.
- Naprawdę myślisz, że mógłbym coś z nią..?
- To co widziałam było jednoznaczne - czułam jak głos mi się podłamuje - Idź do niej, na pewno jej już tęskno za Tobą.
- Do jasnej cholery czy Ty nie możesz tego zrozumieć?! - teraz to on podniósł ton - Tyle razy mnie prosiłaś, abym nie brał sobie słów Van do serca, aby jej w nic nie wierzyć. A teraz nawet nie chcesz mnie wysłuchać? Daj mi chociaż wyjaśnić...

- Nie - próbowałam być stanowcza - Nie zrobisz mi tego kolejny raz.
- Ja nic nie zrobiłem - mimo iż jego twarz była mokra od nieustannie lejącego deszczu, widziałam w jego oczach łzy.
  Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale podeszłam do niego i przytuliłam się. Chciałam ostatni raz mieć go w swoich ramionach. Uwiesiłam się na jego szyi, pozwalając oczom płakać dalej. Ciepło od jego mokrego ciała przeszywało mnie w każdym calu. Poczułam jego dłonie obejmujące mnie w talii, jak dociska mnie do siebie chcąc przedłużyć tę chwilę. Tak bardzo pragnęłam go pocałować, jednak duma była silniejsza. Walczyłam z tym jak mogłam, czując przerażający ból przeszywający mnie po kręgosłupie. Zamiast go zdzielić, nakrzyczeć to ja co? Ja go przytulam... Całkiem zwariowałam, aczkolwiek czyż nie każdy zakochany jest na swój sposób wariatem? Był dla mnie wszystkim: przyjacielem, kochankiem, chłopakiem, bratem... Był dla mnie całym światem, był jego nieodłączną częścią, której brak zwiastował zachwianie równowagi. Jak jednak widać, są decyzje, które mimo iż człowieka bolą, mimo że były jego największą obawą, trzeba umieć powiedzieć: stop.
  Możecie pomyśleć, że byłam samolubna nie chcąc wysłuchać go, jednak wiem jak bolałyby mnie jego słowa, nie chciałam cierpieć jak kiedyś, nie chciałam znów tego powtarzać. Chciałam go zapamiętać właśnie takim: czułym, najukochańszym Michaelem. Moim Michaelem.  Gdy ich zobaczyłam razem, serce pękło na milion kawałeczków, czułam jakbym straciła sens wszystkiego, jakbym nie miała już dla kogo oddychać. Wiedziałam, że jakąś część siebie pozostawiam razem z nim, dlaczego to tak bardzo bolało? Dlaczego to wszystko zniszczył? Dlaczego akurat z nią? Przed oczami ponownie przeleciał mi widok Vanessy, całującej go na moim łóżku... Zacisnęłam mocniej powieki powstrzymując płacz i odsunęłam się od niego. Chciał mnie znów przyciągnąć, ale odepchnęłam jego dłonie. Widziałam ból w jego oczach, jednak sam do tego doprowadził. Jestem w stanie wręcz stwierdzić, że zasłużył.
- Żegnaj Michael - powiedziałam znów cofając się o krok, jednak on ponownie znalazł się obok mnie.
- Dlaczego nie dasz mi wyjaśnić? Czemu nie chcesz wysłuchać?
- Ty chyba lubisz jak cierpię, prawda? - przerwałam mu tymi słowami, parząc na niego z wyrzutem.
  Spojrzał na mnie z niedowierzeniem, że zadałam mu takie pytanie. Odsunęłam się, tym razem szybszym ruchem, wsiadając jednocześnie do samochodu. Zacisnęłam guzik w drzwiach, wiedząc, że będzie próbował je otworzyć i mnie zatrzymać. Uderzył dłonią o mokrą szybę z wściekłością.
- Michelle proszę...
  Nie dałam mu dokończyć i ruszyłam z piskiem z miejsca. Opony ślizgały się na mokrym podjeździe, jednak nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Na początku nie wiedziałam gdzie jadę, a może po prostu chciałam uciec?
  Jednak serce w takich sytuacjach zawsze prowadziło mnie w jedno i to samo miejsce.




- Miśka? - Natalia spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Mogę wejść?
- J... Jasne, właź - otworzyła szerzej drzwi wpuszczając mnie przemoczoną do suchej nitki - Chodź na górę, dam Ci suche ubrania i opowiesz co się stało.
  Jak zawsze mogłam na nią liczyć, co by się nie działo, która godzina by nie była - zawsze mogłam zadzwonić, przyjechać, po prostu liczyć na jej cudowną i bezinteresowną pomoc. Nie płakałam już, nie wiem czy po prostu rozpacz w moim wnętrzu zamieniła się w złość, czy wszystko co miałam w sobie już wydostało się na zewnątrz. Jednak czułam się całkowicie pusta w środku, niczym robot pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Proszę - podała mi ciepłą herbatę, gdy usiadłam już w suchych ciuchach Nat na kanapie - To teraz opowiadaj co się stało, bo wyglądasz jak cień.
Opowiedziałam jej cały dzień od kiedy rozstałam się z nią na plaży. O spotkaniu z Emilio, o wyjeździe do Paryża a potem... Potem o tym, co zastałam w domu.
- Co za ździra! - wrzasnęła, widać że przeżywając całą sytuację - Niech ja tą kukłę zobaczę, to jej wszystkie łoniaki powyrywam!
- Nat, wystarczy. Tak naprawdę nie o nią mi chodzi, tylko o Michaela.
- Wiesz, coś mi się nie chce wierzyć, że byłby w stanie to zrobić - objęła mnie i oparła głowę na moim ramieniu - On nie jest taki, Van na pewno coś wymyśliła i...
- Wiem co widziałam - przerwałam jej - Leżeli razem na moim łóżku, jak gdyby nigdy nic.
- Ale jaki to ma sens? U Ciebie w domu? Gdzie jest Twój tata i Emma? Wiedział przecież, że możesz wejść w każdej chwili... Gdyby chciał ją przelecieć, poszliby raczej w mniej przypałowe miejsce.
- Nie wiem co myśleli, ale to już koniec. Niech żyje sobie swoim idealnym życiem, a mnie da święty spokój.
- A może byś go chociaż wysłuchała? - spojrzała na mnie - Daj chociaż wyjaśnić, z tego co zrozumiałam to nie dałaś mu dojść do słowa.
- Nat proszę... - znów poczułam łzy napływające mi do oczu.

- A co z Emiliem?
- A co ma być ? - spojrzałam na nią pytająco.
- No... Z Paryżem. Jedziesz?
- Oczywiście.
- Mike wie?
- A co go to obchodzi? Nie, nie wie i się nie dowie. Nie mam już wobec niego żadnych zobowiązań - powiedziałam stanowczo, jednak tak naprawdę bolały mnie wypowiadane przeze mnie słowa - Właśnie, zaraz muszę do niego zadzwonić i potwierdzić, chociaż znając go wie, że nie odpuszczę okazji. Rano wrócę do domu, spakuję się, odwiedzę ostatni raz mamę w szpitalu przed odlotem i popołudniu witaj Francjo.
- Jesteś tego pewna?
- Dawno nie byłam niczego bardziej pewna. To dla mnie szansa na karierę, przy okazji zapomnę tam trochę o nim i całej sprawie.
- Nie zapomnicie o sobie tak łatwo.
- Nie powiedziałam, że będzie łatwo - spuściłam wzrok - Ale nie potrafię mu ponownie zaufać.
- Ale przecież nie wiesz, czy on faktycznie z nią...
- Wiem, tego się trzymajmy. W ogóle nawet nie zapytałam... Mogę u Ciebie dzisiaj nocować?
- Oczywiście! Głupio się pytasz...
- Dobra, ja idę zadzwonić do Emilia, a Ty się szykuj.
- Ale że gdzie ?
- Idziemy do Paradise.
- Michelle...
- Dobra, wiem co zaraz powiesz, więc posłuchaj... Są dwa wyjścia: Albo zostajemy i będę się użalać nad sobą, płakać i o nim myśleć, albo idziemy się dobrze pobawić, zapełnię głowę czymś innym i będę się uśmiechać.
- Obiecujesz mi ten uśmiech?
- Obiecuję.
- No to dzwoń, a ja idę znaleźć nam coś ładnego w garderobie.




  Chyba nie muszę mówić, że Paradise jak każdego weekendu tętniło życiem? Tak dawno już mnie tutaj nie było... Nie miałam ani czasu, ani ochoty na takie wyjścia, całkiem inaczej się poczułam słysząc tę głośną muzykę i śmiechy bawiących się ludzi. Dlaczego miałam siedzieć i przeżywać to, co zrobił mi Mike? Niech wie co stracił, wybrał Vanessę, więc niech z nią zostanie.
- Idę wziąć sobie piwo, chcesz coś?- spytała Nat.
- Wiesz... Te ostatnie dziwne bóle i zawroty głowy, chyba sobie dzisiaj odpuszczę. Nie chcę się nawalić tym bardziej, że jutro ten wyjazd i...
- Dobra, rozumiem. Cola?
- Cola - uśmiechnęłam się i odprowadziłam ją wzrokiem do baru.
  W sumie nie wiem czemu nie zamówiłam żadnego alkoholu. Coś wewnętrznie mi jakby mówiło: nie rób tego. Boże... Ja chyba wariuję... Co się ze mną dzieje? Oplotłam ręce na swoim brzuchu i utkwiłam wzrok w bawiących się parach na parkiecie. Brakowało mi go, cholernie. Coraz bardziej zaczynałam żałować, że odmówiłam mu prośby o rozmowę i wyjaśnienia.
- Michelle? - usłyszałam tak dobrze mi znany, męski głos.
- Max! - wstałam i dosłownie rzuciłam się na niego mocno przytulając - Jak dawno Cię nie widziałam! Co Ty tutaj robisz?
- Wpadłem z Alexem się trochę rozerwać, a Ty sama?
- Nie, Natalia jest ze mną - wskazałam na stojącą przy barze przyjaciółkę - Stęskniłam się... Brakuje mi tych naszych wspólnych treningów.
- Przepraszam Cię mała, ale ostatnio mam urwanie głowy w domu i...
- Wiem, nie przepraszaj - uśmiechnęłam się smutno.
  Wiedziałam, że jego rodzice są w trakcje separacji. Nie wypytywałam dokładnie Maxa, co się między nimi stało. Jednak dziwiło mnie to, zawsze jak ich widywałam to wydawali się naprawdę szczęśliwym i kochającym małżeństwem.
  Ja, Nat, Alex i Max bawiliśmy się razem przez kolejne godziny. Czas leciał nieubłaganie szybko, jednak zabawa była naprawdę przednia. Nie płakałam, nie myślałam o niczym. Jedynie gdy opowiadałam Maxowi o Michaelu - tak, nie mogłabym mu nie powiedzieć. Był dla mnie tak samo ważny i bliski jak Nat.
  Około drugiej, gdy moja przyjaciółka była już nieźle wcięta, postanowiłam pobawić się trochę na parkiecie. O dziwo 'wstręt' do alkoholu wciąż mnie trzymał i przez cały czas nie wypiłam ani kropli innego napoju, niż czysta cola. Potańczyłam chwilę z Alexem, po chwili jednak ktoś mnie odbił... Spojrzałam na wysokiego bruneta, na oko 25 lat. Uśmiechnął się do mnie szeroko, ukazując szereg białych zębów. Migające kolorowe światła uniemożliwiły mi dokładne przyjrzenie się mężczyźnie. Objął mnie w tali przysuwając bliżej siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, kołysząc się w rytm muzyki. Odchyliłam głowę do tyłu, czując na swojej szyi jego ciepły oddech. Głośna muzyka i tłum ludzi na parkiecie sprawiały, że czułam się jakbym była w innym świecie. Tańczyłam z nieznajomym dłuższą chwilę, gdy nagle złapał mnie za rękę i pociągnął w tylko jemu znanym kierunku. Znaleźliśmy się nagle w korytarzu, który prowadził do wyjścia ewakuacyjnego z klubu.  Muzyka była tutaj ledwo słyszalna, normalne światło pozwalało mi w końcu obejrzeć mojego towarzysza w pełnej okazałości. 
- Czekaj... Gdzie jesteśmy? - zapytałam niepewnie, gdy on otworzył jakieś drzwi i obejmując mnie w talii, wprowadził do środka.
  Gdy drzwi się za nami zamknęły, poczułam jak całym swoim ciałem docisnął mnie do ściany. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Moje serce zaczęło walić jak szalone, nie wiem czy ze strachu czy z innych niewyjaśnionych powodów. Powinnam mu się wyrwać, zacząć krzyczeć, płakać, a jednak nie... Stałam nieruchomo patrząc w jego błękitne tęczówki. Zbliżył swoją twarz do mojej, jego wzrok zatrzymał się na moich wargach. Nagle przyłożył je do mojego ucha i wyszeptał:
- Teraz Ci pokażę skarbie, jak powinna wyglądać dobra zabawa.

***

Komentarz = to motywuje !

***

I jak ?
Nie bijcie ! <333
Tak, teraz w waszych głowach będzie pytanie: " Zrobi to czy nie zrobi ?"
A na odpowiedź (czyt: kolejny rozdział) troszkę poczekacie - poznęcam się :3
Paryż... Paryż... Paryż... A propos, wiecie czemu akurat z tym miastem to wymyśliłam ?
Ze znajomymi jedziemy do Paryża na sylwester :3 Normalnie się doczekać nie mogę, zwiedziłam póki co więcej Afryki niż Europy, a sylwester w Paryżu to będzie mega przygoda :D
PS: nie przesadzam z opisem uczuć ? I tak staram się je ograniczać w miarę, aby was nie zanudzić tutaj :P
PS2: niedługo pojawi się kolejna notka z serii: Ogłoszenia parafialne - będzie się ona tyczyć poruszenia tematu mojego nowego opowiadania, które jak wiecie będę prowadzić gdy zacznie się 3 część serii Remember. Będę potrzebowała kilka waszych wskazówek i opinii :)
Dobra nie marudze bo znów się rozpisałam na koniec,
Ja lecę się szykować na imprezę i czekam na wasze komentarze z opinią <333
~~~~~

"Bo widzisz, jeśli naprawdę Ją kochasz, to nie zrezygnujesz z niej nigdy. Rozumiesz mnie? NIGDY. Choćby nie wiem co zrobiła. I jakby Cię zraniła. Czekasz i zastanawiasz się co teraz robi, patrzysz się całymi dniami na telefon, oczekując że zadzwoni. Jeśli Ją kochasz to o nią walczysz. Bezwarunkowo? Nie! Jest jeden warunek, jeśli dała dotknąć się innemu mężczyźnie, w jakikolwiek sposób, kończysz swoją walkę, kończysz! Ale jeśli nie zrobiła tego, to walczysz o Nią, o jej szczęście, o to żeby cieszyła się każdym dniem, każdą chwilą. I nie poddajesz się - wiesz, że nie możesz się poddać, bo TA osoba jest wszystkim co masz na tym świecie, co Cię tu trzyma. Jest czymś więcej niż tlenem, jest sensem każdego Twojego dnia, każdych Twoich wzlotów i upadków. A gdy upadasz, podnosisz się tylko i wyłącznie dla niej. Tak, to właśnie jest Prawdziwa Miłość."


3 komentarze:

  1. Hejka :(
    Wiesz co? Jest mi przykro, jestem zła na wszystko, ale jeśli mam pobawić sie wjasnowidza to myśle, że mimo wszystko nie zrobi tego. Ma żal w sercu, być może chęć zęmsty, złość, ale przede wzystkim ma faceta, którego kocha nad życie, takiej miłości nie przysłoni chwila słabości. Myśle, że przrwie to, że stwierdzi, że to, że Michael to zrobił (choć bardzo dobrze wiemy, że jest czysty) to ona zachowa jeszcze jeszcze jakiś szacunek nie tylko do siebie, ale i do Michaela. Bo kiedy wyjaśni sie wszystko to ona będzie mieć wyrzuty sumienia- nie Michael. Nie winie za nic Miśki, zobaczyła to co zobaczyła, wyciągnęła fałszywe wnioski - zdarza się. Ja tylko licze, że sie w trymiga pogodzą. Nie przesadzasz z opisami, mi sie chce ryczeć.. Jestem strasznie wściekła, że się pokłócili tak ostro. Niech oni jeszcze przed wyjazdem sie zgadają, NO!
    Ogólnie dziękuje za wstawienie notki wcześniej, byłam niecierpliwa, a teraz mam ochote pociąć się mydłem..
    Kocham, ubóstwiam, wielbie to opowiadanie. Opisywane relacje bohaterów, sytuacje, problemy i chwile pogodne strasznie do mnie trafiają. Nie ma to jak przez czytanie FanFic popaść w depreche :')
    Czekam z niecierpliwością na nexta, wstawiaj ją jak najszybciej, bez marudzenia.
    Życze masy weny! :*
    Pozdrawiam, Marysia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!
    Zacznę od tego, że gdy zawsze kończę czytać rozdział u Ciebie, to te piękne cytaty dają mi niezłego kopa motywacji. Dziękuję :)
    Moment, kiedy Michelle znalazła się w pokoju, w momencie gdy Van całowała Michaela, czytałam, słuchając They Don't Care About Us. Akurat byk taki moment, kiedy to wszystko razem świetnie się ułożyło.
    Ale naprawdę.. Ten niespodziewany deszcz..
    Fajnie, że Nat jest taką świetną przyjaciółką. Mało teraz takich osób w świecie..
    Pozdrawiam
    Karolina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj to teraz mnie zdenerwowałaś, a ja ostrzegałam. Pałka się przegła. Japierdole. No chyba nie. Co to ma wgl znaczyć?
    Czemu Michelle nie wysłuchała tego dupka który mógłby zacząć myśleć i wcześniej odepchnąć tą lafirynde? Znając Ciebie?
    Nie zdziwię się jak ona się delikatnie mówiąc bzyknie z tym kretynem. Nie no wtedy to Cię chyba zabije. Nawet o tym nie myśl!!!!!!
    Ostatnio tak samo ciśnienie podniosła mi Marysia, tyle że już mi przeszło. A tutaj to ja nie wiem, nie wiem.
    Ciężko będzie, ja pamiętliwa jestem.
    A wszystko przez tą sukę!
    Plastik zasrany. Przecież Michelle nie jest głupia wie jaka Vanessa jest dwulicowa i fałszywa. No pytam się kurde czemu tego Jacksona nie wysłuchała? Zapewne i na dodatek jest w ciąży. Nie no fajnie, że w takim momencie. Ale ponoć dziecko łączy ludzi czy jakoś tak :-)
    Aha to że uśmiecha walnęłam nie znaczy, że mnie nie wkurwiłaś.
    Boże i jak tu nie przeklinać? Jak tu się nie da inaczej. Aaaaaa i jeszcze ten Emilio zasrany, fotograf od siedmiu boleści. Jak jechać to po wszystkich a co? Pomarudzę Ci trochę, ale to kara za te wydarzenia w opowiadaniu.
    Na czym ja to? Aha na Emilio. No właśnie.
    Pewnie Michelle też mu się wygada i wyżali że z Michaelem zerwała. Zerwała? No a jak nie to pewnie wywęszy i zacznie się do niej przystawiać, upije ją zacznie "pocieszać" i wykorzysta nie daj Boże. Debil jeden. Denerwuje mnie. Denerwuje wiesz? A zresztą kto mnie nie denerwuje? Wgl jestem już taka zdenerwowana. Bo się jeszcze z jakimś amerykańcem kłóce po angielsku! O MJ. Takie rzeczy na jego temat wypisuje, że aż mi się płakać chce jak można o nim takie bzdury pieprzyć? ale chyba mu w pięty poszło bo mu taką wiązankę puścilam oczywiście wójek Google pomógł :-), że aż cały dzień nie odpisuje. Ale nie ważne. Będę się kolejnym pajacem przejmować nie? Wgl wszyscy mnie dzisiaj denerwują ( pół mojej klasy, nawet ksiądz!)i radzę do mnie w tej chwili obecnej nie podchodzić. Dobra już kończę. Ale Ci natrułam nie? :-D. Sorry musiałam się wygadać. Jeszcze bym coś napisała, ale ja nie jestem samolubna przecież. Inni też chcą komentarze napisać. A przepraszam jeszcze tylko dodam, że moim zdaniem wcale nie przesadzasz z opisywaniem uczuć. Co same dialogi mają być? To rozmowa telefoniczna czy opowiadanie? Ty już się tu lepiej żadnych błędów nie doszukuj bo Ci je szybko z głowy wybije. Więc.... No dobra Patrycjo ( jak oficjalnie :-D) nie jestem przecież na Ciebie zła tylko wkurwiona! Ale powinnaś się tylko z tego powodu cieszyć bo jak mnie ktoś zdenerwuje (uwielbiam to słowo) to znaczy, że opowiadanko jest zajebiście, zajebiste! Amen.
    No kończę, już kończę. Przecież do takich wydarzeń musiałam litanie je...pierdzielnąć. Już koniec tych wulgaryzmów! :-)
    No dobra kończę! :-D hahahahaha. Ale ja jestem głupia.
    Czekam z ogromną ogromną ogromną ogromną niecierpliwością na nexta!
    Pozdrawiam cieplutko <3 <3 <3
    Już myślałam, że w życiu nie skończę tego komentarza ;-)

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic