piątek, 9 października 2015

Rozdział 20

Vanessa
(Jenna Jonathan)
- Co Ty tutaj robisz? - spojrzałam na nią zdezorientowana - Nie miałyście być jutro?
- Zawsze tak witasz gości?
- Michelle! - usłyszałam głos małej Emmy, która wysiadła z taksówki i podbiegła do mnie z ogromnym bananem na twarzy.
- Cześć skarbie - ucałowałam ją w czółko i wzięłam na ręce - To... Zapraszam. - zrobiłam miejsce w drzwiach i wpuściłam czarnowłosą ropuchę, a Emmę wniosłam na rękach.
  Vanessa jak zawsze była skąpo ubrana: cycki na wierzchu, wyzywający makijaż i odsłonięty brzuch. Czyli dokładnie taka, jaką ją zapamiętałam.
   Weszłyśmy we trzy do kuchni, gdzie wciąż buszowała mama, która odwróciła się gdy tylko nas usłyszała. Widać, że była zdziwiona tak samo jak ja.
- Cześć dziewczynki - rzuciła niepewnie - Wy już dzisiaj?
- Cześć ciotka - rzuciła Van i ucałowała mamę w policzek - Wiesz tak dzisiaj wyszło jakoś, była promocja na bilety, jutro piątek i weekend i po co przepłacać. Chyba nie masz nam za złe?
- Jasne że nie. Siadajcie zrobię coś do jedzenia, na pewno głodne jesteście.
  Postawiłam Emmę na podłodze. Ona też przywitała się z mamą i usiadła obok mnie przy stole, na przeciwko swojej siostry. Wiedziałam, że nie przepada za nią, w sumie kto za nią przepadał? Jednak nie mogłam być na wstępie niemiła. Ludzie się zmieniają przecież, może jej też to dotyczy?
- Będę się mogła jutro przejechać na Irysie? - zapytała Emma spoglądając na mnie wesoło.
- Jasne. Ale to do południa jeśli chcesz, bo popołudniu wyjeżdżam.
- Już nawiewasz? - rzuciła Van, na którą niechętnie spojrzałam - No w sumie racja, faceta przy kasie masz to sobie pozwalasz na wakacje.
- Że co słucham? - myślałam, że się przesłyszałam. Nie, ona jednak nigdy się nie zmieni.
- No co chwila piszą w gazetach o Tobie i Jacksonie, może inni nie wiedzą, że to Ty, ale ja Cię od razu poznałam. To kiedy mnie z nim poznasz
- Twoje niedoczekanie - warknęłam.
  Już chciałam coś dodać, ale "pogawędkę" przerwała nam mama niosąc talerze z jedzeniem. Pomogłam jej przynieść resztę i już w spokoju dokończyłam kolację, tylko od czasu do czasu rozmawiając z Emmą. Po posiłku pokazałam dziewczynom pokój gościnny i udałam się w końcu do siebie. Z tego całego zamieszania zapomniałam o kwiatach. Zeszłam znów schodami na dół i weszłam do salonu: Znów ona! Van stała przy koszach i miała w rękach kopertę z listem od Michaela. Podeszłam bez słowa i wyrwałam jej świstek.
- Nie wiesz, że nie czyta się cudzych listów wredoto?
- A może tak grzeczniej? - zmierzyła mnie wzrokiem - Serio, nie wiem co on w Tobie widzi, ja bym Ci nawet samych kolców z tych róż nie dała.
   Postanowiłam zachować spokój i puściłam jej uwagę mimo uszu. Nie była tego warta, nie była warta moich nerwów i tego wszystkiego. Poza tym nie chciałam dzisiaj rozmawiać o Mike, a już na pewno nie z nią.
  Największy kosz postawiłam na stole w kuchni, a resztę zaniosłam do pokoju. Na szczęście Emma zaoferowała mi pomoc i nie musiałam robić tyle kursów po schodach.
- Nie. Postaw tutaj  - pokazała na pustą przestrzeń na jednej z półek.
- Nie zmieści się, chociaż poczekaj - zdjęłam kilka książek, aby zrobić miejsce - No, teraz idealnie.
- Mogę chwilę jeszcze u Ciebie zostać? - zapytała siadając na łóżku.
- No jasne, opowiadaj co ciekawego słychać u was i cioci.
- W sumie nic, teraz ten remont się ciągnie... Ale cieszę się, bo mogłam dzięki temu przyjechać do was - przytuliła się do mnie, co mnie bardzo zaskoczyło. Objęłam ją niepewnie i uniosłam mimowolnie kąciki ust - A Vanessa jak zawsze mi dokucza, Tobie zresztą też już zaczęła. Nie przejmuj się nią, to małpa.
- Wiem - zaśmiałam się - Twoja siostra chyba nigdy się nie zmieni. Mam wrażenie, że jesteś o wiele mądrzejsza i doroślejsza od niej.
- Bo tak jest - ucałowała mnie w policzek - A Ty nie chciałabyś mieć siostry?
- Chciałabym, nawet bardzo - odgarnęłam palcami jej krótkie blond włoski za ucho - Zawsze marzyłam, aby mieć starszego brata, wiesz?
- Już trochę za późno...
- Trochę. Rodzice którzy mają jedno dziecko są samolubni. Bo gdy ich kiedyś zabraknie, to człowiek zostaje sam na świecie.
- Masz mnie przecież! - uwiesiła się rączkami na mojej szyi. 
  Była cudowna, taka ciepła i kochana, zupełne przeciwieństwo jej siostry. Czasem wręcz niepokoiło mnie, jak rozumna jest na swój stosunkowo młody wiek.
- Wiesz, w sumie jakbym miała mieć taką siostrę jak Vanessa, to nawet lepiej, że nie mam rodzeństwa.
- O tak - znów się zaśmiałyśmy - Wiesz... - spojrzała na kosze z kwiatami porozstawiane po pokoju i znów na mnie - Chyba Cię bardzo kocha, skoro daje Ci takie piękne prezenty. Podobno, jeśli chłopak daje dziewczynie kwiat, to oznacza, że o niej myśli. A tutaj jest tyyyyyle kwiatków - uniosła rączki do góry, jednak ja na jej słowa nie zareagowałam. Znów przypomniał mi się wczorajszy wieczór.
- Michelle? - zapytała spoglądając na mnie niepewnie. Wgramoliła się na moje kolanka i zmusiła bym na nią spojrzała - Czemu jesteś smutna?
- Nie jestem - zdobyłam się na fałszywy uśmiech.
- Widzę przecież. Nie podobają Ci się kwiatki?
- Są piękne.
- To dlaczego jesteś smutna? - znów przeszywała mnie wzrokiem, te jej wielkie, zielone oczy hipnotyzowały człowieka - Jesteś bardzo śliczna, wujek Jackson na pewno wie o tym.
- Wujek Jackson? - powtórzyłam i się zaśmiałam.
- No tak, teraz to mój wujaszek! Super mieć takiego wujka - wstała i zaczęła wesoło latać po pokoju, nucąc Billie Jean i tańcząc nieudolnie niektóre elementy z teledysku - Chodź! Zatańcz ze mną - złapała mnie za rękę próbując ściągnąć z łóżka.
- Nie dzisiaj kochanie, zmęczona jestem.
- Nooo dooobraa - przeciągnęła udając lekko obrażoną. Zajęła znów miejsce obok mnie i rzuciła wesoło - A byłaś kiedyś w Neverlandzie?
- A byłam.
- Podobno jest tam super. Chciałabym kiedyś móc tam pojechać, myślisz że wujek się zgodzi? - zawahałam się chwilę z odpowiedzią. Uśmiechnęłam się smutno i rzuciłam cichutko:
- Myślę, że jak go ładnie poprosisz, to na pewno Cię zabierze.
- EMMA! Do spania, ale już! - dobiegł do pokoju głos Vanessy. Spojrzałam na małą i powiedziałam:
- Idź już, też jesteś pewnie zmęczona podróżą. Jutro rano zabiorę Cię do stajni, a jak wrócę z biwaku to pójdziemy na miasto na duuuże lody. Co Ty na to?
- Super! - zaklaskała w dłonie - Ale... Musisz jechać? Dopiero co przyjechałyśmy... Albo pojadę z wami.
- Nie nie, jesteś za mała, naprawdę - uśmiechnęłam się do niej - Noce są teraz zimne, a my śpimy w namiotach. Naprawdę wytrzymasz jakoś te niecałe dwa dni. Jakoś Ci to wynagrodzę.
- Dobrze, dobranoc - ucałowała mnie w policzek i wybiegła z pokoju tanecznym krokiem.
- Dobranoc... - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
  Wyjęłam z kieszeni list od Michaela. Przeczytałam go jeszcze z dziesięć razy, gdy poczułam, że znów zbierają mi się w oczach łzy, odłożyłam go i położyłam się bezradnie na łóżku. Zasnęłam.




  Od rana chodziłem nerwowo po całym domu. Spoglądałem co chwila na ekran telefonu oczekując telefonu od Maxa lub Natali. Wciąż nie miałem pojęcia co kombinują, ale domyślałem się, że ma to związek z Michelle, a niczego na świecie bardziej nie pragnąłem teraz niż ją zobaczyć. Brakowało mi jej dotyku, jej ciepłego oddechu na mojej skórze, dźwięku bijącego serca, pięknych oczu. Po prostu brakowało mi jej. Tęsknota zamieniała się w ból. Nie wiedziałem już co mam ze sobą zrobić. Kilkakrotnie wybierałem jej numer, ale zawsze kończyło się na czerwonej słuchawce. Dostałem od losu karę, jednak ile będę musiał tak cierpieć? Zadzwoniłem do Quincy'ego i powiedziałem, że w studio pojawię się dopiero po weekendzie. Nat kazała mi zarezerwować dzisiejszy i jutrzejszy dzień, więc postanowiłem posłuchać. Usiadłem w salonie w fotelu i gapiłem się w pusty punkt na ścianie. Usłyszałem nagle pukanie do drzwi. Zerwałem się momentalnie z miejsca błagając w głębi aby to była ona. Otworzyłem drzwi za którymi stał...
- Randy...? - cały entuzjazm zszedł ze mnie jak powietrze z przebitego balonika.
- Widzę, że bardzo się cieszysz na mój widok - powiedział sarkastycznie i uniósł kąciki ust - Mogę wejść?
- J... Jasne zapraszam - wpuściłem brata i udaliśmy się do kuchni - Chcesz coś do picia? Jedzenia?
- Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę zapytać co u Ciebie ciekawego, ale nie wyglądasz za dobrze. Jadłeś coś dzisiaj?
- Nie mam do tego głowy chwilowo - oparłem się o blat i zawiesiłem wzrok w podłodze.
- Do jedzenia głowy nie masz? Ej... Co jest? - podszedł i stanął obok mnie również opierając się o mebel - Przyznasz się w końcu?
- Do czego?
- Kim jest ta dziewczyna, ostatnio głośno w mediach o was. Janet i La Toya coś wiedzą, ale milczą jak grób. A informacji z gazet brał przecież nie będę bo to bzdury. Więc jak?
- Długa historia.
- Mamy czas.
- Umówmy się tak, postaram się niedługo wpaść z nią na kolację do rodziców. Wtedy wszyscy ją poznacie - uśmiechnąłem się smutno, strasznie chciałem ją poznać z resztą rodziny. Ale czy faktycznie będzie nam to dane?
- Dobra, trzymam Cię brat za słowo. Ja już się będę zbierał, humor Ci chyba nie dopisuje, a nie chcę przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz.
  Jednak mimo to Randy postanowił już pójść. Odprowadziłem go do drzwi, zamieniliśmy kilka słów w progu, aż w końcu zniknął w wnętrzu swojego samochodu. Udałem się do łazienki, przemyłem twarz chłodną wodą i oparłem się rękoma o umywalkę. Gdy poczułem wibracje telefonu w kieszeni wyjąłem go szybko i spojrzałem na wyświetlacz. Gdy zobaczyłem na ekranie napis "Max" - serce automatycznie zaczęło bić szybciej.




  Od rana spędziłam dzień z Emmą na stajni. Pozwoliło mi to choć na chwilę nie myśleć o Michaelu i Davidzie. Byłam w swoim żywiole i to się liczyło. Nie musiałam też przynajmniej oglądać zakazanej gęby Vanessy, bo ona na stajnie nigdy nie przychodziła - jeszcze by sobie paznokcie pobrudziła.
- Tutaj mam powiesić? - zapytała Emma trzymając w rączkach kantar.
- Tak, dziękuję.
- A dlaczego jeździłam na Salivanie, a nie Irysie?
- Irys ma mały urlop - uśmiechnęłam się niepewnie. No tak, przez moją głupotę musi teraz stać przez kilka dni na łące - Musimy kochanie powoli wracać do domku. Musze się wykąpać i spakować nim przyjadą po mnie moi przyjaciele.
- A musisz jechać? - spojrzała na mnie smutno - Proszę...
- Mówiłam Ci przecież, że tak. Jutro jeśli za późno nie wrócę, to pójdziemy na lody, zgoda?
- I na plażę?
- Jeśli zechcesz to tam też.
- Super! - przytuliła mnie, a ja delikatnie ją objęłam - Wujek Jackson też jedzie? Kiedy go poznam? - mina automatycznie mi zrzedła. Co miałam jej powiedzieć? Bałam się, że za chwilę się rozpłaczę. Ucałowałam ją w czółko i rzuciłam tylko ciche:
- Chodźmy do domu.




  Spakowałam już ostatnie ciuchy do walizki. Do przyjazdu Nat i Maxa miałam niecałą godzinę, więc zeszłam na dół aby coś przekąsić. W kuchni zastałam tatę i Vanessę. Z tego co zrozumiałam to rozmawiali o remoncie u cioci, ale nie chcąc wdawać się w rozmowę z tą żmiją, bez słowa podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej serek waniliowy. Spokój nie trwał długo.
- Już wyjeżdżasz ze swoim kochasiem? - rzuciła spoglądając na mnie spod byka.
- Nie Twój zasrany interes.
- Michelle - warknął na mnie ojciec - Wyrażaj się, przynajmniej w moim domu.
- Przepraszam - tym razem ja odburknęłam. Już chciałam wyjść, gdy znów ta jędza musiała się odezwać.
- Jedź jedź, zabawi się Tobą i pójdziesz w odstawkę. Gościu może mieć każdą, myślisz że długo zostanie przy kimś takim jak Ty? - już miałam puścić jej cudowną wiązankę, ale ku mojemu zdziwieniu w jej stronę odezwał się tata:
- Myślę Vanesso, że o takim uczuciu jakim Michael darzy Michelle Ty możesz póki co jedynie pomarzyć - zatkało mnie. Mój tata? Powiedział to mój tata? O Mike'u i o mnie?
  Spojrzałam na niego wielkimi oczami tak samo jak Van, która nie spodziewała się, że tata stanie w mojej obronie. Ostatni raz rzucił puste spojrzenie mojej kuzynce i podszedł do mnie mówiąc na ucho.
- Nie przyzwyczajaj się, wciąż go nie lubię - uśmiechnął się, puścił mi oczko i wyszedł z kuchni.
   Ciągle nie mogłam uwierzyć w to co powiedział - prędzej bym się spodziewała, że poprze zdanie Vanessy i będzie jej wtórował. Mama chyba miała rację, że potrzebuje czasu i w końcu sam się przekona. Wyminęłam Van z chytrym uśmieszkiem i wróciłam do swojego pokoju.
  Przebrałam się w luźny dres, opadłam na poduszki i pogrążyłam się w własnych myślach analizując ostatnie dni. Przejechałam palcem po swoich wargach, wróciłam wspomnieniami do tego wieczoru pod klubem Paradise, gdy pierwszy raz mnie pocałował. Było to takie niespodziewane, dzikie i zarazem cudowne. Pierwszy raz wtedy poczułam, że pocałunek może wywołać w człowieku tyle emocji. Gdy byłam z Davidem - nic. Jego pieszczoty, dotyk... Byłam jak posąg. Nic nie czułam, nie reagowałam ani ja, ani moje ciało. Za to przy Michaelu wystarczyła sama jego obecność, jego najmniejszy dotyk przyprawiał mnie o ciarki, wszystko we mnie zaczynało krzyczeć, potrzebowałam tego. Chciałam się nauczyć, poczuć co to smak prawdziwego uczucia, a wiedziałam, że mogę tego zaznać tylko u jego boku.
   Ciekawe co teraz robi... Czy tęskni? Myśli o mnie tak samo jak ja myślę o nim?  Co czuje?
   To milczenie, brak kontaktu i reakcji utwierdzał mnie w przekonaniu, że on już mnie po prostu nie chce. Nie akceptuje mojej przeszłości i może i słusznie - zasłużyłam sobie na to.
  Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk trąbiącego samochodu. Złapałam w biegu torbę z rzeczami i worek z śpiworem i namiotem i zbiegłam schodami na dół. Pożegnałam się z Emmą i rodzicami, po czym wybiegłam z domu tanecznym krokiem.
  Czekali już - Max za kierownicą, a obok niego uśmiechnięta od ucha do ucha Natalia. Wrzuciłam torby do bagażnika i zajęłam miejsce z tyłu.
- Cześć.
- No hej. I jak podekscytowana?
- Średnio, nie mam ochoty na zabawę. Ale jak Max zagroził mi związaniem to postanowiłam, że pojadę po dobroci - uśmiechnęłam się niepewnie, zarzuciłam na głowę kaptur od bluzy i wzrok utkwiłam za oknem. Usłyszałam, że szepczą coś do siebie i posyłają sobie chytre uśmieszki, co oni kombinowali?
- Spiskujecie przeciwko mnie? - zapytałam pochylając się w ich stronę.
- My? No coś Ty. My grzeczni jesteśmy - zaśmiała się Nat.
- No pewnie, wy to cudowne, kochane aniołki. Tylko, że z różkami i ogonkiem.
- Ależ Ty marudna jesteś - rzucił Max - Zamiast się cieszyć to spisków wyszukujesz. Uśmiechnij się, ciesz piękną pogodą, czasem spędzonym z przyjaciółmi i wyłącz chodź na chwilę myślenie, ok?
- Postaram się.
- No i to mi się podoba.
   Wciąż nie byłam przekonana co do ich słów, byli dziwnie uśmiechnięci, spoglądali na siebie złowieszczym spojrzeniem i nie mam pojęcia czemu, odnosiłam chore wrażenie, że ma to coś wspólnego ze mną. Eh, może faktycznie za dużo myślę?




  Skończyliśmy rozstawiać namioty. Mój kiepski humor dawał się we znaki, ale starałam się być normalna, aby nie zepsuć przyjaciołom weekendu. W sumie muszę przyznać, że było tutaj pięknie: cisza, spokój, z daleka od cywilizacji. Wybraliśmy na biwak dobrze nam znane miejsce w lesie nad rzeką. Gdy byliśmy dziećmi często we trójkę przychodziliśmy tutaj, żaliliśmy się sobie na szkołę, rodziców, po prostu nasza mała komnata zwierzeń i tajemnic. A teraz znów tutaj jestem... Czuję się trochę, jakbym cofnęła się w czasie, te kilka lat - kilka pięknych lat. Bo akurat swoje dzieciństwo wspominałam naprawdę dobrze. Miałam cudownych przyjaciół, nie było wtedy mowy o chorobie matki. Największym zmartwieniem był potwór czyhający na mnie w szafie.
   A teraz? Nie radziłam sobie już z tym wszystkim.
   Robiło się coraz chłodniej, na niebie pojawiły się szare chmury przysłaniając słońce. Max przyniósł trochę drewna zebranego w okolicy na ognisko, a my z Nat przyszykowałyśmy kiełbaski na ognisko. Przyznam, że na chwilę faktycznie zapomniałam o problemach, śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy ciągle rzucając w siebie czym popadnie.
- Jesteś nienormalna!
- Odezwała się ta cudownie idealna - rzuciła we mnie talią kart, które wypadły z pudełka rozpraszając się na ziemi - Teraz to zbieraj.
- Twoje niedoczekanie - zaśmiała się i obie zaczęłyśmy zbierać karty z ziemi.
- A wy już rozrabiacie? - zapytał Max podchodząc do nas - Wszystko na ognisko przygotowane, pospieszcie się też bo niedługo będzie ciemno.
- Tak jest szefie - zasalutowała Nat i zabrała się za wypakowywanie reszty jedzenia z przenośnej lodówki.
- Jak po upadku? Wszystko okay? - zapytał Max.
- Tak. Mówiłam, że nic mi nie jest. Jeszcze trochę czuję to na żebrach, ale jest dobrze - zdobyłam się na delikatny uśmiech.
  Nastał w końcu wieczór. Mimo, że niebo było pięknie gwieździste, to chłodny wiaterek nie uspokajał się nawet na chwilę. Siedziałam przy ognisku otulona kocem po samą szyje tak samo jak Nat. Oczywiście Maksiu gorący człowiek jak gdyby nigdy nic paradował w letniej bluzie.
- Przeziębisz się - rzuciła do niego Natalia przewracając na kiju swoją kiełbaskę - A ty Michelle czemu nic nie jesz?
- Nie jestem głodna - utkwiłam wzrok w ogniu.
- Mówię poważnie.
- Ja również.
- Przestaniesz w końcu? - zapytała dość groźnym tonem, a ja spojrzałam na nią niechętnie.
- O co Ci chodzi?
- Jak to o co? O Michaela - spojrzałam na Maxa piorunującym wzrokiem, dlaczego jej powiedział? - Nie miej mu za złe, powiedział mi o tym bo martwił się o Ciebie.
- To bez znaczenia - odparłam - I tak bym Ci powiedziała.
- Więc dobrze, może najwyższy czas stawić czoła temu co było kiedyś i porozmawiasz z nim?
- Możecie zejść ze mnie w końcu? Zmieńmy temat...
- Natalia ma racje - wtrącił Max - Musisz się z nim spotkać i pogadać.
- On już powiedział swoje. Gdyby chciał, to by był. Ja nie będę na siłę się o nic nikogo prosić.
- On na pewno żałuje i chce to odkręcić.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo... Rozmawialiśmy z nim - spojrzeli się na siebie porozumiewawczo.
- Super, dzięki, że robicie takie rzeczy za moimi plecami.
- To nie tak - ciągnęła Nat - Martwimy się o was. Oboje jesteście uparci jak nie wiem, cierpicie a zamiast porozmawiać i wyjaśnić.
- Zrozum wreszcie, że on nic do mnie nie czuje. Już nie, nie po tym jak się dowiedział.
- Myślę, że jednak się mylisz.
- To bez znaczenia.
- Kochasz go?
- A co to za pytanie?
- Normalne. Widać to po Tobie - przeniosła nagle wzrok gdzieś za moje plecy, nie miałam siły, aby zrobić to samo. Ciągle obserwowałam tańczące płomienie.
- Widać czy nie widać, mówię że nie ma to znaczenia - rzuciłam z żalem w głosie - Tak czy siak nie powiem mu jak bardzo mi zależy. 
- Jestem pewna, że on to już wie i się cieszy.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo właśnie stoi za Tobą i się uśmiecha.
   Odwróciłam się zrywając z miejsca. Stał tam, dzieliło nas kilka metrów. Na jego twarzy gościł dobrze mi znany, uroczy uśmiech. Spojrzałam na przyjaciół wiedząc, że to wszystko ich sprawka, a Max widząc moje wściekłe spojrzenie pokazał palcem na Nat i rzucił radośnie:
- To ona! - zaśmiał się.
- Ej! Nie ja, znaczy... Nie miej za złe Miśka, Mike chciał porozmawiać i postanowiliśmy zrobić do tego dogodną sytuacje.
  Nie odpowiedziałam im nic. Przerażona z bijącym sercem odwróciłam się znów w stronę Michaela,. Uśmiech znikł z jego twarzy. Podszedł do mnie powoli i spojrzał w oczy - zawsze paraliżowało mnie to jego spojrzenie, zatracałam się momentalnie w ciemności jego oczu. Widziałam na jego twarzy smutek, cierpiał tak samo jak ja cierpiałam. Tak strasznie chciałam się na niego rzucić, przytulić, pocałować. Jednak duma była zbyt wielka.
- Przejdziemy się? - zapytał wyciągając do mnie rękę, którą po chwili zastanowienia niepewnie chwyciłam.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~


Kochani co u was dobrego słychać ?:)
U mnie powoli do przodu, dzięki małej przerwie od treningów mam więcej czasu na skupienie się na studiach i w końcu: sobie. Doszłam do wniosku, że ostatnio bardzo zaniedbałam samą siebie, a tak przecież być nie może. 
Domyślam się, że zaraz mnie zlinczujecie, że przerwałam rozdział w takim momencie xD
Ale jak pewnie zauważyliście już: lubię się nad wami znęcać ^,^
Basiu - do Twojego wyczekiwanego momentu jeszcze jakieś 2 rozdziały, wytrzymasz ? :333
Miłego weekendu wszystkim ! ;*



***

"Ludzie spotykają się w różnych miejscach i czasie. 
Mijają, przechodzą. 
Czasem nic z tego nie wynika. Czasem wynika wszystko."


4 komentarze:

  1. Masz rację zlinczujemy Cię, lubisz się nad nami znęcać co? :-D
    Niech oni mnie już nie wkurzają tylko popadają i się pogodzą. Ileż można czekać? Przepruszam, jak już wiesz jestem bardzo niecierpliwa ;-)
    Myślę, że te dwa rozdziały powinnam wytrzymać, ale liczę że opiszesz to odpowiednio :-)
    Z racji tego, iż śmiałaś przerwać w takim momencie czekam z ogromną niecierpliwością na nexta.
    Pozdrawiam cieplutko.
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  2. No hejka! :*
    Oty, aty XD. Z racji tego, że dziś mam w sumie dobry humorek to nie ukatrupie choć nie ukrywam, że jest mi smutno, że skończyłaś w tak ważnym momencie i istotnym.
    Vanessa doprowadza mnie do lekkiej konsternacji. Co za laska?! Jeszcze sie łapie za co nie trzeba. Ciekawe jak by zareagowała jakby Michelle do niej wiadomości przeczytał (chodź i tak pewnie by tego nie zrobiła). Tacy ludzie mnie irytują, mimo wyglądu nie mają za grosz kultury i rozumu. Myśli, że wielkością dupy i cycków jest na wygranej pozycji. No ciekawe czy coś namiesz czy nie. Czy zacznie sie doklejać do Jacksonka, ale on ma anbicje i raczej nie będzie jej chciał.
    Ta scena na ognisku, genialna! Mam banana na twarzy. Wyobrażam sobie Michaela stojącego i słuchającego te gadanine Miśki, która uważa, że Michael nic do niej nie czuje. Miszczostwo. :D Jestem ciekawa tej całej rozmowy.
    Tatko Miśki nie okazał się taki zły, na początku za nim nie przepadałam, ale z czasem zaczęłam go darzyć swego rodzaju sympatią. Trzeba zrozumieć rodziców - oni się martwią o takie rzeczy. Może z boku miłość wielkiego Michaela Jacksona do zwykłej dziewczyny wydaje się czymś dziwnym, ale kiedy przyjżymy się temu bliżej to naprawdę jest piękne i trwalsze jak nie jeden normalny związek.
    Podsumowywując notka wyszła jak zwykle cudnie! Uwielbiam czytać Twoje opowiadanie, nie męczy mnie czytanie, a raczej sprawia ogromną przyjemność. Historia jest tak tak genialna, a przede wszystkim trudno domyślić się co będzie dalej! Czekam z niecierpliwą niecierpliwością na następny rozdział.
    Życze masyy weny i Pozdrawiam! :* ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic