wtorek, 27 października 2015

Rozdział 24

Wiem, że notki  są teraz rzadziej - mam niby zawsze coś do przodu napisane, ale nie chcę dawać od razu żeby potem mega długich przerw nie było.
Mam nadzieję że nie macie mi za złe - studia, kolokwia, treningi to 80% mojego życia teraz.
Co z pozostałą ?
10% to Blogger, 5% to czas wolny, a pozostałe 5% to sen xD
No ale bądź co bądź ze studiów zadowolona jestem - dają dużo możliwości. Jedna z nich to to, że w lipcu będę szybowcem latać ! <3
Tak, szkoła nam opłaca kurs (wart niecałe 4 tys), mamy normalnie wykłady z lotnictwa itd, egzamin pisemny i potem wsiadamy i podbijamy niebo :3
No i kolejne - mam dylemat bo dostaliśmy kilka propozycji wyjazdowych i rozmyślam nad wyjazdem na cały semestr (6 miesięcy) do szkoły na studia do Chorwacji, lub na praktyki 3miesięczne w dowolne miejsce w Europie :P
Niby szkoła w Chorwacji fajnie, ale pół roku trochę długo i mało kasy za to dają, a za praktyki dostanę dwa razy tyle + sam fakt pracy jakiejś, więc ...
No ale nic, jeszcze mam sporo czasu na zastanowienie bo to dopiero na 3cim semestrze wyjazd jest + muszę zadbać o średnią, bo jest ustalony próg jaki trzeba mieć, aby móc wyjechać.
Dobra koniec o moich głupotach xD

Z rozdziału zadowolona średnio jestem, ale nie miałam już siły zmieniać kolejny raz. Mam nadzieję, że mega tragedii nie ma. No nic, komentujcie i krzyczcie na mnie xD
Kolejny rozdział planuję wrzucić w sobotę już (mam napisany od dawna więc ...:P )
To Pozdrawiam i miłego czytania ! <3
PS: powstała nowa zakładka pt: Seria 'Remember' - można wejść i zobaczyć :P

~~~~~


  Nie wiem jakim cudem zajechałam pod szpital cała i zdrowa. Pędziłam jak głupia, łamiąc chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Wleciałam do budynku jak huragan, biegnąc od razu na piętro, gdzie zawsze zabierali mamę. Na korytarzu zobaczyłam tatę. Siedział z twarzą schowaną w dłoniach, a obok niego mała Emma. Gdy dziewczynka mnie dojrzała, od razu zerwała się i podleciała mocno się we mnie wtulając. Objęłam ją i pocałowałam we włosy, czując kolejne łzy spływające mi po policzkach. Już miałam iść do taty, gdy zobaczyłam doktora Stewarta wychodzącego ze swojego gabinetu.
- Doktorze, proszę zaczekać - rzuciłam podchodząc w jego stronę. Mężczyzna uśmiechnął się smutno na mój widok i wskazał ręką na swój gabinet. Zwróciłam się do małej - Emma, kochanie. Idź do wujka, zaraz przyjdę.
  Dziewczynka kiwnęła głową i poszła do mojego taty, a ja wkroczyłam za lekarzem do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Witaj Michelle, pewnie chcesz wiedzieć co z mamą?
- Proszę mi powiedzieć, czy ona...
- Jej stan jest stabilny. Teraz śpi i wolałbym, aby jej specjalnie nie budzić. Mogę załatwić, abyś zaczekała i wtedy, gdy już się obudzi wejdziesz do niej na spokojnie.
- Dziękuję, jest Pan cudownym człowiekiem.
- Po prostu znamy się już kupę czasu, pamiętaj, że jeśli masz do mnie jakąś sprawę, czy to lekarską, czy prywatną to możesz zawsze na mnie liczyć - uśmiechnął się delikatnie.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko co Pan dla nas zrobił i wciąż robi - wytarłam rękawem policzek, który był wciąż wilgotny od łez.
- Nie płacz już, oboje dobrze wiemy, że to nie pomoże ani jej, ani Tobie. Jesteś silna babka, dacie sobie radę.
- Słyszał Pan może, o tym jak ostatnio autobus w NYC wjechał w grupkę ludzi czekających na przystanku?
- Oczywiście, było o tym głośno w mediach. Czemu pytasz? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Od kiedy się o tym dowiedziałam, postanowiłam, że nigdy nie wyjdę z domu z kimś pokłócona - rozpłakałam się na dobre. Mężczyzna widząc to niepewnie podszedł do mnie i mnie przytulił z troską.
- Nie płacz. Powiedzieć Ci coś? Gdyby Kain miał możność odkupienia swej zbrodni, zabiłby z pewnością Adama i Ewę, choćby dla samej rozkoszy drugiego pojednania się z Bogiem.
- Co Pan chce przez to powiedzieć?
- Że śmierć gotuje koniec jedynie egoizmowi. A teraz weź się w garść, idź do taty. On też Cię teraz potrzebuje. W razie jakby jakaś pielęgniarka Cię wyganiała, bo dobiegł koniec wizyt, powiedz jej, że ja Ci pozwoliłem zostać. A jak będą miały jakieś 'ale' to niech przyjdą z tym do mnie.
- Dziękuję jeszcze raz, naprawdę. Jest Pan nie tylko lekarzem, ale i przyjacielem dla naszej rodziny.
     Uśmiechnęłam się smutno i wyszłam z gabinetu.




  Siedziałam obok taty w milczeniu. Chyba żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę. W końcu niespodziewanie chwycił mnie za rękę i spojrzał z troską posyłając fałszywy uśmiech. Ścisnęłam jego dłoń ciesząc się w głębi serca, że jest tutaj ze mną.
- Będzie dobrze, musi być - wydukał niepewnie. Dopiero zauważyłam, że jego oczy są również wilgotne.
- Kocham Cię tato.
- Ja Ciebie też córeczko - ucałował mnie w skroń i wstał z miejsca - Pojadę już z Emmą do domu, jest późno, nie powinna tutaj tyle siedzieć.
- Ale ja chcę zostać z Michelle! - rzuciła i podleciała do mnie obejmując mnie w pasie.
- Idź z wujkiem, ja tutaj zostanę pewnie jeszcze trochę.
  Chwilę to trwało, ale w końcu dała za wygraną i poszła razem z moim tatą. Siedziałam na korytarzu bezczynnie, co chwila zmieniając pozycję. Miałam dość tego czekania... Na co właściwie czekałam? Co jej powiem jak się wybudzi? Mam kłamać, że będzie dobrze?
  Najgorsza była ta wegetacja. Czasem lepsze jest, gdy śmierć przyjdzie nagle, wtedy obrywamy raz, a porządnie. A mając świadomość, że tracimy ukochaną osobę, to tak jakbyśmy umierali po kawałku każdego dnia.
  Wibracje w komórce nie ustawały. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na ekran: Michael. No tak, mówił, że będzie dzwonić wieczorem. Na pewno się denerwował czemu nie odbieram, jednak wiedziałam, że nie będę potrafiła ukryć rozpaczy w moim głosie. Nie chciałam go martwić, powinien się skupić na muzyce, a nie moich problemach, których i tak nie da się rozwiązać.
  Schowałam komórkę, wstałam, podeszłam do szklanych drzwi, które dzieliły mnie od mamy. Leżała, jedynie jej klatka piersiowa równomiernie się podnosiła i opadała. Wszędzie miała po podłączane jakieś rurki i kabelki. Nie wiem ile tak się w nią wpatrywałam, ale w końcu poruszyła się. Odwróciła nagle głowę w moją stronę, uniosła ciężkie jeszcze powieki i na mój widok się uśmiechnęła. Weszłam do środka szczęśliwa, że mogę być już obok niej.
  Usiadłam na krześle obok łóżka, złapałam jej dłoń i ucałowałam.
- Jak się czujesz mamo? - zapytałam, próbując powstrzymać łzy cisnące się mi do oczu.
- Jest dobrze, złego diabli nie biorą - znów próbowała obrócić wszystko w żart, ileż ta kobieta ma w sobie siły?
- Gdy się dowiedziałam, od razu przyjechałam. Strasznie się bałam...
- Niepotrzebnie. Jestem tutaj kochanie - pogłaskała mnie po policzku - A Michaela nie ma z Tobą?
- Nie... Nawet nie wie, że tutaj jestem. Odwiózł mnie w południe do domu i pojechał do pracy, nie chcę go martwić.
- Powinien być teraz przy Tobie, poza tym nie chcę, abyś sama jeździła autem w takim stanie.
- Nie martw się, jest dobrze.
- Nie jest, widzę przecież - nie spuszczała ze mnie wzroku - Zasłabłam, to normalne przy mojej chorobie, ale nic się nie dzieje, zapewniam Cię córeczko. Poleżę tutaj pewnie pare dni, zrobią mi badania. Doktor Stewart jest czasem wręcz nadopiekuńczy w moim przypadku...
- Jest świetnym specjalistą, to jego obowiązek i dobrze, że wykonuje go należycie - uniosłam lekko kąciki ust - Wiesz, nie miałam okazji Ci powiedzieć... Jutro idę na rozmowę o pracę.
- Dlaczego nic wcześniej nie pisnęłaś? - ożywiła się jakby nieco - Co? Jak? Gdzie? Mów mi tutaj szybk.
- Na przyjęciu u Madonny poznałam pewnego fotografa, chce abym pracowała w jego agencji. Jutro idę się dowiedzieć szczegółów.
- Kochanie, uważaj tylko na siebie, wiesz że...
- Oj mamuś... - przerwałam jej wywracając oczami - Gadasz zupełnie jak Michael.
- Proszę tylko, abyś uważała. Chociaż faktycznie, póki Mike jest przy Tobie, to chyba nie mam się o co bać - zaśmiała się - W końcu znalazł się ktoś, kto potrafi Cię trochę ujarzmić.
- Mnie się nie da ujarzmić - również się zaśmiałam.
- Tak czy siak widać, że liczysz się z jego zdaniem i to mnie cieszy. Szkoda, że nie będę miała okazji żeby poznać go tak dobrze jak Ty.
- Mamo, nie mówi tak... Masz jeszcze dużo czasu, zobaczysz
- Jaki on jest? - spojrzała na mnie - No wiesz, tak prywatnie.
- Jest trochę jak takie dziecko. Ma jak każdy czasem wybuchy złości i cudownie pokręcony charakter. Oraz jest bardzo uczuciowy... Boli go, że ktoś krzywdzi, że ktoś umiera, że są wypadki, że jest zło, że ludzie są zawistni, pewnie nawet to, że dziwki są tanie. Ale przede wszystkim, wierzy w miłość jak nikt inny i kocha, kocha najmocniej na świecie.
- Cieszę się Twoim szczęściem - uśmiechnęła się smutno.
  Pocałowałam ją w policzek na co przymknęła oczy. Widać, że była zmęczona. Nakryłam ją mocniej kołdrą, a ona jak na zawołanie wtuliła się w poduszkę i zasnęła.
  Matka, to najpiękniejsze słowo w językach świata. To słowo, które oznacza miłość, miłość prawdziwą, która nie zdradza, to słowo, które oznacza wierność, które oznacza wielką ofiarę, nawet do śmierci. 
Wyszłam na korytarz zamykając za sobą cicho drzwi. Nie wiem, która była godzina, ale wszędzie było pusto, całkowicie pusto. Nawet większość świateł była pogaszona, panował półmrok, czułam się jak w jakimś horrorze. Oparłam się o ścianę i w końcu nie wytrzymałam - wybuchłam płaczem. Osunęłam się po ścianie na ziemię i zwinęłam w kłębek, próbując zapanować nad własnym ciałem i emocjami. Dlaczego to tak bardzo boli?



  Siedziałem w salonie zapatrzony w migający obraz w telewizorze. Co chwila zerkałem nerwowo na telefon i wykręcałem w kółko jej numer. Nic, zero jakiejkolwiek odpowiedzi, żadnej wiadomości. Zaczynałem się już naprawdę denerwować, bałem się że, coś zrobiłem nie tak, że znów mnie unika z jakiegoś powodu. W końcu nie wytrzymałem, złapałem kluczyki od samochodu i pojechałem do niej.
   Droga ciągnęła mi się niemiłosiernie, deszcz lał, było ślisko, przez co musiałem jechać wolniej niż zwykle. Gdy zaparkowałem na podjeździe przed jej domem, zobaczyłem palące się światło: Czyli ktoś jest i nie śpi. Chociaż tyle dobrego, że nie pocałuję klamki.
  Wysiadłem z auta i stojąc pod drzwiami zastanowiłem się jeszcze kilka razy, jakbym się bał tego co zaraz usłyszę. Był środek nocy, co ja wyprawiam?
  Zapukałem i czekałem, aż ktoś otworzy. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Pana Evans. Myślałem, że z hukiem mnie wyprosi i nakrzyczy, że przyjeżdżam do nich o tak późnej porze. Jednak, nie... Uśmiechnął się wręcz na mój widok i zaprosił gestem ręki do środka. Niepewnie wszedłem i udałem się za nim do kuchni.
- Napijesz się czegoś? - zapytał zerkając na mnie.
- Nie, dziękuję. Chciałem zapytać czy jest może...
- Michelle? Nie mówiła Ci jeszcze pewnie.
- Czy coś się stało? - zaniepokoił mnie jego ton. Usiadł przy stole na przeciwko mnie opierając łokcie na krawędzi.
- Moja żona... Jest w szpitalu. Zabrała ją karetka w południe, jeszcze nim wróciliście z Neverlandu.
- Ja... Przepraszam, nie wiedziałem...
- Nic nie szkodzi - spojrzał na mnie z dziwnym spokojem i przyjaźnią w oczach. Cóż, miałem prawo być zdezorientowany. W końcu ostatnie nasze spotkania utwierdzały mnie w przekonaniu, że chciał abym trzymał się od Michelle jak najdalej - Mogę mieć Michael do Ciebie prośbę?
- Oczywiście.
- Jeśli coś by się stało, wiesz o co mi chodzi... Chciałbym, abyś się nią zaopiekował. Ona udaje często twardą, ale sama sobie nie poradzi w pewnych kwestiach.
- Będę się nią opiekował najlepiej jak potrafię - uśmiechnąłem się delikatnie - Zrobię wszystko co będzie trzeba.
- Dziękuję - smutek na jego twarzy, aż bił po oczach - Boję się, co będzie dalej. Chcę dla niej jak najlepiej, aby była szczęśliwa. Wiesz... Chyba źle Cię oceniłem.
- Nie szkodzi, martwił się Pan o córkę i to zrozumiałe.
- Mam ostatnio bardzo złe przeczucia, że stanie się coś strasznego...
- Proszę tak nie myśleć, wszystko się ułoży. Ja wiem, że szczęście nie trwa wiecznie, ale nic nie jest wieczne, smutek i ból również.
- Jeszcze raz dziękuję. Nie zatrzymuję Cię, idź już lepiej do niej bo martwię się, że jest tam sama w tym stanie.
- Czyli została w szpitalu?
- Tak, mówiła że chce poczekać, aż mama się wybudzi. Pewnie dlatego nie kontaktowała się z Tobą, to dla niej bardzo trudne, a dzielenie się problemami nie jest jej mocną stroną. Nie znosi litości, ale na pewno potrzebuje pomocy.
- Już jadę. Odstawię ją bezpiecznie do domu, ma Pan moje słowo.
  Mężczyzna uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i poklepał po ramieniu. Gdy już wychodziłem i stałem w progu drzwi rzucił:
- Ah...! Jeśli będziesz chciał zostać u nas dzisiaj, to nie mam nic przeciwko - puścił mi oczko i zniknął w głębi domu. Poczułem jak się czerwienię, jednak nie mogłem tracić czasu na dłuższe przemyślenia. Wyszedłem z domu, podbiegłem do auta i otworzyłem drzwi. Już miałem wsiąść, gdy zobaczyłem, ze ktoś biegnie w moją stronę.
- Zaczekaj! - to była Vanessa, co ona chciała o tej godzinie?
- Tak? - zapytałem opierając się nerwowo o drzwi auta.
- Chciałam zapytać, co u Ciebie.
- W porządku, wybacz ale trochę się spieszę...
- Na pewno to nic, co nie może poczekać. Nie masz ochoty na mały spacer?
- W środku nocy?
- Tym lepiej - zrobiła krok w moją stronę, była blisko, stanowczo za blisko. Gdy zobaczyłem, że chce położyć dłoń na mojej koszuli, zaśmiałem się i odsunąłem jej rękę mówiąc stanowczo:
- Przykro mi, ale nic z tego. A teraz Pani wybaczy, ale jadę do Michelle.
  Otworzyła lekko usta aby coś powiedzieć, jednak nie czekałem dłużej na jej reakcję i zniknąłem w wnętrzu auta. Odpaliłem i ruszyłem gwałtownie. W głowie chodziły mi cały czas słowa ojca mojej ukochanej. Co miał na myśli mówiąc o złych przeczuciach?




   Teraz nie zważałem nawet na ciągle lejący deszcz, chciałem tylko jak najszybciej być w szpitalu. Wiedziałem jak Michelle jest przywiązana do matki, jak przeżywa jej chorobę. Nie powinna teraz być tam sama, bałem się o nią, że wpadnie jej do głowy jakiś głupi pomysł. Ludzie nie myślą w takich chwilach racjonalnie, dlatego tym bardziej byłem zły, że nie odbierała moich telefonów. Powinna była od razu zadzwonić, gdy tylko się dowiedziała.
  Gdy przekroczyłem próg budynku szpitalnego poczułem ten nieprzyjemny, znajomy zapach. Była noc i korytarze świeciły pustkami - na moje szczęście. Nie miałem na sobie żadnego przebrania, w końcu skąd mogłem wiedzieć, że przywieje mnie za nią aż tutaj?
  Sprawdziłem parter i już szedłem na górę, gdy minąłem się z jednym z lekarzy.
- Przepraszam... Gdzieś tutaj powinna być moja dziewczyna, nie jest pacjentką, jej mama..
- Musi być pomyłka - przerwał mi - Odwiedziny skończyły się dawno temu.
- Jest Pan pewien? Jej matka tutaj leży.
- Chwilka... Pan do Michelle ?
- Tak. Czyli, jest?
- Proszę iść na drugie piętro - uśmiechnął się do mnie i wyciągnął dłoń - Doktor Stewart, jestem lekarzem jej matki.
- Michael Jackson - uścisnąłem z nim ręce.
  Po zamienieniu jeszcze paru słów z doktorem poszedłem na wskazane przez niego drugie piętro. Przerażała mnie ta bijąca po uszach cisza, która idąc w parze z panującą ciemnością, stwarzała okropny klimat. Usłyszałem cichy szloch, na co przyspieszyłem kroku i zobaczyłem ją. Zatrzymałem się. Siedziała w kącie skulona jak dziecko. Głowę miała schowaną w dłoniach, kolana podciągnięte pod samą brodę. Płakała... Poczułem w sercu ścisk, który ciężko opisać słowami.
  W końcu ruszyłem z miejsca w jej stronę. Musiała usłyszeć moje kroki, bo spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. Wstała z miejsca i podbiegła rzucając mi się na szyję. Objąłem ją i przycisnąłem do siebie najmocniej jak potrafiłem, chowając twarz w jej głosach. Nie przestawała płakać, pogładziłem ją po głowie i sam poczułem, że moje oczy robią się powoli wilgotne.
- Tak się cieszę, że jesteś - wydukała przez łzy, odklejając się ode mnie delikatnie.
- Nie łatwiej było po prostu odebrać? - odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho - Od zmysłów odchodziłem przez Ciebie.
- Wiem, przepraszam - znów przylgnęła do mnie całym ciałem - Nie chciałam Cię martwić.
- Myślisz, że mniej się martwiłem, gdy nie miałem żadnego odzewu z Twojej strony?
- A skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Byłem u Ciebie w domu, a co myślałaś, że siedziałbym bezczynnie, gdy nie miałem z Tobą żadnego kontaktu? - uśmiechnąłem się delikatnie - Twój tata mi powiedział, że tutaj jesteś.
- Znów Cię pewnie wymęczył?
- Powiedzmy, że chyba znaleźliśmy ze  sobą wspólny język - spojrzała na mnie zdziwiona, ale i szczęśliwa zarazem - Jak mama?
- Śpi, rozmawiałam z nią chwilę ale zmęczenie zawładnęło nią chyba na dobre.
- W takim razie chodźmy już lepiej, jutro rano przyjedziemy.
- Ja przyjadę, a Ty masz iść do pracy - rzuciła, na co przewróciłem oczami - Poza tym i tak później jestem umówiona na spotkanie z Emilio.
- Już jutro? - nie kryłem zdziwienia, że tak szybko się zdecydował - Pójdę z Tobą.
- Nie, była mowa że na tę rozmowę idę sama. Nie chcę, aby pomyślał o mnie nie wiadomo co.
- Michelle...
- Nie zaczynaj - pocałowała mnie krótko i złapała za rękę - Chodź już.
   Niechętnie ruszyłem za nią. Jakoś nie potrafiłem udawać, że cieszę się z powodu tej pracy.




  Gdy zajechaliśmy pod mój dom poczułam ogromną ulgę. Nie wiem co by było, gdyby nie fakt, że Michael po mnie tam przyjechał. Pewnie spędziłabym noc na ławce w szpitalnym korytarzu. Był dla mnie jak anioł stóż, zawsze pojawiał się, gdy go najbardziej potrzebowałam. Dawał mi swego rodzaju siłę do walki z tą szarą codziennością, w której rytmie gubiłam się z każdym dniem.
  Jak zawsze wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. Gdy znalazłam się już na zewnątrz, spojrzałam w te jego ciemne tęczówki przepełnione troską. Zdobyłam się na lekki uśmiech.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko co dla mnie robisz.
- Przestań, już Ci mówiłem, że za takie rzeczy się nie dziękuje - podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek, zostawiając na nim ciepły ślad. 
  Gdy chciał się odsunąć automatycznie złapałam go za koszulę, z powrotem do siebie przyciągając i zatopiłam się w jego usta, jakbym tym chciała wyrzucić z siebie cały ból i smutek siedzący gdzieś tam głęboko. Pod wpływem emocji przycisnął mnie do samochodu. Uwielbiałam czuć się całkowicie od niego zależna, gdy on nakręcał sytuacje i nie pozwalał mi na jakikolwiek sprzeciw.
- Wejdziesz do domu? - spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
- Nie powinienem, jest późno. Jesteś zmęczona i potrzebny Ci sen.
- Myślisz, że w tym stanie zasnę tak szybko? O wiele łatwiej mi będzie, gdy będę miała obok Ciebie - nie było to łatwe, ale w końcu uległ i wszedł ze mną do domu.
  Udaliśmy się do mojego pokoju najciszej jak potrafiliśmy. Gdy byłam już u siebie, opadłam bezradnie na łóżko zamykając oczy. Mike zaśmiał się i usiadł obok mnie mówiąc:
- Może najpierw się przebierzesz?
- Akurat Tobie lepiej idzie ściąganie ze mnie ubrania - wyszczerzyłam się zadziornie.
  Chyba zrozumiał moje słowa bo nie minęła sekunda, a już leżał na mnie przygryzając seksownie wargę. Jego wzrok zatrzymał się na moich ustach i już gdy miał je połączyć ze swoimi usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.
  Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, ale do pokoju weszła tylko zaspana Emma.
- Michelle? - spojrzała na mnie i potem na Michaela - Wujek?
- Coś się stało kochanie? - zapytałam, a dziewczynka podeszła do mnie i usiadła na łóżku.
- Nie spałam, czekałam na Ciebie bo się martwiłam. A tak w ogóle część Mike.
- Witaj księżniczko - odpowiedział siadając obok nas.
- Jesteś zmęczona, kładź się lepiej - pocałowałam ją w czółko.
- A wujek Jackson zostaje? - spojrzała na niego, a ja się zaśmiałam.
- Tak, zostaje - odpowiedziałam - Dlatego nie masz się o co bać, wujek się mną zaopiekuje. Idź i śpij.
- Dobranoc - ucałowała mnie w policzek, a potem udała się do Michaela i zrobiła do samo - Dobranoc wujku.
- Dobranoc skarbie - uśmiechnął się do niej ciepło.
  Gdy Emma wyszła z pokoju oboje się zaśmialiśmy. W końcu poszłam się ogarnąć w łazience i wróciłam do pokoju, gdzie mój ukochany siedział na parapecie zapatrzony w widok za oknem.
- Chodź, kładziemy się - objęłam go od tyłu i pocałowałam w szyję.
- Nie powinienem chyba zostawać na noc.
- Boisz się mojego taty?
- Akurat aż trudno w to uwierzyć, ale sam mi zaproponował, abym został dzisiaj tutaj z Tobą.
- Więc w czym problem ? - cmoknęłam go delikatnie - Nie marudź już marudo.
  Uniósł lekko kąciki ust, zeszedł z parapetu i położył się na łóżku obok mnie. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia i zamknęłam oczy. Tak, teraz mogę spać spokojnie. Gdy był obok wszystkie zmartwienia się osłabiały. Bicie jego serca było niczym kołysanka, która układała mnie do snu.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~


"Jeden z moich przyjaciół, psychologów, podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie "czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna". Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?". Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg. Gdy skończyli, odpowiedział: Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje. Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek. Pamiętaj by odłożyć szklankę."

~


PS: Wyczekujcie kolejnego rozdziału, spodoba wam się ;3
Tak Basiu, Tobie zwłaszcza xD <3


5 komentarzy:

  1. Jak zwykle o mnie pamiętasz, aż miło się na sercu robi hahaha. Oj skoro następny rozdział mi się spodoba to chyba wiem co się będzie działo :-D :-D
    Ale mi się każdy rozdział podoba, a już zwłaszcza nie które sceny :-)
    Dobra koniec tego świntuszenia, oj bo to wszystko przez tego Michaela no. Zgonię na niego, a co ;-)
    Ogólnie, ogólnikowo to odcinek smutny, już myślałam że mamie Michelle się coś poważnego stanie, więc nie strasz mnie tak więcej. Ale wiadomo przyszedł Michael, pocieszył Michelle i potem było dobrze. Najbardziej zaskoczył mnie ojciec Miśki, no byłam w szokou, ale dobrze, że się wreszcie do Michaela przekonał.
    Strasznie spodobał mi się ten tekst naprawdę aż go przytoczę " Boli go to, że ktoś krzywdzi, że ktoś umiera..., pewnie nawet, to że DZIWKI SĄ TANIE... " Hahahahahaha. No znając go napewno nawet dziwkami się przejmuje. On o każdych ludzi się martwi :-)
    Aaaa zapomniałam wspomnieć o Vanessie. Weź Ty jej coś zrób, bo jak się tak do Michaela będzie dalej miziać i przystawiać to nieręcze za siebie. No i to by było chyba na tyle. Oczywiście że czekam, czekam i czekam z ogromniastą niecierpliwością na nn. Ale nie potrzebnie mi zawsze wcześniej wspominasz bo później się doczekać nie mogę i myślę cały czas o tym. No ale trudno widoczno lubisz mnie torturować :-D
    Pozdrawiam cieplutko <3 <3 <3 <3
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heejka!
    Nic mnie nie usprawiedliwia. Ostatnio dużo siedze nad lekcjami i nie mam czasu na 'przyjemności'. Nawet notki napisać nie mogę, wczoraj napisałam sześć zdań i zapadłam w kime ze zmęczenia. Ale grzechem by było nie skomentować mojego jednego z ulubionych opowiadań. Notka smutna chodź pięknie napisana. Michelle musi widzieć cierpienie matki, wie, że śmierć nastąpi, ale najgorsze jest to patrzenie. Nie jest to fajne, jest to przykre.
    W końcu tatko Michelle się przekonał do Mike, to dobrze. Ważne jest zaufanie, a on prosząc Mike o opiekę nad nią w jakiś sposób powierzył mu ją.
    Vanessa mnie wkurwiła, ale spodobała mi się reakcja Michaela. To jest taki tyci szczegół, a ciesze sie jak małpiatka w ZOO, chodzi o to, że się zaśmiał i odsunął jej łapsko od siebie. Koocham takie sceny i uwielbiam sobie wyobrażać takiego 'niedostępnego' Michaela.
    Ten tekst z dzifffkami XD Zgadzam się z Basią, niby takie oł eł pocałuj mnię w dupę, a takie oderwane teksty w podniosłych sytuacjach idealnie leżą.
    Notka jak zwykle wyszła cudownie. Jestem pod ogroomnym wrażeniem Twojej twórczości. Czekam z podwojoną niecierpliwością do naastępnej notki (ojj ja lubie czytać takie bajeryy ;D ). Żyycze masy wenyy. Pozdrawiam, Marysia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z uwagi na moje gapiostwo jestem tutaj dopiero dzisiaj, mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie pamiętam już o czym miałam napisać. Ach, o czym to?
    Ach tak. Ojciec Michelle mnie... zaskoczył. A jestem ciekawa co wykombinuje Vanessa, żeby ich skłócić. A jestem pewna, że tak się stanie. I szanowny pan fotograf będzie miał w tym udział. Czuję to w kościach.
    Nie mogę doczekać się następnego!
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Alex :)

    OdpowiedzUsuń
  4. NO! JESTEM! Nadrobiłam! Notki są cudowne! A ten hot? *.* Czekam na więcej!
    Szkoda mi mamy Michelle... :( Ech... Cieszę się, że Michael wspiera swoją ukochaną. Jest taki cudowny.
    Wydaje mi się, że Van za wszelką cenę będzie chciała zdobyć Michaela... Nie lubię jej xD normalnie jak druga Sophia ( u Marysi XD) Czekam na nn i zapraszam do siebie! :)

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic