niedziela, 4 października 2015

Rozdział 19

  Ta noc była cholernie trudna. Musiałem wyjść i zostawić ją samą. Oboje byliśmy wściekli i rozmowa nie miałaby sensu. Zadzwoniłem po szofera i wróciłem do Neverlandu.
  Po przekroczeniu bram zaczynałem żałować, że jednak nie spróbowałem porozmawiać. Sam nie wiem co mną wtedy kierowało... Złość? Duma? Wściekłość? Zaskoczenie? Strach? Nie byłem chyba na to przygotowany, nie spodziewałem się tego i emocje wzięły górę.
   Całą noc rozmyślałem o tym co wyczytałem w pamiętniku Michelle, oraz nad jej słowami wypowiedzianymi potem w moją stronę. Z jednej strony myśl o tym jak żyła przyprawiała mnie o ścisk żołądka, a z drugiej strony współczułem jej. Widać było że cierpiała, że żałowała tego i wstydziła się. Jednak dlaczego mi nie powiedziała wcześniej? Nie ufała mi? Rozumiem - nie wracała do tamtych dni, ale w końcu każdy popełnia błędy, musimy umieć się do nich przyznawać.
   Pozwalała robić sobie potworne rzeczy, a on wykorzystywał jej uczucia i naiwność. Nie zasługiwała na to, chciała być tylko szczęśliwa, a dostała w zamian ból i cierpienie. Nawet za zrozumienie błędu jakim był ten związek, pobił ją do nieprzytomności. Gdybym tylko znalazł tego sukinsyna, wyrównał bym rachunki za to wszystko co zrobił Michelle. Za to jak cierpiała i cierpi nadal, bo sam fakt jak wczoraj zareagowała, jak się przestraszyła mojej podniesionej ręki... To wszystko w niej siedziało, dusiła w sobie wszystkie emocje. A jednak próbowała żyć normalnie.
   A ja? Zachowałem się jak dupek. Nie pozwoliłem jej wytłumaczyć, nie wysłuchałem jej tylko puściłem co ślina na język przyniesie. Wcale się jej nie dziwę, że mnie wyrzuciła. Ona potrzebowała pomocy, wsparcia, zrozumienia. Mimo tego, że jak sama napisała "nie zakocha się już nigdy" - mnie wpuściła do swojego serca. Zaufała mi, pozwoliła się kochać i sama pokochała zaczynając wszystko od nowa.
   Usiadłem na łóżku i spojrzałem na zegarek. Dobiegała siódma, promienie porannego słońca wpadły do mojej sypialni niczym małe iskierki. Czułem pustkę. Chciałem do niej zadzwonić, przeprosić, jednak nie miałem odwagi. Nie po tym jak ją potraktowałem. Musiałem wszystko dokładnie przemyśleć. Przetarłem ręką łzy zbierające mi się w oczach, zebrałem się w sobie i wstałem. Trzeba się czymś zająć, zapomnieć chociaż na chwilę. Gdzie mogłem tego szukać? Muzyka, jedziemy do studia.





  Cały poranek przeleżałam płacząc w poduszkę. Wczoraj ledwo ugasiłam łzy, zasnęłam i po przebudzeniu na nowo. Sama nie wiem co mnie bardziej dołowało - wspomnienia, które wróciły czy fakt, że Michael nie potrafił zaakceptować moich błędów i wyborów? Chciałam mu wcześniej powiedzieć, jednak nie potrafiłam. Bałam się właśnie takiej reakcji, że nie zrozumie, oceni mnie z góry. Dowiedział się w okropny sposób, wiem, rozumiem, moja wina. Ale naprawdę chciałam zostawić to wszystko gdzieś daleko, zrozumiałam, że tak się nie da żyć jak żyłam, potrzebowałam czegoś innego... Czegoś, co znalazłam u Michaela. Patrzył na mnie inaczej, inaczej dotykał, inaczej do mnie mówił, wszystko było inne, wręcz obce - bo nigdy tego nie doświadczyłam. Szukałam tego, wtedy jeszcze nie wiedziałam co to, aż znalazłam. Zakochałam się, tym razem prawdziwą, normalną miłością i tylko tego pragnęłam. Tylko jego.
   Jak widać - nie zasługuję już na to. Nie po tym co zrobiłam, jaka byłam. Konsekwencje będę ponosić już do końca życia, uświadomiłam to sobie dopiero wczoraj. Kto mnie taką zechce? Zepsutą?
   W końcu wstałam, ogarnęłam się nieco i poszłam na stajnię. Mama dzwoniła i powiedziała, że wrócą dopiero wieczorem, więc cały dzień miałam wolny. Chciałam wykorzystać to dobrze, bo niedługo remont w sklepie się kończy i będę musiała wrócić do pracy.
  Roztrzęsiona krzątałam się po siodlarni nosząc sprzęt na zewnątrz. Co chwila coś mi wypadało z rąk, o czymś zapominałam, potykałam się. Moje ciało i umysł nie grały ze sobą, miałam tysiąc myśli na sekundę, po policzkach co chwila kapały łzy, a obraz Michaela przewijał się przed oczami jak zjawa. Usłyszałam dźwięk telefonu, spojrzałam na wyświetlacz: Max. No tak, całkiem zapomniałam, że miał wpaść dzisiaj poprowadzić mi jazdę.
- Cześć - odebrałam starając się mówić normalnym tonem.
- Siema mała, słuchaj dzisiaj chyba nie wypali nasz trening. Muszę zawieźć ojca do firmy bo nawalił mu samochód, a potem jeszcze mama poprosiła abym naprawił coś w domu.
- Rozumiem, nie ma problemu.
- Stało się coś? - mogłam się domyśleć, że wyczuje. Znał mnie tak samo dobrze jak Nat.
- Nie, wszystko gra - odparłam pewniej - Zgadamy się kiedy indziej i...
- Ej, słyszę że coś jest nie tak. Tyle lat się znamy, że mnie nie oszukasz. Dobra, słuchaj... Odwiozę ojca i wpadnę. Robota w domu może poczekać, zajmę się tym wieczorem.
- Nie nie, kochany jesteś, dziękuję. Serio wszystko gra, jestem właśnie na stajni, zaraz ubieram Irysa i poskaczę coś, nie musisz naprawdę.
- Ale chcę, będę za jakąś godzinkę. Tylko odpuść sobie jazdę może, słysząc po Twoim głosie dobrze nie jest, a to przełoży się na konia.
- Dam radę, serio.
- Daj sobie lepiej spokój już dzisiaj - był całkiem poważny - Ja niedługo będę i pogadamy - rozłączył się.
  Wiedziałam, że będzie wypytywał i będę musiała mu powiedzieć o wszystkim. O moim związku z Davidem wiedział tylko on i Natalia, no i teraz Mike.
  Mimo prośby Maxa wyczyściłam szybko Iryska i nałożyłam siodło. Najpierw lekko go rozgrzałam i przeszłam do skoków - od niskiej gimnastyki do wyższego parkuru. Szybko zorientowałam się, że mój przyjaciel miał rację, szło nam okropnie. Irys cały się spinał, nie reagował na sygnały tak jak powinien, często się buntował i odmawiał wykonania polecenia przez co wymijał przeszkody lub strącał drągi. Nerwy zaczęły we mnie narastać, przyłożyłam lekko bacika na co koń skulił uszy w niezadowoleniu. "Jeszcze raz" pomyślałam, musi w końcu coś porządnie skoczyć, przecież już o wiele wyższe lataliśmy i problemów nie było.
  Zrobiłam długi najazd, Irys w dalszym ciągu szedł niepewnie i cały spięty - każdy mój ruch, każde napięcie mojego ciała przechodziło w niego. Moja niepewność zamieniała się w jego strach, moja słabość w jego siłę. Zaślepiły mnie łzy...  Źle wymierzona ostatnia foula przed skokiem... Zachaczył o drągi wpadając w przeszkodę. Oboje runęliśmy na ziemię. Pamiętam strach, ból... Nie mogłam wstać... Potem nastała ciemność.




   Siedziałem w studio kilka godzin i pracowałem nad nową piosenką. W sumie próbowałem robić wszystko po kolei, bo kompletnie nic mi nie wychodziło. Nie mogłem się odnaleźć w żadnej dziedzinie, a przecież nigdy nie miałem z tym problemu. Nawet Quincy bez owijania w bawełnę stwierdził, że jeszcze tak fatalnie nigdy mi nie szło. Od nadmiaru wszystkiego jeszcze rozbolała mnie głowa. Postanowiłem zrobić sobie przerwę i zszedłem na dolne piętro po kubek z wodą. Usiadłem na ławce i wzrok wlepiłem w przezroczystą ciecz delikatnie drżącą w plastikowym pojemniczku.
- A co nasz Król taki smutny? - wyrwał mnie głos z rozmyśleń. Podniosłem głowę, obok stała moja ukochana przyjaciółka Elizabeth, na jej widok mimowolnie uniosłem kąciki ust i posłałem delikatny uśmiech - Mogę się przysiąść? - zapytała, a ja poklepałem miejsce obok siebie.
- Co tutaj robisz? - zapytałem gdy usiadła obok.
- Wpadłam pogadać z Frankiem, tak myślałam, że Cię tutaj zastanę. Szkoda tylko że w takim stanie. Coś się stało?
- Nie idzie mi coś dzisiaj robota.
- A można wiedzieć z jakiego powodu? - spojrzałem na nią, domyślała się, że coś jest nie tak - Przecież z muzyką problemów nigdy nie miałeś, a skoro już są to znaczy, że stoi za tym coś więcej.
- Zawaliłem ostatnio kilka spraw i nie wiem jak to odkręcić.
- Chodzi o tę młodą co byłeś z nią wczoraj u Madonny? - pokiwałem tylko twierdząco głową - Skoro doprowadziła Cię do takiego stanu, to znaczy że między wami jest coś poważnego. A jak jest coś poważnego to powinieneś iść, ruszyć chude dupsko i coś z tym zrobić.
- To nie takie proste. Słów cofnąć nie można.
- Czasem zamiast mówić, że nam zależy powinno się to zwyczajnie pokazać - przytuliła mnie, a ja poczułem łzy napływające mi do oczu - Dlatego zamiast gadać, idź i zrób coś.
- A jeśli mi się nie uda?
- Nie dowiesz się jak nie spróbujesz. Piotruś Pan nie poddawał się, więc dlaczego ty masz to zrobić? - pogłaskała mnie po włosach, a ja poczułem się bezpiecznie i niewinnie jak dziecko - Koniec użalania się. Idź, odpocznij, zdrzemnij się abyś zaczął normalnie funkcjonować i działaj.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do niej tym razem z większym zaangażowaniem.
- Nie ma za co, pamiętaj. że zawsze masz przy sobie ludzi, którzy Cię kochają - odwzajemniła uśmiech i wstała - Ja już muszę uciekać, Frank na pewno już na mnie czeka. Zgadamy się za parę dni i mam nadzieję, że będziesz wyglądał lepiej niż teraz - puściła mi oczko, ucałowała w policzek i odeszła.
  Wróciłem do studia nagraniowego. Było puste, żadnej żywej duszy. W sumie odpowiadało mi to, chciałem być teraz sam. Musiałem przestudiować słowa Elizabeth, Michelle i swój własny, wewnętrzny głos. Byłem w środku pusty, płacz odbijał się echem mimo, iż na zewnątrz stwarzałem pozory, że nic się nie dzieje. Mój smutek i ból dostrzegali tylko najbliżsi.
  Usiadłem na kanapie i rozejrzałem się po dobrze mi znanym pomieszczeniu. Miałem jeszcze coś spróbować nagrać ale głowa nie dawała mi spokoju. Opadłem cały na sofie i skuliłem się w kłębek. W głowie krążył mi jej obraz, obraz Davida, ich oboje. Potem wizja znikła, zastąpiona inną - zobaczyłem ją jak płacze, jak prosi abym jej pomógł. Chciałem ją przytulić, pocałować, mieć pewność, że jest bezpieczna. Coś mi nie pozwalało, jak niewidzialny mur, który sam zbudowałem, a teraz nie wiedziałem jak go przeskoczyć. Obwiniłem ją za coś, za co nie powinienem. Ukarałem ją za błędy, które przecież teraz nie mają znaczenia. Chciała być przy mnie mimo tego co przeszła, mimo, że miłość tak bardzo ją skrzywdziła. Mogła dostać wszystko na świecie, a poprosiła właśnie o mnie.
   W końcu zmęczenie i ból wzięły górę - zasnąłem.




- Michelle? Michelle! Ocknij się no! - otworzyłam delikatnie oczy, obraz był zmazany, jednak dojrzałam nad sobą postać mojego ukochanego przyjaciela.
- Co się... Co się stało...?
- To, że jesteś uparta i nieposłuszna jak dziecko normalnie! Chodź... - poczułam jak bierze mnie na ręce. Przez moje obolałe ciało przeszedł nieprzyjemny prąd.
- Co z Irysem? - zapytałam, gdy usadził mnie przy stole w siodlarni.
- Nic mu nie jest, lekko zdarł nogę, to wszystko, aczkolwiek przez najbliższy tydzień o treningach możesz pomarzyć - spojrzał na mnie - Poczekaj chwilę, pójdę go rozebrać i dam na łąkę. Za pięć minut wracam i jedziemy do szpitala.
- Ale...
- Żadne ale, zaraz wracam.
   Wyszedł. Zdjęłam z głowy toczek i podparłam się na łokciach. Miałam obolałe całe żebra i plecy, całe szczęście, że wszystkie kości całe. Co ja najlepszego narobiłam? Naraziłam i siebie i co gorsza - zwierzę  na takie niebezpieczeństwo. Poczułam ciepłą łzę spływającą mi po policzku. W tym samym czasie do siodlarni wszedł Max niosąc osprzęt od konia.
- Jestem już. Dałem Irysa na łąkę z Salivanem - odwiesił poszczególny sprzęt na swoje miejsce - A teraz idziemy.
- Proszę... Nie zniosę szpitala... Nie chcę... - rozpłakałam się na dobre. Uklęknął przede mną i i ujął moje dłonie w swoje ręce - Naprawdę nic mi nie jest.
- Dobrze, pokaż tylko - zaczął sprawdzać moje ręce, nogi i żebra pytając co chwila czy coś czuję. Jako prawny instruktor sportowy miał podstawowe umiejętności z medycyny w razie takich sytuacji - Wygląda na to, że kości są całe. Ale żeberka cię pobolą dzisiaj trochę.
- Wiem. Przepraszam - wytarłam rękawem oczy.
- A jak się czujesz?
- W ogóle się nie czuję.
- A mówiłem... Prosiłem... Abyś nie wsiadała dzisiaj bo to nie ma sensu. A ty jak zawsze na swoim musiałaś postawić, nie? Dobrze, że miałaś chociaż kask na głowie bo wstrząs gwarantowany.
- Do skoków zawsze mam na głowie toczek.
- Powinnaś mieć zawsze. Nie tylko do skoków, koń to tylko zwierzę, nie można mu ufać w 100%, w razie niebezpieczeństwa jedyną drogą dla konia jest ucieczka, taka jego natura. Sama dobrze o tym wiesz. Michael powinien Cię lepiej pilnować - na jego imię przeszły mnie ciarki, a oczy znów stały się mokre.
- Michelle? Co jest? O niego chodzi, tak?
- Max... On się dowiedział... O Davidzie...
- Jak? - opowiedziałam mu wszystko. O sytuacji z Emilio na balu, kłótni u mnie w domu o pracę modelki i potem sytuacji, gdy podniósł rękę i mojej reakcji. W końcu o pamiętniku i tym co było dalej - Michelle... Gdy odzywa się do Ciebie przeszłość, to..... Nie odbieraj. Ona nie ma Ci nic nowego do powiedzenia.
- Ale zrozum, że nie da się nie odebrać, gdy robi takie zamieszanie w moim życiu! Jak mam zapomnieć? - rozpłakałam się na dobre, Max przytulił mnie i delikatnie zaczął kołysać, abym się szybciej uspokoiła.
- Zależy Ci na nim?
- Jeszcze pytasz?

- No tak, jak człowiekowi zależy to wszystko odczuwa dwa razy mocniej. Dlatego też on tak to odczuł. Mogłaś mu powiedzieć wcześniej, a dowiedział się w taki sposób i...
- To nie ma znaczenia - przerwałam mu - Nie chodzi o to, że nie powiedziałam. On nie akceptuje tego jaka byłam, co zrobiłam i to jest największy problem. Już nikt mnie nie zechce... Zawsze będę sama i zostanę z tymi cholernymi wspomnieniami... Boże... Co ja najlepszego zrobiłam... - ukryłam twarz w dłoniach.
- Hej... To co było nie ma znaczenia. Dbałaś wtedy tylko o to, by nie zostać sama. Zupełnie bagatelizowałaś więzi emocjonalne, takie jak budowanie bliskości lub zaufania. Tak naprawdę nic Cię z Davidem nie łączyło. Wszystko co było, było tylko urojeniem, on Cię wykorzystał. Zapłaciłaś za swój błąd. Michael na pewno to zrozumie, ale powinniście spokojnie porozmawiać. Bez nerwów... Byliście wtedy nabuzowani, pokłóceni o sprawę z Emilio, a w nerwach nie myśli się racjonalnie. Ej, spójrz na mnie w końcu - spojrzałam na niego przez łzy posyłając fałszywy uśmiech - Obiecaj, że z nim porozmawiasz.
- Ale on nie chce.
- Na pewno chce.
- Gdybyś go wczoraj widział, jego minę jak się dowiedział. To nie takie proste... 
Zarzuty można odeprzeć, pretensje zbagatelizować, za obrazę przeprosić. Na obojętność jednak nie ma rady, a on teraz jest cholernie obojętny na mnie, on mnie nienawidzi.
- Oboje wiemy, że tak nie jest. David to przeszłość, jego już nie ma. To co było nie wróci, popełniłaś błąd, zakochałaś się w kimś, komu na Tobie nie zależało i zrozumiałaś go. Teraz żyjesz na nowo, inaczej, więc nie wspominaj, bo to Cię wykończy. Mike już wie o wszystkim, więc teraz tylko kwestia zrozumienia. To dla was próba, czy sobie ufacie i czy naprawdę się kochacie. Albo ją przejdziecie, albo nie. Tylko nie możecie tego olać, nie możecie - przerwał mu dźwięk telefonu, przeprosił mnie i odebrał - Halo...? Tak... Jestem u niej... Nie, jeszcze jej nie pytałem... Zaraz z nią pogadam... Aha... To spotkajmy się za godzinkę... Gdzie..? Studio...? Dobra.... Niedługo będę... - rozłączył się.
- Kto to?
- Natalia, jedzie z ojcem do studia po coś i mam się z nią tam spotkać, bo do wieczora mówi, że się nie wyrwie.
- Tam gdzie Michael pracuje?
- Nie wiem w sumie, ale chyba tak. Przecież jej tata i Mike znają się dość dobrze, więc na pewno to to samo studio.
- Aha... A o czym miałeś ze mną pogadać? - zapytałam przypominając sobie jego słowa - Mówiłeś, że o coś jeszcze mnie nie pytałeś...
- Tak tak. Nat ma wolny weekend, ja zresztą też bo wymieniają podłoże na parkurach i hali, więc jazdy odwołane są i pomyśleliśmy, aby wybyć gdzieś razem. Pamiętasz? Jak za starych, dobrych czasów.
- Kiedy i gdzie?
- Jutro, jest piątek przecież - uśmiechnął się - A ty do pracy w sklepie z tego co wiem wracasz od poniedziałku dopiero, o ile remont się nie przeciągnie. A gdzie? Pod namioty, do lasu.
- Chyba żartujesz - przewróciłam oczami - To już nie te czasy.
- A jakie? No coś Ty! Będzie super, dawaj. Na jeden nocleg, będzie ognisko, namioty, super zabawa. Akurat dobrze Ci to zrobi, trochę oderwania od codzienności. Jeśli Michael się zgodzi, niech jedzie z nami, pogadacie akurat...
- Nie ma mowy.
- Dobra, to chociaż we trójkę.
- Musze pogadać z mamą, jutro przyjeżdża Vanessa z Emmą - spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- Ta Vanessa? Co mnie przelecieć chciała? - zaśmialiśmy się oboje.
- Dokładnie ta.
- To co, że wpada? Przywitasz się i pojedziesz. Co Ty jej niańką jesteś?
- Mama będzie zła, że gości olewam.
- Oj nie przesadzaj. Akurat Twoja mamuśka jest tak wyluzowana, że sama Cię z domu wypchnie - wstał z miejsca - Ja już uciekam. Jadę do tej Nat, pogadam z nią co do tego jutra jeszcze. Będziemy po Ciebie o szestanstej.
- Przecież się jeszcze nie zgodziłam.
- Jak będziesz stawiać opór, to wejdziemy, zwiążemy Cię i siłą zapakujemy do samochodu. Więc jak nie chcesz spędzić podróży w bagażniku to lepiej bądź gotowa.
- Kochani jesteście - przytuliłam się do niego na pożegnanie i ucałowałam w policzek.
- Wiem o tym - uśmiechnął się - Jakby Cię żebra mocno bolały to weź coś przeciwbólowego. A Irys przez tydzień ma stać na łące z Salivanem. Nogę ma trochę obtłuczoną i jak nie chcesz, aby miał kontuzję to odpuść.
- Rozumiem, jeszcze raz dziękuję.
- Na pewno wszystko gra? Nie chcesz jechać do szpitala?
- Na pewno. Nic mi nie jest.
- W takim razie do jutra - posłał mi ostatni, piękny uśmiech.




   Otworzyłem oczy. Niepewnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w studio nagraniowym. Spałem? Uniosłem się delikatnie na łokciach, usiadłem i przetarłem rękoma zaspane oczy.
- Patrz. Nasz królewicz się obudził - usłyszałem głos za sobą, na co odwróciłem się. W fotelach siedziała Natalia oraz Max. Mieli rozbawione minki i w sumie się im nie dziwię, mnie mój widok śpiącego na kanapie w studio pewnie też by rozbawił.
- Co tutaj robicie? - podszedłem wolnym krokiem do nich zajmując wolne miejsce w osobnym fotelu.
- Musiałam przyjechać z ojcem do studia, Max miał się ze mną spotkać tutaj w pewnej sprawie. A że przez przypadek "znaleźliśmy" Cię tutaj to postanowiliśmy się trochę pośmiać z Pana Jacksona.
- Dzięki - uśmiechnąłem się delikatnie - Widzieliście się może z...
- Michelle? - przerwał mi Max - Tak, byłem u niej dzisiaj i całe szczęście. Taką glebę z Irysem zaliczyła że...
- Coś się jej stało? - rozbudziłem się momentalnie do reszty - Gdzie ona jest?
- Spokojnie. Żyje, ma się dobrze. Trochę będzie obolała przez parę dni, ale ma nauczkę w sumie. Prosiłem ją aby w złości nie robiła poważnych treningów, ale do niej mówić to jak do ściany.
- To wszystko moja wina - schowałem twarz w dłonie.
- Zaprzeczać nie będę, że zachowałeś się jak ostatni idiota - wtrąciła Nat - Max wyciągnął od niej co się wczoraj stało i powiedział mi. Jesteś skończonym kretynem Jackson.
- Wiem. Nie mam pojęcia jak to odkręcić.
- Za to na szczęście jesteśmy my. I my doskonale wiemy, więc co robisz jutro?
- Jutro? Nie wiem jeszcze.
- No to już wiesz. Zadzwonię do Ciebie jutro popołudniu i powiem Ci co i jak, nie pytaj o nic póki co. Po prostu jutro i pojutrze masz mieć w 100% wolne, jasne? - rzucił Max.
- Nie rozumiem...
- I dobrze. Lepiej nie myśl już, bo wczoraj nie wyszło Ci to na dobre - Nat nie mogła przegapić okazji aby mi dogryźć. W sumie miała rację.
- Wczoraj to był impuls. Byłem wściekły tymi wszystkimi tajemnicami i nie kontrolowałem słów, które wypowiadałem.
- Dlatego dzisiaj daj już spokój, jesteś zmęczony. Jutro bądź pod telefonem, miej spakowaną jakąś walizkę z najważniejszymi rzeczami.
- Co wy kombinujecie?
- Się dowiesz w swoim czasie. A teraz wypad do domu bo spanie w studio Ci nie pomoże - rzucił Max posyłając mi przyjacielski uśmiech.




  Nim zajechałem do Neverlandu zrobiło się całkiem ciemno. Wracając ze studia wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni, a potem na pocztę. Nie chciałem jej przekupić, ale chciałem aby wiedziała, że myślę o niej ciągle i cierpię, cierpię tak samo jak ona cierpiała. Przeszedłem się po posiadłości, cały czas rozmyślając co jej mam powiedzieć, jak się wytłumaczyć?  

   Do tego te dziwne plany Maxa i Nat. Kombinowali coś, czułem to jednak postanowiłem im zaufać. Byli cudownymi przyjaciółmi dla Michelle. Widać było, że kochają się wszyscy jak rodzeństwo, wspierają, razem się śmieją i płaczą. A ja? Mimo, iż powinni mi nakopać do tyłka za wczorajsze słowa, okazali mi w pewien sposób zrozumienie i w dodatku chcą pomóc, a ja naprawdę potrzebowałem tej pomocy. Nigdy nie czułem do kogoś tego, co czuję do niej. Popełniłem błąd, przyznaję się do niego przed sobą i innymi. Ale czy konsekwencje nie są zbyt surowe? Mam ją stracić? Nie, nie stracę. Nie zniósł bym tego. Zrobię wszystko, chociażbym musiał cofnąć ten cholerny czas. Gdybym miał taką szansę, zrobiłbym inaczej. Zamiast krzyku i złości przytuliłbym ją i powiedział jak bardzo mi przykro. Jak bardzo ją kocham, że nie pozwolę aby ktokolwiek znów ją tak skrzywdził, że dam jej to, czego nie mogła znaleźć kiedyś mimo, że tak uparcie tego pragnęła i szukała zaślepiona fałszywym uczuciem. Obje nauczylibyśmy się kochać, potrzebowaliśmy tylko siebie.



  Po tym jak Max odjechał poszłam do domu, do pokoju i położyłam się spać. Nie dość, że z psychiką nie było dobrze, to jeszcze teraz moje ciało wyło z bólu. Pojawiły się pierwsze stłuczenia i siniaki. Posmarowałam ciało specjalną maścią i zjadłam tabletkę przeciwbólową. Pomogło, niewiele ale jednak. Szkoda, że na złamane serce nie wymyślono takiego leku.
  Obudziłam się późnym wieczorem. Księżyc już pięknie świecił na ciemnej przestrzeni pośród migoczących gwiazd. Wstałam, usłyszałam z dołu dźwięki - "wrócili" pomyślałam. Niechętnie wygrzebałam się spod koca i zeszłam schodami w dół. Mama siedziała w kuchni i robiła coś dobrego.
- O! Już wstałaś kochanie? Nie chciałam Cię budzić. A co to za siniaki? - spojrzała na moje ręce. Miałam na sobie bluzkę na krótki rękaw i było doskonale widać jaka poobijana jestem.
- Spadłam dzisiaj z Irysa.
- Boże... Nic Ci nie jest? - podeszła do mnie i zaczęła mnie całą oglądać, na co się zaśmiałam.
- Nie mamuś, w porządku. Był Max, obejrzał mnie i wszystko gra, to tylko pare stłuczeń.
- Pare? Wyglądasz jakby Cię w domu kijem bito.
- Kocham Cię - ucałowałam ją w policzek - Słuchaj, o której jutro przyjeżdża ta menda?
- Vanessa? Wyrażaj się trochę... - skarciła mnie - Jakoś w południe, a czemu?
- Max powiedział, że z Nat chcą jechać na biwak pod namioty i że mam jechać z nimi.
- Jutro? No to jedź.
- Dasz sobie sama radę te dwa dni z nimi na głowie? - spojrzałam na nią niepewnie.
- Pewnie, Van jest dorosła, a Emma to najgrzeczniejsze dziecko pod słońcem. Chociaż Ty będziesz mieć gorzej, bo ona Cię uwielbia i nie będzie chciała Cię wypuścić pewnie z domu.
- Coś wymyślę - puściłam jej oczko, starałam się wyglądać normalnie, nie okazywać jak mnie wszystko w środku dręczy i dusi - W takim razie super, dziękuje Ci bardzo. Jesteś najlepsza.
- Wiem córeczko, Michael jedzie z wami? - rzuciła spoglądając na mnie ukradkiem, podejrzewała coś?
- N... Nie. Dlaczego pytasz?
- Pokłóciliście się znowu? Co tym razem?
- Ty wróżka jesteś czy co?
- Nie, ale gdy spałaś był kurier.
- No i co?
- A idź do salonu, sama zobacz.
  Zmierzyłam ją wzrokiem i weszłam salonu nie wiedząc czego się spodziewać. Zapaliłam światło i... nie mogłam uwierzyć. Cały dywan był zastawiony koszami, a w nich najróżniejsze, kolorowe kwiaty. Miałam wrażenie, jakbym momentalnie znalazła się w Neverlandzie. Ten widok, widok tylu kwiatów był tam na porządku dziennym. Momentalnie do oczu napłynęły mi łzy, jednak usta ułożyły się w formie delikatnego uśmiechu.
  Usiadłam na dywanie i przeleciałam wzrokiem po każdym koszu. Sama nie wiem jak opisać słowami to co poczułam. Nikt jeszcze nie dał mi czegoś tak pięknego. Wyjęłam jedną z róż i przyłożyłam do twarzy wciągając jej zapach. Łza spłynęła mi po pliczku, a cały ból ciała, który jeszcze chwile temu odczuwałam - ustał. Dlaczego to zrobił? Myślałam, że nie chce mnie znać... Że mną gardzi, czuje odrazę za to jaka byłam. W największym koszu dojrzałam kopertę. Niepewnie po nią sięgnęłam i wyjęłam białą kartkę, na której był zapisany odręcznie tekst. Zaczęłam czytać.


Moje serce tętni miłością do Ciebie tak, jak woda tętni miłością do ziemi. Nie zważa na palące słońce. Nawet jeśli zmieni się w parę i uleci ku niebu, wie, że niebawem powróci. 
Cierpliwie czeka na tę chwilę.
Twój Piotruś Pan

  Poczułam jak serce zaczyna mi być coraz szybciej, uśmiechnęłam się sama do siebie przez łzy, które ciągle kręciły mi się w oczach. Nagle wyrwał mnie z rozmyśleń dźwięk dzwonka do drzwi. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam aby otworzyć - pewna, że to Mike. Gdy nacisnęłam klamkę, pchnęłam drzwi ujrzałam tę zdradziecką mordę.
- Cześć kuzyneczko! Miło Cię widzieć.
- Vanessa...

***

Komentarz = to motywuje!

***

Moje misiaczki ! <3
Eh, kolejny weekend z zawodami miałam - padam na twarz. Robię sobie od treningów małe 2-tygodniowe wakacje (i ja i moja kobyłka), bo trzeba się zregenerować w końcu po ciężkim sezonie.


Kochani, mam nadzieję że się połapaliście w tym rozdziale - trochę często dzisiaj skakałam, że raz Michael, raz Michelle była i tak tysiąc razy, ale pisanie jednym ciągiem najpierw jako on, potem jako ona nie miałoby tego uroku.
Ja wiem, że się znęcam nad wami teraz, no ale w życiu też zawsze idealnie nie jest. Spokojnie - wynagrodzę wam w kolejnych rozdziałach te ich kłótnie ( tak Basiu, postaram się zaspokoić twoje oczekiwania :3 ).
Dziękuję wszystkim co czytają i komentują, wasze szczere opinie są dla mnie mega ważne. Dzięki wam ten blog funkcjonuje i wygląda jak wygląda :D
Pamiętajcie, że skrytykować też czasem trzeba więc walcie śmiało, z waszą pomocą mam nadzieje, że będzie coraz lepiej :) <3


PS: Przypominam, że w zakładkach jest też taka jak "O mnie + Ask me !" -> Jak macie jakieś pytania, jakiekolwiek nawet prywatne, to śmiało zadawajcie, odpowiadam na wszystko:)


Miłej niedzieli ! <333


~~~~~

"Gdy jesteś na kogoś wściekły napisz do niego list. 
Wyraź w nim swoje uczucia, opisz gniew i rozczarowanie. 
Nie hamuj się. 
Potem schowaj list do szuflady. 
Po dwóch dniach wyjmij go i przeczytaj. 
Czy wciąż chcesz go wysłać?"

7 komentarzy:

  1. Hahaha no tak troszkę się nad nami znęcasz a, co do moich oczekiwań trzymam Cię za słowo :-D
    Wale więc śmiało, że super opisałaś przemyślenia Michelle i Michaela. Dobrze, że Mike zrozumiał swój błąd i Nat z Maxem pomogą mu go rozwiązać .
    Mam nadzieję, że już w następnym odcinku nasi bohaterowie się pogodzą.
    Czekam z niecierpliwością na nexta.
    Pozdrawiam cieplutko.
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Długo mnie tu nie było. Szkoła kuzyni ...masakra.. Wybacz . Ale już jestem i nadrabiam:)
    Notka tak jak pozostałe cudowna. Tą historia jest cudowna. Cudowne przemyślenia Michelle i Michaela. Też bym tak chciała. Naucz mnie.
    Dobrze że michael zrozumiał swój błąd. Mam nadzieję że się pogodzą.
    A tak po za tym coś cb?
    Przepraszam za błędy. Telefon +lekcja matmy siedząc w drugiej ławce nic dobrego nie wróży ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Możesz być ze mnie dumna, KOMENTUJĘ WRESZCIE!
    Odkładanie komentarzy na później w moim przypadku się nie sprawdza...
    No słuchaj, notka wspaniała i już nie mam ochoty nakopać cudownemu panu Jacksonowi do dupy. Z drugiej strony mu się nie dziwię, pewnie zareagowałabym jak on. Świetnie opisałaś tę sytuację, jak zwykle mnie zmiażdżyłaś. Mimo, że niekoniecznie przypadł mi go gustu wątek z przeszłości Michelle (ale to tylko mój gust, nie przejmuj się, zwyczajnie za bardzo mi się skojarzyło z 50 TG, bądź co bądź świetnie opisane, więc ogólnie to tylko mój widzimiś), niewątpliwie był to bardzo oryginalny pomysł i nadał akcji rozmachu, co przecież się ceni. Jesteś cholernie kreatywna i umiesz szukać inpiracji poza swoją wyobraźnią. Tak trzymaj! <3
    Czekam na więcej.
    Alex ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Te kwiaty są the best! Ale Vanessa wszystko zepsuła no..
    Zgaduje, że zaraz ktoś do kogoś zadzwoni i będzie zgoda, Mike pojedzie z nimi pod te namioty :3
    Przepraszam, że dziś tak krótko pisze :c
    Czekam na nową :)
    Pozdrawiam
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka!
    Wczoraj notka ululała mnie do snu, a dziś postanowiłam skomentować. Pełen podziw! Jestem ogromna fanką tego opowiadania i z każdym rozdziałem zaskakuje mnie coraz bardziej. Te obszerne- genialne przemyslenia powodują, że notka jest bardziej atrakcyjniejsza i czyta się ją z ogromną przyjemnością.
    Dziś tyle się działo, a jeszcze nie doszliśmy do rozmowy Miśki z Michasiem na co z utęsknieniem czekam. Zapewne opiszesz to jak zwykle rewelacyjnie. :*
    Mam nadzieje, że ten uknuty wypadzik będzie wyjątkowy dla naszych bohaterów.
    Dziś (a raczej wczoraj XD) wprawiłaś mnie o zawał serca gdy zobaczyłam tego gifa, ale cud, że naszemu osiołkowi nic się nie stało.
    Czekam z niecierpliwością na następną notke. Życze masy weny! Trzymaj się tam kochana na studiach. Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  6. Dotarłam!
    Co mogę napisać? Jak zawsze cudo. W każdym rozdziale dzieje się coś ciekawego i w tym oczywiście, równieć nie mogło tego zabraknąć. Przestraszyłam się na początku tym wypadkiem Michelle, ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Jestem bardzo ciekawa tego biwaku, więc czekam z niecierpliwością i Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic