wtorek, 13 października 2015

Rozdział 21

Żeby nie było, że jestem aż taka wredna i niedobra to wrzucam dzisiaj (chociaż w planach miałam jutro lub czwartek :P). Kolejny rozdział dostaniecie w sobotę wieczorem - wyczekujcie, obserwujcie, bo czuję, że ten sobotni wam się spodoba (Tobie Basiu zwłaszcza :3 ).
Będzie hot hot hot :>>>
A póki co zapraszam do czytania dzisiejszej notki, z której średnio jestem zadowolona :P :)

~~~~~


   Szliśmy leśną ścieżką wzdłuż rzeki. Jedyny dźwięk jaki obijał się o uszy, to szum płynącej wody. Nawet liście na drzewach stanęły nieruchomo, nie wydając z siebie żadnego szelestu. Mimo panującego mroku, oczy przyzwyczaiły się do ciemności i bardzo dobrze widziałam wszystko, włącznie z Michaelem. Szedł obok mnie i milczał. Pogrążony był we własnych myślach, a mnie doprowadzało już to do szału. Cieszyłam się jak dziecko, że jest tutaj, jednak nie zapomniałam tego co powiedział, co zrobił, jak mnie ocenił. Moją wadą jest to, że jestem cholernie pamiętliwa - jednak po części rozumiałam jego reakcję. Ale teraz? Właśnie... Co teraz? Chcę jasne sytuacje, lubię wiedzieć na czym stoję, a takie kręcenie działa mi strasznie na nerwy. Nie wiedziałam już co on czuje, czego oczekuje. 
  Zatrzymałam się, a on widząc to również się zatrzymał i pierwszy raz od dłuższej chwili spojrzał na mnie. Sama nie wiem jak opisać jego wzrok, nic nie potrafiłam odczytać.
- Odezwiesz się w końcu czy język Ci do dupy uciekł? Przyjechałeś tutaj pomilczeć? - rzuciłam ostro mierząc go wzrokiem.
- Ja... Nie... Po prostu nie wiem od czego zacząć.
- Raczej od początku - wiem, byłam wredna. Ale nie potrafiłam się zdobyć na nic więcej.
- Gdy wyrzuciłaś mnie za drzwi... Nie wiem jak Ci udowodnić, jak bardzo żałuję tego co powiedziałem, jak Cię potraktowałem.
- Trochę późno do Ciebie to dotarło - warknęłam.
- Wiem. Byłem wściekły wciąż za sprawę z Emilio, nie mogłem w dodatku znieść myśli, że coś przede mną ukrywasz. A gdy przeczytałem twój pamiętnik... Po prostu zabolało mnie to co tam było. Ale nie chodziło o to jaka byłaś, ale jak bardzo Cię skrzywdzono.
- I dlatego stwierdziłeś, że nie nadaję się do normalnego związku? - zaśmiałam się - Że nie traktuję Cię poważnie?
- Nie to miałem na myśli.
- Ale to powiedziałeś. I odpowiadasz za to co powiedziałeś, a nie za to co miałeś na myśli.
- Michelle proszę... - podszedł do mnie, ale cofnęłam się o krok - Mówiłem wtedy co przyszło mi do głowy, nie myślałem nad sensem wypowiedzianych słów. Owszem byłem wściekły, że mnie okłamałaś, ale gdybym naprawdę myślał o Tobie w ten sposób, gdybyś była mi obojętna nie stał bym tutaj, nie myślałbym o Tobie cały czas, nie płakałbym, nie bolałoby mnie to rozstanie tak bardzo. Zrozumiałem swój błąd i przyznaję się do niego.
- Zastanów się czego Ty w końcu chcesz - bolało mnie to wszystko, łzy napłynęły mi do oczu mimo, że tak bardzo walczyłam, aby zachować spokój - Najpierw na mnie napadasz o to wszystko, oceniasz mnie nie pozwalając wytłumaczyć, znikasz i milczysz, a nagle pojawiasz się jak duch minionych świąt i gadasz mi o miłości?
- Nie odzywałem się tyle czasu, bo było mi wstyd za to jak się zachowałem. Nie wiedziałem jak Cię przeprosić, jak mam to wszystko naprawić. Czy się da... Chyba tego się najbardziej obawiałem, czy w ogóle da się to naprawić. Czy mi wybaczysz... Bałem się usłyszeć odpowiedzi. Cały czas myślałem o Tobie, o nas, o wspólnych chwilach.
- Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej - próbowałam być stanowcza, jednak jego słowa przeszywały mnie po całości.
- Kiedy Max i Nat zaproponowali mi, abym dzisiaj przyjechał i porozmawiał z Tobą... Ja naprawdę żałuję. Daj mi to naprawić - łzy zaczęły mi już kapać po policzkach, jego głos był przepełniony taką ilością bólu - Czy jeśli Ci powiem, że wciąż cię kocham, czy coś się zmieni między nami?
- Jeśli mi powiesz , czy jeśli Ci uwierzę?
- Ocenę pozostawiam Tobie - załamał mu się głos.
  Mimo, iż sama płakałam to widziałam w jego oczach pierwsze łzy. Nic nie odpowiedziałam, oparłam się o stojące obok drzewo i schowałam twarz w dłoniach, próbując powstrzymać emocje, które nasilały się z każdą chwilą.
  Poczułam jak mnie obejmuje. Najpierw odepchnęłam jego ręce, jednak nie minęła sekunda, aż sama po prostu się na niego rzuciłam wybuchając jeszcze większym płaczem. Nie mogłam dłużej udawać twardej i obojętnej. Przytulił mnie do siebie najmocniej jak potrafił. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, poczułam jak nogi się pode mną uginają, jednak Mike trzymał mnie tak mocno, że nie było opcji abym upadła na ziemię. W środku wszystko we mnie krzyczało z bólu. Tak, czułam ból, wielki, okropny, przeszywający mnie ból. Jednak z każdą chwilą w jego ramionach ustawał, zaczynałam się uspokajać. Nie wiem co miał w sobie, nie wiem dlaczego tak na niego reagowałam, dlaczego tak na mnie działał. A miałam się nie zakochiwać... A miałam nigdy nie pozwolić, aby był dla mnie wszystkim. Bo przecież jeśli teraz odejdzie, zostanę kompletnie z niczym. Tak, bez niego nic już nie byłoby takie samo. To nie była przezroczysta relacja, jaką miałam z Davidem. Teraz dopiero wiem, czym jest prawdziwe uczucie. Co to zaufanie, ból, zazdrość, tęsknota, szczęście i prawdziwe pożądanie. Jest w nim coś. Może ten uśmiech, może oczy, a może fakt, że słucha kiedy mówię i kocha bezwarunkowo. Cokolwiek to jest, cholernie przyciąga.
   W końcu gdy uspokoiłam oddech, delikatnie się od niego odsunęłam, a on ujął od razu moją twarz w dłonie i bez pytania czy jakiegokolwiek uprzedzenia pocałował mnie delikatnie. Nie opierałam się, brakowało mi tego, tego cudownego uczucia i ścisku w żołądku gdy był obok.
- Nie mogę Cię stracić - powiedział cichutko, jakby bał się, że ktoś nas usłyszy - Po prostu nie mogę... - widziałam, że mimo iż z tym walczył to jego oczy ciągle były wilgotne od łez.
- Byłam pewna, że nie chcesz mnie już znać.
- Myślałem o Tobie. Myślałem cały czas, od kiedy musiałem Cię zostawić tam samą w domu, w tym stanie...
- Nie kłam.
- Nie wierzysz mi?
- Nie, przecież obydwoje dobrze wiemy, że nie potrafisz myśleć.
  Zaśmiał się smutno i odgarnął kosmyk moich długich, blond włosów za ucho. Patrzył na mnie jeszcze chwilę i pocałował w kąciki ust, delikatnie, ledwo ich dotykając, jakby się bał że zaraz go odepchnę.
- Dlaczego ja? - zapytałam po chwili - Mógłbyś mieć każdą inną, lepszą, bez takich doznań i przeszłości.
- I właśnie dlatego pragnie Ciebie, bo jesteś inna niż wszyscy.
- Jesteś pewien swojej decyzji? Nie chcę znów cierpieć. Wolę nie mieć nadziei niż ją stracić.
- Nidy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien - uśmiechnął się delikatnie - Nie pozwolę byś znów cierpiała. Nie pozwolę, aby cię ktokolwiek skrzywdził. Chcę i jeśli pozwolisz mi na to, to pokażę Ci czym jest prawdziwe uczucie, bez cierpienia, bólu  i tego wszystkiego, co musiałaś doświadczyć z Davidem. Tylko my, tylko prawda i to co jest między nami.
- Nie musisz mnie bronić przed całym światem. Chroń tylko serce, a reszta sama się obroni.
  Spojrzał na mnie tymi ciemnymi oczyskami i znów wtopił się w moje usta. Teraz bez wahania, bez jakichkolwiek przeszkód, całował tak, jakby uznał, że warto za to pójść do piekła. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on dając upust emocjom przygwoździł mnie do drzewa. Uwielbiałam gdy to robił, gdy zabierał mi drogi ucieczki, jakby się bał, że zaraz zniknę. Może Nat miała rację w tym, co mi kiedyś powiedziała? Że pewnego dnia zjawi się ktoś, kto przytuli mnie tak mocno, że wszystkie moje rozbite kawałki skleją się w całość.
  W końcu przygryzł wargę, spojrzał na mnie i niechętnie rozłączył nasze usta, jednak cały czas pozostawał najbliżej jak się da, przylgnięty do mnie całym ciałem, a ja prosiłam w głębi, aby nawet nie próbował się odsunąć.
- Mike... Przepraszam, że Ci wcześniej nie powiedziałam.
- Cii... To już nie ma znaczenia - uśmiechnął się smutno.
- Nie chcę abyś myślał, że traktuję Cię tak samo jak jego traktowałam. Naprawdę przy Tobie wszystko się zmieniło, to coś całkiem innego.
- Wiem, nie wracajmy już do tego. Nie ma znaczenia co było, liczy się tylko to co jest teraz - pocałował mnie w czoło - Chodźmy już do nich, jest późno.
   Odpowiedziałam mu uśmiechem i razem ruszyliśmy w stronę ogniska i przyjaciół.




- W końcu wyjaśnione? - zapytała Nat, gdy razem z Michelle zajęliśmy miejsce przy ognisku.
- Na to wygląda - odpowiedziała spoglądając na mnie wciąż z niepokojem, jakby się bała, że nagle zmieniłem zdanie. Uśmiechnąłem się delikatnie, objąłem ukochaną ramieniem i ucałowałem we włosy. Taki małe szczegóły, a tak bardzo mi ich brakowało.
- Nie można było tak do razu? - tym razem wtrącił się Max dorzucając drzewo do ogniska - Widzicie jaki dobry pomysł mieliśmy z Natalia, aby was tutaj razem spiknąć.
- Dziękuję - powiedziałem cichym głoseml a Max odpowiedział mi uśmiechem mówiącym "nie ma za co"- Co robisz jutro? - zwróciłem się tym razem do Michelle.
- Nie miałam okazji Ci powiedzieć... Przyjechały do mnie kuzynki z daleka na jakiś czas, bo u nich w domu jest remont po pożarze. Emma to jeszcze dziecko, była trochę zła o ten dzisiejszy biwak i obiecałam jej, że jutro zabiorę ją na miasto na lody i na plażę.
- Będzie problem, jeśli wybiorę się z wami? - przygryzłem wargę i spojrzałem na nią niepewnie, zaśmiała się tylko i ucałowała mnie w policzek.
- Pod warunkiem, że będziesz grzeczny.
- Zawsze jestem.
- Się okaże - oparła głowę na moim ramieniu i przymknęła oczy - Mike...- zaczęła nagle dość niepokojącym tonem.
- Tak?
- Jej siostra Vanessa... Obiecaj mi, że cokolwiek by nie mówiła, co by nie kombinowała to nie uwierzysz jej.
- O czym Ty mówisz? - spojrzałem na nią nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
- Jak ją poznasz, to się dowiesz.
- Potwierdzam! - rzucił Max - Mnie chciała przelecieć - zaśmialiśmy się wszyscy.
- O tak, ta głupia menda na pewno będzie coś kombinować - Nat widać też za nią nie przepadała - Cycki i dupa na wierzchu, szuka facetów przy kasie i ogólnie zachowuje się jak pies. Żaden kundel nie zasługuje na taką sukę.
- Serio jest aż taka straszna? - zapytałem zdziwiony.
- Gorzej, znacznie gorzej - Michelle spojrzała na mnie - Będzie się do Ciebie kleić jak lep na muchy.
- Nie jestem zainteresowany nikim poza tobą - uniosłem kąciki ust.
- Ona będzie chciała nas skłócić.
- Niech próbuje, w końcu jej się znudzi.
- Nie znasz jej. Od małego robi mi na złość we wszystkim, od zawsze mnie gnębi i próbuje odebrać to na czym mi zależy. A... Ona rozpoznała moje zdjęcia w gazecie, ona o nas wie, o Tobie... - przytuliłem ją jeszcze mocniej.
- Niech wie, co mnie to obchodzi ?
- Michelle ma racje - odezwał się Max - Van to kombinatorka, gdy dowiedziała się, że mam własną stajnię i działalność, to nie mogłem się od niej uwolnić. Uważaj po prostu na nią, potrafi się często za daleko posuwać, gdy na czymś jej zależy.
- To się przeliczy - uśmiechnąłem się, wziąłem leżący obok koc i okryłem nim Michelle wtuloną we mnie jak w pluszowego misia - Zimno Ci?
- Nie, jest dobrze - przymknęła oczy podciągając kocyk pod samą brodę.
- To skoro jutro idziemy z Emmą na miasto, to w takim razie zarezerwuj dla mnie niedzielę.
- Co tym razem chodzi po Twojej małej główce? - zaśmiała się.
- Chcę Ci jakoś to wszystko wynagrodzić.
- Nie musisz...
- Ale chcę. Wpadnę po Ciebie popołudniu i zabieram Cię bez gadania. Najpierw pojedziemy w pewne miejsce, a potem porywam Cię do Neverlandu - przeczesałem palcami jej długie włosy.
- Grozisz mi czy obiecujesz? - zapytała, a ja schyliłem się szeptając na ucho:
- Obiecuję, że będzie to wyjątkowy wieczór.
- Trzymam Cię za słowo.
- I nie puszczaj - cmoknęła mnie delikatnie i znów wtuliła we mnie oplatając się kocem.
  Nie potrafię opisać ulgi jaka mnie ogarnęła. Była tutaj, obok, przy mnie. W końcu ten koszmar się skończył, wybaczyła mi i znów była moja, tylko moja. Cała ta historia z Davidem nie miała teraz najmniejszego znaczenia, jednak wiedziałem, że muszę teraz uważać. To wszystko siedziało jej w głowie, nie chciałem aby wracała do tamtych dni, aby znów się bała i czuła to co wtedy. Musiałem być ostrożny w tym co robię, chcąc pokazać jej miłość od tej prawdziwej strony, wziąłem na siebie odpowiedzialność. Chciałem wiedzieć więcej o tym co ją spotkało, ale nie będę naciskał, jeśli zechce to sama mi powie.
   Michelle zasnęła w moich ramionach. Nie budziłem jej, ostatnie dni były ciężkie dla nas oboje i ten odpoczynek był jej potrzebny. Rozmawialiśmy z Nat i Maxem na tyle cicho, aby jej nie wyrwać ze snu. W końcu zmęczenie dopadło nas wszystkich. Pożegnałem się z przyjaciółmi, a śpiącą Michelle wziąłem na ręce i zaniosłem do jej namiotu. Położyłem ją delikatnie w środku i nakryłem porządnie kocem. Ucałowałem w czoło i już miałem wyjść gdy usłyszałem:
- Michael ...? - podniosła głowę i spojrzała na mnie zaspanymi oczkami - Gdzie idziesz?
- Jadę do domu - podszedłem do niej i pogłaskałem ją po policzku - Śpij, jutro się zobaczymy.
- Odbiło Ci? Kładź się - przesunęła się robiąc mi miejsce.
- Trochę mały ten namiot na nas dwoje.
- Nie interesuje mnie to, śpisz tutaj i nie marudź bo zaraz dostaniesz w trąbę - zaśmiałem się i posłusznie wykonałem polecenie.
 Położyłem się a Michelle automatycznie przytuliła się do mnie, chowając twarz w mojej klatce piersiowej. Objąłem ją i pocałowałem we włosy przymykając oczy. Poczułem jak łapie mnie za rękę i splata nasze palce razem. Uniosłem kąciki ust uśmiechając się sam do siebie. Potarłem kciukiem po wierzchu jej dłoni, a następnie podniosłem i pocałowałem. Spojrzała na mnie lekko speszona.
- Nie masz nic przeciwko? - spytała nagle.
- Ale że co? - zaśmiałem się - Że trzymasz mnie za rękę?
- On nie lubił, gdy szukałam w ten sposób bliskości. A chcę mieć pewność, że jesteś tutaj.
- Po pierwsze nigdzie się nie wybieram - uśmiechnąłem się - A po drugie, to możesz robić na wszystko na co masz ochotę, nie chodzi o to że mi to nie przeszkadza, ale że sam tego pragnę - pocałowałem ją namiętnie.
- Na wszystko? - zapytała nagle z szyderczym uśmieszkiem.
- Na wszystko.
- Jesteś pewien?
- Jestem pewien.
  Tym razem to ona mnie pocałowała, wplotła dłonie w moje włosy i cały czas pogłębiała pocałunek. Pragnąłem jej, jednak nie teraz, nie tutaj. Nie chciałem by to tak wyglądało, chciałem jej pokazać coś więcej, aby nie była to tylko przyjemność dla ciała. W końcu zobowiązałem się zadbać o nią i zrobię to najlepiej jak tylko potrafię.
- Mogę wiedzieć co planujesz na tą niedzielę? - zapytała nagle, jakby czytała mi w myślach.
- Niespodzianka - uśmiechnąłem się.
- A jakaś wskazówka chociaż?
- Ubierz się ładnie.
- Masz na myśli sukienkę czy bieliznę? - przygryzła wargę i posłała mi zalotne spojrzenie na co się zaśmiałem.
- Myślę, że bielizny i tak szybko się pozbędziesz - tym razem to ona się zaśmiała.
- Głupek jesteś.
   Znów przytuliła się do mnie przylegając całym ciałem, a ja objąłem ją i schowałem twarz w jej włosy. Jej oddech i bicie serca uspokajało mnie, czułem przy niej całkowity, wewnętrzny spokój. Tak mogłoby być już zawsze. Niczego więcej nie potrzebowałem.
  W końcu zasnęliśmy.




- Wstawać śpiochy! - do namiotu wparowała Nat budząc nas w okropny sposób.
- Zwariowałaś? - zapytała zaspanym głosem Michelle, gdy ja udawałem, że wciąż śpię - Wypad z namiotu wariatko.
- Zaraz Ci dam wariatkę - zerwała z nas koc, poczułem chłód przebiegający po ciele - A teraz ruszać chude dupska. Zaraz śniadanie robimy i niedługo się zwijamy, muszę być w domu przed obiadem.
- To już rano? - wymamrotałem w końcu otwierając delikatnie oczy.
- Za pięć minut widzę was na zewnątrz, a jak nie to wpadam tutaj z wiadrem wody, uwierzcie na słowo, że nie chcecie tego - zaśmiała się i w końcu wyszła z namiotu.
  Przeciągnąłem się, naciągnąłem z powrotem na nas koc i wtuliłem się w ukochaną zamykając ponownie oczy. Poczułem nagle jej dłonie na swoich żebrach. Nim się zorientowałem o co chodzi, już zaczęła mnie łaskotać. Zerwałem się momentalnie na równe nogi, a Michelle nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Jesteś okropna - rzuciłem i również się zaśmiałem.
- Inaczej byś nie wstał, wybacz - podniosła się, stanęła przy mnie i pocałowała mnie w policzek - Wybaczysz?
- Muszę to bardzo poważnie przemyśleć - przygryzłem wargę i zatrzymałem wzrok na jej ustach - Będzie Cię czekać za to kara.
- Stoi - uśmiechnęła się i wyszła z namiotu tanecznym krokiem.
  Specjalnie to robiła, momentami była tak blisko by potem nagle się oddalić zostawiając we mnie pewien niedosyt. Przyznam, że podobało mi się to. Uwodziła mnie, jednak robiła to w taki specyficzny sposób, że z każdą chwilą miałem coraz większą ochotę się na nią zwyczajnie rzucić. Działała na mnie jak narkotyk, który raz posmakowany kusi za każdym razem coraz bardziej.
  Michelle razem z Nat robiły coś na śniadanie, a my z Maxem zwinęliśmy namioty i resztę bagaży i załadowaliśmy je do samochodów stojących niedaleko.
- Gotowe? - zapytał Max wyraźnie nie mogąc się doczekać posiłku.
- Bierzcie - Nat postawiła talerz z gotowymi kanapkami, jedli wszyscy oprócz Michelle co mnie dość zaniepokoiło.
- Co jest? - zapytałem przytulając ją od tyłu.
- A co ma być?
- Dlaczego nic nie jesz?
- Nie jestem głodna - posłała mi delikatny uśmiech. Nie podobało mi się to.
- Musisz coś zjeść, chociaż trochę - wziąłem jedną kanapkę, usiadłem obok ukochanej i przyłożyłem jej ją pod usta - A teraz powiem am...
- Mike - odwróciła głowę w drugą stronę - Nie jestem dzieckiem.
- Ale się tak zachowujesz.
- Dobra daj, ale jedną - wzięła ode mnie kromkę i zaczęła niechętnie jeść.
- No widzisz jak ładnie.
- Głupek - sprzedała mi sójkę w bok. Przytuliłem ją i ucałowałem we włosy.
- Dzisiaj jesteś już skazana na tego głupka.
- Właśnie, nie zapomnij że idziemy na miasto z Emmą.
- Owszem - spojrzałem na nią - Odwiozę Cię do domu i przyjadę po was po szesnastej. Muszę wziąć od siebie coś na przebranie, aby nikt mnie nie rozpoznał.
- Włącznie z Vanessą - powiedziała ponuro, widziałem po niej, że serio się przejmuje swoją kuzynką.
- Ej, czy mnie pozna czy nie, nie masz się o co martwić - uniosła lekko kąciki ust - No, o wiele lepiej Ci z uśmiechem - pocałowałem ją delikatnie zapominając na chwilę o całym świecie.




   Siedziałam na masce samochodu i czekałam na Michaela, aż przyniesie ostatnią torbę i w końcu ruszymy do domu. Nie żebym się źle bawiła - bo wypad bardzo udany. Zwłaszcza, że na nim pogodziłam się z Mike, a to było dla mnie najważniejsze.
  Tak, wiem że moja przeszłość nie da nam tak łatwo spokoju. To wróci, prędzej czy później odezwie się znów próbując nas skłócić, ale nie damy się tym razem. Nie tak łatwo, nie bez walki. Najważniejsze, że już o wszystkim wiedział i akceptował to. Kiedyś mu opowiem dokładniej, ale jeszcze nie teraz, po co niszczyć te cudowne chwile na nic niewarte wspomnienia? Pytanie jakie mnie teraz dręczyło, to czy się odnajdę w tym wszystkim. Nigdy nie byłam z kimś na poważnie, nigdy nikogo nie kochałam jak kocham teraz. Chyba po prostu ogarnął mnie strach, że nie dam Michaelowi tego na co zasługuje, że nie będę "wystarczająca". Panikowałam gdy mnie dotykał. Przy Davidzie nie czułam nic, a tutaj najmniejszy gest, nawet jego ciepły oddech na mojej skórze wywoływał nieznane mi wcześniej dreszcze. Było to cudowne, przyjemne, jednak mimo wszystko nowe i obce. Aby się w tym odnaleźć, musi mnie poprowadzić, sama nie dam rady.
- O czym myślisz? - jego aksamitny głos sprowadził moje myśli na ziemię. Spojrzałam na niego uśmiechając się delikatnie.
- O niczym ważnym - wyciągnęłam do niego rękę, którą automatycznie chwycił. Przyciągnęłam go do siebie, że prawie wpadł na maskę, gdy ja siedząc na krawędzi oplotłam nogami jego biodra i zatopiłam się w jego ustach - Nat z Maxem gdzie? -zapytałam gdy w końcu oderwałam się od niego.
- Zaraz przyjdą i jedziemy - przeszywał mnie wzrokiem na wylot - To powiesz o czym myślałaś?
- O nas, w sumie o mnie - spuściłam wzrok, jednak szybko ujął moją twarz w dłonie i podniósł, zmuszając abym patrzyła na niego.
- Nie chcę więcej tajemnic - mówił poważnym tonem.
- Wiem i żadnych nie ma. Po prostu trochę się boję.
- Mnie? - zaśmiał się i przytulił mnie delikatnie.
- Raczej tego, co jest między nami.
- Nie rozumiem.
- Ja też nie - nasze spojrzenia znowu się spotkały. Widziałam po nim, że oczekuje wyczerpującej odpowiedzi, jednak nie bardzo wiedziałam czy i jak mu powiedzieć o swoich obawach - A jeśli fakty z mojej przeszłości nie pozwolą nam normalnie żyć?
- O czym mówisz?
- Mike, ja nie potrafię czasami nad sobą panować przy Tobie. Nie wiem nawet co mi wolno a co nie, wszystko jest takie nowe... Obce... Nie potrafię się zachować bo nigdy nie czułam tego...
- Ciii - położył mi palec na ustach uciszając mnie - W miłości nie ma określonej formułki i reguł. Zdaj się na to co mówi Ci serce, nie myśl że coś czujesz po raz pierwszy. Jeśli tak jest, daj się ponieść temu, nie duś nic w sobie bo to potem wykańcza.
  Usłyszeliśmy nagle głosy przyjaciół, którzy szli  w naszą stronę śmiejąc się i wygłupiając. Automatycznie się uśmiechnęłam na ten widok, po czym pocałowałam Michaela ostatni raz w policzek, zeskoczyłam z maski i wsiedliśmy do auta.




- Michelle! - krzyknęła Emma gdy tylko weszłam do domu.
- Cześć skarbie - ucałowałam dziewczynkę, która zarzuciła mi rączki na szyję - To co szykujemy się i idziemy?
- Tak tak tak! - zaklaskała w dłonie uśmiechając się od ucha do ucha - Na plażę!
- Dobra dobra nie krzycz już, idź do mnie do pokoju i poczekaj tam na mnie, zaraz przyjdę - posłusznie pobiegła schodami na górę, a ja weszłam do kuchni witając się z tatą, który siedział przy stole i czytał gazetę.
- Gdzie mama? - zapytałam dając mu buziaka w policzek.
- A w salonie chyba coś ogląda. A Ty wybierasz się gdzieś?
- Tak, obiecałam Emmie, że zabiorę ją na plażę i lody - nalałam do szklanki wody i wypiłam duszkiem - Michael z nami idzie.
- Mhm - zamruczał znów zatapiając nos w gazecie. Udawał, że Mike mało go obchodzi, ale po ostatniej akcji przy Van wiedziałam, że przekonuje się do niego powoli.
- Jutro też z nim wychodzę, jadę do Neverlandu. Ale w poniedziałek rano obiecuję stawić się w sklepie.
- Nocujesz u niego? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, no tak, przecież nie miał pojęcia, że już tam spałam.
- Masz coś przeciwko? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zmierzył mnie tylko i rzucił:
- Do sklepu jechać nie musisz.
- Dlaczego?
- Przy remoncie uszkodzili jakieś rury, zalało całe zaplecze - dopiero zauważyłam smutek i zmartwienie na jego twarzy - Ja myślę, że długo to nie pociągnie. Koszta nas zjedzą.
- Ej - usiadłam obok niego i złapałam go za ręce - Damy radę.
- Pracuję o wiele więcej niż norma przewiduje, ten sklep był naszym ratunkiem. A teraz? Ja nie wiem...
- Znajdę inną pracę  - powiedziałam stanowczo.
- Powinnaś wrócić do szkoły i skończyć studia. Nie może być tak, że przez chorobę mamy zawaliłaś edukację, a teraz gdy sklep i tak upadł będziesz dalej robić za marne grosze.
- Nie będę, dostałam ciekawą ofertę pracy i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będzie to dobry pieniądz - tata spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
  Tak, miałam na myśli Emilio i pracę modelki jaką mi oferował. Nie chciałam znów kłócić się z Mike o to, ale rodzina była dla mnie najważniejsza. Porozmawiam z nim o tym poważnie i myślę, że zrozumie mnie.
- Mogę wiedzieć jaka to praca? - tata widać się niepokoił.
- Nic takiego, dowiesz się w swoim czasie. Nie chcę zapeszać - puściłam mu oczko i wstałam z krzesełka - A Vanessa gdzie?
- Wyszła gdzieś, chyba pojechała na zakupy do galerii.
- No tak, a gdzie indziej... - przewróciłam oczami i poszłam do mamy do salonu.
  Opowiedziałam jej o tym jak się udał biwak, oraz oczywiście o Michaelu. Wiedziała, że byliśmy pokłóceni po tych kwiatach jakie mi przysłał kurierem, jednak w swojej "opowieści" pominęłam fakt o co była nasza kłótnia. Przecież nie mogłam jej opowiedzieć o Davidzie i tym wszystkim...
  O dziwo i na moje szczęście nie wypytywała, cieszyła się że jesteśmy znów szczęśliwi i to jej wystarczyło. Resztę czasu, która została do przyjazdu Mike spędziłam z Emmą. Była strasznie uradowana, że w końcu wróciłam do domu i spędzam z nią czas. Eh, jak jej teraz powiedzieć, że jutro znów zniknę na całe popołudnie i na noc?
  Dobra, nie teraz. Zastanowię się nad ta kwestią później.
- Czyli... - zaczęła niepewnie, jakby nie rozumiała co przed chwilą do niej powiedziałam - Wujek Jackson idzie z nami?
- Dokładnie.
- Super! - zaczęła latać po pokoju jak opętana. Mimo, że go nie znała to cieszyła się na jego obecność jakby był świętym mikołajem.
- Już, spokój - zaśmiałam się - Ale pamiętaj, przy ludziach nie możesz do niego mówić Jackson, mów Michael lub po prostu wujek.
- Ale dlaczego?
- Tłumaczyłam Ci kochanie, nikt nie może rozpoznać Mike. Będzie miał na sobie przebranie, rozumiesz?
- Rozumiem - odparła opadając na łóżko - A wujek weźmie mnie do Neverlandu?
- O to już sama go zapytasz. A i jeszcze jedna zasada: Nie mówisz swojej siostrze, że Michael był z nami, jasne?
- Jak słońce - przerwał nam dzwonek do drzwi.
  Domyśliłam się, że to Michael. Posłałam małej porozumiewawcze spojrzenie i obie zbiegłyśmy na dół z wielkim uśmiechem na twarzy. Pożegnałyśmy się z moimi rodzicami, złapałyśmy w biegu kurtki i wyszłyśmy na zewnątrz. Mike stał przy swoim samochodzie, oparty plecami o drzwi. Miał na głowie kapelusz, na nosie duże, ciemne okularki i coś na wzór... wąsów?
- Michael! - oczywiście Emma jako dziecko dość "nadpobudliwe" na jego widok wystrzeliła z miejsca. On widząc to uśmiechnął się, ukucnął i przytulił dziewczynkę czule.
- Jesteś Emma? - zapytał zdejmując okularki i spoglądając na jej buźkę.
- Tak, a ty jesteś zapewne wujek Jackson. Mogę Ci mówić wujku? - Mike spojrzał na mnie z rozbawieniem, zaśmiał się i znów zawiesił wzrok na małej.
- Jasne, możesz do mnie mówić jak tylko chcesz.
- Nie wiedziałam, że zapuściłeś wąsy. W telewizji nie miałeś ich...
- Bo nie mam, to taka atrapa, aby nikt mnie nie poznał - wstał i znów zrzucił na nos okulary - To jak gdzie najpierw?
- Na plażę! - uradowana Emma wleciała do samochodu, w jednej sekundzie zajmując miejsce z tyłu.
- Trochę Cię pewnie wymęczy - rzuciłam dając ukochanemu buziaka w policzek.
- Wiesz, że kocham dzieci. Dla mnie to sama przyjemność - uniósł kąciki ust i szepnął mi na ucho - Poza tym jak z Tobą jakoś wytrzymuję, to z nią też dam radę.
- Świnia - dałam mu sójkę w bok, na co się zaśmiał i przyciągnął mnie do siebie.
- Ale mnie się taki układ bardzo podoba - pocałował mnie krótko, po czym weszliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku plaży.




  Mimo ładnej pogody na plaży było dość mało osób. Mike chciał pojechać na "naszą" plażę, gdzie była całkowita cisza i spokój, jednak wiedziałam, że Emma będzie się lepiej bawić tutaj wśród dzieci i innych atrakcji. Zresztą obiecałam jej potem jeszcze lody, a nie lubię być niesłowna. Mała latała po brzegu w tę i z powrotem mocząc nóżki i ganiając rozbijające się na brzegu fale. Było w niej tyle pozytywnej energii, że nie sposób nie uśmiechać się na jej widok. Michael szedł obok mnie jakiś nieobecny, spojrzałam na niego niepewnie i w końcu zapytałam:
- Coś nie tak?
- Nie, wszystko gra - uśmiechnął się delikatnie i zawiesił na mnie wzrok - Musze nadgonić trochę rzeczy w studio i tak...
- Ej - zatrzymałam się, a on zrobił to samo - Jeśli masz dużo pracy to jedź. Nie musisz poświęcać mi każdego swojego dnia, masz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Ale chcę być przy Tobie.
- Praca to Twój priorytet.
- Wprowadź się więc do mnie - spojrzałam na niego wielkimi oczami, mówił poważnie, wiedziałam, że nie żartuje.
- Nie mogę - skwitowałam szybko ruszając znów przed siebie - Nie zostawię mamy...
- Obiecaj mi więc chociaż, że to przemyślisz - zatarasował mi drogę, znów staliśmy tym razem na przeciwko siebie w niebezpiecznie bliskiej odległości - Przemyślisz to?
- Przemyślę - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek - Jutro jedź może do studia.
- Jutro jest niedziela, poza tym już zaplanowałem ten dzień i za nic nie zmienię tych planów - objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, co on kombinował na to jutro? - Ten wieczór będzie tylko nasz, a do studia pojadę w poniedziałek, zgoda?
- Niech Ci będzie - zaśmiałam się, a on mnie pocałował - Zdecydowanie lepiej mi się Ciebie całuje bez tych wąsów.
- Jakoś wytrzymasz jeszcze te pare godzin - objął mnie i szliśmy brzegiem tuż za wciąż rozbieganą Emmą.
- Mike... - nie wiedziałam jak zacząć ten temat.
- Słucham?
- Nie musisz mnie odwozić w poniedziałek, bo nie idę do sklepu.
- Coś się stało? - spojrzał na mnie z troską.
- To chyba koniec z sklepem, remont przyniósł więcej szkód niż pożytku...
- Potrzebujesz pieniędzy?
- Nie, nie chcę od Ciebie ani grosza - spojrzałam na niego poważnym wzrokiem - Wiesz że...
- Wiem - przerwał mi - Ale jesteśmy razem, jeśli masz jakieś problemy to chcę Ci pomóc.
- Chcę zadzwonić do Emilio - w końcu wydusiłam to z siebie - Proszę... Nie chcę się kłócić, nie o taką głupotę. Obiecuję, że będę ostrożna, zobaczymy co powie, co się będzie działo. To może być dla mnie szansa...
- Umówmy się tak... - mówił dość spokojnym tonem - Zadzwonisz, spotkasz się z nim, dowiesz co i jak, ale na pierwsze sesje chcę chodzić z Tobą.
- Jasne - uśmiechnęłam się szeroko, na co Michael też się uśmiechnął i ucałował mnie we włosy.
- Patrzcie co znalazłam! - podbiegła do nas Emma otwierając zaciśniętą piąstkę z muszelką - To dla Ciebie - dała znalezisko Michaelowi, który pogłaskał ją po głowie i ukazał szereg białych ząbków.
- Dziękuję, jest śliczna.
- A co z tymi lodami? - spojrzała na mnie, a ja na Mike - Proszę!
- Dobra dobra - uspokoiłam ją - Idziemy, ale potem wracamy do domu. Michael musi wracać do siebie bo ma dużo pracy.
- Wcale nie - odpowiedział szczerząc się, a ja skarciłam go wzrokiem.
- Owszem masz.
- Dopiero od poniedziałku - cały czas się uśmiechał a ja miałam ochotę go udusić.
- Za dużo czasu mi poświęcasz - spuściłam wzrok - Powinieneś...
- Ej, nie zaczynaj znowu - złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie - Rozmawialiśmy o tym. W poniedziałek odwiozę Cię w południe do domu i pojadę prosto do studia, zgoda?
- A kto powiedział, że zgodziłam się jutro u Ciebie nocować? - tym razem to ja się złowieszczo uśmiechnęłam przygryzając wargę, musiałam się z nim trochę podroczyć.
- Będę po Ciebie jutro o szesnastej, ubierz się elegancko i zdaj się na mnie - pocałował mnie delikatnie w usta - A jak nie to siłą Cię porwę - zaśmiałam się i tym razem to ja go pocałowałam, zapominając całkowicie, że obok nas jest mała Emma.
- Jutro jedziesz z wujkiem  - zapytała smutno, mogłam się domyśleć, że będzie niezadowolona, że znów ją zostawiam.
- Kochanie posłuchaj... - już chciałam "negocjować", ale Mike uciszył mnie gestem ręki, ukucnął obok małej i sam zaczął ten temat.
- Możemy się umówić tak, ja jutro zabiorę Ci Michelle na jedną noc, a Ty za to możesz mnie poprosić o jedną rzecz.
- Takie jakby życzenie?
- Tak - Emma automatycznie się uśmiechnęła - Możesz mnie poprosić o co zechcesz.
- A zabierzesz mnie do Neverlandu?
- Oczywiście, jeśli tylko będziesz chciała - rzuciła mu się na szyję ściskając go z całej siły. Mike uśmiechnął się i objął dziewczynkę delikatnie - Czyli mogę jutro zabrać Ci kuzynkę?
- Tak - znów się wyszczerzyła - Jesteś najlepsiejszym wujkiem na świecie!




   Michael miał cudowne podejście do dzieci. Potrafił z nimi rozmawiać jak mało kto, Emma od razu pokochała go i nie odstępowała na krok. Widać było po nim, że spędzanie czasu z maluchami daje mu dużo radości, a dzieci kochały go po prostu za to jaki był. Miał coś w sobie... Nie wiem co to było, nawet jak to nazwać.
   Z plaży udaliśmy się do lodziarni, gdzie wszyscy zjedliśmy po dużym pucharku. Przyznam, że była przy tym kupa zabawy bo wygłupialiśmy się jak małe dzieci. Mike oczywiście nie mógł się powstrzymać, aby specjalnie nie upaprać mi nosa lodem. Było w nim takie wewnętrzne dziecko, jednak uwielbiałam w nim to, był po prostu sobą. Dzięki przebraniu mógł z nami tutaj siedzieć nierozpoznawalny, a przy nas nie musiał być wielkim Królem Popu, był po prostu Michaelem Jacksonem, zwykłym człowiekiem z takimi samymi uczuciami i problemami jak każdy z nas.
   Po mile spędzonym czasie odwiózł nas do domu. Chciałam go zaprosić do środka by mieć go jeszcze trochę przy sobie, jednak wiedziałam, że Vanessa na pewno jest w domu, a mnie ta sytuacja by niezbyt odpowiadała. Emma pożegnała się grzecznie z Michaelem całując go w policzek i ściskając. Gdy weszła do środka bez zastanowienia zrobiłam krok w stronę ukochanego i wtopiłam się w jego usta, wyrażając smutek jaki odczuwałam, że muszę się z nim pożegnać.
  Tak strasznie się cieszyłam, że mam go przy sobie. Że jest ze mną pomimo wszystko, troszczy się o mnie, opiekuje, kocha. Ufałam mu pod każdym względem, z każdą chwilą u jego boku, z każdym dotykiem zapominałam o ciężkiej przeszłości. Poznałam miłość na nowo, z całkiem innej perspektywy. Czy się bałam? Nie wiem, zawsze jest pewien niepokój przed tym co nieznane, jednak kiedy za tym stał on - ukochana osoba - wszystkie wątpliwości znikały, pryskały jak bańka mydlana.

***

Komentarz = to motywuje !


~~~~~

I jak się podobało ? :3
Zadowoleni, że w końcu się pogodzili ? ^^
No wybaczcie, ale musiałam was trochę przetrzymać z tym xD <333
Liczę na wasze szczere opinie :D

PS: Jeśli są tutaj osoby, które czytają bloga ale nie komentują to proszę zameldujcie się czasem :D Fajnie jest widzieć dla kogo się pisze, to serio bardzo motywuje i na pewno dzięki temu wena nie będzie mnie opuszczać - a co za tym idzie rozdziały będą o niebo lepsze:)
Pozdrawiam;*




***


"Teraz nie wierzysz w miłość,
ale spotkasz kogoś, przy kim zapomnisz jak się oddycha. 
Zaufaj mi. - Miłość mieszka tuż za rogiem."

2 komentarze:

  1. Hej Patkaa ♥
    Poprawiłaś mi znacznie humor, który jest rozpieprzony, dosłownie siedze i rycze nad własnym losem, ale to nie ważne.
    Ta notka była taka cuudna, z przyjemnością mi się ją czytało. Była wprost słodka. Te ich pocałunki, myry myry ;D. Kooocham <3. Grunt, że sobie wszystko wyjaśnili. Oni są wprost dla siebie stworzeni. Ich rozmowy są takie prawidziwe i starsznie sie w nie wczuwam. Czuje jak bym stała od nich metr dalej i przyglądała się całej historii, to jest piękne uczucie. Przenosi mnie w lepszy świat, bez problemowy, z którym toczymy na co dzień bój.
    Emma, cudne dziecko. Ona jest strasznie podobna do mojej Bachy, siostrzenicy. Ona też taka roztrzepana, ale zawsze mimo jej małego wieku mogę na nią liczyć. I myśle, że gdyby miała okazje spotkać Mike to zachowywała by sie tak samo jak nasza mała bohaterka. Michael był jak magnez - przyciągał do siebie dzieci ( i nie tylko ). Był cudowny i za to Go kochamy.
    Rozumiem niepokój Miśki jeśli chodzi o tą pizde, sama bym swojego ukochanego trzymała z dala od niej. Mimo, że mu ufa z doświadczenia wiemy, że takie baby są bardzo podstępne i każda sytuacja 'sam na sam' jest zagrożeniem.
    Czekam na tego ten XD Ojjj Jackson XD Ojjj XD Ja też ciekawie sie co on tam kombinuje XD. Zapowiada się ciekawie! Czekam (umieram) z niecierpliwością na nexta. Bardzo dziękuje, że wstawiłaś notke :* . Mam nadzieje, że 'dzień dobroci dla zwierząt' powtórzurzysz nie raz i będzie wstawiać notki przed zaplanowanym terminem. Życze masy weny! Pozdrawiam cieplutko, Marysia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wujek Jackson hahaha nie mogę. Rozwaliłaś mnie tym odcinkiem. Tak,tak,tak teraz jestem zadowolona. No w sumie to po następnym rozdziale będę jeszcze bardziej, wiadomo :-D Nie mam wątpliwości, że sobotnia nota mi się spodoba. I teraz pytanie. Jak ja wytrzymam do tej soboty?
    Strasznie nas torturujesz :-P
    No ale jak mus to mus.
    Czekam z ogromniastą niecierpliwością na nexta.
    Życzę weny.
    Pozdrawiam serdecznie Basia :-*

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic