niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 4

Oczywiście na początku małe ogłoszenia parafialne ^,^
Nie wiem czy widzieliście, ale pojawiła się nowa zakładka ---> "Ask me"
Możecie tam przeczytać o mnie słów kilka, znajdziecie tam też jakieś moje zdjęcia abyście wiedzieli "z kim macie do czynienia" oraz oczywiście: zadawajcie pytania ! :D Pytajcie o co chcecie bez krępacji, od tego to jest. Myślę, że to fajny sposób na poznanie mnie jako osoby :D
Chciałam ten rozdział wrzucić już wczoraj, ale w piątek trochę zabalowałam, że wróciłam dopiero w sobotę rano i sami rozumiecie xD Prawie jak Michelle w Paradise w ostatnim rozdziale xD <3 
Kolejny rozdział myślę wtorek/środa możecie się spodziewać. Zdradzę wam wtedy na początku co ciekawego planuje na początek września :3
Miłego czytania kochani ! <3

~~~~~



   Równo o 18 zamknęłam sklep i wsiadłam w pośpiechu do auta. Pierwsze co mi przyszło na myśl to dom, więc tam też się udałam. Po drodze złamałam chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Zdziwiłam się, że samochód taty stał na podjeździe, przecież powinien być w pracy? Wpadłam do salonu jak torpeda. Ojciec siedział na kanapie i gapił się w telewizor.
- Możesz mi odpowiedzieć łaskawie dlaczego nie odbierasz moich telefonów?! – krzyknęłam, na co on się odwrócił, chyba dopiero się zorientował że już wróciłam.
- Nie chciałem Cię martwić… - wstał i podszedł do mnie. Widziałam po nim już, że cały koszmar zaczyna się od nowa – Mama…
- Gdzie ona jest? – zapytałam już łagodnym tonem. Poczułam jak do oczu napływają pierwsze łzy.
- Już się szykowałem do pracy i miałem wychodzić, gdy zadzwonili do mnie ze szpitala… Była w sklepie na zakupach, zasłabła i…
- Przecież dali jej jeszcze rok! Powiedzieli, że ma cały cholerny rok! – nie potrafiłam opanować emocji. A było już tak dobrze, życie wracało do normy i znów zaczyna się wszystko od nowa.
- Uspokój się, proszę. Sama wiesz, że to tylko rokowania, nawet oni nie mają wpływu na to kiedy ten dzień nadejdzie. Zasłabła dzisiaj, to fakt, ale byłem u niej w szpitalu i lekarz powiedział…
- Nie chcę tego słuchać – przerwałam mu i wybiegłam z domu.
   Pierwsze co zrobiłam, to poszłam na stajnię. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach, a serce dudni jakby miało zaraz wyskoczyć. Niewiele myśląc wtuliłam się w szyję Irysa, chowając twarz w jego grzywie. Potrzebowałam tego. Czyjegoś ciepła. Za to kochałam zwierzęta: zawsze wysłuchają, nie pogardzą i nikomu nic nie powiedzą. Tym się różniły od ludzi.
   Nie wiem ile tak stałam, dopiero gdy się uspokoiłam, puściłam go. Spojrzałam w czarne jak węgiel oczy i pogłaskałam go w miękkie chrapy. Był spokojny, jakby czuł, że coś się stało.
   Na stajni siedziałam aż do zachodu słońca. Nie chciałam nikogo widzieć, musiałam pobyć trochę sama ze sobą. Potrzebowałam spokoju. Usiadłam więc na snopku siana i odchyliłam głowę do tyłu. Przypomniało mi się jak Max kiedyś powiedział mi, że kowbojski kapelusz ma tylko jedną, małą wadę – trzeba w nocy mocno zadzierać głowę do góry, by móc spojrzeć w rozgwieżdżone niebo. Uśmiechnęłam się przez łzy delikatnie, po czym wstałam i biegiem ruszyłam do auta.




   Nie patrzyłam ile pokazują wskazówki na liczniku. Czułam tylko, że auto przyspiesza coraz bardziej, a do oczu napływają kolejne łzy. Obraz miałam momentami całkiem zamazany, ale nie potrafiłam tego opanować. W dodatku lampy oświetlające jezdnię mnie oślepiały mnie mieszając się z łzami. Spojrzałam na siedzenie obok, leżała na nim róża, którą dostałam dziś rano od Michaela. Przygryzłam wargę i znów spojrzałam się przed siebie gdy…. Na pasach stało dziecko! Wbiłam hamulec w ziemię. Pisk opon sprawił, że dziewczynka podniosła głowę i stanęła wyprostowana patrząc się na mnie. Nagle auto stanęło. Odległość maski od dziecka liczyła zaledwie niecałe pół metra. Patrzyłam na nią przerażona, czując ścisk w żołądku. Zrobiło mi się niedobrze, gdy pomyślałam co właśnie się stało. Dziewczynka wyglądała na spokojną, nagle ruszyła tanecznym krokiem podchodząc do drzwi kierowcy. Uchyliłam szybę i gdy już miałam ją zapytać czy wszystko w porządku, ona otworzyła buźkę i zapytała mnie:
- Dlaczego Pani płacze? – myślałam, że się przesłyszałam. Prawie ją zabiłam, a na jej twarzyczce nie było nic prócz niewinności i dziecięcej troski. Wyciągnęła do mnie rączkę, zrobiłam to samo ujmując ją za dłoń i cichutko powiedziałam:
- Wracaj do mamy – kiwnęła tylko główką i odeszła.
   Dalszą drogę jechałam już przepisowo. Gdy zaparkowałam w końcu pod szpitalem i zgasiłam silnik, znów się rozpłakałam. Co się ze mną działo do cholery? Uspokoiłam się, wytarłam rękawem twarz i wysiadłam z auta. Gdy weszłam do środka poczułam tak dobrze mi znany zapach szpitala. Bywałam tu ostatnio często, za często.
  Weszłam schodami na pierwsze piętro i zobaczyłam doktora Stewarta – głównego lekarza mamy. Dojrzał mnie i z daleka machnął ręką bym poszła za nim. Weszliśmy do jego gabinetu, usiadłam na krześle i czekałam co powie.
- Witaj Michelle, Twoja mama zasłabła dzisiaj. Nic jej nie jest i czuje się już o wiele lepiej. Zostanie u nas jeden, góra dwa dni na obserwacji.
- Doktorze, proszę mi powiedzieć prawdę – nie mogłam znieść tego ciągłego kręcenia i motania – Ile jej zostało?
- Wszystko zależy od tego, czy wrócą zmiany przerzutowe. Posłuchaj… - stanął naprzeciw mnie opierając się o biurko – Twoja mama jest silna, da radę. Pamiętasz co Ci mówiłem gdy zdiagnozowaliśmy chorobę? Nie możesz się nad nią użala. To źle wpłynie i na nią i na was. Musicie prowadzić normalne życie, cieszyć się nim i nie myśleć kiedy nadejdzie ten dzień.
- Pan serio myśli, że można żyć normalnie z taką świadomością? – wzrok miałam wbity w podłogę.
- Chodź – powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
   Wstałam grzecznie i poszłam za nim. Zatrzymaliśmy się przy wielkich szklanych drzwiach. Widać było za nimi łóżko, a w nim mama. Miała podłączone jakieś rurki i kroplówkę. Już chciałam tam wejść, ale doktor widząc to złapał mnie za nadgarstek i powiedział:
- Poczekaj, nie budź jej. Długo nie mogła zasnąć, daj jej dzisiaj odpocząć. Jutro przyjedź koło południa, jeśli wszystko będzie dobrze zabierzesz ją do domu – uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Dobrze. Doktorze, proszę jej nie mówić, że tutaj byłam.
- Oczywiście, rozumiem – skinął głową, odwrócił się i odszedł.
    Stałam tam jeszcze z dobrą godzinę z wzrokiem wbitym w szybę. Nie płakałam, nie tutaj. Bałam się, że się obudzi i mnie zobaczy w takim stanie. W końcu jakaś pielęgniarka zwróciła mi uwagę, że jest późno już i nie mogę tutaj przebywać. Wyszłam ze szpitala cała roztrzęsiona. Nie chciałam wracać do domu, wiedziałam, że wieczory są najgorsze. Wtedy wszystko wraca i tłamsi od środka.
    Minęłam parking, gdzie stało zaparkowane moje auto i poszłam do parku. Noc była ciepła, jednak na ulicy nie było widać żywej duszy. Kompletna pustka. Usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłonie. W głowie powtarzałam sobie "nie możesz płakać". Przypomniał mi się znów Michael, sama nie wiem dlaczego na jego wspomnienie kąciki ust mi się uniosły. Właśnie … Kolacja! Przecież muszę odebrać jutro mamę, tata nie może zawalić kolejnego dnia w pracy, a zresztą chciałam po nią przyjechać, chciałam być jutro przy niej gdy będzie opuszczać po raz kolejny te mury.
   Wyjęłam wizytówkę, którą wręczył mi w sklepie i wykręciłam numer na klawiaturze komórki. Patrzyłam się w ekran jeszcze chwilę, nim zebrałam się w sobie i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Gdy usłyszałam pierwszy sygnał, poczułam łzy napływające do oczu. Proszę, nie teraz…
- Halo? – usłyszałam męski głos. Zawahałam się, dobra miejmy to już za sobą.
- Michael? To ja, Michelle – starałam się aby mój głos był jak najbardziej normalny.
- A, tak. Witaj, coś się stało, że dzwonisz o tej porze? – no tak, zupełnie zapomniałam, która jest godzina.
- Ja… Przepraszam jeśli Cię obudziłam…
- Nie, nie. Nic się nie stało, nie spałem jeśli o to chodzi – miał taki spokojny, delikatny głos. Boże, o czym ja myślę ?
- Musimy przełożyć naszą kolację, strasznie Cię przepraszam, nie chciałam Cię wystawić, ale wyszły pewnie okoliczności i niestety…
- Michelle? Płaczesz ? – nawet nie zauważyłam, że po policzkach znów płyną mi łzy. Jestem kiepską aktorką i nie umiem zbytnio hamować emocji.
- Nie, nic się nie stało – znów powiedziałam przez łzy – Ja… Muszę kończyć…
- Czekaj, gdzie jesteś  Słyszę samochody, przyjechać po Ciebie?
- Nie trzeba, jestem autem i…
- Nie powinnaś kierować w takim stanie, dlatego powiedz gdzie jesteś, proszę – jak mu odmówić? Z drugiej strony gdy powiedział ‘nie powinnaś kierować w tym stanie’, przed oczami stanął mi obraz dziewczynki z pasów. Mogło się to skończyć tragicznie, a to wszystko byłaby moja wina… Niczemu niewinne dziecko miałoby zapłacić za moje błędy.
- Jestem w parku obok głównego szpitala – pociągnęłam nosem.
- Szpitala? Czy coś się…
- Nie nie, nic mi nie jest, serio. Dlatego nie zawracaj sobie głowy, wrócę do domu sama. Chciałam tylko powiedzieć o kolacji i przeprosić. 
- Nie ruszaj się stamtąd, zaraz będę – rozłączył się. Spojrzałam w telefon z niedowierzeniem. Wybrałam ponownie jego numer. Nie odebrał, wiedział że próbowałabym go powstrzymać. I co teraz? 
   Zastanawiało mnie dlaczego on to robił, przecież mnie prawie nie znał. Rozumiem, ta przemowa i w ogóle, ale każdy kto dostrzega jego talent i pasję by to zrobił. Z rozmyśleń wyrwała mnie pewna staruszka. Szła dróżką przy której siedziałam. Spojrzała na mnie i zatrzymała się. Po chwili odwróciła się i przysiadła, zajmując miejsce na ławce obok mnie. Zdziwiłam się, gdy wyciągnęła rękę i pogłaskała mnie nią po włosach.
- Myślę… - zawahała się – Że z uśmiechem byłby Ci bardziej do twarzy – uśmiechnęła się do mnie, a ja nie miałam serca nie odpowiedzieć jej tym samym - Ludzie w nieszczęściu szybciej się starzeją, chyba nie chcesz wyglądać tak jak ja? – ujęła moje dłonie w swoje.
- Czasami trzeba się wypłakać… - powiedziałam cichutko – Bardzo się boję…
- Oczywiście kochanie, wszyscy się czegoś boimy, ale trzeba pamiętać, że życie toczy się dalej bez względu na wszystko. Nie wiesz co przyniosą kolejne dni, a może odnajdziesz w nich spokój i szczęście? Może spotka Cię coś niesamowitego? Szkoda to przegapić siedząc i smucąc się – spojrzałam jej w oczy, było w nich tyle ciepła i dobroci – Ja czym dłużej żyję, tym życie staje się piękniejsze. A ty jesteś młoda, piękna. Czeka Cię jeszcze wiele wspaniałych dni.
- Dziękuję, dziękuję Pani bardzo – wciąż trzymała mnie za ręce, więc delikatnie uniosłam jej starą, pomarszczoną dłoń i ucałowałam.
- Zawsze chciałam mieć wnuki, wiesz? Aby móc pocieszać je, gdy będą płakać jak Ty teraz. Chciałam gotować dla nich obiady i móc kupować prezenty na święta… Los jednak chciał inaczej – posmutniała, ale starała się nie dawać tego po sobie poznać. Usłyszałam w oddali kroki. Szedł jakiś mężczyzna, dopiero gdy lampa rzuciła na niego lekką smugę światła ujrzałam postać Michaela. Staruszka musiała zauważyć to, gdyż przysunęła się lekko do mnie i szepnęła na ucho:
- Dla kobiety jedyne naprawdę wygodne miejsce do płaczu, to pierś mężczyzny.
  Gdy otworzyłam usta by coś powiedzieć, ona tylko wstała, posłała mi ostatni piękny uśmiech i odeszła. Odwróciłam głowę znów w stronę Michaela, dzieliło nas już zaledwie kilka metrów. Podszedł, uklęknął obok mnie i zapytał:
- Jak się czujesz? – emocje wciąż we mnie buzowały, nie wytrzymałam i uklękłam obok niego i po prostu się przytuliłam. Musiał złapać się ławki jedną ręką, aby się nie przewrócić do tyłu. Drugą ręką objął mnie. Poczułam jak chowa twarz w moje włosy i jego oddech na karku. Nic nie mówiłam, tylko przytulona płakałam ściskając go, jakbym się bała, że zaraz zniknie. Byłam mu wdzięczna za to, że nie zadawał zbędnych pytań od wejścia. Milczał razem ze mną, tego potrzebowałam. Nie mogłabym już słuchać tanich bajeczek że "wszystko będzie dobrze". Potrzebowałam tej chwili ciszy i zrozumienia. Usłyszałam bicie jego serca. Na ten dźwięk zaczęłam się powoli uspokajać. Oddech zaczął mi wracać do normy, a łzy przestały płynąć. W końcu odkleiłam się od niego niepewnie i powiedziałam:
- Przepraszam…
- Nie przepraszaj za płacz. Płacz nie jest oznaką słabości... On jest oznaką uczuć, a bez nich bylibyśmy tylko robotami – odgarnął mi kosmyk włosów opadający na twarz i wsadził za ucho – Usiądziemy? – zapytał wskazując wzrokiem na ławkę. Kiwnęłam tylko głową. Pomógł mi wstać, usiadł obok mnie na ławce.
- Gdy dzwoniłam, myślałam że będziesz zły za tą kolację – spojrzałam na niego nie wiedząc czego się spodziewać – Nie musiałeś przyjeżdżać, mam samochód więc…
- Więc w takim stanie nie powinnaś siedzieć za kierownicą – nie spuszczał ze mnie wzroku ani na moment – Mogę Ci jakoś pomóc?
- Tutaj nikt nie pomoże … - próbowałam się znów nie rozpłakać, oparłam głowę na jego ramieniu i zacisnęłam oczy. Objął mnie delikatnie i ucałował we włosy.
   Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam mu wszystko. O mamie, jak dwa lata temu zachorowała. O tym jak lekarz zdiagnozował u niej raka serca i jaki wyrok jej postawiono. Pół roku temu wszystko ucichło, a dziś znów zaczął się ten koszmar.
  Zdziwiło mnie to, ale potrafił słuchać. Jak mało kto. Nawet Natalia by już dawno mi przerwała i zaczęła swoje wywody. Zobaczyłam w nim dziś człowieka, nie sławnego Michaela Jacksona z teledysków, telewizji i radia. Zobaczyłam zwykłego mężczyznę. Może to dziwne, ale uspokajała mnie jego obecność.
- To skoro mama jutro ma wyjść, to może przyjadę z Tobą po nią? – zdziwił mnie tą propozycją.
- Nie, dam sobie radę, dziękuję. Masz zapewne dużo pracy więc…
- Mam cały dzień wolny, więc to żaden problem – uśmiechnął się delikatnie – To fakt, nie zrezygnowałem z kariery, dzięki tobie – zaczerwieniłam się, na co jeszcze szerzej się uśmiechnął – Ale postanowiłem wziąć miesiąc wolnego, aby móc wszystko poukładać. Zarówno życie w świecie muzyki, jak i to prywatne.
- Naprawdę nie musisz tego robić.
- Ale chcę, jesteś mi to winna za kolację, czyż nie? – uniósł lekko brewki, na co zaśmiałam się cichutko – Tak więc załatwione, będę po Ciebie jutro o 15. W takiej sytuacji na pewno nie będziesz jeszcze w pełni sił, więc lepiej, że będziesz miała kierowcę – wstał z ławki i podał mi rękę – Chodź, odwiozę Cię do domu, powinnaś się przespać i odpocząć.
   Do auta szliśmy w zupełnej ciszy. Ulice wciąż świeciły pustkami, ale to i lepiej, bo Mike nie musiał dzięki temu paradować w przebraniu. Gdy podeszliśmy już do samochodu przypomniało mi się:
- A co z moim autem? Nie mogę go zostawić.
- O nic się nie martw. Daj mi kluczyki – spojrzałam na niego niepewnie. Po chwili zawahania dałam mu klucze od samochodu.
- Co planujesz? – zapytałam.
- Spokojnie, obiecuję, że rano nim się obudzisz Twoje auto będzie stało już pod domem – już otwierałam usta aby coś powiedzieć, ale nim zdążyłam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk odparł – Ciii, nic nie mów, o nic nie pytaj. Wsiadaj i zaufaj mi – otworzył mi drzwi od strony pasażera. Zrobiłam jak kazał i wsiadłam do środka. Zapach skórzanych foteli uderzył mi do nosa. Odpalił auto i ruszyliśmy. Muszę przyznać, że również nie należał do osób jeżdżących przepisowo, no ale w końcu na drodze nie było żywego ducha.
- Nawet nie wiesz, jak wygląda moje auto – spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach.
- Widziałem je u Ciebie pod sklepem gdy byłem rano z wizytą – uśmiechnął się zadziornie i puścił mi oczko.
   No tak, na niczym nie mogłam go zagiąć. Wbiłam wzrok w szybę, myślami wracałam do mamy, ale o dziwo nie chciało mi się płakać. Jakbym wszystkie łzy wylała wtedy przytulając się do Michaela. Został tylko smutek i ten dziwny ścisk żołądka. Musiał zauważyć, że znów o tym myślę, bo poczułam jak łapie mnie za rękę. Splótł swoją dłoń z moją i spojrzał na mnie niepewnie, jakby bał się, że zaraz na niego nakrzyczę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję Ci. Za wszystko.
  Odpowiedział mi uśmiechem. Resztę drogi jechaliśmy w ciszy, ale nie puścił mojej ręki nawet na chwilę. Zaparkował u mnie pod domem. Światła były pogaszone, więc ojciec zapewne już spał. Wysiedliśmy i odprowadził mnie pod same drzwi.
- To… Zostaje mi życzyć Ci kolorowych snów.
- Jeszcze raz dziękuję – przytuliłam się do niego ostatni raz. Nie protestował, wręcz przeciwnie przyciągnął mnie bardziej do siebie i ucałował w czoło mówiąc łagodnym głosem – Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedziałam i weszłam do domu.

***

Komentarz = to motywuje ! 


~~~~~
‘’ Na czterolistnej koniczynie maleńkie szczęście żyje,
I płacze łzami srebrnej rosy, że jeszcze jest niczyje.


Nad łąką lata trzmiel kosmaty, zagląda kwiatom w twarze.
Może znajdzie małe szczęście i odda ci je w darze. ‘’


5 komentarzy:

  1. Hej
    Bardzo dobrze piszesz. Podoba mu się jej przedstawiasz Michaela.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Dziękuje Ci z całego serduszka za zaproszenie na tak cudownego bloga!
    Ostatnio stałam się wybredna i nie czytam wszystkiego co zostanie mi podstawione pod nos.. Może dlatego, że mam swoje ukochane opowiadania i one mi wystarczają. Teraz dochodzi do nich kolejne - Twoje!
    Nie ma słów, które mogą opisać Twój talent. Jesteś już dojrzała wiekowo i to widać w charakterze Twojego pisania. Historia Michelle jest wyjątkowa.. Również i mi podoba się jak przedstawiasz Michaela.. Kurcze! Że ja nie mam takiego daru!
    Szkoda mi mamy Michelle, ale takie jest życie.. Ma swój początek i kres..
    Opowiadanie mnie zaintrygowało i na pewno będę wpadać na nie bardzo często!
    Życze Ci dużo weny!
    Ps; Informuj mnie prosze o nowych notkach na moim blogu: storiesmj.blogspot.com/
    Pozdrawiam cieplutko ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czytam takie komentarze to aż mi się cieplej robi na serduszku ! <3
      Weny póki co nie brakuje i rozdziały będę się pojawiać często - chcę przed rozpoczęciem studiów dobrze już rozkręcić całą historię tych dwoje. Jutro powinien się pojawić rozdział 5, ale oczywiście poinformuję jak wstawię :D Dojrzała wiekowo ? Tak mówią, ale przyznam że w głębi siedzi we mnie takie dziecko, które czasami próbuje się uwolnić :D
      Myślę, że to dlatego że sama w życiu wiele przeszłam i wiem bardzo dobrze, że życie nie jest zawsze kolorowe. Fakt, że pisałam kiedyś wiersze też jest tutaj myślę widoczny bo czasem jak coś walnę xd
      Cieszę się, że dołączyłaś do czytelników mojego bloga ! <3
      Również pozdrawiam !

      Usuń
  3. Hej!
    Dopiero teraz komentuję, choć przeczytałam już wczoraj.
    Naprawdę cudownie piszesz... Nie umiem nawet tego skomentować. Opowieść o Michelle nabiera tępa z każdym kolejnym rozdziałem. Michael to złoty człowiek i myślę, że faktycznie ma za co dziękować Michelle.
    Notka cudowna, nie mogę doczekać się następnej.
    Przepraszam, że tak krótko komentuje, ale pisanie rozdziału wypaliło doszczętnie moją wenę na dziś.
    Pozdrawiam ciepło!
    Alex :)

    OdpowiedzUsuń
  4. osz Ty! Wiesz jak ja się wystraszyłam że ona potrąci dzecko?! Ale i tak jest super! A Michael taki słooodki :) Szkoda mi jej mamy.... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic