poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 7

  Wchodziłam już wielkimi, marmurowymi schodami do góry, gdy drzwi wejściowe się otworzyły i wybiegła na powitanie uśmiechnięta od ucha do ucha Natalia. Podleciała do mnie i wyściskała jak to miała w zwyczaju. Spojrzała na stojące wciąż jeszcze auto Michaela i zapytała:
- A on nie wchodzi?
- Nie, jutro po mnie przyjedzie, więc już się nie martw. A teraz mów co to za niespodzianka - ciekawość mnie już zżerała.
- A więc... Rodzice wybalowali gdzieś na całą noc, mamy chatę dla siebie iiiiiii.... Zobacz kto z nami jest! - nagle zobaczyłam jak w otwartych ciągle drzwiach wejściowych pojawił się Max. Strasznie się ucieszyłam na jego widok. Podszedł do mnie i przytulił jak to miał w zwyczaju.
- Co Ty tutaj robisz? - zapytałam wciąż zdzwiona tym co tutaj zastałam.
- Dzwoniłem do Nat w sprawie pewnej piosenki - Max uwielbiał pisać, grał czasem nawet swoje najlepsze utworki na gitarze. Był w tym całkiem dobry, podobało mi się to, że jego teksty były bardzo życiowe i prawie zawsze opowiadały jakąś ludzką historię - I ona mi powiedziała, ze wpadasz do niej dzisiaj, więc stwierdziłem, że nie mogę przegapić takiej okazji. No kiedy my ostatnio razem w trójkę gdzieś byliśmy, coś robiliśmy?
- Jak za starych dawnych lat - uśmiechnęłam się na te wspomnienie - Chodźmy już, robi się zimno.





   Usiadłyśmy z Nat w salonie, a Max poszedł do kuchni po coś 'dobrego' jak on to ujął. Jako dzieci często razem spędzaliśmy wieczory, byliśmy jak taka święta trójca. Szkoda, że z czasem wszystko się zmienia.
- No to opowiadaj co się dzisiaj działo! - widziałam, że jest ciekawa i czekała tylko aż zdam jej relacje z wycieczki z Michaelem.
- Nic szczególnego. Może gdybyś nie zadzwoniła... - spiorunowałam ją wzrokiem.
- O kurde... Przerwałam jakiś ważny moment? - przysunęła się bliżej mnie - No mów wreszcie!
- Haha, nie... spokojnie. Mówiłam Ci, że nic z tego nie wyjdzie, więc nie doszukuj się niczego.
- Michelle, ile się znamy? Dwanaście lat, tak? I myślisz, że po takim czasie ja Cię jeszcze nie znam, nie rozgryzłam?  Gdy się z kimś tyle przyjaźnisz, nie musisz słyszeć nawet bicia jego serca, by wiedzieć, kiedy kłamie - spuściłam wzrok. Poczułam, że faktycznie próbuję oszukać i siebie i wszystkich wokół - Widzę po Tobie, że to coś więcej. Przyznaj się, myślisz o nim czasem?
- Czasem to ja o nim nie myślę - podciągnęłam kolana pod brodę.
- Ej! Co to za miny? - wparował do pokoju Max z tacą, a na niej trzema szklankami napoju.
- Co tam masz? - zapytała Natalia podchodząc do niego.
- Eliksir szczęścia - podał jedną szklankę Nat, drugą mnie.
- A po naszemu?
- Dżin z tonikiem - wszyscy się zaśmialiśmy - No widzicie? Od razu lepszy humor mamy. A nie wy tutaj smutacie zamiast cieszyć się piękną nocą.
- Michelle ma problemy z chłopakiem - rzuciła Nat, za co walnęłam ją w ramię, że prawie rozlała zawartość swojej szklanki.
- No w końcu coś się dzieje w miłosnym życiu naszej gwiazdeczki - Max oczywiście nie mógł zostawić tematu w spokoju. Nie miałam wyjścia, bo by mnie chyba zjedli jakbym milczała, więc opowiedziałam im o dzisiejszym dniu. Zauważyłam, że oboje się mi dziwnie przyglądają.
- Coś nie tak? Mam coś na twarzy?- zapytałam przerażona ich minami.
- Nie, ale już dawno Cię nie widziałem takiej - odparł Max.
- To znaczy?
- Szczęśliwej - usiadł bardzo blisko mnie i objął mnie ramieniem - Tylko niepotrzebnie z tym walczysz.
- Nie rozumiecie nic. Dla was to takie łatwe, ale to nie jest zwykły facet. Na jego widok mdleją setki kobiet, myślicie serio, że zwróciłby uwagę na kogoś takiego jak ja?
- Jesteś najcudowniejszą dziewczyną jaką znam - przytulił mnie - No może jeszcze ta małpa co tam siedzi - spojrzał na Nat i zaśmialiśmy się.
- Ej! Wredni jesteście - udawała bulwersa, co jeszcze bardziej nas rozbawiło - Ale tak poważnie, to chyba troszkę dramatyzujesz kobieto. Gdyby miał Cię w dupie to by raczej nie przyjeżdżał, nie zabierał Cię w ważne dla niego miejsca, co? Czego się boisz? Bo jest starszy?
- Wiesz, że wiek nie ma dla mnie znaczenia - powiedziałam stanowczo.
- No właśnie, a to na pewno nie jest zwykła znajomość, gdy z każdym dniem zależy Ci coraz bardziej - wtrącił się Max - A nie mów, że tak nie jest. A propos... Chyba mam pomysł na kolejny tekst do napisania.
- O nie... Ale obiecaj, że będę pierwszą osobą, która go zobaczy?
- Obiecuję... Ale ty masz też się wziąć w garść.
- To w takim razie powiedz mi Maksiu, czy is­tnieje ja­kiś sposób, aby prze­konać się, czy ktoś naprawdę nas lubi?
- Spowodować wypadek i sprawdzić kto wpadnie do szpitala w odwiedziny.
- A mniej bolesny sposób?
- Strze­lić so­bie w łeb i spraw­dzić, kto przyj­dzie na pogrzeb - Natalia wybuchła śmiechem, a ja poszłam w jej ślady.
- Jesteście głupki, ale was kocham - Max poczochrał mnie po włosach i wstał biorąc z ławy swój 'eliksir szczęścia'.
- Wstańcie drogie Panie! Czas na toast - wstałyśmy obie trzymając w rękach swoje szklanki - Tak więc wypijmy teraz za tych, którzy wywołali uśmiechy na naszych twarzach, za nasze błędy, abyśmy ich już nigdy nie popełniali, za zdrowie, aby nas nigdy nie opuszczało, oraz najważniejsze... Za naszą przyjaźń. Skoro przetrwała tyle pięknych lat, przetrwa i kolejne, abyśmy nigdy o sobie nie zapomnieli chociażby nie wiem co się stało - stuknęliśmy się - Do dna!




  Chodziłem bez celu po terenie Neverlandu. Nie potrafiłem pozbierać myśli, które kłębiły mi się w głowie. Kim on był? Przytulił ją tak czule, jakby była dla niego kimś ważnym, za ważnym. Nic mi nie mówiła, że się z kimś spotyka. A czy musiała mi się spowiadać? Przecież nie była mi nic winna, do niczego zobowiązana. Mimo wszystko zabolało, nie powinno, ale jednak. Coraz mniej kontrolowałem to uczucie i miałem sobie to za złe. Jedyne co mnie pocieszało, to fakt, że jutro znów ją zobaczę. Starałem się codziennie stwarzać pretekst do spotkania, mimo iż wiedziałem, że nie ułatwi mi to panowania nad emocjami. A jeśli nie chcę nad nimi panować?
   Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem w niebo. Gwiazdy migotały rozświetlając czarną przestrzeń swoim delikatnym blaskiem. Jutro miał być ostatni dzień takiej pogody, potem miały znów powrócić deszcze i chmury, co wcale nie poprawiało mi i tak niezbyt dobrego humoru. 
   Wróciłem do posiadłości, ale nie chciało mi się spać. Tak naprawdę nie wiem nawet na co miałem ochotę. Byłem niezdecydowany jak dziecko, a to wszystko przez jedną osobę, która nie chciała wyjść mi z głowy. Przed oczami ciągle miałem obraz jak ją przytula ten chłopak, a w głowie miałem już setki pytań, które chciałem zadać Michelle. Wziąłem do ręki komórkę i wybrałem jej numer. Trzymałem palec na zielonej słuchawce, ale nie wcisnąłem go. Wpatrywałem się w ekran tocząc wewnętrzną walkę ze samym sobą. Nie, nie mogę się narzucać, nie chcę jej zrazić. Rzuciłem telefon na komodę i usiadłem na łóżku w swojej sypialni chowając twarz w dłoniach. W takich momentach brakowało mi sceny, muzyki, studia. W takich chwilach jak te były to rzeczy, które pozwalały choć na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości. A pomyśleć co by było, gdybym naprawdę wtedy zrezygnował z kariery? I znów wracamy do tematu Michelle. Ostatnio wszystko się kręci wokół niej.



   Otworzyłem delikatnie oczy. Spałem? Usiadłem podpierając się rękoma od tyłu. W pokoju było jasno, za jasno. Podszedłem do okna odchylając zasłonę, a następnie spojrzałem na zegarek. Była już dwunasta... Za godzinę mam być po Michelle, w życiu się nie wyrobię. Nagle wszystko co robiłem było jakby w przyspieszonym tempie. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem pierwsze lepszpe ciuchy z garderoby, chwyciłem kluczyki od auta i wybiegłem z posiadłości.

   Jak na złość ruch był wyjątkowo duży i co chwila stałem na światłach po kilkanaście minut. Była już 11:15, a ja wciąż miałem jeszcze kawałek do domu Państwa Rose. Spojrzałem na swój telefon, żadnych wiadomości. Zaniepokoiło mnie to trochę, nie interesowała się czemu mnie jeszcze  nie ma?

Zdałem sobie sprawę, że zaczynam się przejmować strasznymi głupotami. To aż nie do pomyślenia, co jedna dziewczyna potrafi zrobić z facetem. Na miejscu byłem piętnaście minut później, półgodzinne opóźnienie. Zgasiłem auto i wysiadłem, gdy nagle w drzwiach ukazała się ta, która doprowadzała mnie ostatnio do stanu nietrzeźwości umysłu. Żegnała się z Natalia i ruszyła zbiegając po schodach w moim kierunku. 
- No w końcu jesteś! - rzuciła, i ku mojemu zaskoczeniu przytuliła się do mnie jakbyśmy się nie widzieli co najmniej rok. Objąłem ją dociskając jeszcze bardziej do siebie i ucałowałem we włosy - Zawsze jesteś punktualny, coś się stało? - zapytała odklejając się ode mnie.
- Nic szczególnego, po prostu kołdra nie chciała mnie z łóżka wypuścić - przyznałem się bez bicia i puściłem jej oczko. Uśmiechnęła się tylko i wsiadła do samochodu, a ja wrzuciłem jej torbę do bagażnika. Kiedy już ruszyliśmy zapytałem - To dokąd jedziemy? Do Ciebie?
- Tak, już Ci mówiłam, że dzisiaj moja kolej pokazania Ci czegoś nowego - domyślałem się już o co jej chodzi i zaczęła mnie powoli ogarniać nuta niepokoju. Gdy zajechaliśmy na miejsce miałem znów szczęście - taty Michelle nie było w domu, bo wypadła mu poranna zmiana. Tak, zdawałem sobie sprawę, że spotkanie i konfrontacja jest nieunikniona, ale nie spieszyło mi się z tym zanadto. Porozmawialiśmy chwilę z Panią Evans, która jak zawsze ciepło mnie przywitała. Była tak dobrą, spokojną i cierpliwą kobietą, że aż serce pękało człowiekowi na myśl o jej chorobie. Dlaczego złe rzeczy przytrafiają się tak dobrym ludziom? Widać było, że łączy ją silna więź z córką. Miałem czasem nawet wrażenie, że porozumiewają się samym wzrokiem tak, abym ja nie mógł odczytać co chcą powiedzieć. W końcu Michelle zabrała mnie tam gdzie się spodziewałem - na stajnię.




- Nie jestem pewien, czy to jest dobry pomysł - powiedziałem, gdy niosła już siodła aby ubrać konie.
- Pojedziemy na spacer, ostatnio prosiłeś bym Ci zaufała. Zrobiłam to, więc ty musisz odwdzięczyć się tym samym - podeszła do mnie i złapała mnie za rękę - Chodź, podejdź bliżej.
   Stanęliśmy obok Irysa, a Michelle wciąż nie puszczając mojej dłoni przyłożyła ją na chrapy konia. Poczułem lekkie ciarki, ale były przyjemne. Patrzył na mnie tymi wielkimi, czarnymi oczami, jakby chciał przeszyć mnie wzrokiem. Chyba zauważyła, że przyglądam się mu bo powiedziała:
- Podobno w oczach konia, kryje się nasze drugie oblicze - spojrzała na mnie puszczając moją rękę - Chcę, abyś tylko spróbował. Nie oczekuję że Ci się spodoba, bo to nie jest sport dla każdego. Miłość do konia jest tak skomplikowania, jak miłość do drugiego człowieka. Jeśli nigdy nie kochałeś konia, nigdy tego nie zrozumiesz.
- Chcę spróbować - odpowiedziałem pewnie, a ona się delikatnie uśmiechnęła. 
   Kończyła siodłanie koni, a ja wciąż stałem przy pysku Irysa. Kochałem zwierzęta, jednak pół tony żywych mięśni miało prawo wzbudzać lekkie obawy. Podstawiła stołek koło Salivana i pokazała mi jak się wsiada. Zrobiłem jak kazała i chwyciłem za wodze. Musze przyznać, to było niesamowite kiedy czułem każdy odruch zwierzęcia pod sobą. Jego oddech, pracę mięści, a nawet bicie serca wydawało się być wyraźne.
- Jedziemy - rzuciła, gdy siedziała już na Irysie.
    Na początku jechaliśmy w ciszy, chyba chciała mi dać chwilę na 'zapoznanie' się z całą sytuacją, która o dziwo była lepsza niż przypuszczałem. Między uszami konia wszystko wyglądało inaczej. Zwracał człowiek uwagę na szczegóły, których nie widać zza szyby samochodu lub kierownicy roweru. Zaczynałem powoli rozumieć, dlaczego ona to robi. Było widać zresztą, jaką radość jej daje każda chwila spędzona na grzbiecie, jej pewność siebie. Zupełnie tak jak ja będąc na scenie. 
- Jeśli chcesz wrócić, powiedz - wyrównała tempo i jechała teraz obok mnie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Już dawno nie byłem tak zrelaksowany jak teraz - to prawda. Widoki i sam chód konia wpływał na mnie kojąco - Chciałbym kiedyś pojechać tak na plażę.
- Da się zrobić - powiedziała z uśmiechem - Ale najpierw na taką wyprawę musiałbyś się podszkolić.
- Tak ciężka droga mnie czeka? - nie odrywałem od niej wzroku.
Jeździć na koniu może nauczyć się każdy, ale nauczyć się harmonii z koniem to już sztuka.
- Uwielbiam sztukę, więc myślę, że dogadamy się w tej kwestii - zaśmialiśmy się oboje. Nie mogłem już wytrzymać i musiałem wejść na ten temat - Michelle, mogę mieć do Ciebie dość... Prywatne pytanie? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Jasne. Pytaj o co zechcesz.
- Spotykasz się z kimś? - ledwo przeszły mi przez gardło te słowa. Nie miałem prawa ją o to pytać, ale nie mogłem dłużej milczeć. Nic tak potem nie rani i nie ściga człowieka jak słowa i pytania których nie zadał.
- Nie, skąd ten pomysł? - uśmiechnęła się delikatnie przygryzając wargę.
- Widziałem wczoraj jak się przytulałaś z tym chłopakiem, i pomyślałem...
- Mike - przerwała mi - jeśli bym się z kimś spotykała, wiedziałbyś o tym. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś już jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nikt dla mnie nie zrobił jeszcze tak wiele, w tak krótkim czasie - uśmiechnęła się i kontynuowała - A to był Max. To mój trener i zarazem przyjaciel. Przyjaźnimy się razem od wielu lat tak samo jak z Nat. Jesteśmy od małego razem, nierozłączni. Traktujemy się bardziej jak rodzeństwo niż znajomi, mówimy sobie o wszystkim, robimy wszystko razem i nigdy nie oczekując niczego w zamian. Poza tym... Czy ty jesteś zazdrosny? - zmarszczyła wesoło brewki i się zaśmiała.
- Kto? Ja? Nie... Tylko byłem ciekaw - poczułem jak się czerwienię, po co zaczynałem ten temat? Ale przyznam, że po jej słowach i wyjaśnieniu poczułem ogromną ulgę.
- Uznajmy, że Ci wierzę - wyszczerzyła się.
- Mało kiedy zdarza się taka przyjaźń na lata, zwłaszcza między chłopakiem a dziewczyną.
- To prawda. Ale znam Maxa i jestem jego pewna. Było już wiele sytuacji w których mógłby coś próbować, ale nigdy tego nie robił. Jestem mu za to wdzięczna, bo ja też nigdy nie patrzyłam na niego w taki sposób, by z nim być. W sumie czasami bardziej mi pomagał przy facetach niż Nat, doradzał i wspierał nawet w miłosnych kwestiach. Nie stwarzał też dwuznacznych sytuacji, po prostu jest dla mnie przyjacielem - spuściła wzrok i bawiła się grzywą Irysa. 
  Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, mimo że była mi bardzo na rękę. Wciąż pozostawała mi do poruszenia jedna kwestia. Zwlekałem nie dlatego, że bałem się odmowy, ale dlatego, że nie chciałem by źle odebrała moją propozycję. 
- Nie chciałabyś pojechać na wakacje? - walnąłem prosto z mostu.
- Co masz na myśli  - spojrzała na mnie niepewnie.
- Chciałem wybrać się na 2... Może 3 dni w rejs łodzią. Dawno nie pływałem i byłoby mi bardzo miło gdybyś popłynęła ze mną - milczała, kiedy przez dłuższą chwilę nie wydobywała z siebie głosu spytałem - Michelle? Jeśli nie chcesz...
- Nie o to chodzi Mike. Po prostu tyle dla mnie robisz, a ja w żaden sposób nie mogę Ci się zrekompensować - powiedziała smutnym głosem, jakby robiła mi jakąś ogromną przykrość.
- Hej, spójrz na mnie - zatrzymała konia i nasz wzork się spotkał - Niczego od  Ciebie nie chcę, niczego nie oczekuję. Nie robię tego z przymusu. Robię to, bo uwielbiam Twoje towarzystwo i chcę Cię lepiej poznać.
- Tylko tyle?
- Aż tyle - odpowiedziałem, na co ona uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
- Dziękuję Ci, za wszystko. I jeśli naprawdę tego chcesz, to z chęcią popłynę z Tobą.
- Będę zaszczycony - pocałowałem ją w rękę, na co się zaczerwieniła, wyglądała pięknie - Chciałbym popłynąć za jakiś tydzień. Teraz ma być kilka dni deszczowych, a potem ma wrócić słońce. A raczej spędzanie całego dnia pod pokładem w kajucie nie byłoby ciekawe.
- Oczywiście. Porozmawiam tylko z tatą, czy podczas mojej nieobecności zajmie się końmi.
- Z tym coś czuję może być ciężko - nie byłem zachwycony tą wizją - Jak się dowie, że płyniesz gdzieś ze mną to raczej nie będzie tryskał radością. Jeśli chcesz, mogę kogoś załatwić kto przez te dni...
- Nie ma potrzeby, jeśli tata odmówi pomocy poproszę Maxa. On na pewno się zgodzi wpaść tutaj rano i wieczorem przez te parę dni. Tym bardziej jak mu powiem, że chcę gdzieś płynąć z Tobą - coś mnie nagle oświeciło.
- To znaczy... Że opowiadałaś mu o mnie? - zdziwiłem się.
- Może... - rozejrzała się po miejscu gdzie staliśmy - Poznajesz tą drogę?
- To tutaj się poznaliśmy - odparłem bez zastanowienia. Dokładnie pamiętałem ten dzień, gdy nawalił mi samochód i dzięki temu 'przykremu' incydentowi mogłem ją zobaczyć po raz pierwszy. Zacząłem się lekko wiercić i poprawiać w siodle. Chyba dojrzała moje manewry bo zapytała:
- Tyłek Cię boli? - zaśmiała się obserwując mnie.
- Troszkę, dawno nie siedziałem tyle w takiej pozycji - tym razem i ja się zaśmiałem. 
- W takim razie wracajmy. I tak długo wytrzymałeś, myślałam, że na stracie już się poddasz.
- Ja się nie poddaję, a już na pewno nie na starcie.
   Szturchnęła mnie uśmiechając się przy tym delikatnie i obraliśmy kurs powrotny do domu.

***

Komentarz = to motywuje !


***

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, sama nie wiem czemu. Ogólnie mega zmęczona dzisiaj jestem, dzień miałam pełen atrakcji - wybrałam się koniem do miasta z kolegą, zamawialiśmy jedzenie w KFC przez Drive Thru i było zaje-śmiesznie xD Tak, koniarze to dziwni ludzie O.o
Powiem wam, że im bliżej tego 1 października tym bardziej stresuję się studiami. Nowe miasto, nowe miejsce, nowi ludzie. Najgorsze będą dojazdy do szkoły bo mam aż 50 km i tak w dwie strony O.o
Niby mam prawko i auto od dawna już, ale czuje że na dłuższą metę będzie to męczące. Ale nie mogę się przeprowadzić bo zaniedbałabym treningi a to dla mnie priorytet. Co jedynie mnie cieszy ? Praktyki ! Na moim kierunku będzie ich sporo, w większości za granicą a na trzecim roku nawet 3-miesięczne w Grecji <333 A ja już wiem co się dzieje na takich praktykach :3 Zaczynam też już powoli dalsze szlifowanie angielskiego i hiszpańskiego, bo będą mnie molestować z języków :c
Znów się rozpisałam z moimi przemyśleniami xD
Wybaczcie ! <3
PS: dodam żeby nie było że Neverland nie był przecież przy samym LA itd, ja to wiem. Pamiętajmy, że to wszystko jest fikcją literacką i można wiele rzeczy ubarwiać zwłaszcza szczegóły, które w żaden sposób znacząco nie wpływają. 

~~~~~

"Gdy­bym dos­ta­wała kwiat za każdym ra­zem jak o to­bie po­myśle,
 miałabym swój włas­ny ogród."


4 komentarze:

  1. Rozdział genialny. Michelle zaczyna zdawać sobie sprawę, że Michael jest kimś ważnym dla niej. Zresztą Michael tak samo. Tą ich przejażdżkę na koniach wspaniale opisałaś. Dociekliwy Michael i zaproponował wycieczkę. Michelle się zgodziła. No po prostu cudowny rozdział. Miło się go czytało. Czekam na next.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Notka cudowna, jak zwykle zresztą. Przyznam, że najfajniejszym momentem było kiedy Michael pytał się Michelle o 'tego chłopaka z którym się przytulała'.. Z jednej strony mnie to rozśmieszyło,a z drugiej strony zdezorientowało bo nie wiedziałam co sobie pomyśli Michelle. Wszystko genialne jak zwykle! Czekam z niecierpliwością na nexta. Życzę weny i Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Przez przypadek odkryłam Twój blog i bardzo mi się spodobał. Notka cudowna. Wiedziałam, że Michael będzie zazdrosny ;-)
    Czuję, że coś się święci między nimi. Jeszcze ten rejs, na pewno coś się tam wydarzy mam rację? :-D
    Życzę weny i miłego dnia.
    Pozdrawiam.
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Dotarłam.
    Oj, taki z Michaela mały zazdrośnik, hahaha. Super, że Michelle jakoś się do niego przekonuje. Ciągnie ich do siebie jak różnoimienne bieguny magnetyczne. Ten rejs dobrze im zrobi. Notka super ^^
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Alex

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic