środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 8

Przepraszam z góry was kochani jeśli u kogoś czegoś ostatnio nie skomentowałam postu czy coś, staram się jednak robić to na bieżąco. Zbliżająca się niedziela to zawody a ja przez to jestem strasznie zabiegana :P
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że rozdziały się pojawiają a ja między bohaterami naszymi jeszcze nie stwarzam mega 'gorącej atmosfery'. Bardziej się skupiam na ukazaniu uczuć między nimi, pokazaniu jak takie uczucie powstaje. Nie wiem na ile mi to wychodzi, ale skoro jeszcze tutaj jesteście i to czytacie to chyba tragedii nie ma :D Ale spokojnie, niedługo zacznie się dziać więcej między tymi dwoje :3
Dobra, koniec zanudzania. Zapraszam na rozdział ósmy ! <3

~~~~~

   Stałam jeszcze chwilę w drzwiach i patrzyłam jak Michael odjeżdża swoim samochodem i znika za zakrętem. Strasznie chciałam, aby został na kolacji, ale nie mogłam przecież go mieć na wyłączność, a jego powró do kariery wiąże się z obowiązkami.
   Po paru minutach weszłam do kuchni i usiadłam na blacie. Mama stała przy kuchence i coś gotowała. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
- Jak się udał konny spacer?
- Myślę, że dobrze - wzrok utkwiłam w garnku - Co gotujesz?
- Zupę, chcesz trochę? Zaraz będzie gotowa.
- Jasne - byłam strasznie zmęczona i głodna - Mamo jest taka sprawa...
- Tak? - odłożyła na chwilę łyżkę, którą mieszała zawartość naczynia i patrzyła się na mnie - O co chodzi?
- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym niedługo wybyła z domu na 3 dni? - przygryzłam wargę z nerwów.
- Coś się stało? - podeszła do mnie.
- Nie, nie. Chodzi o wyjazd wypoczynkowy. Takie mini wakacje. Wiem, że od jutra wracam do sklepu bo i tak długo był zamknięty, ale porozmawiam z Michaelem i pojechalibyśmy w weekend, bo i tak wtedy mamy przecież nieczynne - zauważyłam jak kąciki jej ust unoszą się do góry.
- Michael? Czyli z nim się gdzieś wybierasz? - poczułam jak się czerwienię - W takim razie bawcie się dobrze.
- Ale... Jesteś pewna? - strasznie zależało mi na zdaniu mamy. Zawsze starałam się z nią liczyć, bo jako jedna z niewielu była po mojej stronie.
- Oczywiście, że nie. Po pierwsze oderwanie od tego wszystkiego dobrze Ci zrobi, a po drugie bardzo się cieszę, że spędzicie razem trochę czasu sami - puściła mi oczko.
- Mamo... To nie wcale tak jak myślisz - już wiedziałam do czego zmierza - To tylko...
- Tak - przerwała mi - Wiem co powiesz: to tylko przyjacielski wypad. Ale ja i tak wiem swoje, widzę co się święci i wiedz, że ja jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Zwłaszcza, że widzę że Ty również jesteś przy nim szczęśliwa - nic jej nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam.
   Nie było sensu dłużej zaprzeczać, że jest mi obojętny, bo nie był. Ale i tak wiedziałam, że to nie ma przyszłości. On był gwiazdą, a ja zwykłą dziewczyną z wioski. Przecież nie psuł by sobie reputacji dla kogoś takiego jak ja.
- To zdradzisz gdzie się wybieracie? - zapytała podając mi do stołu talerz zupy.
- Z tego co mówił to zabiera mnie na wycieczkę swoją łodzią. Taki rejs 3 dniowy spędzony na wodzie.
- Całkiem romantycznie - wyszczerzyła się, a ja spiorunowałam ją wzrokiem - No dobrze dobrze. Już nic więcej nie mówię. Ale jedź, bawcie się dobrze i nie rozrabiajcie za dużo.
- O to już się bać nie musisz - zaczęłam jeść zawartość talerza, gdy nagle do domu wszedł tata.
- O co się nie musi bać? - zapytał wchodząc do kuchni i całując mamę w policzek.
- Michelle wybiera się na wakacje niedługo na 3 dni - mama odpowiedziała mu jak gdyby nigdy nic. Spiorunowałam ją wzrokiem. Byłam zła, nie chciałam aby się już o tym dowiedział.
- To świetnie, z kim jedziesz? - usiadł na przeciwko mnie przy stole, gdy mama podała mu jego talerz z jedzeniem. - Michelle? - nic nie odpowiadałam. Nie chciałam go okłamywać mimo, że wiedziałam jak zareaguje.
- Z Michaelem - w końcu wydukałam bez emocji w głosie. W końcu mam prawo do własnych decyzji.
- Żartujesz? - spojrzał na mnie jakbym dosłownie podjęła decyzję o samobójstwie.
- Przestań,  znów zaczynasz - skarciła go mama - Jest młoda, ale dojrzała i wie co robi - uśmiechnęła się do mnie, byłam jej wdzięczna, że stoi za mną murem nawet jeśli oznaczało to sprzeciw ojcu.
- Gdyby wiedziała co robi, to by nie pchała się do łóżka facetowi o dziesięc lat starszemu! - myślałam, że się przesłyszałam.
- Coś ty powiedział?! - wstałam od stołu i prawie krzyknęłam. Mało kiedy mi się to zdarzało, ale jego słowa trafiły we mnie w sam środek - Ty nie masz o niczym pojęcia! Spędzasz całe dnie w tej pieprzonej pracy, a kiedy wracasz i masz możliwość porozmawiania ze mną, to robisz to w ten sposób? Nigdy mnie nie znałeś, nie wiesz co czuję, do kogo czuję, a jeśli chodzi o Michaela, to jest cudowną osobą, tylko że Ty widzisz go nie jako człowieka, ale jako wielką gwiazdę z pierwszych stron magazynów. Wierzysz w te plotki i bzdury, które piszą o tych ludziach, a nie masz pojęcia jacy są naprawdę. Skoro nie chcesz dać mu szansy, rozumiem. Ale nie masz prawa go oceniać, a ja i tak zrobię to co będę chciała - odeszłam od stołu i ruszyłąm w stronę schodów prowadzących na górę.
- Nie skończyłem z tobą jeszcze smarkulo! - krzyknął za mną. Odwróciłam się w jego stronę i powiedziałam z pełnym spokojem w głosie.
- Ale ja za to skończyłam. I wiesz co Ci powiem? Michael jest tysiąc razy lepszy od Ciebie. Zna mnie niedługo, a rozumie mnie lepiej niż własny ojciec - gdy skończyłam poszłam schodami na górę do siebie.
   Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce. Słyszałam jak mama na niego krzyczy, kłócili się i to była moja wina. Rozpłakałam się. Znów nawaliłam, znów czułam się ciężarem dla nich. Nie chciałam użyć w stosunku do taty takich słów, ale nie dał mi wyboru. Zarzucił mi coś, co mnie strasznie zabolało. Za kogo on mnie ma? Tak bardzo chciałam, aby Mike był teraz przy mnie. Coraz bardziej pragnęłam jego obecności i nie ma czego tutaj ukrywać. Mama miała rację, przerażało mnie to.
   Ustawiłam budzik na rano w telefonie i poszłam do łazienki wziąć długą kąpiel. Rano musiałam wstać do sklepu, znów się zacznie siedzenie pół dnia za ladą, ale musiałam pomóc mamie. Sama nie dałaby rady. Leżąc w wannie zaczęłam myśleć o rejsie, byłam ciekawa jak wygląda taka łódź oraz jaki będzie Michael w stosunku do mnie. Zaprosił mnie, to fakt. Ale dlaczego to zrobił? Nie miałam pojęcia i chyba wolałam o tym nie myśleć. Lepiej nie mieć nadziei, niż ją stracić.
   Ubrana w piżamkę położyłam się padnięta do łóżka. Ostatni raz spojrzałam na telefon. Nic. Nie wiem na co liczyłam, ale strasznie było mi przykro, bo nie wiedziałam czy i kiedy znów się spotkamy. Zawsze sam pytał o spotkanie, proponował, że wpadnie, a dzisiaj nic. Po terenie porozmawialiśmy jeszcze chwilę i pojechał nic nie wspominając kiedy znów go zobaczę. W końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęłam.




   Siedziałam za ladą w sklepie i wpatrywałam się w krople deszczu spływające po oknie. Od rana lało nieustannie, na dworze było szaro i ponuro, co wpływało dość negatywnie na moje samopoczucie. Na szczęście ruchu w sklepie nie było zbyt wielkiego i większość czasu spędzałam na przeglądaniu magazynów. Rysowałam palcem po szybie jakieś znaczki, gdy nagle w radiu rozbrzmiała piosenka Billie Jean. Nawet radio chyba dzisiaj mnie obserwowało. Uśmiechnęłam się sama do siebie i dopiero zauważyłam, że na szybie narysowałam serce. Gdy zorientowałam się, że wchodzi ktoś do sklepu szybko zmazałam obrazek ręką i wstałam.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam i dopiero, gdy postać zdjęła kaptur rozpoznałam ją - Janet?
- Witaj, nie widziałyśmy się od czasu imprezy w Paradise - uśmiechnęła się, podeszła do mnie i uściskała - Co słychać u Ciebie ciekawego?
- Wszystko dobrze, tak myślę. Jak mnie tutaj znalazłaś?
- Prosiłam Michaela o Twój numer telefonu, ale uparciuch nie chciał mi dać. Ale znalazłam u niego na lodówce kartkę z tym adresem i było napisane "Michelle" - domyśliłam się już.
- Pewnie to kartka z adresem, którą dostał Mike od Pana Rose wtedy po przyjęciu - spojrzałam na nią - A co u Ciebie? Wtedy w klubie jakoś nie specjalnie się trzymałyśmy na nogach, zwłaszcza ja - zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Oj tak, szybko uciekłaś, jak zobaczyłaś auto mojego brata - zaczerwieniłam się - Ale z tego co słyszałam i tak po Ciebie wrócił. I... słyszałam coś jeszcze! - patrzyła na mnie z iskrą w oku.
- A co dokładniej? - zaniepokoiłam się trochę.
- Że płyniecie razem w rejs - zaklaskała w dłonie jak małe dziecko, które miało dostać wymarzoną zabawkę - Byłam u niego jakiś czas temu w sprawie łodzi i mówił właśnie, że chce Cię zabrać na wycieczkę na pokład. A wczoraj wieczorem jak dzwoniłam do niego to przyznał się, że już pytał i że się zgodziłaś. Nie masz pojęcia jak się cieszę! Michael od dawna nie okazywał nikomu tyle zainteresowania co Tobie - wyszczerzyła się, miała piękny uśmiech.
- Staram się podchodzić do tego z dystansem - odparłam siadając na krześle.
- Co ty mówisz? Michael nikomu nie proponował takiego rejsu. Nawet mnie. Chociaż może to i lepiej, my dwoje na pokładzie to kiepski pomysł. Pewnie po paru godzinach któreś by już wylądowało za burtą - zaśmiałyśmy się obie, polubiłam ją. Była bardzo pozytywną osobą.
- Ale ja mówię poważnie. Nie cenię się tak wysoko.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Zresztą, sama niedługo zobaczysz - puściła mi oczko, już miałam ją zapytać co miała na myśli mówiąc 'niedługo zobaczysz' ale uprzedziła mnie - Ja muszę już lecieć, podaj mi tylko swój numer jeśli możesz, bo od tego bufona pewnie go nie wyciągnę - uśmiechnęłam się i zapisałam na kartce swój numer - Dzięki, tutaj masz moją wizytówkę z moim numerem. Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń śmiało.
- Dziękuję - odpowiedziałam. Uściskałyśmy się na pożegnanie i wyszła.
  Spojrzałam na zegarek. Dobijała trzynasta, więc mama niedługo powinna się zjawić. Miałam rację - chwilę później zobaczyłam w oddali jak mama wysiada z jakiegoś samochodu. Nie było to jej auto, co mnie bardzo zdziwiło. Wbiegła cała przemoczona do sklepu i rzuciła:
- Jak tam córcia? - uśmiech nie schodził jej z twarzy, miała zadziwiająco dobry humor.
- Dobrze, wszystko gra?
- Jasne. Ty się już kochanie zbieraj. Tylko zostaw mi kluczyki od swojego samochodu, bo wracam nim dzisiaj do domu.
- Że co? - nic już nie rozumiałam - Ale jak ja wrócę? Przecież...
- Nie gadaj tyle tylko się ubieraj i idź - podprowadziła mnie do okna i pokazała palcem na samochód z którego przed chwilą wysiadła, wciąż stał w tym samym miejscu - Ktoś na Ciebie czeka, więc nie każ mu tyle kwitnąć bo korzenie zapuści - wyszczerzyła się, a ja dopiero załapałam.
- Ale jak wy...?
- Michael mnie poprosił, chciał Ci zrobić niespodziankę dlatego nic wcześniej nie mówiłam. No idź już! - wzięła kluczyki od mojego auta, włożyła mi płaszcz i parasol w ręce i dosłownie wypchnęła ze sklepu.
   Uśmiechnięta ruszyłam w stronę auta Michaela, był to inny samochód niż ten którym jeździliśmy ostatnio. Kiedy byłam już blisko, drzwi od kierowcy otworzyły się i wyszedł z nich Mike. Miał na sobie długi, czarny płaszcz do ziemi z pięknymi zdobieniami. Rozłożył wielki, czarny parasol i ruszył w moją stronę. Dopiero po chwili się zorientowałam, że trzyma w drugiej ręce różę.
- Miło Cię znów widzieć - ucałował mnie w policzek i wręczył kwiat.
- Dziękuję, ja też się cieszę - poczułam jak się czerwienię - A to z jakiej okazji? - zapytałam przykładając różę bliżej twarzy i zatapiając się w jej zapachu.
- Nie potrzebuję okazji do takich rzeczy - uśmiechnął się delikatnie i objął mnie ramieniem - Chodźmy do auta bo całkiem zmokniemy.
  Złożyłam swój parasol po czym wsiadłam do pojazu od strony pasażera. Mike jak zawsze otworzył mi drzwi.
- Nie spodziewałam się Ciebie dzisiaj, tutaj - rzuciłam gdy odpalił samochód.
- To źle? - spojrzał na mnie ukradkiem.
- Nie, bardzo się cieszę że tutaj jesteś - tym razem to on się zaczerwienił, wyglądał cudownie z tą swoją niewinnością wymalowaną na twarzy - A więc zdradzisz mi dokąd jedziemy?
- Do Neverlandu.
- Mówisz poważnie?
- Jasne, ja już wiem gdzie mieszkasz. Pora abyś i ty zobaczyła mój dom - puścił mi oczko - Mam wrażenie, że Ci się spodoba.




   Gdy przekroczyliśmy bramy Neverlandu byłam tak podekscytowana, że nie mogłam usiedzieć na miejscu. Nawet deszcz nie psuł tego pięknego widoku. Poczułam się jak w bajcie. Michael chyba zauważył moje zainteresowanie, bo gdy parkował już pod domem, zaśmiał się i rzucił:
- Jeszcze zdążysz wszystko zobaczyć. Chodźmy, ogrzejemy się i jak trochę przestanie padać to pójdziemy na spacer i pokażę Ci wszystko - kiwnęłam tylko głową na znak zgody i ruszyliśmy do drzwi wejściowych.
   W środku wszystko było idealnie do siebie dopasowane, mimo, że elementy nowoczesnego stylu przeplatały się z starą sztuką. Wszystko wyglądało cudownie, przypominało mi to pałacyk o jakim zawsze marzyłam jako mała dziewczynka.
- Wiesz... Widziałam w TV, gazetach i mediach zdjęcia Nibylandii, ale na żywo jest jeszcze piękniej - wciąż rozglądałam się wokół siebie.
- Cieszę się, że Ci się podoba - spojrzał na mnie i uniósł kąciki ust. Zaprowadził mnie do salonu - Rozgość się, ja zaraz przyjdę - zniknął gdzieś za ścianą, a ja krążyłam po pokoju wszystkiemu się przyglądając. Nie mogłam uwierzyć, że tutaj jestem. Nagle ten cały ten ponury, smutny dzień zmienił się w ciągu sekundy, kiedy tylko go zobaczyłam. A teraz jeszcze to.
- Jestem - nagle pojawił się za mną nie wiadomo kiedy i skąd - Proszę - podał mi ciepły kubek z czekoladą.
- Dziękuję. Chyba lepiej nie mogłeś trafić z wyborem - usiadłam na kanapie.
- Twoja mama mówiła, że lubisz - usiadł obok mnie ze swoim kubkiem.
- Widzę, że się dobrze z nią dogadujesz - nie spuszczałam z niego wzroku - Co Ci jeszcze mówiła?
- Nic - pociągnął łyka  ze swojego kubka i spojrzał na mnie śmiejącymi się oczkami - No poważnie mówię!
- Tak, tak. Knujecie ukryte spotkania za moimi plecami. Powinieneś dostać za to klapsa - zanurzyłam usta w swojej czekoladzie.
- Z wielką chęcią - wyszczerzył się zadziornie, a ja sprzedałam mu sójkę w bok - A to za co? - zaśmiał się.
- Bo jesteś wstręciuch - odłożyłam naczynie na stolik i złapałam Michaela za rękę - Chodź.
   Spojrzał na mnie niepewnie, ale również odłożył swoją szklankę i poszedł za mną. Gdy zobaczył, że kierujemy się w stronę wyjścia zapytał:
- Co ty kombinujesz?
- Obiecałeś mi spacer, prawda? - spojrzałam na niego.
- Ale nie kiedy leje, poczekaj, wezmę chociaż parasol...
- Nie! Popsujesz całą zabawę. Z cukru jesteś? Rozpuścisz się? Więc nie marudź i chodź - wyciągnęłam go już bez większego problemu.
    Na zewnątrz ciągle padało, ale nie przeszkadzało mi to. Mike chyba tez się przekonał do tego pomysłu, bo po chwili zaczął się wygłupiać i tańczyć między kroplami deszczu jak dziecko. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.  Ktoś z boku by pomyślał, że wariat jakiś, ale dla mnie był po prostu uroczy i potrafił cieszyć się z małych rzeczy, dostrzegał szczegóły które inni pomijali, a często były przecież tak istotne.
   Całą drogę po Neverlandzie opowiadał mi jak wpadł na pomysł stworzenia tego miejsca, opisywał każdy szczegół z wielką dokładnością. Widać było, że miał duszę artysty. Nawet fakt, że byliśmy już całkowicie przemoczeni nie grał roli, dodawało to uroku temu spacerowi.
- Chyba jednak miałeś rację z tym parasolem - powiedziałam, gdy już wracaliśmy do domu Michaela.
- Ja mogę być twym parasolem jeśli zechcesz.
- Będziesz mnie chronił od deszczu? - zaśmiałam się.
- Nie tylko, będę też twoją czapką, nausznikami, szalikiem, bluzą z kapturem, kurtką, rękawiczkami, spodniami ortalionowymi, grubymi bawełnianymi skarpetami i kaloszami. Tym też mogę być - objął mnie ramieniem i ucałował w mokre włosy - Jeśli mi tylko na to pozwolisz.
   Odpowiedziałam mu uśmiechem. Onieśmielał mnie gdy mówił takie rzeczy. Gdy weszliśmy do holu dopiero zobaczyłam jak wyglądam. Wszystko było tak mokre, jakbym wskoczyła do basenu. Mike zaśmiał się gdy zobaczył moją przerażoną minę.
- Pamiętaj, że to był Twój pomysł - przygryzł wargę i wyszczerzył się złowieszczo - Chodź na górę, dam Ci coś na przebranie nim Twoje ciuchy wyschną.
   Ruszyłam za nim schodami na górę. Po chwili byliśmy w wielkim pokoju - jego sypialni. Było tutaj tyle światła i przestrzeni, nie to co mój mały, cichy pokoik. Michael zniknął gdzieś w garderobie i wrócił po chwili z białą koszulą i jakimiś krótkimi spodenkami.
- Koszula jest moja. Wiem, że będzie za duża, ale lepsze to niż nic. A tutaj masz spodenki Janet, zostawiła je ostatnio u mnie gdy nocowała tutaj. Powinny na Ciebie pasować - dał mi ciuchy do rąk i wskazał na drzwi po drugiej stronie sypialni - Tam jest łazienka. Chyba, że wolisz przebrać się tutaj - poruszył zabawnie brewkami, a ja walnęłam go w ramię.
- Małpa jesteś - uśmiechnęłam się - Na przyjemności trzeba sobie zasłużyć - wystawiłam mu język.
- A ja nie zasłużyłem? - złapał mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie, przyłożył swoją twarz obok mojej i szepnął na ucho - Jakbyś miała jakiś problem z tymi ubraniami, krzyknij a z chęcią Ci pomogę - znów go walnęłam i oboje się zaśmialiśmy - No idź już idź. Ja też się przebiorę i będę czekał na dole w kuchni.
    Posłał mi ostatni cudowny uśmiech, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Gdy zamknęłam już za sobą drzwi, oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam w lustro. Włosy już trochę podeschły, ale miałam szopę na głowie. Blon kłaki terczały poplątane we wszystkie strony, więc związałam je w nieogarniętego koka. Zdjęłam mokre ubrania i wzięłam do rąk koszulę Michaela i niepewnie ją założyłam. Poczułam ten zapach, jego zapach. Dziwne. Nigdy nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, nigdy nie rzucały mi się w oczy. Chyba przestawałam już nad tym panować, coraz swobodniej czułam się przy nim. Kiedy był obok zostawiałam cały świat w tyle, zaś jego nieobecność stwarzała dziwną pustkę, która pochłaniała mnie od środka.




   Przebrany już w suche ciuchy krążyłem po kuchni podjadając  popcorn, który przed chwilą przygotowałem. Byłem strasznie wdzięczny mamie Michelle, że pozwoliła mi dzisiaj zorganizować tak ten dzień. Chyba mnie polubiła, bo zawsze gdy ze mną rozmawiała towarzyszył na jej twarzy uśmiech, piękny tak samo jak u jej córki. Wciąż pozostawała mi jednak kwestia jej taty, dlaczego tak bardzo mnie nie lubi? Musiałem jakoś go przekonać do siebie, pokazać że nie mam złych zamiarów, ale wiedziałem, że czeka mnie długa, ciężka droga.
- Jestem - Michelle wparowała tanecznym krokiem do kuchni.
   Na jej widok mimowolnie się uśmiechnąłem. Wyglądała cudownie w mojej za dużej koszuli, była w tym momencie bardziej seksowna niż kiedy widziałem ją na moim przyjęciu w krótkiej, czerwonej sukience i wysokich szpilkach. Teraz gdy deszcz zmył jej makijaż, włosy miała spięte u góry, a jedynym ubraniem były krótkie spodenki i moja koszula - była najcudowniejsza na świecie. Nie spuszczałem z niej wzroku nawet na chwilę, zapewne zauważyła że się jej przyglądam, ale nic nie mówiła.
- Pięknie wyglądasz - powiedziałem cichym, spokojnym głosem.
- Przecież to tylko twoja koszulka.
- No właśnie - uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na blacie obok miski z popcornem.
- Obejrzymy coś? - zapytała biorąc trochę popcornu- Tylko nie chcę znów komedii romantycznej.
- Ja bym stawiał dzisiaj na coś przygodowego - podszedłem do niej, gdy siedziała na blacie.
   Jej twarz była idealnie na wysokości mojej. Byłem już na tyle blisko, że czułem jej nierównomierny oddech na sobie. Stałem miedzy jej rozszerzonymi kolanami i patrzyłem głęboko w oczy. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej i mocniej, nie potrafiłem nad tym zapanować w jakikolwiek sposób. Objąłem ją delikatnie w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie, że siedziała teraz na krawędzi blatu. Nasze ciała przylegały do siebie, a twarze były niebezpiecznie blisko. Poczułem jak napięła mięśnie, jednak nie protestowała, nie mówiła ani nie robiła nic, całkowicie poddając się temu co chcę z nią zrobić.
   Nie przestawała mi się przyglądać, cały czas patrzeliśmy na siebie wzrokiem przepełnionym rządzą i bólem zarazem. W głowie miałem tysiące myśli, aż mnie przerażało co chciałbym teraz z nią zrobić, jak bardzo jej pragnąłem.
- Warto było Cię spotkać, aby się dowiedzieć, że istnieją takie oczy jak Twoje - szepnąłem jej na ucho.
   Tak bardzo chciałem teraz jednej rzeczy. W końcu przybliżyłem swoją twarz do jej. Jednak stchórzyłem i musnąłem ją wargami jedynie w kącik ust. Przez moje ciało przeszły dziwne wibracje, jakby wszystko we mnie sprzeciwiało się, że tylko na tyle mnie stać. Ale bałem się, że ją stracę. Jeśli się zrazi, źle dobierze moje intencje i czyny mogę ją stracić bezpowrotnie, a tego bym nie zniósł. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Byłem zły na siebie za to co zrobiłem, a jeszcze bardziej za to co chciałem zrobić.
- Przepraszam... - zdołałem jedynie wyjąkać i odsunąłem się delikatnie od niej.
  Jednak Michelle złapała mnie za kołnierz i przyciągnęła z powrotem do siebie. Po prostu się we mnie wtuliła jak małe dziecko. Czułem, że potrzebuje tego tak samo jak ona. Objąłem ją i schowałem twarz w jej włosach. Staliśmy tak w bezruchu jeszcze przez chwilę. W końcu oderwaliśmy się od siebie i zapytała:
- To jak będzie z tym filmem? - oboje się uśmiechnęliśmy i poszliśmy do salonu z miską popcornu.
- Wolisz tutaj czy idziemy do sali kinowej?- zapytałem biorąc z półki jaki film.
- Tutaj, zmęczona jestem i nie chce mi się już nigdzie ruszać - odparła rozkładając się na kanapie.
   Oczywiście nie mogłem siedzieć obok niej i spokojnie oglądać. Już po pierwszych minutach seansu zacząłem ją zaczepiać i rzucać w nią co chwila popcornem. Michelle oczywiście nie pozostawała mi dłużna i oboje wygłupialiśmy się jak małe dzieci. Kiedy się w końcu uspokoiłem i dałem za wygraną, Michelle oparła głowę na moim ramieniu i przymknęła oczy.
- Śpiąca jesteś? - zapytałem obejmując ją ramieniem.
- Nie... - odpowiedziała, ale i tak wiedziałem swoje.
   Po dziesięciu minutach zasnęła w moich objęciach. Delikatnie wysunąłem się i położyłem ją na kanapie w pozycji leżącej. Poszedłem do sypialni po jakiś koc i wróciłem z powrotem do salonu. Leżała w takiej pozycji jak ja zostawiłem wychodząc. Kucnąłem przy kanapie i przykryłem ją delikatnie. Wyłączyłem telewizor i gdy juz miałem wyjść z pokoju usłyszałem:
- Michael...? - zawołała mnie śpiącym głosem.
- Tak?
- Zostań ze mną, proszę - nie musiała nic więcej mówić.
   Położyłem się delikatnie obok niej. Odwróciła się w moją stronę i nakryła dzieląc się ze mną kocem. Przytuliła się do mnie najbardziej jak chyba tylko mogła. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło. Czułem bicie jej serca, było spokojne i równomierne, bił od niej całkowity spokój. W końcu i ja zamknąłem oczy. Już dawno zwykłe leżenie nie dawało mi tyle radości co teraz, czułem jakbym cały świat leżał teraz obok i był zdany tylko na mnie. W końcu zasnęliśmy oboje wtuleni w siebie.

***

Komentarz = to motywuje !

~~~~~

"Tęsknota jest największym dowodem miłości."

~~~~~

Postaram się dać rozdział 9 jeszcze przed niedzielnymi zawodami, powinien pojawić się w sobotę (chyba każdy wie co to za dzień :3 ) ale nic nie chcę obiecać :P
Dziękuję wszystkim którzy czytają tego bloga i dają mi powera do dalszego pisania. Pomysłów w głowie mam wiele, więc tylko zostaje to przelać na klawiaturę komputera. A tak wgl nie za długie te moje rozdziały są ? XD Mam momentami takie wrażenie O.o
Z góry przepraszam za błędy i powtórzenia jeśli się jakieś wkradły ^^

Buziaki ! :*

7 komentarzy:

  1. Wcale nie są za długie! Co Ty gadasz? Są świetne! Ile bym oddała, żeby potrafić takie pisać...
    Szkoda, że Michael nie pocałował Michelle ;c Czego on się boi? Ale polubiłam mamę Michelle :3 jest fajna. Też taką chcę ^^
    Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Jesteś cudowna w tym co robisz, a Twoje notki są genialne. Cały rozdział czytałam z zapartym tchem. To jest piękne i .. nie da się tego opisać. Ten moment kiedy Michael walczył z samym sobą, walczył ze swoją słabością do Michelle.. To było coś genialnego. I czy żałuje, że tego nie zrobił, że jej nie pocałował? Nie żałuje! Jestem 'głodna' takich sytuacji. W takich momentach najbardziej można wczuć się w uczucia bohaterów, bo one to najbardziej oddają. Namiętność bez zbędnych pocałunków. Notka wyszła Ci fenomenalnie! Mam cały czas ciarki.. Genialnie opisujesz Michaela, nie jest on kobieciarzem jak ich wielu, nie jest wyrywny, nie jest nachalny.. Jest delikatny, spokojny i sumienny takiego jakiego pokochały Go miliony fanek. Czekam z ogromną niecierpliwością na następne rozdziały :) Niech ta sobota już będzie bo umieram!
    Życzę Ci powodzenia na zawodach!
    Życzę dużo weny.
    Trzymaj się pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wręcz genialny, bardzo wciągający. To dobrze, że rozdziały są długie, bo wtedy jest co czytać xD Ta sytuacja pomiędzy Michaelem i Michelle została opisana po mistrzowsku. Opisałaś to tak jakbyś była tam i to wszystko widziała i jakby to się działo naprawdę. Trzeba mieć ogromny talent, żeby stwarzać takie pozory. No nic czekam na następny i Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Za długie? No co ty są idealne. Ta scena w kuchni genialna. Boże ja byłam pewna, że on ją pocałuje a nawet liczyłam na coś więcej, ale tak teraz myślę że może dobrze się stało. Jeszcze będzie dużo takich okazji.
    A Michael swoim zachowaniem udowodnił, że Michelle jest dla niego bardzo ważna i nie chce jej wykorzystać przy pierwszej lepszej okazji. Szczerze sama zaczęłam pisać opowiadanie ( ale ciiiii) i zazdroszczę Ci talentu do opisywania takich scen.
    Powodzenia w zawodach, trzymam kciuki.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, dzisiaj postanowiłam przeczytać wszystkie rozdziały i tak też zrobiłam. Od razu opowiadanie mi się spodobało, fajnie opisujesz uczucia nie tak skomplikowanie, ale tak prosto aczkolwiek uroczo. No wiesz co mam na myśli :D
    Jednak jak to ja, przyczepię do pewnych rzeczy. Brakuje mi tu akapitów. Wydaje mi się, że ładnie wygląda tekst no i lepiej się czyta. No i czasem przeszkadzają mi te wykrzykniki, które stawiasz. Chodzi mi, że kiedy jest dialog w zdaniu jest stawiony wykrzyknik, mam wrażenie że dana osoba na kogoś krzyczy. A tak chyba nie jest :D Nie będę pisać o przecinkach, gdyż ja też mam z nimi problem.
    Dodaję Twój blog do polecanych na moim blogu. Również zapraszam Cię na swój, zostawiłam linka w Spamie. Więc pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej!
    Wiesz co? Chciałabym umieć pisać takie długie i cudowne rozdziały! Nie mogłam się oderwać. Ach ta mama Michelle... Co za spiskowcy z nich. Tak pięknie opisujesz to, jak bardzo ich do siebie ciągnie, że brak mi słów. I wrzucaj, i pisz jak najwięcej, bo nie mogę doczekać się kolejnej notki! Ten szczątkowy buziak, ze tak to nazwę... No magia, po prostu magia!
    Pozdrawiam i życzę ogromu weny!
    Alex ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. I jestem! :)
    Michelle... Niezrozumiana przez rodzinę, zrozumiana przez Michaela...
    Zabiera ją do Neverlandu. Takie cudowne. :D
    Jego koszulka *.*
    Piszesz C-U-D-O-W-N-I-E! :)
    Haha mama Michelle taka zua! XD
    Czekam na nn! :3

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic