niedziela, 13 września 2015

Rozdział 14


   Mimo natłoku złych informacji z dnia wczorajszego, od samego rana uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mama była od szóstej rano już w sklepie, aby dopilnować prac remontowych jakie się zaczęły, a ja latałam po domu z słuchawkami na uszach. Chciałam jej trochę pomóc i ogarnąć dom nim wróci. Latałam to z ścierką, to z miotłą i tanecznym krokiem przemieszczałam się po pokojach.
   W końcu zmęczona opadłam na krzesło w kuchni, po czym zdjęłam słuchawki wyłączając muzykę. W tej samej chwili wszedł do środka ojciec. Miał dziwny wyraz twarzy. Czyżby dalej go trzymała ta wczorajsza kolacja? Nigdy nie ogarnę tego człowieka.
  Nagle stanął obok mnie i rzucił mi przed nos jakąś gazetę. Spojrzałam na niego pytającym i zarazem wściekłym wzrokiem. Już chciałam go zapytać "co to ma znaczyć?" ale uprzedził mnie:
- Strona dwudziesta. Otwórz, przeczytaj i może w końcu dziecko przejrzysz na oczy. Zniszczysz i siebie i jego - rzucił mi ostatni raz puste spojrzenie i poszedł do salonu.
  Wkurzona chwyciłam gazetę w rękę i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam ją na podłogę, a sama opadłam zmęczona na łóżko. Chwilę spoglądałam jeszcze na leżący na dywanie papier, aż w końcu nie wytrzymałam i wzięłam go do rąk. Otworzyłam na stronie dwudziestej i zobaczyłam zdjęcie z portu, na którym byliśmy oboje uciekający przed paparazzi. Przełknęłam ślinę i zaczęłam czytać:


"MICHAEL JACKSON OBNIŻA PROGI?"


  Światowej sławy piosenkarz znany jako Michael Jackson, niedawno podniósł się na nogi po oskarżeniach i ogłosił wielki powrót na scenę. Jednak jaka jest prawda?

  Skandale które głosiły o jego wybielaniu, operacjach oraz molestowaniu nie wywarły na piosenkarzu mocnego wpływu. A może jego powrót jest tylko chwytem, aby cała akcja ucichła? Ostatniego weekendu piosenkarz wybrał się w kilkudniowy rejs z nieznaną dziewczyną. Wyraźnie młodsza od Michaela kobieta, wydaje się być kimś więcej, niż tylko znajomą. Czy naszej gwieździe aż tak nie zależy na reputacji, aby pokazywać się z publicznie z ludźmi  z poza jego sfery? A może z dzieci, przeniósł się teraz na nastolatki, aby ukryć swoją prawdziwą tożsamość? Może owa dziewczyna jest tylko przykrywką dla całej sytuacji? Widać wymagania naszej gwiazdki ShowBiznesu spadły. Zapewne odbije się to na jego wizerunku i pracy. Właśnie, pytanie tylko jak teraz przez tę znajomość potoczy się jego kariera? Gdyby... 



  Przerwałam. Nie mogłam dalej tego czytać... Nie chciałam. Poczułam napływające do oczu łzy, nie minęła chwila aż na dobre się rozpłakałam. Rzuciłam gazetą o ścianę i schowałam twarz w dłonie. Co ja najlepszego narobiłam? Teraz na pewno nie dadzą mu spokoju... Będą węszyć za nim jak psy, szukać skandalu za skandalem, zrobią wszystko aby podwinęła mu się noga.
   Dlaczego ja zawsze wszystko muszę spieprzyć? Dlaczego jestem chodzącym nieszczęściem i unieszczęśliwiam wszystkich wokół siebie? Poczułam wibracje mojego telefonu - to był Michael. Jakby przeczuwał.
  Nie odebrałam. Dzwonił jeszcze kilka razy, ale wyciszyłam całkiem telefon, aż w końcu go wyłączyłam. Musiałam się odciąć, zostawić go w końcu w spokoju i zająć się swoim nic nie znaczącym życiem. On zasługiwał na spokój, tyle serca i pracy włożył aby być na szczycie, jak mogłabym mu to odebrać? Byłabym cholerną egoistką...
Chwyciłam leżącą na biurku bluzę i wybiegłam z domu.




   Czyszcząc Irysa w głowie miałam jeden wielki armagedon. Wszystko zaczęło się kumulować, a ja ciągle czułam spływające po policzkach łzy. Nie wiem czy były to łzy złości - na samą siebie za to jakich problemów narobiłam Mike'owi, czy ze smutku, że tracę kolejną osobę w swoim życiu. Zawsze gdy na kimś mi zależało, to chcąc czy nie chcąc - raniłam. Raniłam ludzi mimo iż mi na nich zależało, nie zasługiwałam na tak wspaniałych przyjaciół.
  Poczułam jak Irys trącił mnie delikatnie chrapami. Spojrzałam w jego błyszczące oczy i uśmiechnęłam się przez łzy. Jedyne co zostawało ze mną zawsze, do samego końca to była pasja. Tego nikt nie był w stanie mi zabrać, pasja zostawała ze mną bez względu na wszystko. Koń był dla mnie lekarstwem na całe zło, które otaczało mnie każdego dnia.
   Zarzuciłam siodło i po chwili już siedziałam na grzbiecie. Jechałam jakiś czas bez celu. Oddałam wodze pozwalając by zwierzę samo mnie prowadziło, a ja próbowałam poukładać wszystko w swojej małej główce. Wspomnienia wracały, na jedno z nich oprzytomniałam na chwilę - zebrałam wodze w dłonie i zawróciłam konia w inną ścieżkę. Wiedziałam, że dojazd tam zajmie mi sporo czasu, ale chciałam tam pojechać, chociażby ostatni raz w życiu. Aby zostawić tam wszystkie wspomnienia, uczucia związane z Michaelem i raz na zawsze zapomnieć, a przynajmniej spróbować.




  Wiatr wiejący od strony oceanu targał moimi blond włosami na wszystkie strony. Plaża była dokładnie taka sama jak wtedy, gdy byliśmy tutaj razem z Michaelem. Dokładnie taka jaką mi ją pokazał, jaką ją zapamiętałam tamtego dnia.
  Irys szedł spokojnie, wyczuwał chyba mój nastrój, bo sam wydawał mi się być smutny - mówiłam do niego. Może to dziwne, nienormalnie, szalone ale uwielbiałam z nim rozmawiać. Znał wszystkie szczegóły z mojego życia, nawet takie, których nie znała sama Natalia. Fakt, nie mógł odpowiedzieć, ale w sumie cieszyłam się z tego. Wystarczyło, że słuchał, a ja byłam w stanie wyczuć jego emocje. Poklepałam go delikatnie po szyi i skręciłam bardziej w stronę wody, tak że jego nogi były do połowy zamoczone w morskiej cieczy. Patrzyłam przed siebie dłuższą chwilę. W pewnym sensie marzyłam, że go tutaj zobaczę. Że będzie, że przyjdzie tutaj pokierowany tym samym wspomnieniem co ja, że coś będzie mu kazało tutaj przyjść tak samo jak było ze mną. Boże... Co ja wyprawiam? Przecież sama zdecydowałam zakończyć to wszystko.
   Jak tylko musisz wybrać, co będzie dobre, a co złe, to się zaraz okazuje, że tak naprawdę nie wiadomo, które jest które. Wyjęłam z kieszeni telefon. Miałam dziewiętnaście połączeń nieodebranych - wszystkie od niego. Wyczyściłam panel powiadomień i wybrałam numer Nat, odebrała po trzecim sygnale:
- No cześć zołzo - słychać było, że ma bardzo dobry humor - Właśnie miałam do Ciebie się powoli wybierać. Pamiętasz, że miałyśmy dzisiaj się spotkać? No chyba, że macie z Michaelem inne plany to...
- Nie - przerwałam jej - Nie mamy i nie będzie żadnych planów.
- Stało się coś?
- Zróbmy tak, ja jestem w terenie na Irysie, niedługo wracam. Ogarnę się i wpadnę do Ciebie około szóstej, zgoda ?
- No tak, ale na pewno wszystko gra? - zapytała niepewnie, wyczuwała po moim głosie, że coś jest nie tak.
- Opowiem Ci jak się spotkamy. Mogę dziś spać u Ciebie?
- Jasne, bez problemu.
- Dzięki, to do zobaczenia.
- Cześć.
  Wyłączyłam z powrotem telefon. Nie chciałam widzieć jak znów do mnie wydzwania, każde nieodebrane jego połączenie było jak cios w policzek. Przejechałam jeszcze kawałek brzegiem plaży, pamiętałam dokładnie każde miejsce. Gdzie razem siedzieliśmy, gdzie chlapaliśmy się wodą, gdzie razem wylądowaliśmy na piasku... Było tutaj tak cicho, pusto. Nie dziwiłam się, że tak uwielbiał tutaj przebywać. W końcu zawróciłam, zbyt dużo mnie to wszystko kosztowało. Jeszcze chwila, a znów bym wybuchnęła płaczem. Przycisnęłam łydki do boków Irysa i galopem wróciłam do domu.



  Gdy wszystko było gotowe, poszłam do domu spakować kilka najważniejszych rzeczy do Nat. Tata był w pracy na wieczornej zmianie, co pozwoliło mi uniknąć kolejnej konfrontacji i wywodów z jego strony. Chwyciłam jeszcze w locie klucze od samochodu i zbiegłam schodami na dół. W kuchni zauważyłam mamę. Mimo złego humoru nie mogłam przejść obok niej, jak gdyby nigdy nic i po prostu wyjść z domu bez słowa. To nie była przecież jej wina.
- Cześć mamuś - pocałowałam ją w policzek.
- Hej kochanie, wybierasz się gdzieś? - spojrzała na moją torbę - Niech zgadnę, jedziesz do Michaela? - uśmiechnęła się, a ja poczułam znów ten ścisk w żołądku.
- Nie, do Nat - wydukałam smutno, nie chciałam jej mówić o niczym teraz, ale mój nastój zdradzał mnie na odległość.
- Pokłóciliście się? Widzę, że coś się stało...
- Wydaje Ci się.
- Jesteś moją córką.
- Mamo - powiedziałam stanowczo - Jestem już spóźniona, jutro porozmawiamy, okej?
- Jasne, idź.
  Wyczułam w jej głosie smutek i nutę niepokoju. Mimo to nie chciałam już tego ciągnąć, marzyłam jedynie być u Nat i wyrzucić z siebie wszystko. Pożegnałam się z mamą i wyszłam.
  Duży ruch na ulicach jeszcze przedłużył moje spóźnienie. Siedząc w korkach sama w aucie miałam dużo czasu na przemyślenia. Zerknęłam na swój telefon - nie dzwonił. Żadnego nieodebranego połączenia. Zrozumiał? Może. Miałam taką nadzieję, nie chciałam aby jeszcze bardziej mi to utrudniał. Zaczynałam rozumieć, że najcięższe walki w życiu toczymy sami ze sobą. Ze swoimi lękami, tęsknotą czy brakiem odwagi. A ja te walki przegrywałam.
   Gdy w końcu zaparkowałam pod domem państwa Rose, zobaczyłam biegnąca w moim kierunku Natalie. Wysiadłam z auta i na jej widok się automatycznie uśmiechnęłam. Przywitałyśmy się uściskiem i weszłyśmy do domu. Zamieniłam na wejściu kilka słów z rodzicami Nat i poszłam na górę do jej pokoju. Siedziała już na kanapie, a gdy zajęłam miejsce obok niej spojrzała na mnie smutnym wzrokiem:
- To powiesz co się dzieje?
- Czytałaś dzisiejszą prasę?
- Wiedziałam... - przerwała mi - Chodzi o ten artykuł?
- Więc sama wiesz.
- I co z tym zrobis?
- A co mam zrobić? Nic. Dla Michaela to kolejny cios, kolejny zamach na jego karierę, a to moja wina...
- Przestań - walnęła mnie w ramię - Gadasz takie głupoty ż ...
- Ty serio nic nie widzisz? - poczułam pierwsze łzy zbierające się w oczach - To się staje nie do wytrzymania już... Pojawiłam się znikąd, wyrosłam jak bombka na choince w jego życiu. Narobiłam jednego, wielkiego zamieszania. Praca jest dla niego najważniejsza. Scena to jego dom... Nie może tego stracić przez kogoś takiego jak ja.
- Nie straci przecież. Sama mówiłaś, że brukowce kłamią na każdym kroku.
- Ale on to przeżywa, gdyby nie to , nie rezygnowałby wtedy z kariery. Jest silny, ale w końcu każdy czasem pęka. Zrozum, że jeśli teraz nie zakończę tego to potem będzie jeszcze gorzej - po tych słowach niespodziewanie mnie przytuliła.

-  Zawsze Cię wspierałam. Ale teraz popełniasz błąd - powiedziała cichutkim głosem delikatnie się ode mnie odsuwając.
- Jaki? Jedyny błąd to to, że się zakochałam...
- A więc jednak - uśmiechnęła się do mnie.
- Przestań... To nie jest powód do uśmiechu.
- No dobrze, to w takim razie moje kondolencje.
- Bardzo śmieszne... Nic na to nie poradzę, nie potrafię nad tym zapanować. To uczucie powstawało od kiedy tylko go zobaczyłam, tylko jeszcze o tym nie wiedziałam. Ale podjęłam decyzj i, muszę zapomnieć... Dam mu spokój raz na zawsze.
- Tsaa, nic dziwnego. Ty w końcu lubisz popełniać błędy - skarciła mnie.
- Tylko proszę Cię nie mów nikomu... - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
- Dobrze, tylko nie rozumiem dlaczego?  Przecież każdy ma prawo do miłości.
- Bez miłości da się żyć, więc i ja się nauczę. Na domiar złego, zgadnij kto niedługo wpada "z wizytą".. Panna Vaness!
- No nie gadaj... Czego ta szmata tutaj znowu szuka? Znów chce rozwalić życie wszystkim wokół? Tak to jest kiedy nie ma się własnego , to się wtrynia w cudze.
- Mam dość... Serio...  - nie wytrzymałam i znów się do niej przytuliłam. Potrzebowałam czyjegoś ciepła, oparcia. Byłam tak pusta i rozdarta wewnętrznie... Chciałam się wyłączyć, zagłuszyć jakoś te wszystkie głosy w mojej głowie
- Nat - oderwałam się od niej i powiedziałam już pewnym tonem - Ubieraj się, wychodzimy.
- Że co? - spojrzała na mnie jak na wariatkę - Co ty znowu kombinujesz?
- Idziemy do Paradise. Zabawimy się, odpocznę od tego.
- Nie ma mowy - skwitowała - Ja już wiem jak się to skończy.
- Nie rozumiem?
- Jesteś wściekła, a alkohol nic tutaj nie pomoże.
- Nie musimy pić - podeszłam do lustra obok i zaczęłam poprawiać rozmazany od łez makijaż.
- Mówię poważnie - stanęła obok mnie - Szukanie odpowiedzi w alkoholu, to jak szukanie miłości w burdelu.
- Jeśli będę miała ochotę, to po imprezie skoczę nawet do burdelu - rzuciłam dość ostrym tonem.
   Sama się sobie dziwiłam dlaczego tak naskoczyłam na Natalie. Wiem, że chciała dobrze. Chciała mi pomóc, ale ja miałam w głowie swoją jedną wersję i nie przyjmowałam do świadomości żadnej innej
- Jeśli nie idziesz ze mną, pojadę sama.
- Nie.. Poczekaj - złapała mnie za rękę, gdy już miałam wyjść z pokoju - Zostań. Pogadamy na spokojnie w domu. Na imprezę pójdziemy innym razem jak ochłoniesz.
- Nie ma opcji, nie będę siedzieć i użalać się nas sobą. Nie potrzebuję litości - po tych słowach wyszłam.
  Słyszałam jeszcze jak krzyczy za mną, ale nie zatrzymałam się nawet na chwilę. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Moje zachowanie nawet mnie zadziwiło, ale to co czułam w środku nie pozwalało mi myśleć racjonalnie. Przyznałam się Nat, że się zakochałam. Tak, zakochałam się jak jakaś gówniara. Co ja myślałam? Że świat to zaakceptuje? Nie wiedziałam tak naprawdę czego szukam, co chcę zrobić. Tak naprawdę, bałam się. Bałam się jak dziecko.




   Gdy podjechałem pod jej dom zastanawiałem się czy na pewno chcę wysiąść. Czy jestem gotów na to, co chce mi powiedzieć. Skoro nie odbierała, wyłączała telefon to oznaczało jedno - nie chce mnie widzieć. Skąd ta zmiana? Dopiero co spędziliśmy cudowne trzy dni razem, sami na bezkresnym ocenie, a dzisiaj wszystko zniknęło.
  W końcu wysiadłem i podszedłem do drzwi. Musiałem to usłyszeć od niej, musiałem wiedzieć dlaczego... Co zrobiłem nie tak? Czym sobie na to zasłużyłem? A może to całe uczucie, było tylko moją złudną nadzieją? Zapukałem niepewnie, a po chwili otworzyła mi Pani Evans.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno zawracam głowę, ale chciałem zapytać czy zastałem Michelle?
- Wejdź kochanie - powiedziała unosząc delikatnie kąciki ust. Nie był to szczery uśmiech, widziałem po niej, że coś jest nie tak. Usiedliśmy razem w salonie - Michelle nie ma w domu, pojechała z tego co wiem do Natali.
- W takim razie nie chciałem przeszkadzać - już miałem wstać, ale powstrzymała mnie ruchem ręki.
- Powiesz mi co się stało między wami? Bo nie zaprzeczaj, że nic się nie dzieje.
- Ja... Nie wiem. Nie mam pojęcia... Do wczoraj wszystko było dobrze, sam chciałbym wiedzieć. Dlatego tutaj jestem, chciałem z nią porozmawiać.
- Myślę, że wiem co jest grane - wstała i wyjęła z szuflady jakąś gazetę - Znalazłam to u niej w pokoju gdy robiłam porządki. Widziałeś?
- Nie... - wziąłem papier do rąk. Przekartkowałem strony aż znalazłem to czego szukałem. Czytałem w ciszy artykuł nie mogąc uwierzyć w to co tam jest napisane - Przecież to kłamstwa... Ona nie może w to wierzyć...
- I nie wierzy - złapała mnie za rękę - Ona się martwi o Ciebie.
- Ale ja jej potrzebuję - spojrzałem na mamę Michelle.
- Posłuchaj mnie Michael. Moja córka od zawsze przekładała czyjeś dobro nad swoje własne, znam ją tyle lat... Wychowałam ją i wiem, że ona chce Twojego szczęścia i boi się, że Ci je może odebrać. Jednak prawdą jest, że szczęście znajdziecie tylko razem. Wiem, że coś was łączy i wasze zaprzeczanie nic tutaj nie zmieni. Musicie porozmawiać, wyjaśnić parę spraw i podjąć decyzję. To dla niej nowa sytuacja, gubi się w tym wszystkim i musisz ją tylko poprowadzić na dobrą ścieżkę. Ja nie mogę w to ingerować, zresztą nie posłuchałaby mnie. To tylko i wyłącznie wasza kwestia.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się smutno i znów spojrzałem na artykuł - Naprawdę nie rozumiem... Przecież to tylko słowa... Tylko nic nie znaczący kawałek papieru. Niech piszą co chcą, nie zrezygnuję z kariery, ale nie zrezygnuję również z Michelle.
- Daj jej może już dzisiaj spokój. Niech ochłonie bo w nerwach niewiele zdziałasz. Przyjedź jutro, ja będę cały dzień w domu to dopilnuję aby i ona nigdzie nie uciekła.
- Dziękuję raz jeszcze - ucałowałem Panią Evans w dłoń.
- Jestem po waszej stronie. Michelle jest przy Tobie szczęśliwa, a mnie to wystarczy. Ufam Ci  Mike.
- I nie zawiedzie się Pani.




   Jeździłem bez celu po mieście. Nie raz przejeżdżałem obok domu Państwa Rose, ale opamiętywałem się jakoś ostatkiem rozsądku i nie pojechałem tam. Mimo, że tak bardzo chciałem ją zobaczyć... Przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie rozumiałem dlaczego tak bardzo jej zależy na mojej karierze, dlaczego stawiała ją i mój wizerunek ponad to co nas łączyło?
  Intuicja zaprowadziła mnie w jedno miejsce, tak dobrze mi znane od wielu lat. Zaparkowałem, wysiadłem z samochodu i ruszyłem wolnym krokiem w stronę gdzie dobiegał szum fal. Chłodny wiatr dawał o sobie znać z minuty na minute coraz bardziej. Usiadłem na piasku i wzrok utkwiłem gdzieś w oddali. A co jeśli ona nie zmieni zdania? Jeśli nawet ze mną nie porozmawia? Miałem tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Zależało mi na niej, cholernie mi zależało jak na nikim innym. Nie myślałem, że potrafię jeszcze darzyć kobietę tak mocnym uczuciem. Bardziej bym się spodziewał zwykłej fascynacji, ale nie tak silnego uczucia, którego nie mogłem sprecyzować. Co ja gadam... Mogłem: Zakochałem się. Po prostu odbiło mi na jej punkcie jak jakiemuś nastolatkowi. Nawet Pani Evans widziała to, co my próbowaliśmy ukryć. Strasznie cieszyłem się, że mimo niechęci jej męża do mojej osoby - ona mi wierzyła, ufała a wręcz cieszyła się, że jestem u boku jej córki. Jej słowa dały mi nadzieję, że jeszcze wszystko da się uratować.
Nie wiem ile spędziłem na plaży, godzinę... Może więcej.
  Gdy w końcu wróciłem do Neverlandu udałem się prosto do swojej sypialni. Chciałem jak najszybciej zasnąć, nie myśleć o tym. Chciałem, aby jak najszybciej minęły te dłużące się godziny, które dzieliły mnie od dnia jutrzejszego i planowanego spotkania z Michelle.
   Leżałem na łóżku. Próbowałem usnąć, ale bez skutku. Nie można normalnie spać, gdy człowiek pełen jest uczuć, których nie da się wypowiedzieć słowami. Usłyszałem wibracje w swoim telefonie, na co złapałem szybko komórkę z nadzieją, że to ona dzwoni. Nie... Nieznany numer, kto to mógł być o tej godzinie?
- Halo? - odebrałem po chwili namysłu.
- Michael? Tu Natalia, wybacz jeśli Cię obudziłam. Mój tata dał mi Twój numer.
- Coś się stało? - oświeciło mnie, że przecież Michelle powinna być u niej.
- Musisz przyjechać... Ja próbowałam ją zatrzymać ale się uparła i...
- Hej - przerwałem jej - Mój wolniej i uspokój się bo nic nie rozumiem.
- Dobra... Skup się teraz. Michelle chciała iść dzisiaj do Paradise, odmówiłam. Próbowałam ją przekonać, że to nie jest miejsce gdzie idzie się w złości, ale ona nie chciała słuchać. Chciałam pojechać za nią ale rodzice mówią, że mam zostać i się nie mieszać, a kłótnia z nimi nie ma sensu. Proszę Cię jedź do niej, w środku tygodnia nie ma tam raczej młodzieży tylko sam wiesz... Jeśli coś się stanie... Martwię się, a mam strasznie złe przeczucia.
   Po tym rozłączyłem się bez słowa. W biegu wyciągnąłem z szafy jakieś ubrania i przebranie na głowę, aby nikt mnie nie mógł rozpoznać. Dosłownie "wyleciałem" z domu i już po chwili siedziałem za kierownicą.

***

Komentarz = to motywuje !


~~~~~

I jak tam kochani ?
Wczorajsze zawody całkiem udane - mogło być lepiej, no ale nie narzekam. Jutro jadę do Leszna do nowej szkoły na jakieś szkolenia itd. Dowiem się pewnie jak wyglądają takie studia, bo przyznam się, że pojęcia nie mam żadnego xD
Liczę tylko, że poznam fajnych ludzi. Nie znam w sumie tam nikogo, obce miasto całkiem... Ale z dobrą ekipą na pewno wykłady i praktyki będą samą przyjemnością. Kiedyś Pani w gimbazie nam powiedziała: nie ma nic lepszego w życiu niż studia dzienne i życie studenta.
Liczę, że nie kłamała :D
Dodałam na stronkę na pasek nowe gifki ^,^ Oczywiście z Aleną (Michelle) oraz naszym MJ <3
Niedługo powinien się zmienić już całkiem wygląd bloga.
No nic, notka mam nadzieję że nie wyszła jakoś mega tragicznie. Zdecydowanie lepiej mi idzie opisywanie scen typowo romantycznych i... No XD
Dobra, nie ględzę :3
Miłej niedzieli ! <333

2 komentarze:

  1. Nowa szkoła? Napewno jakoś tam będzie, zobaczysz ;)
    Znowu te cholerne media.. Ostatnio mnie już do szału doprowadzają. Do tego ludzie, którzy w to wierzą, eh..
    Ale mam nadzieję, że Michael przyjedzie na czas, wszystko będzie dobrze, wyjaśnia sobie..
    Pozdrawiam
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. No hej Patka ;3
    Mam ochote Cie ukatrupić. Ja tu cierpię dole. Tak umiesz wprawić czytalenika w emocje, że to teraz mnie ciśnie na żołądku. Jak zwykle artykuł musiał spieprzyć sprawe. Nie mam za złe Michelle, rozumiem ją w pełni. Co nie zmienia faktu, że wolałabym, aby nie brała sobie tego szmatławca do serca. Kocham jej mame! Ona jest cudowna, ona jest wisienką na torcie tego opowiadania. Podejście Michasia genialna. Martwie sie o Michelle, strasznie. Mam nadzieje, że Majk przyjedzie w samą pore bo tak jak Natka mam złe przeczucie. Ukatrupie Patka, ojjj ojj! :*
    Czekam z niecierpliwością na nexta. Błagaaam wstawiaj szybko *.*.
    Życze weny i Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic