środa, 9 września 2015

Rozdział 13

No siema kochani <3
Ciesze się, że tatuaż wam się podoba :3
Swędzi dziadostwo jak cholera, ale z dnia na dzień wygląda coraz piękniej :D

Kolejny rozdział dopiero najwcześniej w niedzielę - gdyż w sobotę mam kolejne zawody. Treningi, brak czasu mi doskwiera, ale tak to już jest w sporcie. Jeśli chce się być najlepszym, trzeba coś robić w tym kierunku bo samo nic nie przyjdzie.
PS: Może ktoś z was jest z Zielonej Góry lub okolic ? Bo zapuszczam się w sobotę aż tam, jak coś to zapraszam na Drzonkowa, im więcej kibiców tym lepiej :D
A Ci co nie mogą  - TRZYMAĆ KCIUKI !!!
No nic, nie ględzę więcej. Miłego czytania <3

~~~~~

  Uchyliłam delikatnie powieki. Spojrzałam na zegarek, była piąta rano. Świetnie, po prostu super... Przespałam całą noc. Zrzuciłam z siebie koc i wstałam z kanapy, po czym wyszłam cichutko na górny pokład. Wschodzące słońce rozświetlało bezkresną pustynię wody, a lekki, orzeźwiający wiaterek rozdmuchiwał moje włosy. Cudownie było zaczerpnąć świeżego powietrza, a o tej godzinie panował przyjemny chłód. Uśmiechnęłam się sama do siebie i dopiero zaczęło do mnie docierać, że już dzisiaj będę w domu. Jak to szybko zleciało... Dopiero co Mike odbierał mnie z domu i wypływaliśmy, a teraz już wracamy. Właśnie, gdzie jest Michael? Nie możemy zmarnować ostatniego dnia.
  Zbiegłam schodami w dół w stronę jego sypialni, po czym uchyliłam delikatnie drzwi. Spał grzecznie w łóżeczku otulony białą kołdrą. Chwile mu się przyglądałam, jednak nie mogłam już dłużej wytrzymać i podeszłam na paluszkach do łóżka, wzięłam w ręce poduszkę leżącą obok i z hukiem wskoczyłam na niego.
- Wstawaj śpiochu! - krzyknęłam okładając go przy tym jaśkiem. Mike przerażony aż usiadł, wyglądał jakby dostał zawału. Wybuchłam śmiechem na widok jego miny, jednak po chwili sam się uśmiechnął i opadł z powrotem na poduszki.
- Zwariowałaś? Jak mogłaś...? - ciężko mi było zapanować nad śmiechem, widząc to również zaczął się śmiać - Wariatka! - walnął mnie swoją poduszką.
  Oczywiście nie mogłam pozostać mu dłużna i oddalam mu automatycznie. Próbował mnie z siebie zrzucić, bo wciąż siedziałam na nim okrakiem, ale ja walczyłam i próbowałam przydusić go jaśkiem, aby nie mógł się podnieść. Nie wiem co sobie myślałam, że mam więcej siły od niego? Nie minęła sekunda, a już mnie z siebie zrzucił, powalając na plecy i tym razem to on był na górze. Oboje cały czas się śmialiśmy jak nienormalni.
- Było zaczynać? - zapytał ukazując szereg białych ząbków, a ja wystawiłam mu język w odpowiedzi.
   Już po chwili tego żałowałam, bo zaczął mnie łaskotać. Gdy poczułam jego palce na swoich żebrach myślałam, że nie wytrzymam. Zaczęłam się rzucać po łóżku jak głupia, ale pod ciężarem Michaela nie miałam szansy na jakąkolwiek ucieczkę.
- Nie... Hahaha Mike! Przestań głupku! No puszczaj - dukałam cały czas się śmiejąc i próbując wyswobodzić.
   Nie mam pojęcia jak to się stało, ale nagle oboje wylądowaliśmy na podłodze. Michael runął na dywan lądując na plecach, a ja zatrzymałam się prosto na nim. Leżałam tak przylegając do niego całym ciałem, a nasze uśmiechy zeszły z twarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Patrzeliśmy się na siebie przez chwilę. Odgarnął kosmyk moich długich, blond włosów za ucho, a gdy poczułam jego palce muskające moją skórę przeszedł mnie znajomy dreszcz.
- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytałam cichutko opierając się brodą na jego torsie. Ta cisza aż biła mnie po uszach.
- A co chcesz usłyszeć? - uniósł lekko kąciki ust.
- Nie wiem, ale mów do mnie.
- A znasz to powiedzenie? Mowa jest srebrem, a milczenie...
- Nie - przerwałam mu - Milczeć nie wolno. Milczenie nie jest złotem. Milczenie jest paskudnym kłamstwem, jest najpaskudniejszym ze wszystkich kłamstw.
- Nie ufasz mi? - podparł się na łokciach, również się podniosłam do pozycji siedzącej, ale cały czas siedziałam na nim okrakiem.
- Ufam i Ty dobrze o tym wiesz. Po prostu już raz się zawiodłam.
- Chcesz o tym pogadać? - wyczułam w jego głosie troskę, ale powrót do przeszłości był dla mnie zawsze bolesny. Nauczyłam się żyć z dnia na dzień, nie wracając do tego co było. Kiedyś mu wszystko opowiem, ale nie dziś. Nie teraz.
- Powiem Ci w odpowiednim czasie. Nie psujmy tego wypadu, to ostatni dzień - uśmiechnęłam się.
- Jasne, ale pamiętaj, że podejrzliwość w stosunku do wszystkich jest męcząca, trzeba komuś ufać, bo trzeba przy kimś odpocząć.
- Wiem i ufam Ci. Jesteś dla mnie właśnie taką osobą - podniósł się również do pozycji siedzącej, tak że moje kolana znajdowały się przy jego biodrach. Znów był niebezpiecznie blisko, czułam na sobie jego oddech, doprowadzało mnie to do szaleństwa. Walczyłam z tym jak tylko mogłam.
- Mike... Mogę Cię przytulić ? - spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach, którego za nic nie mogłam zwalczyć. Spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął.
- A czy na przykład, wczoraj gdy jedliśmy śniadanie to pytałaś się widelca czy możesz wziąć na niego naleśnika?
  Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję wtulając się niego najmocniej jak tylko potrafiłam. Objął mnie i docisnął jeszcze bardziej do siebie. W głębi serca prosiłam, aby czas stanął w miejscu. To mi wystarczało, jego ciepło, troska. Mimo iż chciałam więcej, to to co miałam teraz w zupełności mi starczyło. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale nie miałam w planach szybko się od niego odkleić. Potrafiłam się przy nim wyciszyć do tego stopnia, że mojemu sercu przestawało zależeć na biciu, a płucom na oddychaniu. Nagle usłyszałam cichutkie nucenie, jego cudowny, anielski głos wpływał wprost do mojego ucha. Śpiewał delikatnie kołysząc nami w rytm melodii...

I just want to lay next to you for awhile
You look so beautiful tonight
Your eyes are so lovely
Your mouth is so sweet
A lot of people misunderstand me
That's because they don't know me at all
I just want to touch you
And hold you
I need you
God, I need you
I love you so much


Each time the wind blows

I hear your voice so
I call your name 
Whispers at morning
Our love is dawning
Heaven's glad you came 


You know how I feel

This thing can't go wrong
I'm so proud to say I love you
Your love's got me high
I long to get by
This time is forever
Love is the answer

   Tak dobrze znałam tę piosenkę, na te słowa... jego głos... Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam, aby to widział, więc jeszcze bardziej do niego przylgnęłam. Gdy poczuł jak mój uścisk się wzmocnił, przestał śpiewać i schował twarz w moje włosy wplatając przy okazji w nie swoje dłonie. W końcu delikatnie się od niego odsunęłam. Miałam wrażenie, że podduszam go i nie może przeze mnie normalnie oddychać.
- Hej... Co jest? - spytał dotykając kciukiem kącika mojego oka. Zauważył, że miałam w nich łzy.
- Nic. To ze szczęścia - odparłam. I nie kłamałam, byłam najszczęśliwsza pod słońcem. Wstałam niepewnie - Chodźmy, nie marnujmy ostatnich chwil tutaj na siedzenie w pokoju.



  To było wyjątkowo gorące popołudnie. Gdyby nie delikatny wiaterek idący znad wody, byłoby nie do wytrzymania. Michelle oczywiście nie marnowała słońca i wygrzewała się jak najwięcej.  Cieszyłem się, że pomysł z rejsem okazał się trafiony, że udało mi się w jakiś sposób ją uszczęśliwić i jeszcze bardziej zbliżyć. Łączyło nas coś więcej, niż rozsądek. To wszystko ciągnęło się już tak długo, a ja nadal nie miałem odwagi pokazać jej co czuję. A przecież miałem tyle okazji... Normalnie bym się nie wahał, nie miałem nigdy z takimi rzeczami problemów, zahamowań. Przy niej wszystko było inne, zmieniała mnie... Lub to po prostu ja odkrywałem dzięki niej swoją inną stronę, która nie miała okazji ujawnienia się, brakowało do tego odpowiedniej osoby.
   Podszedłem do niej z kubkiem zimnej wody.
- Dziękuję - odpowiedziała biorąc jedną szklankę.
- Jak ręka? - spojrzałem na jej zabandażowaną dłoń.
- Lepiej, zmieniałam niedawno opatrunek. Najważniejsze, że już nie boli.
- Jeśli by coś się działo, masz iść do lekarza - powiedziałem stanowczo - Takie rozcięcia to nie zabawa.
- Wiem, nie martw się - uśmiechnęła się delikatnie - Miejmy nadzieję, że do balu jakoś wydobrzeje, bo nie chciałabym iść tam z bandażem na ręce.
- Jeśli będzie potrzeba to pójdziesz z bandażem - już miałem usiąść obok niej, gdy przyszedł do nas Ignacio.
- Michael, mogę Cię prosić na słówko?
- Jasne - odpowiedziałem i poszedłem za nim. Trochę się zdziwiłem co znów może chcieć, tym bardziej że widać było, że nie chciał rozmawiać przy Michelle - Więc o co chodzi? - zapytałem gdy już się zatrzymaliśmy.
- Dzwonił Quincy. Podobno prasa skądś się dowiedziała, że wypłynąłeś na 'wakacje' z kobietą i prosił, abyście uważali jak dzisiaj dobijemy do brzegu. Mogą, a raczej na pewno będą się czaić na was i...
- Skąd oni w ogóle o tym wiedzą? - podniosłem głos, zacząłem nerwowo chodzić w kółko - Tego się właśnie obawiałem... Nie chcę jej w to wciągać, nie teraz... nie po tych wszystkich skandalach.
- Jeśli mogę się wtrącić... Myślę, że ona doskonale wie z tym się wiąże sława oraz...
- Nie - przerwałem mu - Nie tylko o to tutaj chodzi. Ona nie martwi się o siebie, jej chodzi o mnie.




  Stałem opierając się o poręcz. Wzrok miałem utkwiony w horyzoncie. Widać już było ląd, zarys betonowej dżungli. Skończyło się... Te cudowne trzy dni dobiegały powoli ku końcowi, a ja jedyne o czym marzyłem to aby zatrzymać czas w miejscu. Jednak, może to i lepiej? To tak jak z gwiazdką, gdyby była codziennie - straciłaby cały swój urok. Łatwo jest być z drugim człowiekiem kiedy słońce świeci, jest szczęście, radość, uśmiech i wszystko się układa, gorzej jeśli bieguny się odwracają. 
   Jak się zakochujemy, to czy na początku jednak przeważa nasze ego? Nie znamy osoby... Widzimy to jak wygląda, jak się porusza, jak mówi.. Przychodzi jakiegoś typu fascynacja. Czy nie jest tak,że w każdej relacji, choćby na początku wątek własnych potrzeb, kryzys własnego " Ja chcę, ja potrzebuję" musi każdy przejść? Czy można to rzeczywiście ominąć? Czy jest to jednak pewnego typu śmierć, którą każdy z nas musi sobie samemu zadać, ażeby móc nie tylko brać, ale też być i dawać? - kiedyś by mnie to zastanawiało. Dzisiaj czułem jednak coś innego. Fascynacja przeszła, ustępowała miejsca czemuś silniejszemu, mocniejszemu. Nie myślałem: " Ja chcę, ja potrzebuję" - myślałem czego ona potrzebuje, co mogę jej dać. Nie potrzebowałem niczego w zamian, może poza tym, aby po prostu była obok.

  Ruszyłem wolnym krokiem w stronę dzioba statku, gdzie zostawiłem wylegującą się Michelle. Szkoda było tracić te ostatnie godziny na samotne przemyślenia. Na to jeszcze będzie czas.




  Dobiegał wieczór. Kończyłam układać już ostatnie ciuchy w walizce. Ostatni raz obeszłam łazienkę, garderobę sprawdzając czy aby niczego nie zapomniałam. Usiałam zrezygnowana na łóżku, wzrokiem śledziłam każdy mebel, każdą rzecz w "mojej" sypialni. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na wspomnienia wszystkich chwil tutaj spędzonych. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź - odpowiedziałam, a Mike wszedł niepewnie i spojrzał na mnie.
- Wszystko gr ? - zapytał siadając obok mnie na łóżku.
- Tak. Po prostu żegnam się z tym miejscem. Nie mogę uwierzyć jak to szybko zleciało, że już jesteśmy w porcie i pora wrócić do rzeczywistości.
- Mówisz tak, jakbyśmy mieli tutaj nigdy nie wrócić - objął mnie ramieniem - Jeszcze nie raz popłyniemy w takie rejsy, ale tym razem dłuższe.
  Uśmiechnęłam się do niego i szepnęłam ciche "dziękuję". Ucałował mnie w czoło, po czym wziął do rąk moje walizki i ruszyliśmy na górny pokład.
   Gdy moje nogi stanęły już na pomoście, a Mike z Ignacio pakowali bagaże do samochodu, ostatni raz spojrzałam na łódź. Chciałam dobrze ją zapamiętać, bałam się że obraz zniknie z mojej głowy a tego nie chciałam. Byłam tak zamyślona i nieobecna duchem, że nawet nie zorientowałam się kiedy Michael znalazł się za mną. Poczułam jak zarzuca na mnie kurtkę tak, że zakrywała mi częściowo głowę. Nie miałam nawet czasu zapytać co się dzieje - objął mnie przyciągając do siebie.
- Idziemy, szybko - powiedział poważnym tonem co mało kiedy mu się zdarzało.
   Dopiero po chwili głosy ludzi, dzięk obcasów i w końcu usłyszałam te pytania... Blask fleszy rozbrzmiewał z każdej strony. 'Kim ona jest?' , 'Czy coś was łączy?' , 'Od kiedy się spotykacie?', 'Ile ma lat? Wygląda na młodą. Jaka jest różnica wieku między wami?' , 'Z jakiej okazji był ten rejs?' - pytaniom nie było końca. W końcu przecisnęliśmy się do samochodu dzięki ochroniarzom, którzy sama nie wiem skąd tam się wzięli. Właśnie...
- Michael, wiedziałeś? - zapytałam gdy już ruszyliśmy.
- Co masz na myśli?
- Jakoś kiedy wypływaliśmy, nie było tutaj ochrony. A teraz nagle się pojawili. Wiedziałeś, prawda?
- Tak... Quincy dzwonił dzisiaj do Ignacio, prasa skądś się dowiedziała o tym wszystkim. Strasznie Cię przepraszam - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Ujęłam jego dłoń w swoją i lekko ścisnęłam.
- Daj spokój, to nie Twoja wina. Taka jest cena sławy, to część Twojego życia. Po prostu ja tutaj jestem obca.
- Przestań - skarcił mnie - Obiecuję, że zrobię wszystko aby Twoja prywatność na tym nie ucierpiała.
- Nie chodzi tutaj o mnie Mike, brnąc w tę znajomość to tak jakbym sama podpisała oświadczenie, że wyrażam na to wszystko zgodę. Boję się tylko o Ciebie, dopiero co się podniosłeś się po tamtych skandalach, a teraz znów się wszystko zacznie... - utkwiłam wzrok w szybie - Słyszałeś ich pytania? Od razu zauważyli, że jestem młodsza.
- Mówiłem Ci już...
- Tak, ale...
- Nie przerywaj mi - odwróciłam głowę w jego stronę - To bez znaczenia. Nie możesz się obwiniać o to, skoro to właśnie dzięki Tobie wróciłem do studia, do muzyki, do tego wszystkiego.
  Odpowiedziałam mu fałszywym uśmiechem, bo wcale nie byłam przekonana co do jego słów, ale nie chciałam psuć atmosfery. Większość drogi jechaliśmy w zupełnej ciszy. Robiło się już powoli ciemno, spoglądałam na mijające światła lamp - zdecydowanie bardziej wolałam widok oceanu.
   Gdy w końcu zajechaliśmy, Michael pomógł mi wnieść do domu moje rzeczy. Od progu wręcz "rzuciła" się na nas moja mama, zasypując pytaniami lepiej niż niejeden dziennikarz. Na naszych twarzach automatycznie zagościł uśmiech. Oczywiście, nie obyło się aby mama nie zaproponowała Mike'owi wspólnej kolacji, na którą się zgodził co mnie bardzo ucieszyło. Siedzieliśmy wszyscy przy stole, nawet tata. Nie odzywał się zbyt dużo, gdy zjadł podziękował tylko i poszedł do salonu oglądać telewizję. Widać męczyły go pytania mamy o rejs, nie chciał tego słuchać. 
- W takim razie cieszę się dzieciaczki, że tak dobrze się bawiliście - skwitowała pod koniec - Wyglądacie cudownie, widać morskie powietrze dobrze wam robi.
- Ja będę już się zbierał - wstał od stołu - Dziękuję bardzo za kolację, było przepyszne. Ale muszę już uciekać, robi się późno i nie chcę przeszkadzać.
   Pożegnał się z mamą i ruszył w kierunku drzwi. Szłam obok niego w ciszy. Zatrzymaliśmy się przy wyjściu i spojrzeliśmy na siebie smutnym wzrokiem.
- Dobranoc - wydukał cichutko i pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc - odpowiedziałam i zakmnęłam drzwi za mężczyzną.




- Idę na górę się rozpakować - powiedziałam do mamy wycierając ręce w ściereczkę.
- Kochanie, jest taka sprawa ...
- Tak? - po jej tonie domyślałam się, że coś się szykuje.
- Dzwoniła do mnie dzisiaj rano ciotka Alisson.
- Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak jakby. Wybuchł u nich w domu pożar, na szczęście nikomu nic się nie stało i szkody nie są wielkie, ale kuchnia i pokoje dziewczyn wymagają remontu. I tutaj jest kwestia... Pytała czy Vanessa oraz Esme mogą przyjechać do nas na jakiś czas.

- Że co? - zapytałam niedowierzając co właśnie powiedziała matka - I pewnie się zgodziłaś?
- A co miałam zrobić? To rodzina... Ja wiem, że nie masz dobrych kontaktów z Vanessą, ale może właśnie naprawicie relacje i...
- Nie, dzięki. Ta zdzira wystarczająco namieszała już w moim życiu. Zawsze wtyka ten kinol i sztuczny biust tam gdzie nie powinna. Już raz pokazała na co ją stać próbując namieszać w moim życiu.
- Daj jej szansę...
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? - mówiłam z wyrzutem - Przecież Michael do mnie przychodzi. Ona nie może wiedzieć co jest między nami, nie będę mogła go zapraszać. Poza tym już kiedyś mieszała w moich relacjach, gdy zobaczy, że przebywam z kimś takim jak Michael Jackson to ona nie da mi spokoju, a raczej jemu. Myślisz, że nie wiem? Jak dowiedziała się, że Max ma własną stajnię i działalność od razu kleiła się do niego. Jej w głowie tylko kasa i nic więcej.
- Obiecuję, że nie pozwolę aby namieszała między tobą a Mike'm - spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem i przytulił.
- Wiadomo kiedy przyjeżdżają?
- Jakoś za tydzień, może dwa. Muszą najpierw zaliczyć do przodu materiały w szkołach, skoro mają tutaj spędzić trochę czasu. Idź już do siebie, na pewno jesteś zmęczona.
- Dzięki, do jutra - rzuciłam i poszłam schodami na górę.

  Układałam wszystkie ciuchy do szafek. Nie mogłam się na niczym skupić. Nie dość, że po głowie krążyły mi wydarzenia z dzisiejszego dnia, to jeszcze wiadomość o przyjeździe Vanessy i Esme. W sumie cieszyłam się z przyjazdu Esme, była cudowną dziewczynką. Miała jakieś pięc latek, ale była bardzo rozumną i kumatym jak na swój wiek dzieckiem. Zawsze mi mówiono, że z wyglądu jest podobna do mnie. Na pewno wyrosła już, w końcu nie widziałam jej ponad rok. Ale za to jej siostra Vanessa, od małego dziecka robiła mi na złość w każdej kwestii. Była ode mnie starsza o sześć lat. Długie, czarne, sztuczne, doczepiane włosy, kilogram tapety na twarzy, paznokcie na pół metra. Sama jej twarz mówiła o niej "szukam sponsora". Zawsze jej przeszkadzało moje szczęście, dlatego tak bardzo się bałam na myśl, że pozna Michaela. Była idealnym kłamcą, potrafiła manipulować ludźmi jak nikt inny. Traktowała mnie z góry jako gorszą, mówiła że: bawię się w gnoju, ujeżdżam koniki - jakby chodziło o zabawę, a nie prawdziwy, niebezpieczny sport. Jak widać nawet moja pasja była dla niej powodem do kolejnych spięć i wyśmiewania, tylko szukała pretekstu do kłótni.
   Kiedy rozpakowałam już ostatnie walizki, wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka. Dziwnie się czułam leżąc sama, po nocy spędzonej u jego boku brakowało mi tej bliskości. W końcu ciało pamięta przelotny dotyk, parę godzin bycia z kimś zostaje na lata. Zapach włosów, potu, wilgotności, potrafi przypłynąć znikąd w środku nocy. W inżynierii nazywa się to pamięcią plastyczną materiału, w chemii pamięcią substratu. W życiu - tęsknotą.

***

Komentarz = to motywuje !


5 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Jak pieknie ujęłaś to wszystko, takie superaśne opisy miłości i jednocześnie obawy przed tym uczuciem..
    Czekam na nn :)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Okolice Zielonej mówisz? Cóż to w sumie ja mieszkam w ZG, a to się liczy? xd Przyszłabym popatrzeć ale w sobotę sama mam trening więc raczej nie dam rady, ale życzę powodzenia. A rozdział świetny.
    Pozdrawiam
    ~Bunia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejjj! Przepraszam, że dopiero teraz komentuje. Ale gruncik, że jestem :3.
    Notka straszliwie mi się podobała. No ciekawa jestem co za kutwa nasłała te gnidy. -.-. Już z samych wspomnień Michelle przeczuwam, że ta jej plastikowa kuzyneczka namiesza.
    A scenyy kiedy Majk i Michelle są sam na sam.. Kocham *_*. Nie raz Ci to powtarzałam, że piszesz genialnie, ale teraz zmienie śpiewke - piszesz wyjątkowo.
    Czekam z niecierpliwością na 'stype' u Madonny. Życze duużo weny. Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Zabij mnie, ale zapomniałam Ci skomentować.
    Jezuu, Ty tak kusisz tymi scenami, a nagle wszystko jest takie łagodne i romantyczne! Jakie to cudne.
    Już mnie wkurza ta kuzynka.
    Życzę weny i czekam na kolejną notkę!
    Alex :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! No wreszcie mój pierwszy komentarz tutaj! :3
    TY TAK EXTRA TO OPISUJESZ *___*
    Rejs takie romantic <3
    Zgadzam się z komentarzem Alex M i tu cytuję.
    "Ty tak kusisz tymi scenami, a nagle wszystko jest takie łagodne i romantyczne! Jakie to cudne."
    Czekam na więcej!
    Pozdrawiam.
    Susie.

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic