środa, 2 września 2015

Rozdział 11

Dum dum dum dum !!!
Jak mijają pierwsze dni w szkole ? Nawet nie wiecie jak wam współczuję :C
Szczególnie maturzystom - ja to przechodziłam rok temu i to chyba najgorszy okres w moim życiu O.o Co u mnie ? Wyczekuję z niecierpliwością poniedziałku <333 (ktoś pamięta to co za dzień ?:P)

Wgl myślę nad zmianą wizerunku bloga. Chodzi mi o tło, czcionka itd. Zrobiłam to co jest na początku wszystko, taka prowizorka, która bądź co bądź mnie się osobiście nawet całkiem podoba. No nic, zobaczę co z tego wyjdzie. Może pomyślę nad tym na dniach:)
Dobra koniec już, pewnie nie chce wam się czytać moich wypocin kiedy zaraz ma się zacząć wyczekiwany przez większość REJS <3
Miłego czytania misiaczki ! :***


~~~~~


   Oczywiście mój budzik musiał mi zrobić na złość i nie zadzwonił. Wstałam po piątej i latałam po domu jak głupia w obawie, że jak zawsze z niczym się nie wyrobię. Nie chciałam aby Mike czekał na mnie jak zwykle. Szybki prysznic, wysuszyłam włosy i nałożyłam tusz na rzęsy. Ubrałam lekką, zwiewną, kremową bluzkę i krótkie spodenki, bo temperatura na dworze z minuty na minutę rosła. Zapowiadał się cudowny dzień. Uśmiech towarzyszył mi na każdym kroku, a to był dopiero początek.
  Zniosłam na dół po schodach swoje torby stawiając je na przedpokoju i poleciałam do kuchni zjeść szybkie śniadanie. Mama stała akurat przy blacie i zalewała 3 szklanki gorącą wodą.
- Proszę kochanie - postawiła mi na stole kubek gorącej kawy i kanapki.
- Dzięki. Nie musiałaś, zrobiłabym sobie sama - uśmiechnęłam się do niej - Dasz sobie na pewno radę dzisiaj sama w sklepie?
- Ty już o nic się nie martw i nie myśl o tym. Tak, zamknę trochę wcześniej i nic się nie stanie - wytarła ręce w ścierkę - Idę się wykąpać, niedługo wrócę.
  Jadłam dość szybkim tempema. Na zegarku niedługo miała wybić szósta, a wiedziałam, że Michael się nigdy nie spóźnia, więc zapewne usłyszę zaraz pukanie do drzwi.
  Jak na złość do kuchni musiał wejść ojciec. Nie zwróciłam na niego większej uwagi, zajęta byłam dopijaniem ostatnich łyków kawy.
- Dzisiaj płyniecie? - zapytał w końcu, chyba denerwowała go ta cisza tak samo jak mnie.
- Pytasz, jakby cię to w ogóle interesowało.
- Jesteś moją córką...
- Jakoś ostatnio nie zachowywałeś się jak ojciec - rzuciłam gniewnym tonem - A teraz wybacz ale się spieszę. Nie chcę aby MICHAEL na mnie czekał - specjalnie podkreśliłam jego imię. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otworzę - powiedział zrezygnowanym tonem, a ja jak poparzona wstałam z miejsca.
- Nawet się nie waż! - rzuciłam i pobiegłam w stronę drzwi. Zrobiło mi się go trochę szkoda, chciał chyba porozmawiać, ale nie miałam na to dzisiaj ochoty. Musi zaczekać aż wrócę - Hej - powiedziałam, gdy otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich tak dobrze znajomego mężczyznę.
- Witaj - ukazał szereg białych ząbków i pocałował mnie jak zawsze w policzek na przywitanie - To dla Ciebie - wręczył mi bukiet pięknych, białych róż.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i wpuściłam go do środka.
   Kwiaty wstawiłam do wazonu i szybko zmyłam po sobie naczynia. Mike w tym czasie przywitał się z moim tatą oraz oczywiście moją mamą, która nie mogła nie zamienić z nim paru słów. Zawsze gdy przychodził do nas uśmiechała się od ucha do ucha. Kiedy już skończyłam wrzucać ostatnie rzeczy do walizki, stało się to, o czym myślałam wczoraj.
- Chyba żartujesz? - zapytał patrząc z przerażeniem na mój bagaż.
- To tylko trzy torby. I tak był jeszcze plecaczek, ale jakoś udało mi się upchać z niego co nieco do zielonej walizki, a co nie potrzebne to zostawiłam.
- Przecież tutaj jest połowa Twojego pokoju - zaśmiał się patrząc to na mnie, to na torby - I chcesz powiedzieć, że wszystko w środku jest Ci niezbędne?
- No ja wiem, że wam samcom to wystarczy jedna para gaci i skarpetek na miesiąc, z kobietami jest troszkę inaczej -  puściłam mu oczko, a on tylko się uśmiechnął i zaniósł moje walizki do auta.
  Podeszłam i ostatni raz pożegnałam się z mamą. Tacie powiedziałam zwykłe "cześć". W końcu udało nam się 'uciec' z domu i weszliśmy do samochodu. Odpalił auto i spojrzał na mnie tymi wielkimi, ciemnymi oczyskami:
- Gotowa? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Jak zawsze - również odpowiedziałam mu uśmiechem.




  Gdy weszłam na pokład nie mogłam się napatrzeć jakie wszystko było piękne. Mike przedstawił mnie z Ignacio - włochem, który miał sterować statkiem podczas naszego rejsu i ogólnie dopilnować wszystkiego. Miał na oko 40-kilka lat i troszkę zzjatycką urodę. Wziął się za pakowanie naszych bagaży na podkład, a Michael złapał mnie za rękę i zaczął oprowadzać po dolnej części statku.
  Zeszliśmy schodami na dół. Wyglądało to bardziej jak luksusowy apartament, niż jakaś łódka. Wszystko było wykonane z jasnego drewna w nowoczesnym stylu. Najpierw Mike zaprowadził mnie do salonu - był ogromny. Wielki stół z krzesłami, telewizor, skórzana kanapa, a na tyle barek. Barek?
- Raczej myślałam, że ty i alkohol to dwa różne światy - podeszłam bliżej i zaczęłam oglądać butelki z trunkami z różnych stron świata.
- Element wystawy, tylko tyle - puścił mi oczko - Chcesz zobaczyć resztę?
- Pewnie - rzuciłam i poszliśmy dalej długim, jasnym korytarzem.
  Wszędzie było dużo światła i okien. Całe to miejsce tryskało aż pozytywną energią. W końcu doszliśmy do kuchni. Była mała, ale bardzo urokliwa. Na samym końcu był sypialnie. Tutaj na rozmiar nie mogłam narzekać - pod oknem wielkie łóżko z białą jak śnieg pościelą, ogromna szafa, komoda, garderoba oraz oczywiście łazienka. I pomyśleć, że mój cały dom nie mógłby konkurować nawet z jednym pomieszczeniem z tej łodzi.


  Michelle cały czas się rozglądała, jakby była co najmniej w muzeum. Cieszyłem się, że jej się tu podoba. Przyznam, że sam byłem zdziwiony niektórymi elementami, bo od remontu nie było mnie tutaj ani razu. Ostatnią rzeczą, jaką chciałem jej pokazać było jeszcze dolne piętro. Domyślałem się, że się jej spodoba i intuicja mnie nie myliła.
- Basen! - krzyknęła uradowana, gdy otworzyłem wielkie, białe drzwi - Dobrze, że wzięłam stój ze sobą. Tutaj jest chyba wszystko...
- Nie ma sali kinowej - odparłem - Ale pracuję nad tym.
- Wariat - walnęła mnie w ramię - Gdyby nie to, że jesteś tak ładnie ubrany już byś wylądował w tym basenie - przygryzła delikatnie wargę i się zadziornie uśmiechnęła.
- Lepiej mnie nie prowokuj.
- Bo co mi zrobisz? - podeszła bliżej i patrzyła się tymi wielkimi, niebieskimi jak ocean oczami. Po głowie już zaczęło mi chodzić wiele pomysłów i jeden z nich miałem w planach właśnie zrealizować.
- A chcesz się przekonać? - zapytałem bardzo poważnym tonem, jednak nie mogłem powstrzymać uśmiechu na twarzy.
- Już Ci mówiłam, że za cienki w majtkach jesteś - tym dołożyła do pieca. Złapałem ją w pasie i wziąłem na ręce. Staliśmy nad brzegiem basenu, a Michelle była idealnie nad taflą wody.
- Mam puścić? - zapytałem bardzo pewny siebie. Pokręciła tylko przecząco główką i się zaśmiała - Odwołaj to co powiedziałaś.
- Nie ma mowy.
- Odwołaj, albo będziesz zaraz cala mokra.
- Nie zrobisz mi tego...
- A chcesz się założyć? - wystawiła mi język po czym dała całusa w policzek.
- Puścisz mnie już? Proszę - była taka urocza, że nie mogłem się już dłużej nad nią znęcać i postawiłem ją delikatnie na ziemi. Jednak nim się zorientowałem,  wepchnęła mnie bez litości do basenu. Wynurzyłem się i zobaczyłem prawie turlającą się ze śmiechu Michelle.
- Mówiłam, że wylądujesz w basenie.
- Jesteś okropna. Jak mogłaś? - również zacząłem się śmiać, podpłynąłem do drabinki - Ja tutaj okazałem Ci łaskę, a Ty co? Zobacz jak wyglądam ... - widać bardzo bawił ją ten widok, więc nie pozostawało mi nic innego jak się zemścić. Gdy zobaczyła, że idę w jej kierunku chciała uciec, ale szybko podbiegłem do niej i zacząłem ciągnąć w stronę basenu.
- Nie! Michael proszę... No przepraszam, zostaw! - szarpała się, jednak na marne. Nie miała zbyt dużo siły co skutkowało tym, że już po chwili leżała w wodzie - Świnia! - krzyknęła wynurzając się.
  Mnie nie pozostawało nic innego jak tylko wskoczyć do niej, bo i tak byłem mokry, więc co za różnica? Wskoczyłem na główkę i po chwili byłem już obok wściekłej, mokrej Michelle.
- Jesteś głupi, wstrętny, okropny, bezczelny, chamski, paskudny, wredny... - zakryłem jej usta ręką i przygniotłem do ścianki basenu. Poczułem jak wstrzymała oddech, gdy nasze mokre ciała przylgnęły do siebie.
- Jaki jeszcze jestem? - zapytałem szeptając jej na ucho.
- Nieobliczalny... - nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Podoba Ci się to?
- Może - uśmiechnęła się delikatnie - W sumie każda z tych cech u Ciebie jest na swój sposób urocza.
- Czyli, że jestem uroczy? - nasze twarze były znów niebezpiecznie blisko siebie. Ostatnio coś często dochodziło do tej sytuacji.
- Nie. Wciąż jesteś tylko głupim samcem - pocałowała mnie w czubek nosa - Chodźmy już bo cały dzień tutaj spędzimy.
  Uwolniłem ją z uścisku i wyszliśmy oboje z basenu. Ruszyliśmy na górę schodami w kierunku naszych pokoi śmiejąc się ciągle i przepychając. Akurat spotkaliśmy po drodze Ignacio, który na nasz widok mimowolnie się uśmiechnął,
- Ledwo od brzegu odbiliśmy, a wy już cali mokrzy jesteście? Wasze torby są pod drzwiami do sypialni. Ja idę do siebie.
- Dzięki - rzuciłem i poszliśmy z Michelle w kierunku naszych pokoi. Pomogłem jej wtoczyć walizki do środka i położyłem na łóżku.
- Mam nadzieję, że pokój Ci się podoba.
- Jest cudowny - odpowiedziała, a ja poczułem ulgę na te słowa - Wszystko w Twoim świecie jest takie piękne, perfekcyjne...
- Ej - podszedłem do niej i objąłem ją delikatnie - Nie ma czegoś takiego jak 'mój świat' czy 'twój świat'.  Ka pe wu? - odkleiła się ode mnie i pokiwała twierdząco głową - No. To przebierz się, rozpakuj walizki, a ja pójdę do siebie zrobić to samo. Widzimy się za godzinę w salonie.
 Dałem jej buziaka w policzek i poszedłem do swojej sypialni. Dzień później zleciał szybciej niż mogłem się tego spodziewać. Z nią nie można było się nudzić. Co chwila się wygłupialiśmy jak małe dzieci. A to walkę na poduszki stoczyliśmy, to bitwa na jedzenie w kuchni. Nawet gdy leżeliśmy na pokładzie na kocu, opalając się, to nie było chwili spokoju.
  Cieszyłem się, że mogłem być przy niej po prostu sobą. Nie musiałem się powstrzymywać z niczym bo "nie wypada". Ona nigdy za nic mnie nie krytykowała, dużo mówiła, ale potrafiła też słuchać. Kiedy do głowy wpadały mi dziwne, dziecinne pomysły, ona zamiast mi zwrócić uwagę zaczynała mi w tym wtórować i oboje wyglądaliśmy wtedy jak zbiegi z zakładu psychiatrycznego. Sam już nie wiedziałem co między nami panuje... Czasem zachowywaliśmy się jak rodzeństwo, a czasami jak nieszczęśliwa para kochanków, którzy za wszelką cenę walczą z uczuciem które próbuje ich połączyć. 
-Znów sie uśmiechasz bez powodu? - zapytała, gdy leżeliśmy na pokładzie wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.
-Zawsze mam powód dla uśmiechu.
-Niby jaki? - podparła się na łokciach i spojrzała na mnie
-No na przykład to że jeszcze żyje i że Ty żyjesz ze mną. Że jesteśmy tutaj, zdala od świata i cywilizacji. 
-I to jest powód do uśmiechu? 
-A czemu nie? Wszystko może być powodem do szczęścia - spojrzałem na nią a ona się uśmiechnęła.
- Chciałabym mieć w sobie tyle optymizmu co Ty. 
- Przypomnę Ci, że to Ty właśnie mnie wyciągnęłaś z dołka kiedy chciałem zrezygnować z kariery - obróciłem się bokiem w jej stronę.
- Taa, pomyśleć, że cała ta znajomość zaczęła się od spotkania w terenie w środku lasu, a potem przyjęcia - uniosła lekko kąciki ust - Miałam Cię wtedy za bufona, wiesz? - oboje zaśmialismy się - Serio mówię. 
- Więc co się skłoniło do zmiany wizji?
- Sama nie wiem. Po prostu poznałam Cię lepiej, jesteś inny. Spójrz - wskazała palcem w niebo więc uniosłem głowę - Spadająca gwiazda, pomyśl życzenie - zgodnie z jej nakazem zamknąłem oczy i zatopiłem się w własnych myślach - O czym pomyślałeś?
- Nie powiem Ci, bo się nie spełni - posłałem jej delikatny uśmiech - Aczkolwiek jedno właśnie trwa.
- Wariat - walnęła mnie w ramię.
- Ja wariat? Nigdy - powiedziałem sarkastycznie.
- Ty coś bierzesz czasami? - zaśmiała się.
- Ja? No co ty... Szczęście tylko - puściłem jej oczko.
- Zachowujesz się czasem jakbyś był na niezłej bombie
- Bo wiesz... Trzeba być kimś, żeby nie brać, a wyglądać jakby się brało - oboje się zaśmialiśmy, nasze spojrzenia znów się spotkały.
-Nie patrz tak na mnie - nie spuszczaliśmy z siebie wzroku.
-Nie lubisz mojego spojrzenia?
-Właśnie chodzi o to, że je uwielbiam.
  Nachyliłem się delikatnie nad nią. Poczułem jak serce znów zaczyna mi przyspieszać. Już dawno nikt tak nie wpływał na moją psychikę i ciało jak ona. Czułem się w jej obecności całkowicie bezsilny. Nie umiałem i nawet nie chciałem z tym walczyć, podobało mi się to co ze mną wyprawiała. Chciałem więcej, więcej i jeszcze więcej. Nagle poczuliśmy lekkie szarpnięcie na statku.
- Co się dzieje? - zapytała z przerażeniem w głosie. Podniosłem się do pozycji stojącej i rozejrzałem w około.
- Jesteśmy - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- My mielismy jakiś cel? 
- Nie. Znaczy jeden na dzisiaj... Mam dla Ciebie niespodziankę, chodź - podałem jej rękę i pomogłem wstać.




  Nie wiedziałam co Mike znowu kombinuje i przerażało mnie to. Oczywiście nie mogło się obyć bez opaski na oczach, abym nic nie widziała. Jedyne co wcześniej udało mi się dojrzeć, to że byliśmy przy brzegu, jednak nie widziałam w oddali żadnych świateł, gwaru miasta. Była cisza i spokój, prawie jak na bezludnej wyspie. W sumie mogłam się domyśleć, że coś się będzie działo. Z nim nigdy nie jest nudno i zawsze ma asa w rękawie. Ostatnimi czasy spędzaliśmy po pracy ze sobą prawie każdą wolną chwilę i zdołałam go już poznać na wylot. Wiedziałam co myśli i czuje po samych jego ruchach. Jedyne czego jeszcze nie rozgryzłam to to, co było między nami. On sam chyba jeszcze tego nie wiedział.
   Szliśmy brzegiem morza. Czułam pod butami zapadający się piasek i bicie fal morskich. Cały czas próbowałam go namówić, że opaska jest zbędna, ale on był uparty jak osioł. W końcu się zatrzymaliśmy, a Michael odwiązał materiał uwalniając mój wzrok. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. 
  Wyglądało to jak w jakiejś bajcie, filmie... Sama nie wiem. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. To było po prostu piękne, pełno świeczek, świateł a na końcu pięknie przybrany stół z nakryciem. Do tego dźwięk oceanu, lekki wiaterek i nad nami rozgwieżdżone niebo. Mike objął mnie od tyłu i pocałował w czubek głowy.
- Podoba Ci się? - zapytał tym swoim melodyjnym głosem.
- Nie musiałeś...
- Ale chciałem - odwrócił mnie w swoją stronę - Chciałem Ci jakoś podziękować za to wszystko co dla mnie zrobiłaś i wciąż robisz. Przy Tobie odżyłem na nowo, zaczynam wszystko od początku z czystą kartką. A to Ty mi ją dałaś i uwierzyłaś we mnie. Poza tym jesteś mi wciąż winna tamtą odwołaną kolacje - uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę stolika.
  Musze przyznać, że jedzenie było wyśmienite. Nawet Michael zjadł wszystko, gdzie on zazwyczaj jadł w takich ilościach, że mysz by więcej w siebie wcisnęła. A przecież był w ciągłym biegu, praca, stres wykańczały go i musiał mieć z czegoś tą energię i siłę.
- Mam do Ciebie takie pytanie, a w sumie bardziej prośbę - zaczął niepewnie.
- Słucham? - zapytałam zaciekawiona odkładając sztućce na pusty już talerz.
- W tę środę Madonna ma urodziny i wyprawia przyjęcie. Zostałem zaproszony wraz z osobą towarzyszącą... - spojrzał na mnie pytająco. Co miałam mu powiedzieć?
- W takim razie miłej zabawy - skwitowałam na co on się uśmiechnął i pokręcił głową.
- Pójdziesz ze mną? - zapytał prosto z mostu, na co aż się zakrztusiłam popijając zawartość mojej literatki.
- Jesteś pewien, że chcesz abym tam poszła z Tobą?
- Skoro proponuję, to znaczy, że jestem pewien. Skąd te wątpliwości?
- Mike... Tam będzie pełno ludzi. Paparazzi i dziennikarzy. Kiedy Cię ze mną zobaczą nie dadzą Ci spokoju i zaraz znów...
- Dobra dobra - przerwał mi - Wiem do czego zmierzasz. Więc posłuchaj i zapamiętaj raz na zawsze - mówił przerażająco poważnym tonem - Chcę iść z Tobą i nie obchodzi mnie co potem będą mówić w radiu i telewizji. Nie jest dla mnie problemem różnica wieku między nami, nie jest dla mnie problemem, że nie jesteś osobą publiczną. Chcę iść z Tobą i nikim innym i niech cały świat się o tym dowie jeśli musi. Zależy mi na Tobie - dotknął palcami moją dłoń i ujął ją w swoje.
- Nie mów nigdy, że Ci na czymś lub na kimś zależy, to jakbyś dawał tej osobie pistolet, który zostaje potem przystawiony do Twojej skroni.
- Akurat jeśli chodzi o Ciebie, nie boję się o to. A nawet jeśli to wybór pociągnięcia spustu pozostawiam Tobie - uśmiechnął się - Więc pójdziesz ze mną?
- Jeśli tego chcesz, to zgoda - odwzajemniłam uśmiech - Z tego co mama mówiła, akurat od poniedziałku ma być jakiś remont w sklepie i będzie nieczynny cały tydzień. Dziwi mnie tylko, że Madonna nie robi przyjęcia w weekend.
- Akurat tak jej urodziny wypadają, a z tego co wiem to w piątek wylatuje do Europy na jakieś trzy miesiące w prywatnych sprawach.
- Czyli to wypada już za niecały tydzień?
- Pięć dni nie licząc dzisiejszego wieczoru - nie spuszczał ze mnie wzroku. Trochę mnie to krępowało.
- Wracamy w niedzielę... Więc będę miała dwa dni w sumie na ogarnięcie wszystkiego.
- A co Ty chcesz ogarniać? - zapytał zdziwiony.
- Musze wyglądać jak człowiek skoro mam się tam pokazać u Twojego boku. Właśnie. Zadzwonię jutro do Natali, powiem jej by na środę wieczór nic nie planowała, to mnie pomaluje i uczesze. Jest w tym niezastąpiona.
- To ja chyba też będę musiał pomyśleć nad swoim wizerunkiem, aby nie wyglądać przy Tobie jak bezdomny - zaśmialiśmy się oboje.
   Nie wiem ile jeszcze tak siedzieliśmy, ale czas leciał nieubłaganie szybko. Nie mogłam sobie lepiej wyobrazić tej nocy. Byliśmy tylko my dwoje... Obok nas bezkresny ocean i unoszący się w powietrzu zapach szczęścia, który przed poznaniem go był mi tak bardzo bardzo obcy. W końcu niechętnie wstaliśmy i udaliśmy się z powrotem na statek.
   Pożegnał mnie pod drzwiami sypialni buziakiem w policzek i każde udało się do siebie.




Otaczały mnie białe ściany. Siedziałam na przeciwko drzwi wejściowych do gabinetu Doktora Stewarta. Płakałam. Płakałam jak małe dziecko nie mogąc powstrzymać spływających mi po policzkach łez. Dusiłam się, każdy oddech stawał się mniejszy i płytszy. W klatce piersiowej czułam ścisk, jakby jakaś siła miażdżyła mnie od środka. Zobaczyłam ją. Leżała na łóżku szpitalnym a jedna z pielęgniarek przykryła jej nieruchomą twarz białą narzutą. Zaczęłam krzyczeć lecz ktoś trzymał mnie od tyłu nie pozwalając podbiec bliżej. Próbowałam się wyrwać, szarpałam z całych sił krzycząc imię mamy i prosząc by mnie nie zostawiała. Liczyłam że odpowie, wstanie i chociaż pożegna się ze mną, podejdzie i skłamie że wszystko będzie dobrze, że jest i będzie obok mnie na zawsze. Że zaopiekuje się mną, jak to robiła przez ostatnie dwadzieścia lat. Powie jak bardzo mnie kocha, a ja będę mogła ją ostatni raz przytulić i pocałować. 'Mamo, nie odchodź' szepnęłam do siebie przez łzy i zamknęłam oczy z nadzieją, że zabierze mnie ze sobą. 

  Otworzyłam oczy i usiadłam cała spocona na łóżku. Dotknęłam dłonią twarzy - była mokra od łez. Serce waliło mi jak szalone, a ja wciąż czułam w środku ten ścisk. 'To tylko sen... To tylko sen...' powtarzałam w myślach, lecz nie mogłam się uspokoić. Próbowałam znów zasnąć, ale nic z tego. Byłam roztrzęsiona i chodziłam nerwowo po kajucie. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer mamy. Nie mogłam... Było tak późno i na pewno spała. Odłożyłam komórkę na stolik obok łóżka i usiadłam na jego krańcu chowając twarz w dłoniach. Zrezygnowana po cichutku wyszłam z sypialni i wyszłam na zewnątrz na pokład. Oparłam się o barierkę i spojrzałam w dół. Woda była spokojna, nie czułam nawet jednego podmuchu wiatru, a łódź delikatnie płynęła w nieznanym mi kierunku. Była pełnia. Niebo bezchmurne, więc mogłam podziwiać księżyc w całej okazałości. Unosił się delikatnie nad horyzontem odbijając w tafli wody i pozostawiając na niej białą smugę. Widok był cudowny. Poczułam nagle, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu i przyciska delikatnie do barierki. Wzdrygnęłam się, ale gdy poczułam ten znany mi zapach jego perfum, wypuściłam cicho powietrze z ust.
- Nie śpisz? - zapytałam z rezygnacją w głosie. Nie było mnie w chwili obecnej stać nawet na fałszywy uśmiech.
- To raczej ja powinienem zapytać co Ty tutaj robisz - odwrócił mnie w swoją stronę - Płakałaś? - dotknął dłonią mojego policzka.
- Ja... Miałam zły sen... - wydukałam. Mike stał przed mną w samych spodenkach, w sumie ja sama lepiej nie wyglądałam bo miałam na sobie tylko koszulę, którą kupiłam wczoraj na zakupach z dziewczynami - A Ty czemu nie śpisz?
- Nie mogłem zasnąć. Pełnia źle na mnie działa - przytulił mnie do siebie. Od jego nagiego torsu biło tyle ciepła, że błagałam w myślach aby mnie nie puścił - Powiesz co Ci się śniło? - spojrzał na mnie z troską.
- Mama... Czuję, że niedługo stanie się coś złego... - poczułam łzę spływającą mi po policzku. Wytarł ją kciukiem i złapał mnie za rękę ciągnąc z powrotem do środka - Nie idę spać, nie chcę - zaprotestowałam gdy zobaczyłam, że zmierza w kierunku sypialni. Bałam się, że cały koszmar wróci.
- Spokojnie, to był tylko sen. Nic się nie dzieje. - mówił łagodnym tonem - Musisz odpocząć...
- Nie zostawiaj mnie samej... - sama nie wiem czemu go o to poprosiłam.
- Oczywiście, że nie - uśmiechnął się smutno - Chodź.
  Po chwili niepewności weszłam za nim do jego sypialni i położyłam się na łóżku. Nie czekałam długo aż znalazł się obok mnie i przykrył białą pościelą. Odruchowo wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Lepiej? - poczułam jak obejmuje mnie ręką i przyciska mocniej do siebie.
- Tak, dziękuję...
- Nie dziękuj, za takie rzeczy się nie dziękuje - pocałował mnie we włosy.
  Brakowało mi tego. Brakowało mi chyba własnie kogoś, kto zaspany wyjdzie z łóżka poszukać mnie, znajdzie tu i powie zgorszony: 'Gdzie łazisz? W całym łóżku Cię nie ma. Nie mogę bez Ciebie spać'.
  Przymknęłam w końcu oczy. Czułam jego oddech, bicie serca, które biło tym samym rytmem co moje. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że ten Michael Jackson, którego widziałam w TV na koncertach, w teledyskach jest takim cudownym człowiekiem prywatnie. Dlaczego media o tym nie pisały? Skupiali się tylko na skandalach, bo to przynosi zyski. Ja wiedziałam, że jest najcudowniejszym mężczyzną jakiego spotkałam. Miał wady jak każdy z nas, jednak wszystkie byłam w stanie zaakceptować bez jakiegokolwiek 'ale'. Przecież nikt nie jest idealny i nie chodziło o to by szukać ideału. Bałam się... Nie wiedziałam co czeka nas w kolejnych dniach... miesiącach. Byłam  przygotowana, że nie zawsze będzie tak cudownie i kolorowo jak teraz. Ale pragnęłam by był po prostu przy mnie.
- Dobranoc - powiedziałam cichutko na co odpowiedział mi tym samym. W jego objęciach zapomniałam już o koszmarze i całej obawie. Poczułam w końcu spokój, zasnęłam.

***

Komentarz = to motywuje !



6 komentarzy:

  1. Jeśli się nie mylę siódmego mówisz że zrobisz sobie jakiś tatuaż z MJ. Jeśli się nie pomyliłem XD
    Co do notki uroczo wyszła. Świetnie to opisałaś. Czuje że ten rejs zbliży ich do siebie. Co do mamy Michell ją mam nadzieję że będzie z nią dobrze...bo..widać że Michell jest związana z matka.
    Co do Madonny ...oj ta baba mnie wkurza i trochę się obawiam.
    Notka świetna. Jak zawsze:)
    Przepraszam za masę błędów. Telefony sama rozumiesz ;)
    Pozdrawiam
    Mike
    P.S jakbyś chciała poczytać coś mojego to zapraszam na opowiadanie o Losie i MJ. Znasz link?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam więc możesz dać :3

      Usuń
    2. http://another-day-has-gone.blogspot.com
      Zajrzyj jeśli chcesz. Dziś nie wiem jeszcze o której ale dodam notke ;)
      Pozdrawiam
      Mike

      Usuń
  2. Tak jak się spodziewałam, rejs świetny ;) Genialnie wszystko opisałaś aż cieplutko na sercu jak się to czytało. Mam nadzieję, że będą razem. Urodziny Madonny jakieś to podejrzane. Czy tylko mi się tak wydaje? No nic czekam na next i Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Kochana!
    Odczepiłam się od czatu i mam czas na skomentowanie. Wczoraj się dorwałam i czytałam z zapartym tchem. Coś ostatnio czytam Twoje opowiadania jak w transie. Kocham *.*. Michelle jest cudowna, Michael kochany <3 Jeeej. Ja tu z utęsknieniem czekam kiedy się serio, serio do siebie zbliżą. :). <3.
    Czekam z niecierpliwością na następną notkę. Życzę duużo weny i Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem wreszcie, bądź dumna.
    Eee, gdzie gorące akcje i 50 twarzy Jacksona? Mimo to notka świetna jak zawsze, tak cudnie to wszystko opisujesz. Nie mogę się doczekać kolejnej. Ale te urodziny Madonny. Oj, chyba wiem co się wydarzy.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Alex ;)

    OdpowiedzUsuń

Mia land-of-grafic